Nie wiem. Ja jakąś super zdolna może też nie byłam. I może jestem tzemislnikiem w dodatku kolejny rok w domu. Ale dziś zaakompanioealam na fortepianie który nie jest moja specjalnością mojej córce z koleżankami do warszawskich dzieci. Wyszło super i jestem szczęśliwa. Moja fa tez miała dziś popis z gitary i choć też nie jest jakimś Mozartem to mimo zmęczenia i mocy wrażeń wyszło fajnie. Lepiej niż powinno. Ja mimo jakichś tam minusów kocham te szkole. Sama ja kończyłam i dzieciom szykuje ten sam ciężki los. %-)
Mnie "odczarowało" myślenie, że "tylko SM" ,spotkanie z przyjaciółmi, których syn grał w MDKu właśnie, i to na pianinie/ fortepianie. Miał wspaniałego nauczyciela, który był muzykiem (a nie tylko nauczycielem instrumentu), i pokazał mu radość grania i szeroki horyzont. Chłopak dostał się potem do II st., i wycina, aż miło. My na razie SM, bo tę ścieżkę (oraz samą szkołę) znam. Ale rozważałam, przy mniejszych niż teraz dzieciach lekcje w domu. Tylko prędzej starsi zdali do SM niż się dorobiliśmy pianina. (Tzn. pianina dalej nie mamy, ale w planach jest stale).
W przypadku dużych odległości od SM wiele naszych znajomych ma lekcje w domu właśnie. Gdyby u nas w szkole był warunek uczestnictwa rodzica w lekcjach na pewno byśmy się nie zdecydowali. (Wystarczył mi rok zajęć logopedycznych, na których musiałam być, i to z małym dzieckiem na ręku, bo innej opcji nie było - i nigdy więcej.)
Serio warunkiem jest obecność rodzica? Ja bym aferę zrobiła o dyskryminację niejedynaków :P U nas wygląda to tak, że co 2 tydzień mąż jest w domu z młodszymi i ja zabieram się ze starszym i z książką, którą czytam sobie w bufecie pojąc kawę i to jest mój czas dla siebie, a kiedy Łukasz jest w pracy, to kombinuję. Kiedy była pogoda, grałam z nimi w piłkę pod szkołą, brałam ich na plac zabaw. Potem zaoferowała pomoc wielodzietna mama i zgarniała mi 2, jedno brałam na popołudnie z mamą, a Maks na lekcje. Czasem wbiłam się to szwagierki mieszkającej niedaleko, czasem męczyłam się 2,5h z dziećmi na korytarzu... Generalnie czekam na pogodę i kiedy P. zacznie chodzić. Bo to raczkowanie po tych korytarzach... A Maks szkołę kocha, gra kiedy ma ochotę i cieszę się, że udało nam się odkryć jego pasję. Na szkołę muzyczną namówiła nas nauczycielka przychodzaca do domu uczyć.
Szczerze mówiąc widzę jeden minus: człowiek staje się mało odporny na kicz w muzyce. Czasem to przeszkadza. Np. idzie gdzieś na nabożeństwo, a tam jakiś zespół/schola/wykonawca krzyczą/zawodzą/wyją i nazywają to śpiewem-modlitwą. To trochę boli.
To u nas w środowisku jednak całkiem dobrze zespoły dobrane i bez kiczu. Raz było ciężko ale nawet nie że zawodzenie, normalne weselne granie ale strasznie głośno.
Ja wrócę do problemu keyboardu. Czy nie można uczyć się na nim grać podobnie jak na pianinie? Bez przygrywajek i bajerów? Gdy się nie ma pianina, to lepszy keyboard niż nic. Nasza U chodziła kiedyś na takie zajęcia umuzykalniające do domu kultury, na których grała z nauczycielem na pianinie, ale potem w domu ćwiczyła na keyboardzie, bo pianina nie mieliśmy. Zawsze coś. Rozważamy teraz podobne zajęcia dla jednego z młodszych dzieci.
