Tylko, czy zechcą? Ja staram się synów wychować tak, żeby kryzys męskości im nie zagroził. Tylko, skoro to ja dokładam starań, to czy można powiedzieć, że to mężczyźni będą zaradzać kryzysowi męskości
Moi synowie sa jeszcze mali, ale tych 3. Starszych co raz smielej oddaje meskiemu swiatu - wiecej z ojcem, trenerem, harcerzami. Nie mam złudzeń, sama mogę z nich zrobić nie_baby. By zmeznieli potrzebują mężczyzn.
Jednak mam wrażenie, że i tak pierwszy ruch zwykle należy do kobiety. Nasz domowo-placówkowy świat jest mocno sfeminizowany. Jeśli chcemy, by naszych synów mężczyźni mogli wychować na mężczyzn, to musimy o to aktywnie zawalczyć. Moi synowie robią różne męskie prace z ojcem, ale to dość kosztowny proces. To ja muszę zadbać o to, żeby skoordynować ich grafiki tak, żeby mieli szanse wspólnie coś porobić. I męża dopilnować, żeby nie zapomniał i znalazł czas.
Pewnie się nie znam, bo mam małych synów, ale jak na nich patrzę, to widzę 100% małego mężczyzny, w osobowości, zdolnościach, upodobaniach. Może nie musimy jako matki robić nic specjalnego, może wystarczy tego nie psuć?
A nie bierzemy sobie jako matki za dużo na głowę? Z tym, że żeby ojciec mógł z syna zrobić mężczyznę, to my musimy męża dopilnować? To nie jest jakaś sprzeczność wewnętrzna?
Kiedyś obawiałam się, że nie będę umiała wychować syna, bo jestem taka miękka i wyrozumiała. Gdy zwierzyłam się z tego przyjaciółce, powiedziała mi: "Ty nie możesz nic zrobić, żeby wychować syna na mężczyznę. To należy do ojca". To było bardzo wyzwalające A Wy mi tu teraz, że jednak nie
Mój mąż lubi pracować sam, bo zrobi to szybciej i nikt mu głowy nie zawraca pytaniami, a jak wiadomo pracy przy domu zawsze mnóstwo. Moja rola była w tym taka, żeby dopilnować by męskie zadania wykonywał z synami choćby kosztem czasu realizacji. Zaczyna już zauważać i doceniać, że ma z nich coraz więcej prawdziwej pomocy. Ale nie ukrywam kilka rozmów na ten temat mieliśmy. Chyba trochę otrzeźwił go fakt, że więcej ciast ze mną upiekli niż z nim gwoździ wbili.
Warunek, że ojciec ma czas i chęć syna wychowywać. Do roboty go ze sobą nie weźmie przecież.
No to wychodzi nam z tego, że może jednak lepiej jak ta matka niemaleńkich dzieci odciąży ciut ojca w zarabianiu, zamiast ona na stałe w domu a on ciągle w pracy? Więc może ci ojcowie w domu to wbrew pozorom dobre remedium na kryzys męskości a nie odwrotnie?
Znam inną sytuację. Tata: chodź pomożesz mi Mama: no co ty, gdzie będzie szedł, ubrudzi się, zmęczony jest, będzie chory itd... skutek kłótnia, a następnym razem dla jej uniknięcia tata idzie sam.
Po uświadomieniu sobie szkód następuje praca u podstaw, ale z nastolatkiem, dorosłym dużo ciężej. Tutaj błogosławieństwem staje się mądra dziewczyna, która staje się wzorcem i jedynie ona jest w stanie naprostować mocno głupotę rodziców.
Elunia, Małgorzata, właśnie dlatego wrzuciłam link bez komentarza EDT. Sugestia, że to pochwała szweckiego modelu dowodzi tylko, że to wy nie rozumiecie
Bagata powiedział(a): No to wychodzi nam z tego, że może jednak lepiej jak ta matka niemaleńkich dzieci odciąży ciut ojca w zarabianiu, zamiast ona na stałe w domu a on ciągle w pracy? Więc może ci ojcowie w domu to wbrew pozorom dobre remedium na kryzys męskości a nie odwrotnie?
