Korzystająć z doświadczenia rodziców, chcialabym zapoczątkować wątek na temat rywalizacji i zazdrości miedzy dziećmi. Nasza starsza córka ( 2,5 roku różnicy) 2 miesiące po narodzinach młodszej poczuła się zdetronizowana, pomimo tego, że była wczesniej przygotowywana do tego wydarzenia i raczej nie jest przylepcem. uparcie walczy o swoje utracone miejsce, co odbija się na jej zachowaniu i psychice - najmniej ważne wydaje mi się to że potarmosi Klarę od czasu do czasu, ale stała się nerwowa, agresywna - agresję wyładowuje na "kuleczce", parę razy próbowała mnie uderzyć i "syczy". Denerwuje ją płacz. Dziecko nie chodzi do przedszkola, więc najwięcej czasu spędza z nami. Obawiam się o nią. Cały czas próbuję jej zorganizować czas - jak jest zajęta jest w porządku. Drogie Mamy i Tatusiowie, czy przezywaliście coś takiego? Poradźcie jak mam nad nią zapanować? To kiedyś mija? Jak tą złość zamienić na jakieś pozytywne uczucia? Maria ma 3.5 roku a Klara prawie rok. Szukam sposobów na zmianę - wszystkie chwyty dozwolone zabawne, powazne, śmieszne ....
Komentarz
Myślę , że to jest takie trochę prymitywne wręcz zwierzęce ustalanie hierarchii i stawianie na swoim ale na szczęście nie objaw zazdrości ze strony starszych.
Aż tak bardzo sie nie przejmuję choć nie pozostawiam dzieci samym sobie aby nie zachowywały się jak dzikusy, chociaż tak to z zewnątrz wygląda. Walki o komputer, pilota itp. Czasem młodsze się buntuje, że starszemu więcej wolno (np. później chodzić spać,mieć swoje zwierzę,iść samemu do kolegi czy koleżanki) a starsze, że ja młodszym prędzej pomogę sprzątać niż im ( do czasu oczywiście).
Jestem najstarsza z rodzeństwa i wiem jak to jest być odpowiedzialnym i ponoszącym konsekwencje a jednocześnie bezsilnym, zmuszonym do ustępowania młodszemu, mimo iż moi rodzice starali się być sprawiedliwi i nie faworyzować maluchów tylko dlatego , że są małe.
Nie wiem czy robiłam dobrze ale starszym dzieciom poświęcałam więcej uwagi niż niemowlętom.
Bo gdy maluszek się najadł, został przewinięty i ululany to mógł pójść do łóżeczka ( może to się komuś wyda okrutne) a ze starszym mogłam się spokojnie pobawić, rysować, budować coś z klocków.
Zresztą może to nie miejsce aby się tym chwalić ale ja wciągałam dzieci w opiekę nad niemowlakami ( a właściwie to one same chciały) , karmiły z butelki, pomagały mi kąpać dzidzię, woziły w wózku.
Nie wydaje mi się, nie jest tam sama - pojechała z Babcią, z którą już kilka razy spędzała dłuższe wakacje. Poza tym dla niej jest to spora atrakcja, bo one lgnie do dzieci, a w okolicy mamy ich mało i do przedszkola nie chodzi. Oczywiście i to jest kompromis między zdrowiem a codziennym życiem i obowiązkami.
Staś na początku też nie chodził do przedszkola, cały czas spędzał ze mną.