Ja marzę o porodzie w domu, ale na chwilę obecną nie mamy warunków. Jest nadzieja, że przy kolejnym dzieciątku się one zmienią. Na razie wynajmujemy, w dodatku maleńkie mieszkanie, więc dn to dla mnie wspaniała alternatywa . Oby było dobrze
Uwaga, prostuję: kobieta została odesłana nie na Starynkiewicza, ale do ginekologa prowadzącego (wtedy w rejonie) do Raszyna Na Starynkiewicza dojechała sama, tzn. z mężem, bo to był najbliższy szpital
Rodziłam w domu narodzin 3 dziecko Było super, bez pośpiechu, bez zbędnych aparatur, wenflonów... jak w domu Położne super miłe, pomocne, delikatne Rodziłam jak chciałam nikt mi niczego nie narzucał. Pierwszy raz ktoś mi pokazał jak oddychać przy partych i oddychał razem ze mną Poród jest refundowany, co do pobytu jest tak ze w domu narodzin możesz być tylko jedną dobę ale jak wyrażasz zgodę mogą cie położyć na oddziale poporodowym który tez jest na bardzo dobrym poziomie, ja z tego nie skorzystałam. Pokoje duuże, czyste, ładnie zaaranżowane, wanna, prysznic drabinki wszystko co do porodu potrzebne i najważniejsze normalne łóżko nie porodowe tylko najzwyklejsze łóżko. Jest tez kanapa dla męża i nie ma żadnego problemu żeby został na noc w pierwszej dobie Ja szczerze polecam bo rodzisz jak w domu a nic nie płacisz
Gratulacje! Ja nie jestem z Warszawy:) Ale rodziłam w takich "mało szpitalnych" warunkach, w małym prywatnym oddziale położniczym. Na poród w domu nigdy bym się nie zdecydowała, zbyt często nie da się przewidzieć pewnych rzeczy które się wydarzą w trakcie- np moja szwagierka, druga ciąża, pierwszy poród śliczna fizjologia, dziecko nieduże, poród o czasie..... i nagle zanik tętna po skurczach, raz, drugi , trzeci... nie wiadomo dlaczego. Natychmiastowe cc uratowało małą, dostała 9 pkt, rozwija się dobrze. Zdecydowałam się wybrać taki kameralny oddział, było bardzo dobrze- spokojne salki, cicho, "procedur" niewiele, położna bardzo troskliwa i pomocna, oczywiście nacięta byłam ale pierwsze dziecko rodziłam z wagą.... 4500. Poza tym ja akurat wiem po co się nacina, więc nie mam wątpliwości kiedy trzeba:) Natomiast baaardzo żałuję że przy drugim, kiedy miałam możliwość nie poprosiłam o znieczulenie zzo. Bardzo tego żałowałam, i kiedy wreszcie urodziłam po kilku godzinach bólu którego długo nie mogłam zapomnieć (drugi poród, mniejsze dziecko, a dłuższy niż pierwszy) obiecałam sobie że nie będę już rodzić bez znieczulenia:) Teraz mam mieć i tak cc, więc to inna bajka, ale też tam mam nadzieję:) Minusem tego miejsca jest brak bezpośredniego dostępu do it noworodka, są oczywiście inkubatory, jest pediatra, można dziecku udzielić doraźnej pomocy, ale gdyby wymagał pobytu w szpitalu no to trzeba przewieźć. Odpukać:) Myślę że jeśli jest miejsce kameralne, gdzie tuż obok jest możliwość pomocy matce i dziecku, to warto je wybrać:) warunki i atmosfera też są ważne. Trzeba patrzeć na to, czy można tam w razie jakichś nagłych komplikacji w mairę szybko zrobić cięcie.
