Chiny szybciej się dziesięc razy odrodzą, niż my wymrzemy. Chiny miały ju z w swej historii okresy dobrobytu niewyobrażalnego dla reszty świata.
Bo tam zawsze była dyktatura, i kultura chińskich ludzi jest inna od europejskich . Oni tam mają wyssane z mlekiem pokorne służenie . Stulecia dyktatury zmieniły im kod genetyczny
taka sama dyktatura jak i w reszcie świata (poza okresem Mao), więc niczym istotnym się, pod tym względem, nie różniły.
No i co z tego że na niższe? Ja poszłam do pracy po 12 latach przerwy. W zupelnie innej branży niż kierunek studiów czy dotychczasowej praktyki zawodowej. Stanowisko mam dość odpowiedzialne. Trzeba się zdecydować czego się chce. Wypłata mi rośnie z roku na rok. Wszystko zależy co robisz na tym macierzyńskim. Jeśli choć trochę inwestujesz w siebie to w tej chwili jest dość dużo pracy. Całkiem niezłej. Choć pewnie to zależy od miejsca zamieszkania. W sumie to też zawsze można zmienić, choć w Polsce to mało popularne. Ludzie siedzą od urodzenia do śmierci w jednym miejscu.
Po moich kolezankach ktore poswiecily kilka lat na bycie z dziecmi.
Ja "siedzę" w domu już ponad 11 lat. Od urodzenia drugiego dziecka. Przy pierwszym pracowałam, najpierw trochę, potem na więcej niż etat. Od drugiego dziecka nie pracuję. Piąte ma 4 lata, a ja robię kwalifikacje na inny zawód, marzenie z wczesnej młodości. Niemożliwe jak się chce rodzic dzieci, ale jak już ten etap się zakończylo, najmłodsze nie jest takie małe, to chce spróbować swoich sił. Zaczynam od zera. Ale dziś to nie jest jakieś dziwne, że kobieta po 40 zaczyna coś nowego, uczy się, szkoli, zaczyna karierę.
Ja po czterech latach siedzenia w domu zmieniłam prace i wskoczyłam na wyższe stanowisko. W zasadzie taka przerwa to wlasnie dobry czas zeby cos nowego zaczac, a nie tkwić w jednym miejscu latami.
Problemem kobiet na macierzyńskim jest z mojego punktu widzenia samotność. To się przekłada na brak pomysłu na siebie i realizację tych pomysłów. Czasem przez kilkanaście godzin dziennie taka kobieta ma jedynie towarzystwo dzieci. Trudno się z tego wyrwać, zwlaszcza w małej miejscowości.
Problemem nie jest szybkie wracanie tylko znajomość własnych atutów, rozwjanie umiejętności. Wtedy nawet jak się zacznie powrót do pracy z niższego stanowiska to szybko następuje awans na wyższe. Natomiast problem z samotnością jest trudny do rozwiązania, bo brak jest rozwijających szkoleń, kursów dla kobiet z zapewnioną opieką dla małych dzieci. Mam na myśli takie które naprawdę pozwalają na rozwój. Brak też w Polsce zajęć dla dorosłych i nawet takiego myślenia że można się w średnim wieku czegoś nowego nauczyć.
To gdzie mieszkam troche ma do rzeczy, a troche nie. Tu chyba rzeczywiście decydująca jest wiara w swoje zdolności, bo przecież jesli przepracowałam kilka lat na jakims stanowisku, to jasne jest, ze to już potrafie i moge iść dalej, nie musze wcale wracać do dawnego poziomu, pomimo przerwy. Te zdolności i wiedza nie znikają, trzeba sobie tylko przypomnieć. Ale różni ludzie i tu „za granica” roznie sobie z tym radzą. Niektórzy siedzą w jakis państwowych spółkach latami, chociaz sa niezadowoleni, inni łapią okazje.
A nie jest tak że jak się jest na pełnym macierzyńskim to jest 80%pensji a jak przez 9miesiecy co się dostaje 100%.w sensie że jest wybór nie przymus ? Bo mam znajomą właśnie co wróciła do pracy po 9 miesiącach bycia na macierzyńskim i tak mi tłumaczyła .
strasznie mizoginiczne wypowiedzi. Kompletnie nie rozumiem takiej wizji związku. I nie chodzi nawet o to, że czy kobieta pracuje i czy ma dzieci. Ty dostrzegasz zagrożenie w jakiejkolwiek "pasji poza domem" - a to już zakrawa na jakąś obsesję. Pragniesz by kobieta była podporządkowana, ograniczona do roli prokreacyjnej. Okropność.
