Dobry temat, właśnie szukam dobrej poradni, specjalistów dla małżeństwa w poważnym kryzysie (bardzo poważnie mówią o rozwodzie, a bliscy takie rozwiązanie im doradzają). Niestety poradnie psychologiczne odpadają, bo raczej też nie probuja pomoc. Bardzo trudna sytuacja, ale wiem, ze dla Boga nie ma rzeczy niemozliwych.
Rozwód nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem a już w szczególności dla dzieci. Zmiana myślenia to taka sama alternatywa jak rozwód. Oczywiście dużo trudniejsza.
Dobrym może i nie jest,, ale czasem jedynym. Patrz przykład Karoliny Piaseckiej. To, co przeżywała tą kobieta i na co codziennie patrzyły jej dzieci przechodzi ludzkie pojęcie.
Natomiast co do meritum się zgadzam i też uważam, że ludzie decyzję o rozstaniu podejmują zbyt pochopnie, co moim zdaniem wynika z wielkiej niedojrzalosci i braku odpowiedzialnisci.
oczywiście uważam rozwód za dopuszczalny w skrajnych przypadkach jak: bicie, alkoholizm, narkomania czy hazard, notoryczne zdrady, ukryty homoseksualizm jednej ze stron, natomiast pozostałe kwestie, w tym przede wszystkim opacznie rozumiane "prawo do szczęścia" uważam za do przepracowania przez obie strony
w ogóle jak słyszę o "prawie do szczęścia" z ust żonatego 40latka lub zamężnej 40latki - matki czy ojca to mi skóra cierpnie! jak ktoś założył rodzinę, i nie ma poważnych powodów jak wyżej, to w pierwszej kolejności powinien realizować prawo do szczęścia założonej rodziny, a dopiero potem prawo do swojego szczęścia w triathlonach, czy z kochanką\kiem
bardzo mnie to wzburzyło, bo wczoraj dowiedziałam się, że rozwodzi się 3 para naszych znajomych, tacy co to zawsze razem - 3 pary w 3 lata! wieloletni staż i dzieci!!!
Nie rozumiem loziomu naiwności że t rozwód to koniec problemów. Przykłady wokol pokazują że to dopiero początek prawdziwych.
w sumie chyba żaden ze znajomych którzy się rozwodzili nie uważał rozwodu za koniec problemów. Ja też nie myślę ze teraz to dopiero będę miała super życie, wręcz przeciwnie, ale po latach walki, terapii, rozmów itd mam juz dość. I uważam ze zrobiłam co mogłam żeby sytuacje uzdrowić, więcej już nie mogę i nawet nie chcę.
Znam parę rozwiedzionych par dla których sam rozwód nie był żadnym dramatem, raczej zakończeniem totalnej pomyłki jaką było zawarcie małżeństwa. Niektórzy nie mieli na szczęście dzieci. Teraz żyją w wieloletnich związkach małżeńskich lub niemałżeńskich. Są też osoby które żałują, że ich rodzice się nie rozwiedli lub chociaż nie zdecydowali się na separację. Może wtedy mieliby mniej pokiereszowaną psychikę i lepszy obraz małżeństwa, niż wieczna przemoc, kłótnie, nienawiść.
Są też osoby które żałują, że ich rodzice się nie rozwiedli lub chociaż nie zdecydowali się na separację. Może wtedy mieliby mniej pokiereszowaną psychikę i lepszy obraz małżeństwa, niż wieczna przemoc, kłótnie, nienawiść.
Rozumiem że nie zdecydowali się na rozród, a na co się zdecydowali? Jaką terapię przeszli, jakie kursy, gdzie się udalu po pomoc?
@j2017 To wiesz, to jest taka rozmowa: - Jak kot ma chorą wątrobę trzeba uśpić, inaczej cierpi. Żałuję, że mojego nie uśpiłam, przez rok się męczył i dzieciom było przykro na to patrzeć. - Ale wiesz, że kota można leczyć, trzeba dać zastrzyki. - Wtedy to nikt o zastrzykach nie mówił, zresztą nie każdy lubi zastrzyki. ,
Są też osoby które żałują, że ich rodzice się nie rozwiedli lub chociaż nie zdecydowali się na separację. Może wtedy mieliby mniej pokiereszowaną psychikę i lepszy obraz małżeństwa, niż wieczna przemoc, kłótnie, nienawiść.