Żeby chronić główkę dziecka. Nacina się w zasadzie prawie tylko dla dziecka, mniej zdecydowanie dla matki. Krocze przy pierwszym porodzie jest zwykle mało podatne, tkanki są sztywne, i ucisk na główkę przechodzącą w tym momencie jest olbrzymi, tak olbrzymi że potrafi ją zdeformować. Jeżeli dziecko rodzi się duże, główka idzie duża, a tkanki są mało podatne, znacznie wzrasta ryzyko powstania krwiaka wewnątrzczaszkowego. Nacięcie ma zdecydowanie zmniejszyć ucisk na delikatną główkę. Doświadczona położna powinna właśnie to ocenić- jak się ma relacja podatności tkanek do wielkości główki, do tego jak duży będzie ten ucisk. Brak nacięcia kiedy powinno być zrobione, i np krwiak okołoporodowy to poważny błąd w prowadzeniu porodu. Oczywiście, poważne pęknięcie tkanek które też się zdarza (nawet łącznie z pęknięciem zwieracza.... brrr...) to paskudne i źle się gojące powikłanie u matki. Czasem jest tak (dawniej zdecydowanie było to częściej), że tkanki same pękały, "ratując" rodzącą się główkę. To jest zdecydowanie gorsza opcja pod względem gojenia. Nacina się zawsze "w bok" gdzie nic nie ma, i zszywa ładnie prostą ranę, powinna zagoić się w kilka dni, a pęka tak jak jest "anatomicznie" czyli w dół, do zwieracza.... Dobrze zrobionego nacięcia krocza matka nie czuje, wogóle, nie wie że było. (ja nie czułam, pytałam po porodzie czy byłam nacięta, wiedząc jak duże mam dziecko byłam pewna że będę i czułabym niepokój o głowkę gdybym nie była). Potem szycie oczywiście trochę się czuje, ale zwykle za kilka dni rana jest zagojona i ja po kilku latach nie mam najmniejszego śladu po dwóch nacięciach. Po pęknięciu oczywiście nie zagoi się tak ładnie i zwykle zostają zrosty i blizny.
@Ania77 - zgadzam się, że warto wykonać nacięcie u matki jedynie z przyczyn płodowych. Czyli wtedy, gdy w końcówce porodu trzeba przyspieszyć wydobycie dziecka. Pomysł, że opór krocza matki może być przyczyną krwiaka na główce dziecka wydaje mi się dość... fantastyczny... Zgadzam się również z tym, że prawidłowo wykonane nacięcie (na szczycie skurczu) nie powinno być boleśnie odczuwane przez rodzącą.
I pytanie kolejne - ile razy zetknęłaś się z samoistnym pęknięciem krocza poważniejszym niż II stopnia? Pytam o samoistne, a nie o pęknięcie po uprzednim nacięciu.
To co piszesz brzmi pięknie jak... z polskiej mainstreamowej książki do położnictwa. Prawda jest nieco inna. Zwykle to samoistne pęknięcia dają mniejsze obrażenia i są przyczyną mniejszych dolegliwości bólowych.
albowiem Polki - jako ewenement światowy - mają sztywne krocza i inaczej popękały by do odbytu )
Hłe, hłe... Co innego Holenderki! Ale one znacznie więcej jeżdżą na rowerach, to i krocza mają inaczej zbudowane. I miednice pewnie też. Dlatego mogą bezpiecznie rodzić we własnych domach i w domach narodzin. A my, zmutowane Polki, to tylko na szpitale o wysokim stopniu retencyjności jesteśmy skazane...
Ja bylam cieta na Zelaznej - polozna probowala chronic krocze, ale w pewnym momencie trzeba bylo przyspieszyc porod ( i ze wzgledu na dziecko, jak i ze wzgledu na zagrozenie peknieciem ). Nie wspominam tego jakos bardzo urazowo - samo ciecie nie bolalo, goilo sie bez powiklan, jakiejs wielkiej traumy nie mialam. Tak wiec - czasem trzeba. Oczywiscie, ciecie wszystkich jak leci , rutynowo, to raczej spiewka przeszlosci...