Bym się mogła zgodzić, gdyby chodziło o systemowe odciążenie ojca - zapewnienie mu takiego dochodu z pracy po 8 godzin dziennie, żeby mógł utrzymać rodzinę + zluzowanie tego społecznego parcia na kasę i różne dobra materialne. Jak piszesz, że to matka małych dzieci ma odciążyć ojca z obowiązku utrzymania rodziny, to się zgodzić nie mogę. Ona jest potrzebna dzieciom w domu! W każdym razie, gdy są małe. Jak odchowane, to mogę dyskutować.
@jukaa - też zdarza mi się pracować. Ale raczej nie dlatego, żeby męża odciążać, bo on sobie, na szczęście, świetnie radzi z utrzymaniem naszej rodziny. Ot, warto utrzymać kontakt z zawodem, żeby po odchowaniu dzieci dało się w miarę płynnie wrócić na rynek pracy i nie być obciążeniem dla męża. Inna rzecz, że mąż ma pracę taką, że niezależnie od mojej pracy i tak będzie w niej uwiązany całe dnie. Taka specyfika prywatnego przedsiębiorcy.
Juka, masz już duże dzieci. I troje to nieco mniej niż 6 np. Udawało mi się do czworga pracować, oczywiście że szkoda dla dzieci, ale myślałam że muszę i powinnam. Gdy dzieci są małe i jest ich więcej nie można ich zostawić.
U nas w kwestii męskości sprawdza się harcerstwo Mieli trudne momenty, ale teraz widzę jak dobrze było ich przycisnac. Szczególnie u najstarszego procentuje.
A ja zupełnie nie rozumiem takiego myślenia, że to, że kobieta robiąc karierę, czy ucząc się prac typowo męskich, w jakiś sposób odbiera "męskość" mężczyźnie. To męskość ma polegać na tym, że zniechęca się kobietę do rozwijania w tym, co ją interesuje, żeby przypadkiem nie okazała się równa/lepsza? Dla mnie to jakieś chore kompleksy, a nie męskość.
Dla mnie męskość to przede wszystkim odpowiedzialność. Dlatego dla mnie bardziej męski będzie chuderlawy mężczyzna w rurkach (wybitnie nie lubię) popijający sojowe latte, który jednak dba o dzieci i kobietę, wspiera rodzinę i nie waha się przejąć domowych obowiązków, niż muskularny leniwy "maczo", który prać rzeczy dzieci nie będzie, bo to "niemęskie".
------ U mnie w domu dobrze sprawdza się model, w którym obydwoje pracujemy, choć żadne z nas w typowym rytmie etatowym. Dzięki temu obydwoje dbamy o budżet i możemy się rozwijać, i przede wszystkim, mamy czas na budowanie relacji z dziećmi. Mój Wojtek ma wiele typowo "męskich" umiejętności i pasji, które kształtują jego charakter: lata na małych samolotach, jest genialny z fizyki, uprawia sport, w przeszłości trenował wyczynowo pływanie. Naprawdę nie sądzę, że poczucie męskości mogłoby mu odebrać prasowanie dziecięcych ciuchów XD Albo fakt, że ja się zajmę wbijaniem gwoździ XD
@Tola - musiałabyś poznać mojego Józefa. Wtedy byś sama oceniła, czy przez fakt, że dużo mi pomaga w domu (w tym również przy garach, sprzątaniu, praniu i przy małych dzieciach) nabył cech kobiecych Moim zdaniem, jeśli nabył, to tych pozytywnych - komunikatywności, wrażliwości, kompetencji w sprawach okołodomowych, umiejętności zaopiekowania się małymi dziećmi - natomiast na pewno nie zniewieściał, nie skapcaniał i nie nabrał niechęci do zadań typowo męskich. I wygląda też na mężczyznę, a nie na nie-wiadomo-co-w-rurkach-z-zapuszczonym-brzuchem.
@Elunia - gdybyś mnie spotkała za młodu na wakacjach u babci, jak jeździłam traktorem i potrafiłam najszybciej we wsi wóz słomy rozładować, to też mogłabyś się martwić, że na babochłopa wyrosnę, bo mi się role pomieszają. Się nie pomieszały.