U nas jest 3,5 mies. macierzynskiego. Niektórzy pracodawcy dokładają jeszcze 2 tyg. Ale to i tak mało mi się wydaje, w sensie żeby takie malutkie dziecko zostawić z kimś innym. Zwłaszcza jak na piersi jest. Może na pół etatu to by jeszcze przeszło. Sama zaczęłam zajmować się moją chrześnicą jak miała 4 mies. Ale mama wróciła do pracy właśnie na pół etatu i praca bliziutko także mała była tylko 4,5 godziny dziennie u mnie, w tym dużo spała. Jak miała nieco ponad rok to mama przeszla na pełny etat do innej firmy. Dziecko u mnie po 9,5 godziny dziennie. Naturalnym było że do mnie zaczęła mówić mama a do mojego męża tata. Swojego własnego ojca nie akceptowała. Bo bardzo mało czasu spędzali razem ze względu na pracę u dodatkowe zajęcia. Z mamą w sumie też niewiele po pracy bo obowiązki wykonać, jakieś swoje własne sprawy pozałatwiać. A dziecko koło 20 lub lekko po szło spać. Też to przykre. Praktycznie tylko weekendy razem. Jasne że da się tak żyć i dziecko jakoś przeżyje bez rodziców, ale mimo wszystko nienaturalne mi się to wydaje.
strasznie mizoginiczne wypowiedzi. Kompletnie nie rozumiem takiej wizji związku. I nie chodzi nawet o to, że czy kobieta pracuje i czy ma dzieci. Ty dostrzegasz zagrożenie w jakiejkolwiek "pasji poza domem" - a to już zakrawa na jakąś obsesję. Pragniesz by kobieta była podporządkowana, ograniczona do roli prokreacyjnej. Okropność.
najpierw rzeczy konieczne, czyli dzieci, potem wolna wola.
A co do Chin - to jest ciekawa kwestia, którą wcześniej ktoś poruszał. Tam sytuacja jest dość skomplikowana: po pierwsza, zasada tylko jednego dziecka obowiązywała (już się od niej odchodzi), ale przede wszystkim w regionach miejskich, na wsi struktura demograficzna jest trochę inna i tam można mieć nieco więcej dzieci. Poza tym "ponadprogramowe" dzieci najczęściej karane są grzywną - ona jest bardzo wysoka dla najbiedniejszych, ale dla nieco bardziej zamożnych osób nie jest to wielki problem, by po prostu płacić.
Gdy dziecko się urodzi, a rodzice nie zapłacą grzywny dziecko nie otrzymuje tzw. hokou (dokumentu tożsamości/meldunku) - więc formalnie nie istnieje. Nie może zapisać się do szkoły, biblioteki, skorzystać z publicznej służby zdrowia.
Jednocześnie problem demograficzny polega na nierównowadze między pokoleniami, jak również płciami (w niektórych prowincjach Chin jest bardzo wielu ubogich rolników, którzy w swoim regionie nie mają praktycznie żadnych szans na znalezienie kobiety - dlatego bardzo poważnym problemem są porwania.
Z drugiej strony znam też sytuację w Indiach, gdzie wielodzietność jest standardem i gdzie miliony dzieci żyją w potwornej nędzy, bez żadnych perspektyw - czegoś takiego w Chinach nie ma.
strasznie mizoginiczne wypowiedzi. Kompletnie nie rozumiem takiej wizji związku. I nie chodzi nawet o to, że czy kobieta pracuje i czy ma dzieci. Ty dostrzegasz zagrożenie w jakiejkolwiek "pasji poza domem" - a to już zakrawa na jakąś obsesję. Pragniesz by kobieta była podporządkowana, ograniczona do roli prokreacyjnej. Okropność.
najpierw rzeczy konieczne, czyli dzieci, potem wolna wola.
Co tu jest mizoginicznego?, sama biologia.
Dzieci nie są "rzeczami koniecznymi". Dzieci to cud, a ponadto odpowiedzialność. Nie jesteśmy robotami do rozmnażania. Każdy z nas ma swoją drogę i swoje wybory. Można żyć zgodnie z Pismem Świętym na różne sposoby, a zredukowanie człowieka do roli inkubatora nie jest niczym chwalebnym.