Rozumiem że nie zdecydowali się na rozród, a na co się zdecydowali? Jaką terapię przeszli, jakie kursy, gdzie się udalu po pomoc?
O to właśnie chodzi, że potrzebują pomocy i mają problemy z budowaniem własnych związków. O co chodzi z "nie zdecydowali się na rozród"?
A poza tym syty glodnego nie zrozumie. Ktos kto mial w miare dobre dziecinstwo, uwaza, ze jezeli jest dobra wola to mozna zapomniec o tym co bylo zle ale niestety to tkwi w tym skrzywdzonym czlowieku i daje znac w trudnych momentach. Tak samo ci co maja w miare udane malzenstwo mysla, ze wystarcza dobre checi a mozna pokonac kryzys. To jest jednak duzo bardziej skomplikowane, zalozmy ze jedem malzonek chce zmian a drugi nie i tsk mijaja lata i jest tylko gorzej, a dzieci cierpia.
W mojej okolicy doszlo niedawno do tragedii, naduzywajacy alkoholu, przemocowy maz, zadluzajacy notorycznie rodzine, zastal znaleziony martwy. Zona zostala oskarzona o zabojstwo. Byc moze dzieci zostana bez matki i ojca. Czy dobre bylo utrzymywanie takie toksycznego malzenstwa, nie sadze.
@Bridget To jest spłycanie problemòw ludzkich, do tych ziemniakòw właśnie. Nie siedzimy u kogoś w domu, żeby tak to spłycać, z pewnością problemòw jest sporo więcej ale to już wie dana para a nie my czy ten Dominikanin.
Zdrady i alkohol w małżeństwach z dłuższym stażem, ale dodam, wśród moich znajomych nikt się mimo tego nie rozwodzi. Póki dzieci są małe. A potem może będzie rozwodowy boom.
"Moje życie jest równie pokiereszowane jak moja twarz. Choćby mój nos. Złamany dwadzieścia siedem razy. Dwadzieścia trzy złamania to sprawa boksu: cztery, dzieło mojego ojca. Najbardziej brutalne razy dostałem od tego, który powinien wziąć mnie za rękę i powiedzieć kocham cię. "
i piszę z autopsji, ale jak droga inna, załozyć ręce i nie bo dzieciństwo miałam trudne, to jest dopiero pójście na łatwiznę
Och, kocham to porównywanie wszystkich sytuacji do swojej, tzn. ,,mi się udało, bo taka dzielna byłam, działałam i patrzcie i podziwiajcie jakam wspaniała (nie to ci o ta cała reszta nieudolnych malkontentów)''.
Tymczasem każda sytuacja naprawdę jest inna, a krzywdy z dzieciństwa też są bardzo różne i trudno się po niektórych podnieść w życiu dorosłym, a nawet we wczesnej młodości (widzę to w szkole, w liceum). Powiedzenie takiemu człowiekowi ,,idź i coś z sobą zrób zamiast narzekać'' to dopiero kopanie leżącego.
A robić faktycznie warto, tylko naprawdę ważne jest to, czy ktoś wyciągnie rękę i pomoże się pozbierać. Wbrew pozorom, trudno jest znaleźć osobę, która umie to zrobić dobrze i długofalowo. I osoby bardzo poranione w dzieciństwie (zwłaszcza takie, które nie widziały w domu normalnych relacji, miłości i pomagania sobie nawzajem) mogą mieć autentyczny problem z późniejszym wchodzeniem w związki, który nie wynika ze złej woli i braku zasad.
Z drugiej zaś strony, są też ludzie, którzy wszystkie swoje niepowodzenia życiowe będą zwalać na innych (np. na rodzinę), mimo że obiektywnie naprawdę żadna krzywda im się nie działa.