Wiem, powiedzialabym, ze ciecie rutynowe wskazaniowo jest spiewka przyszlosci. W praktyce w wielu szpitalach rznie sie wszystko, co sie nawinie pod noz
Wiem, powiedzialabym, ze ciecie rutynowe wskazaniowo jest spiewka przyszlosci. W praktyce w wielu szpitalach rznie sie wszystko, co sie nawinie pod noz
Śpiewką przyszłości jest raczej robienie cc wszystkim, jak leci... ;-)
Komentarz
kobieta została odesłana nie na Starynkiewicza, ale do ginekologa prowadzącego (wtedy w rejonie) do Raszyna
Na Starynkiewicza dojechała sama, tzn. z mężem, bo to był najbliższy szpital
Cudownie!
Ja nie jestem z Warszawy:) Ale rodziłam w takich "mało szpitalnych" warunkach, w małym prywatnym oddziale położniczym. Na poród w domu nigdy bym się nie zdecydowała, zbyt często nie da się przewidzieć pewnych rzeczy które się wydarzą w trakcie- np moja szwagierka, druga ciąża, pierwszy poród śliczna fizjologia, dziecko nieduże, poród o czasie..... i nagle zanik tętna po skurczach, raz, drugi , trzeci... nie wiadomo dlaczego. Natychmiastowe cc uratowało małą, dostała 9 pkt, rozwija się dobrze.
Zdecydowałam się wybrać taki kameralny oddział, było bardzo dobrze- spokojne salki, cicho, "procedur" niewiele, położna bardzo troskliwa i pomocna, oczywiście nacięta byłam ale pierwsze dziecko rodziłam z wagą.... 4500. Poza tym ja akurat wiem po co się nacina, więc nie mam wątpliwości kiedy trzeba:)
Natomiast baaardzo żałuję że przy drugim, kiedy miałam możliwość nie poprosiłam o znieczulenie zzo. Bardzo tego żałowałam, i kiedy wreszcie urodziłam po kilku godzinach bólu którego długo nie mogłam zapomnieć (drugi poród, mniejsze dziecko, a dłuższy niż pierwszy) obiecałam sobie że nie będę już rodzić bez znieczulenia:) Teraz mam mieć i tak cc, więc to inna bajka, ale też tam mam nadzieję:) Minusem tego miejsca jest brak bezpośredniego dostępu do it noworodka, są oczywiście inkubatory, jest pediatra, można dziecku udzielić doraźnej pomocy, ale gdyby wymagał pobytu w szpitalu no to trzeba przewieźć. Odpukać:)
Myślę że jeśli jest miejsce kameralne, gdzie tuż obok jest możliwość pomocy matce i dziecku, to warto je wybrać:) warunki i atmosfera też są ważne. Trzeba patrzeć na to, czy można tam w razie jakichś nagłych komplikacji w mairę szybko zrobić cięcie.
)
Zgadzam się również z tym, że prawidłowo wykonane nacięcie (na szczycie skurczu) nie powinno być boleśnie odczuwane przez rodzącą.
I pytanie kolejne - ile razy zetknęłaś się z samoistnym pęknięciem krocza poważniejszym niż II stopnia? Pytam o samoistne, a nie o pęknięcie po uprzednim nacięciu.
To co piszesz brzmi pięknie jak... z polskiej mainstreamowej książki do położnictwa. Prawda jest nieco inna. Zwykle to samoistne pęknięcia dają mniejsze obrażenia i są przyczyną mniejszych dolegliwości bólowych.
)
http://emedicine.medscape.com/article/2047173-overview#aw2aab6b2b2
http://www.medscape.org/viewarticle/529251
To tak na temat wskazan do ciecia.
Ja bylam cieta na Zelaznej - polozna probowala chronic krocze, ale w pewnym momencie trzeba bylo przyspieszyc porod ( i ze wzgledu na dziecko, jak i ze wzgledu na zagrozenie peknieciem ). Nie wspominam tego jakos bardzo urazowo - samo ciecie nie bolalo, goilo sie bez powiklan, jakiejs wielkiej traumy nie mialam. Tak wiec - czasem trzeba. Oczywiscie, ciecie wszystkich jak leci , rutynowo, to raczej spiewka przeszlosci...
;-)