Za to my mamy problem z młodą skrzypaczką lat 10. Uczy się od roku. Na początku pełna zapału, teraz go straciła i chce zrezygnować w kolejnym roku szkolnym. Idzie jej średnio. Mam wrażenie, że gdyby nie moje zaangażowanie w jej codzienne ćwiczenia, szło by jej naprawdę kiepsko. A może przesadzam? Kiedy młody skrzypek zaczyna wreszcie trafiać w dźwięki? Dziewczyna ma słuch, więc powinna słyszeć... Skrzypce to bardzo trudny instrument. Może zmienić na inny? Pozwolić zrezygnować? Zmusić? Uczymy się w domu z nauczycielem. Tu w Irlandii nie ma takich SM jak w Pl. Przynajmniej nie w naszej okolicy.
Serio warunkiem jest obecność rodzica? --------------------------------- Nikt rodziców do niczego nie zmusza. W niektórych klasach (smyczki, smyczki, smyczki) nauczyciele informują i proszą, by jeden z rodziców był obecny na lekcji instrumentu w kl. I-III. Na każdej wywiadówce jest o tym mowa. Nawet moja teściowa chodząc z maluchami też tak miała (mąż gra na wiolonczeli). I serio - widzę różnicę. Początki są ważne, szczególnie na tych trudnych instrumentach (wiem, że każdy jest trudny, ale niektóre szczególnie). To ja ćwiczę z dziećmi w domu - muszę wiedzieć, co robią nie tak. Lekcja to tylko chwila, a gdy dziecko zaczyna grać w wieku 6 lat to naprawdę nie jest w stanie ogarnąć całej techniki grania. Ktoś to musi monitorować. Chyba, że macie wyjątkowo zdolne dzieci. Moich trzeba na początku dobrze ustawić. Błędy techniczne mogą się ciągnąć jeszcze długo i obrzydzać codzienną pracę. Mam też jeden egzemplarz, który gra na skrzypcach kopiąc równocześnie piłkę, to wiem.
Lubię SM. Uspokaja mnie i relaksuje już tyle lat:) Uwielbiam słuchać dzieci - teraz grają już całkiem fajnie. Dwa lata wysiłku, a teraz już dla mnie luz. Przychodzę zerknąć, porozmawiać z nauczycielem.
Za to my mamy problem z młodą skrzypaczką lat 10. Uczy się od roku. Na początku pełna zapału, teraz go straciła i chce zrezygnować w kolejnym roku szkolnym. Idzie jej średnio. Mam wrażenie, że gdyby nie moje zaangażowanie w jej codzienne ćwiczenia, szło by jej naprawdę kiepsko. A może przesadzam? Kiedy młody skrzypek zaczyna wreszcie trafiać w dźwięki? Dziewczyna ma słuch, więc powinna słyszeć... Skrzypce to bardzo trudny instrument. Może zmienić na inny? Pozwolić zrezygnować? Zmusić? Uczymy się w domu z nauczycielem. Tu w Irlandii nie ma takich SM jak w Pl. Przynajmniej nie w naszej okolicy.
Chcesz naprawdę wiedzieć?
Uwierz mojej wieloletniej praktyce... Jest zawsze pod górką.
O, @annabe, może zdajecie do szkoły nr 3? My właśnie też po przesłuchaniach i jestem zaszokowana tłumem i konkurencją, 4-5 dzieci na miejsce, z tego, co słyszałam, wiele z nich zdaje już kolejny raz, przygotowują się latami. Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli jakiekolwiek szanse. Jakoś tak mnie forum przekonało, że warto, ale teraz żałuję, bo wydaje mi się, że dostanie się tam kosztuje naprawdę dużo wysiłku i stresu.
No jasne, ma albo nie ma, ale jak takich, co mają jest bardzo dużo, to trzeba się wyróżniać. Zła jestem trochę. To mnie utwierdza w przekonaniu, że to całe kształcenie muzyczne powinno być przeorganizowane tak, żeby umożliwić większej liczbie dzieci podstawową edukację i dać szansę na rozwijanie zainteresowań muzycznych, niekoniecznie pod kątem zawodowstwa.
