I skoro tak bardzo byli pewni że dziecko nie żyje to czemu nie chcieli oczyścić się z podejrzeń pozwalając na potwierdzenie tego przez obcego lekarza.
Czemu nie godzili się na pobranie próbki krwi i wysłanie do Włoch . To są kolejne dwa pytania które obciążają lekarzy.
A jak czytam że nie godzili się na transport do innego szpitala bo byłoby to zbyt obciążające dla dziecka to mnie krew zalewa, w czasie transportu mógłby umrzeć więc go trzymali w szpitalu żeby go uśmiercić. No totalny absurd.
Czyli w przypadku niektórych medycznych, nazwijmy to dolegliwości - to lekarze decydują o życiu i śmierci pacjenta. Przerażające, że kiedyś przypadkiem zycie jednego z moich dzieci lub mnie samej może zależeć od decyzji kilku lekarzy, nikt z rodziny może nie być poinformowany, może nie być obecny przy uśmiercaniu, może nie mieć wpływu i głosu. No, jak tu ufać służbie zdrowia.
4 dni po szczepieniu dziecko zapada na zapalenie mózgu. W szpitalu stwierdzają uszkodzenie mózgu. Chcą odłączyć dziecko , rodzice się nie godzą. Przez pół roku leży w szpitalu. Lekarze nie zgadzają się na powtórne badania genetyczne . Nie zgadzają się na transport chłopca do innego szpitala twierdzą że to by zagrażało chłopcu. Gdy rodzice podejmuja starania o udział w konsylium lekarskim lekarza z zagranicy . Lekarze zwołują konsylium tak aby niemożliwy był jego przyjazd , informują rodziców na 2 godziny przed. Informują że ma się zebrać komisja orzekająca o śmierci mózgowej o 10.30. O 9.30 odłączają dziecko od respiratora. Bez wiedzy i zgody rodziców.
Czytam teraz opis wydarzeń i okazuje się że odłączyli go o 9.05 a śmierć nastąpiła o 9.30 . To 25minut !!!! Jak możliwe że przeżył 25minut nie podejmując samodzielnie oddechu.
Czytam teraz opis wydarzeń i okazuje się że odłączyli go o 9.05 a śmierć nastąpiła o 9.30 . To 25minut !!!! Jak możliwe że przeżył 25minut nie podejmując samodzielnie oddechu.
I 25 minut bez rodziców w ostatnich chwilach życia. Kto się na tym zna i może mi wytłumaczyć od jakiego momentu/stanu zdrowia dziecka zdanie rodziców się nie liczy, czyli nie mogą decydować o własnym dziecku? Nie mogą zabrać ze szpitala, są całkowicie zdani na decyzję lekarzy?
Bo mnie wzielo ze mordercy, mordercy a to nie tak wg mnie.
Bo to są mordercy, w dodatku wyjątkowo brutalni. Pozwolili malutkiemu dziecku dusić się przez 25 minut aż samotnie skonało. Spróbuj wstrzymać oddech przez minutę i wyobraź sobie jak to tam wyglądało. Wyobraź sobie, że w takich męczarniach umiera twoje drugie dziecko. Albo moje. Bo uraz mózgu to nie jest abstrakcja, może zdarzyć się każdemu. Nie trzeba szczepionki, wypadku drogowego itp., wystarczy poślizgnąć się pod prysznicem. W naszym interesie jest, by ludzie z ciężkimi urazami mózgu otrzymywali pomoc a nie byli dobijani. Jutro ty tam możesz leżeć. Słyszeć nad sobą "konsylium", które debatuje o zabiciu cię następnego dnia i nie móc nawet ruszyć palcem, by się sprzeciwić, a co dopiero powiedzieć, że żyjesz, mimo że mózg odmówił posłuszeństwa. Polecam książkę "Ocaliła mnie łza".
Zaraz namierzę adwokata rodziny i zadeklaruję pomoc w dochodzeniu, jeśli będzie taka potrzeba. Na szczęście mam wszystkie dokumenty i mogę też pokazać stan dziecka po terapii prof. Talara, która miała Szymonkowi zaszkodzić bardziej niż śmierć. A potem pójdę na adorację i może to pozwoli mi nie skopać ściany.
I mam nadzieję, że mordercy trafią do więzienia, bo tego wymaga porządek moralny i społeczny. Dlaczego nikt nie burzy się na dożywocie dla potwora z Mrowin? Tylko dlatego że zrobił to nożem, nie miał białego kitla i tytułu naukowego?
@Kobieta, jak mi się nie uda z pełnomocnikiem, to tak zrobię. Wolałabym być delikatna i nie epatować samych rodziców w takim momencie naszą historią ze szczęśliwym zakończeniem.