Komentarz
Natomiast co do meritum się zgadzam i też uważam, że ludzie decyzję o rozstaniu podejmują zbyt pochopnie, co moim zdaniem wynika z wielkiej niedojrzalosci i braku odpowiedzialnisci.
strasznie prawdziwy tekst niestety!!!
oczywiście uważam rozwód za dopuszczalny w skrajnych przypadkach jak: bicie, alkoholizm, narkomania czy hazard, notoryczne zdrady, ukryty homoseksualizm jednej ze stron, natomiast pozostałe kwestie, w tym przede wszystkim opacznie rozumiane "prawo do szczęścia" uważam za do przepracowania przez obie strony
w ogóle jak słyszę o "prawie do szczęścia" z ust żonatego 40latka lub zamężnej 40latki - matki czy ojca to mi skóra cierpnie! jak ktoś założył rodzinę, i nie ma poważnych powodów jak wyżej, to w pierwszej kolejności powinien realizować prawo do szczęścia założonej rodziny, a dopiero potem prawo do swojego szczęścia w triathlonach, czy z kochanką\kiem
bardzo mnie to wzburzyło, bo wczoraj dowiedziałam się, że rozwodzi się 3 para naszych znajomych, tacy co to zawsze razem - 3 pary w 3 lata! wieloletni staż i dzieci!!!
świat jest durny
własciwie tylko tyle mam do powiedzenia w tym temacie
Są też osoby które żałują, że ich rodzice się nie rozwiedli lub chociaż nie zdecydowali się na separację. Może wtedy mieliby mniej pokiereszowaną psychikę i lepszy obraz małżeństwa, niż wieczna przemoc, kłótnie, nienawiść.
To wiesz, to jest taka rozmowa:
- Jak kot ma chorą wątrobę trzeba uśpić, inaczej cierpi. Żałuję, że mojego nie uśpiłam, przez rok się męczył i dzieciom było przykro na to patrzeć.
- Ale wiesz, że kota można leczyć, trzeba dać zastrzyki.
- Wtedy to nikt o zastrzykach nie mówił, zresztą nie każdy lubi zastrzyki. ,
O co chodzi z "nie zdecydowali się na rozród"?
1. Dlaczego mąż zostawia żonę
2. Dlaczego żona zostawia męża:
"Moje życie jest równie pokiereszowane jak moja twarz. Choćby mój nos. Złamany dwadzieścia siedem razy. Dwadzieścia trzy złamania to sprawa boksu: cztery, dzieło mojego ojca. Najbardziej brutalne razy dostałem od tego, który powinien wziąć mnie za rękę i powiedzieć kocham cię. "
Tymczasem każda sytuacja naprawdę jest inna, a krzywdy z dzieciństwa też są bardzo różne i trudno się po niektórych podnieść w życiu dorosłym, a nawet we wczesnej młodości (widzę to w szkole, w liceum). Powiedzenie takiemu człowiekowi ,,idź i coś z sobą zrób zamiast narzekać'' to dopiero kopanie leżącego.
A robić faktycznie warto, tylko naprawdę ważne jest to, czy ktoś wyciągnie rękę i pomoże się pozbierać. Wbrew pozorom, trudno jest znaleźć osobę, która umie to zrobić dobrze i długofalowo. I osoby bardzo poranione w dzieciństwie (zwłaszcza takie, które nie widziały w domu normalnych relacji, miłości i pomagania sobie nawzajem) mogą mieć autentyczny problem z późniejszym wchodzeniem w związki, który nie wynika ze złej woli i braku zasad.
Z drugiej zaś strony, są też ludzie, którzy wszystkie swoje niepowodzenia życiowe będą zwalać na innych (np. na rodzinę), mimo że obiektywnie naprawdę żadna krzywda im się nie działa.
cholera wie co w Twojej głowie siedzi, ale ja tego nie powiedziałam
mówimy o braku wzorów w dzieciństwie, czy wszelakich nie wiem, WZORÓW postępowania, a Ty mi tu o krzywdach
nie imputuj mi braku zrozumienia ludzkich sytuacji