No nie wiem. Byłam na przesłuchaniach i słyszałam, jak dzieci śpiewają, wszystkie po kolei śpiewały bardzo ładnie i czysto. Jakoś będą musieli spośród nich wybrać te najlepsze. Trochę to taki wyścig szczurów.
Skończyłem szkołę muzyczną w wersji "młodzieżowej", w jedynym w historii cyklu 3-letnim.
Grałem na klarnecie - nigdy potem już się tego nie dotknąłem. Ostatnio spróbowałem gdzieś wydobyć dźwięk - nidyrydy. Ale też w ramach instrumentu dodatkowego miałem pianino. I właśnie sobie kupiłem cyfrowe i znowu gram. Ech. Wirtuozem to już nie będę - zresztą przy uczeniu się samemu nie idzie raczej złapać odpowiedniej techniki i nie robić błędów, które w przyszłości skończą się "ścianą" w prędkości i wyczuciu. Zatem pewnie pop & jazz.
Ale ja z tych dzieciaków, które się same zapisały na przesłuchanie. Potem tylko zdziwionym rodzicom przyszło zawiadomienie, że przesłuchanie jest wtedy i wtedy. W trakcie przesłuchania śpiewałem "Świnka skarbonka gdy głodna to jest zła".
Tylko dwoje moich dzieci dostało się za pierwszym razem do SM. Dwoje za drugim - dlatego, że przyszliśmy na egzamin z ulicy.
Na egzaminach u nas jest tak: Wszystkie dzieci chcące dostać się na fortepian, grają już wcześniej kilka lat. Większość dzieci na skrzypce, przychodzi na egzamin ze skrzypcami. Na początku był to dla mnie szok - myślałam naiwnie, że szkoła jest po to, by dzieci nauczyły się grać (tak też mówiono mi w sekretariacie szkoły). Praktyka okazała się kompletnie inna. Teraz na egzamin przychodzimy przygotowani - zazwyczaj rok grania wystarcza, bo dzieci mam raczej osłuchane i dość zdolne. Choć leniwe:)
Mam dzieci w klasach fortepianu, wiolonczeli i skrzypiec (2). Z tego najtrudniejsze są skrzypce.
U nas w Toruniu dzieci nie muszą grać wcześniej (nawet lepiej żeby nie uczyły się wcześniej, bo mogą mieć "złe nawyki" ). Jest jakiś kurs przygotowujący, ale moje nie chodziły - dostały się "z ulicy" - podobnie jak wiele innych dzieci. Także ten.... Dziwnie u Was, @Monira
U nas jest Towarzystwo. Jakby prywatna szkoła gry w szkole muz. Uczą Ci sami nauczyciele. Większość dzieci zdających na te bardziej oblegane instrumenty jest po nauce w Towarzystwie SM. Niestety. Na mniej oblegane instrumenty można się dostać z ulicy. Tak jest u nas i w sąsiednich miastach podobnie. Znów niestety.
Bez sensu te wstępne już dla grających... Jedyne co je różni od reszty to to że już się uczyły.. O talencie w żadnym stopniu nie świadczy. Ja też uważam że SM 1st. Powinno być tyle ile chętnych jedna na trzy dzielnice.. Zarzniete mamy w pl wychowanie muzyczne, a takie umuzykalniajace szkoły dopiero pomagają wyłapać talenty i rozwijają bardzo... Tymczasem odsiew czasem jak na medycynę bez sensu...
Komentarz
My na razie SM, bo tę ścieżkę (oraz samą szkołę) znam.
Ale rozważałam, przy mniejszych niż teraz dzieciach lekcje w domu. Tylko prędzej starsi zdali do SM niż się dorobiliśmy pianina. (Tzn. pianina dalej nie mamy, ale w planach jest stale).
W przypadku dużych odległości od SM wiele naszych znajomych ma lekcje w domu właśnie.
Gdyby u nas w szkole był warunek uczestnictwa rodzica w lekcjach na pewno byśmy się nie zdecydowali. (Wystarczył mi rok zajęć logopedycznych, na których musiałam być, i to z małym dzieckiem na ręku, bo innej opcji nie było - i nigdy więcej.)