@M_Monia, mało wiesz o śmierci mózgowej, poczytaj więcej. Poszukaj filmików z osobami, które miały w dokumentacji wpisaną tę niby śmierć a żyją, chodzą,pracują i mają się dobrze. Poszukaj chociaż historii Agnieszki, której pomógł prof. Talar. Przeczytaj książkę, o której wspomniałam wyżej. Tam też była orzeczona śmierć mózgu. Rok później pani poszła w góry z mężem.
Termin "śmierć mózgowa" powstał na potrzeby transplantologii, tylko po to by umożliwić pobieranie organów. Przecież nie wolno wyciąć serca żywemu nieprzytomnemu pacjentowi, by oddać je innej lepiej rokującej osobie. No to nazwijmy tego pierwszego martwym i wtedy będziemy mogli. Zresztą:
A czołowe nazwiska polskiej transplantologii robiły wszystko co się da, by zastraszyć prof. Talara i uniemożliwić mu mówienie prawdy - włacznie z pozbawieniem funkcji ordynatora i wytoczenie procesu o zakaz wykonywania zawodu.
Nie wiem za jakie zostaną uznane. Twierdzę tylko, że chłopiec został zamordowany.
I moim zdaniem, jego miejsce niekoniecznie było na oiomie. Tylko ze jego nikt z tego oiomu nie wypuścił w żadne inne miejsce. Woleli zabić niż pozwolić leczyć innym.
@M_Monia, a RPD wie o śmierci mózgowej tyle co i ty. Zobaczył biały fartuch i plakietkę z prof z przodu, to mu się od razu kolana z szacunku ugięły. Na szczęście nie wszystkim się uginają.
@Tola, od czasu gdy nasz syn zachorował na tyle poważnie, że przez moment był kandydatem na dawcę, wszyscy mamy wypełnione deklaracje sprzeciwu odnośnie pobrania narządów. Jeśli takie jest twoje stanowisko, warto to zrobić na piśmie. Jak widać, zdanie rodziny wcale nie musi być brane pod uwagę w kluczowej sytuacji, więc lepiej zrobić to samemu zawczasu. To samo dotyczy dzieci. Jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację np. wypadku samochodowego, po którym sama będę w ciężkim stanie w szpitalu. Bez wypełnionej deklaracji sprzeciwu, można szybko stwierdzić śmierć mózgową u dziecka i pobrać narządy bez żadnej dodatkowej zgody, bo domniemanie zgody jest w prawie. Dotyczy to zwłaszcza dzieci, bo ich organy są w cenie - niewielu jest małych dawców.
Nie bardzo pasuje mi, żeby rozcięli piłą mnie lub komuś z rodziny klatkę piersiową na żywo, tylko dlatego że ich zdaniem już nie żyję.
Komentarz
Wypowiedzi Sochy i Prawnika
Czemu nie godzili się na pobranie próbki krwi i wysłanie do Włoch .
To są kolejne dwa pytania które obciążają lekarzy.
A jak czytam że nie godzili się na transport do innego szpitala bo byłoby to zbyt obciążające dla dziecka to mnie krew zalewa, w czasie transportu mógłby umrzeć więc go trzymali w szpitalu żeby go uśmiercić. No totalny absurd.
Przerażające, że kiedyś przypadkiem zycie jednego z moich dzieci lub mnie samej może zależeć od decyzji kilku lekarzy, nikt z rodziny może nie być poinformowany, może nie być obecny przy uśmiercaniu, może nie mieć wpływu i głosu.
No, jak tu ufać służbie zdrowia.
4 dni po szczepieniu dziecko zapada na zapalenie mózgu.
W szpitalu stwierdzają uszkodzenie mózgu.
Chcą odłączyć dziecko , rodzice się nie godzą.
Przez pół roku leży w szpitalu.
Lekarze nie zgadzają się na powtórne badania genetyczne .
Nie zgadzają się na transport chłopca do innego szpitala twierdzą że to by zagrażało chłopcu.
Gdy rodzice podejmuja starania o udział w konsylium lekarskim lekarza z zagranicy .
Lekarze zwołują konsylium tak aby niemożliwy był jego przyjazd , informują rodziców na 2 godziny przed.
Informują że ma się zebrać komisja orzekająca o śmierci mózgowej o 10.30.
O 9.30 odłączają dziecko od respiratora.
Bez wiedzy i zgody rodziców.
Gdzie tu procedury ?
To 25minut !!!!
Jak możliwe że przeżył 25minut nie podejmując samodzielnie oddechu.
Kto się na tym zna i może mi wytłumaczyć od jakiego momentu/stanu zdrowia dziecka zdanie rodziców się nie liczy, czyli nie mogą decydować o własnym dziecku? Nie mogą zabrać ze szpitala, są całkowicie zdani na decyzję lekarzy?
Spróbuj przez strone StopNop na fb. Napewno Twoja pomoc im sie przyda.