@Tola - co zagraża męskości w placówkach? Całe współczesne podejście - od feminizacji szkół (że o przedszkolach nie wspomnę),poprzez oczekiwanie od chłopców, że będą się zachowywać jak dziewczynki, aż po propagowane wzorce kulturowe.
Szczerze mówiąc ja tego nie dostrzegam, a na pewno nie w takim stopniu, o jakim Ty mówisz. Owszem, w przedszkolach pracuje więcej kobiet niż mężczyzn, ale nie spotkałam się chyba z oczekiwaniem od chłopców, by zachowywali się jak dziewczynki. Mam syna w przedszkolu i nie widzę tego, o czym mówisz. Może jakbyś podała konkretny przykład sytuacji, w której się to przejawia, mogłabym bardziej zrozumieć to "zagrożenie"
@jukaa - się zgadzam, że w jednej rodzinie tak, a w innej inaczej. Ale pomijając, jak w każdej rodzinie, to ważne jest, żeby dzieci miały dwoje rodziców i ważne, żeby synowie mieli szanse uczyć się również od ojca. Co się, jak dla mnie, nie przekłada na to, że należy tych ojców obowiązkowo wysyłać na urlopy rodzicielskie. Była mądrość w tej dawnej zasadzie, że kobieta wychowywała syna do wieku ok. 7 lat, a potem przechodził on na wychowanie ojca. @Colargol - jak nie widzisz problemu, to tylko się ciesz. Ja widzę. Dlatego moje dzieci uczą się w domu.
Tak sobie pomyślałam, że pogubienie ról nie wynika z tego, że faceci niewieścieją wykonując babskie zajęcia a dziewczyny zmieniają się w babochlopa przy męskich. To unikanie, to brak powoduje. Chłopiec nie nabywa typowych dla mężczyzny cech. A dziewczyna neguje konieczność nabycia typowo kobiecych. Mężczyzna boi się być twardym a kobieta miękka. Ot co.
Owszem, premiowane jest zachowanie spokojne, opanowanie, to wynika z tego, że klasy jednak są duże, a trudno prowadzić lekcje w chaosie.
No, to sobie sama odpowiadasz, co jest złego w szkole dla prawidłowego wychowania chłopca. Chłopca szczególnie, choć i dla dziewcząt, jak dla mnie, nie ma w szkole nic szczególnie cennego. A względem nadopiekuńczych rodziców, to generują oni znacznie więcej problemów niż kryzys męskości. Wychowują pokolenie nadwrażliwych na własnym punkcie i egocentrycznych darmozjadów. I to już widać pomału w pokoleniu wchodzącym na rynek pracy. Oczywiście, ubiegnę zarzuty, są wyjątki. Mówię o ogólnej tendencji.
Całkowicie się zgadzam Katarzyna. Tylko szerzej (dużo) rozumiem rolę ojca i męskośc niż tylko zarabianie.
Też dużo szerzej rozumiem. Ale jakoś nie wydaje mi się potrzebne, żeby ojciec brał urlop rodzicielski celem pełnoetatowego opiekowania się dzieckiem do lat 3, czy nawet 5.
@Katarzyna dlatego dopytuję, by poznać Twoją argumentację, a także by może dostrzec coś, co mi umyka.
Uważam, że edukacja domowa w niektórych przypadkach może być dobrym rozwiązaniem, ale nawet będąc bardzo dobrze wykształconym dwóm rodzicom ciężko jest przekazać tyle wiedzy z różnych dziedzin, co wielu specjalistom. Na razie jestem generalnie zadowolona z przedszkola mojego syna, w przyszłości różne opcje wchodzą w grę, chociaż raczej dobra szkoła.
@Tola - wielkimi krawcami i kreatorami mody też są głównie mężczyźni - prawda? A jednak, jak guzik od koszuli odpadnie, to dziecko do mamusi poleci, a nie do tatusia. Co za niesprawiedliwość!
Komentarz
Ja staram się synów wychować tak, żeby kryzys męskości im nie zagroził. Tylko, skoro to ja dokładam starań, to czy można powiedzieć, że to mężczyźni będą zaradzać kryzysowi męskości
Nie mam złudzeń, sama mogę z nich zrobić nie_baby. By zmeznieli potrzebują mężczyzn.
Nie ma rytuału przejścia i trzeba trochę popchnać, by zaskoczyło.