Jednocześnie to jednak mobilizuje do pracy.
---------------------------------
Nikt rodziców do niczego nie zmusza. W niektórych klasach (smyczki, smyczki, smyczki) nauczyciele informują i proszą, by jeden z rodziców był obecny na lekcji instrumentu w kl. I-III. Na każdej wywiadówce jest o tym mowa. Nawet moja teściowa chodząc z maluchami też tak miała (mąż gra na wiolonczeli). I serio - widzę różnicę. Początki są ważne, szczególnie na tych trudnych instrumentach (wiem, że każdy jest trudny, ale niektóre szczególnie). To ja ćwiczę z dziećmi w domu - muszę wiedzieć, co robią nie tak. Lekcja to tylko chwila, a gdy dziecko zaczyna grać w wieku 6 lat to naprawdę nie jest w stanie ogarnąć całej techniki grania. Ktoś to musi monitorować. Chyba, że macie wyjątkowo zdolne dzieci. Moich trzeba na początku dobrze ustawić. Błędy techniczne mogą się ciągnąć jeszcze długo i obrzydzać codzienną pracę. Mam też jeden egzemplarz, który gra na skrzypcach kopiąc równocześnie piłkę, to wiem.
Lubię SM. Uspokaja mnie i relaksuje już tyle lat:) Uwielbiam słuchać dzieci - teraz grają już całkiem fajnie. Dwa lata wysiłku, a teraz już dla mnie luz. Przychodzę zerknąć, porozmawiać z nauczycielem.
Uwierz mojej wieloletniej praktyce... Jest zawsze pod górką.
Ludzi duzo..
Zła jestem trochę. To mnie utwierdza w przekonaniu, że to całe kształcenie muzyczne powinno być przeorganizowane tak, żeby umożliwić większej liczbie dzieci podstawową edukację i dać szansę na rozwijanie zainteresowań muzycznych, niekoniecznie pod kątem zawodowstwa.
Grałem na klarnecie - nigdy potem już się tego nie dotknąłem. Ostatnio spróbowałem gdzieś wydobyć dźwięk - nidyrydy.
Ale też w ramach instrumentu dodatkowego miałem pianino. I właśnie sobie kupiłem cyfrowe i znowu gram. Ech.
Wirtuozem to już nie będę - zresztą przy uczeniu się samemu nie idzie raczej złapać odpowiedniej techniki i nie robić błędów, które w przyszłości skończą się "ścianą" w prędkości i wyczuciu. Zatem pewnie pop & jazz.
Ale ja z tych dzieciaków, które się same zapisały na przesłuchanie. Potem tylko zdziwionym rodzicom przyszło zawiadomienie, że przesłuchanie jest wtedy i wtedy. W trakcie przesłuchania śpiewałem "Świnka skarbonka gdy głodna to jest zła".
Dwoje za drugim - dlatego, że przyszliśmy na egzamin z ulicy.
Na egzaminach u nas jest tak:
Wszystkie dzieci chcące dostać się na fortepian, grają już wcześniej kilka lat.
Większość dzieci na skrzypce, przychodzi na egzamin ze skrzypcami.
Na początku był to dla mnie szok - myślałam naiwnie, że szkoła jest po to, by dzieci nauczyły się grać (tak też mówiono mi w sekretariacie szkoły). Praktyka okazała się kompletnie inna. Teraz na egzamin przychodzimy przygotowani - zazwyczaj rok grania wystarcza, bo dzieci mam raczej osłuchane i dość zdolne. Choć leniwe:)
Mam dzieci w klasach fortepianu, wiolonczeli i skrzypiec (2).
Z tego najtrudniejsze są skrzypce.
Mam wrażenie, że dużo się zmieniło. W każdym razie ze zgroza obserwuję egzaminy.
W tym roku nie mamy wstępnych . Dopiero za rok.
Na mniej oblegane instrumenty można się dostać z ulicy. Tak jest u nas i w sąsiednich miastach podobnie. Znów niestety.