Ręce opadają jak się Ciebie czyta Pieszo54. Ale cóż - jeśli Twoja żona jest w takim modelu szczęśliwa, to bardzo się cieszę, tylko nie próbujcie tego narzucać innym.
strasznie mizoginiczne wypowiedzi. Kompletnie nie rozumiem takiej wizji związku. I nie chodzi nawet o to, że czy kobieta pracuje i czy ma dzieci. Ty dostrzegasz zagrożenie w jakiejkolwiek "pasji poza domem" - a to już zakrawa na jakąś obsesję. Pragniesz by kobieta była podporządkowana, ograniczona do roli prokreacyjnej. Okropność.
najpierw rzeczy konieczne, czyli dzieci, potem wolna wola.
Co tu jest mizoginicznego?, sama biologia.
Dzieci nie są "rzeczami koniecznymi". Dzieci to cud, a ponadto odpowiedzialność. Nie jesteśmy robotami do rozmnażania. Każdy z nas ma swoją drogę i swoje wybory. Można żyć zgodnie z Pismem Świętym na różne sposoby, a zredukowanie człowieka do roli inkubatora nie jest niczym chwalebnym.
Ręce opadają jak się Ciebie czyta Pieszo54. Ale cóż - jeśli Twoja żona jest w takim modelu szczęśliwa, to bardzo się cieszę, tylko nie próbujcie tego narzucać innym.
oczywiście, że dzieci to cud i naifajniejsza część życia, ale nie zmienia to faktu, że, ze zwykłej przyzwoitości, ciąży na każdym z nas indywidualny obowiązek (co złego jest w obowiązku?) zapewnienia zastępowalności pokoleń, i każdy, wstępując w dorosłe życie, powinien zdawać sobie sprawę, że może zostawić świat w lepszym lub gorszym stanie. Czy świadomość konsekwencji swych działań jest czymś złym?
Jestem za tym zeby po prostu rodzicom wielu dzieci pomagac. 500+ i emerytury dla mam 4+ super ale przyda sie wiecej. Np pomoc w powrocie na rynek pracy, pierwszenstwo w zlobkach....irp...Jestem za skroceniem macierzynskuego. Rok to strasznie dlugo. Pol roku moze troche malo ale 9 miesiecy i zslegly urlop wystarczy. Kiedys bylo tylko 3 miesiace. Nie kazdy ze mna sie zgodzi ale mi sie wydaje ze przez to kobiety maja gorzej w spelnianiu sie zawodowo i koncza na 1 dziecku. Szkoda ze mamy 50% jedynakow.
Alez nie ma obowiazku brania urlopu macierzynskiego - serio - znam mamy co po 3 miesiacach wrocily - wiec wytlumacz w czym problem ?
Komentarz
a nawet jeśli jest coś na rzeczy z każdą parą, to nawet minimalna zmiana polityki dzietności spowoduje wybuch demograficzny
Jeszcze wywierać presję żeby marzeń nie mieć .pfff
Trzeba zrobić zapas popcornu
Wszystko zależy co robisz na tym macierzyńskim. Jeśli choć trochę inwestujesz w siebie to w tej chwili jest dość dużo pracy. Całkiem niezłej. Choć pewnie to zależy od miejsca zamieszkania. W sumie to też zawsze można zmienić, choć w Polsce to mało popularne. Ludzie siedzą od urodzenia do śmierci w jednym miejscu.
Natomiast problem z samotnością jest trudny do rozwiązania, bo brak jest rozwijających szkoleń, kursów dla kobiet z zapewnioną opieką dla małych dzieci. Mam na myśli takie które naprawdę pozwalają na rozwój.
Brak też w Polsce zajęć dla dorosłych i nawet takiego myślenia że można się w średnim wieku czegoś nowego nauczyć.
Przedawnienie?
Ale różni ludzie i tu „za granica” roznie sobie z tym radzą. Niektórzy siedzą w jakis państwowych spółkach latami, chociaz sa niezadowoleni, inni łapią okazje.
Co tu jest mizoginicznego?, sama biologia.
oczywiście, że dzieci to cud i naifajniejsza część życia,
ale nie zmienia to faktu, że, ze zwykłej przyzwoitości, ciąży na każdym z nas indywidualny obowiązek (co złego jest w obowiązku?) zapewnienia zastępowalności pokoleń,
i każdy, wstępując w dorosłe życie, powinien zdawać sobie sprawę, że może zostawić świat w lepszym lub gorszym stanie.
Czy świadomość konsekwencji swych działań jest czymś złym?