Kiedyś obawiałam się, że nie będę umiała wychować syna, bo jestem taka miękka i wyrozumiała. Gdy zwierzyłam się z tego przyjaciółce, powiedziała mi: "Ty nie możesz nic zrobić, żeby wychować syna na mężczyznę. To należy do ojca". To było bardzo wyzwalające A Wy mi tu teraz, że jednak nie
Tata: chodź pomożesz mi
Mama: no co ty, gdzie będzie szedł, ubrudzi się, zmęczony jest, będzie chory itd... skutek kłótnia, a następnym razem dla jej uniknięcia tata idzie sam.
Po uświadomieniu sobie szkód następuje praca u podstaw, ale z nastolatkiem, dorosłym dużo ciężej.
Tutaj błogosławieństwem staje się mądra dziewczyna, która staje się wzorcem i jedynie ona jest w stanie naprostować mocno głupotę rodziców.
EDT. Sugestia, że to pochwała szweckiego modelu dowodzi tylko, że to wy nie rozumiecie
U nas w kwestii męskości sprawdza się harcerstwo
Mieli trudne momenty, ale teraz widzę jak dobrze było ich przycisnac. Szczególnie u najstarszego procentuje.
Dla mnie męskość to przede wszystkim odpowiedzialność. Dlatego dla mnie bardziej męski będzie chuderlawy mężczyzna w rurkach (wybitnie nie lubię) popijający sojowe latte, który jednak dba o dzieci i kobietę, wspiera rodzinę i nie waha się przejąć domowych obowiązków, niż muskularny leniwy "maczo", który prać rzeczy dzieci nie będzie, bo to "niemęskie".
------
U mnie w domu dobrze sprawdza się model, w którym obydwoje pracujemy, choć żadne z nas w typowym rytmie etatowym. Dzięki temu obydwoje dbamy o budżet i możemy się rozwijać, i przede wszystkim, mamy czas na budowanie relacji z dziećmi. Mój Wojtek ma wiele typowo "męskich" umiejętności i pasji, które kształtują jego charakter: lata na małych samolotach, jest genialny z fizyki, uprawia sport, w przeszłości trenował wyczynowo pływanie. Naprawdę nie sądzę, że poczucie męskości mogłoby mu odebrać prasowanie dziecięcych ciuchów XD Albo fakt, że ja się zajmę wbijaniem gwoździ XD
Szczerze mówiąc ja tego nie dostrzegam, a na pewno nie w takim stopniu, o jakim Ty mówisz. Owszem, w przedszkolach pracuje więcej kobiet niż mężczyzn, ale nie spotkałam się chyba z oczekiwaniem od chłopców, by zachowywali się jak dziewczynki. Mam syna w przedszkolu i nie widzę tego, o czym mówisz. Może jakbyś podała konkretny przykład sytuacji, w której się to przejawia, mogłabym bardziej zrozumieć to "zagrożenie"
@Colargol - jak nie widzisz problemu, to tylko się ciesz. Ja widzę. Dlatego moje dzieci uczą się w domu.
To unikanie, to brak powoduje. Chłopiec nie nabywa typowych dla mężczyzny cech. A dziewczyna neguje konieczność nabycia typowo kobiecych.
Mężczyzna boi się być twardym a kobieta miękka. Ot co.
A względem nadopiekuńczych rodziców, to generują oni znacznie więcej problemów niż kryzys męskości. Wychowują pokolenie nadwrażliwych na własnym punkcie i egocentrycznych darmozjadów. I to już widać pomału w pokoleniu wchodzącym na rynek pracy. Oczywiście, ubiegnę zarzuty, są wyjątki. Mówię o ogólnej tendencji.
Uważam, że edukacja domowa w niektórych przypadkach może być dobrym rozwiązaniem, ale nawet będąc bardzo dobrze wykształconym dwóm rodzicom ciężko jest przekazać tyle wiedzy z różnych dziedzin, co wielu specjalistom. Na razie jestem generalnie zadowolona z przedszkola mojego syna, w przyszłości różne opcje wchodzą w grę, chociaż raczej dobra szkoła.
A jednak, jak guzik od koszuli odpadnie, to dziecko do mamusi poleci, a nie do tatusia. Co za niesprawiedliwość!