Pigwa ok, jedna "wioskowa" babcia, którą podwożę z kościoła zawsze mnie zaopatruję w pigwę i inne słoiki, a często i w wypieki... ma ponad 90 lat i sama pracuje w ogródku, bo jej nie ma kto pomóc... tzn. rodzina jest, ale pomóc nie ma komu ina piechtę babcia do kościoła drałuje, a rodzina siedzi...
Herbaty piję sporo, a jeszcze więcej jest jej w moim domu-przeróżne, a każda ciekawsza. Część z nich to herbaty z herbaciarni w mieście moich rodziców (zdecydowanie bardziej przystępne ceny niż stołeczne) - np. "Letnia łąka", "Słodka gruszka","Maharaja", "Sencha egzotyczna" (ta to mój numer jeden). Zachwycam się też kwiatową herbatą, którą przywiozła mi koleżanka z Białorusi-zapach i smak rewelacyjny. Tam tez pierwszy raz kupiłam herbatę JAFTEA o smaku egzotycznym (!!!) - tam chyba była tańsza niż u nas. Z tej samej serii mam MANGO I BANAN- pycha!!! jednym słowem - zapraszam na herbatkę :-))) ~O)
czerwoną herbatę Pu-Erh uwielbiam ale nie tą ekspresową tylko oryginalną Chińską prasowaną w kostkach.Uwielbiam jej gorycz,ziemisty smak i rybi(tak niektórzy mówią/czują)zapach.
Rybi? Dla mnie śmierdzi chomikiem. Mogę ją pić tylko w przypadku kataru, kiedy nie czuję zapachu, bo oczyma wyobraźni nie widzę wtedy martwych chomików w kubku.
o, trafiło na mnie mam świra na punkcie herbaty! Przede wszystkim trzeba kupować tylko oryginalne hermetycznie zamknięte. To nie wychodzi drogo, bo np zielonej zużywa się po kilka listków na szklankę.
A to moja lista hitów: 1. Ostatnio oryginalna chińska tieguanin - mam taką pakowaną w małe saszetki pakowane próżniowo, jedna saszetka na tydzień starcza, więc ciągle mam świeżą. Niby to herbata z grupy oolongów, ale ja mam wersję tę mniej sfermentowaną, prawie jak zielona smakuje, ale jednak różnica jest... 2. Japońska gyokuro, ale oczywiście nie ta sprzedawana na wagę, bo to wyrzucanie (dużych) pieniędzy w błoto. Dawno nie piłam bo droga i nie było kogo zahaczyć o przywiezienie z japonii. 3. taiwańskie oolongi - obecnie nie mam, a dobre 4. Matcha - świetnie robi na cerę 5. Japońska klasyka sencha czy bancha. Oczywiście tylko prosto z japonii próżniowo pakowane. Nawet chyba bardzij mi bancha smakuje, chociaż to herbata pośledniego gatunku 6. Pur erh - oczyiście jak ktoś wspomniał już, tylko prasowana, odłamuję kawałeczki z mojej cegiełki
no i ostatnia - jaśminowa perła. Tylko ostatnio niestety nie mam świeżej. Kupiłam w zeszłym roku, ale z poprzednich żniw, bo było jeszcze przed żniwami, no i to nie był dobry pomysł. Co prawda i tak smak o niebo lepszy niż te siano kupowane w sklepach typu five oclock, ale oczekiwałam czegoś więcej.
A w ogóle to straszny herbaciany snob ze mnie, mogę gadać o herbacie bez końca....
Ja czarną piję rzadko, jeśli już, to albo z sokiem malinowym (podpatrzone w Tatrach w podróży poślubnej, sentyment mam) albo z miodem i cytryną. Bardzo natomiast lubię czerwoną Pu-Erh, kupuję zazwyczaj na Wolumenie ekspresową formy Oskar, 50 torebek kosztuje 6,5zł. Zaparzam torebkę w półlitrowym kubku i mam wrażenie, że jest nadal dość mocna. Dobrze mi robi na pełen żołądek, dlatego lubię ją pić do obiadu.
Uwielbiam też wszelakie ziółka, w dzieciństwie bardzo się tym interesowałam, zbierałam, jak jeździliśmy na wakacje na wieś. Pokrzywę czy melisę mogę pić hektolitrami.
Lubię też herbaty owocowe, ale takie prawdziwe, na wagę. Najbardziej chyba taką z wiśniami, rumem i czymś tam jeszcze.
@Malia , a gdzie ty te cuda w zjadliwej cenie kupujesz? Jakis sekretny namiar czy masz tlumy znajomych krążących między Polską a Japonią?
Różnie, najczęściej włąsnie ktoś przywozi, ale nawet niekoniecznie z japonii. Oryginalne japońskie czasami ktoś z tajlandii przywoził, tam wyeksportowane. Nawet gyokuro jest wtedy w dobrej cenie. Ale np matcha nie piłam już od kilku lat, bo cena zaporowa i na dodatek bardzo mało wydajna ta herbata. Więc 50zeta miesięcznie by szło. To zakrawa na szaleństwo. Widziałam też te hermetycznie zamknięte torebki japońskiej w sklepach online, ale nie wiem jak z datą ważności.
Co do mojego faworyta ostatniego tieguanin, to przywiozłam sama z Chin, ale mogę się podzielić i podesłać kilka saszetek, bo mam jeszcze duuuużo. Forumowi herbaciarze, podsyłajcie adresy na priv, wrzucam do koperty i cieszę się współdzieleniem radosci herbacianej.
Poszły dziś ekonomicznymi listami. Wklejam z wikipedii o tieguanin: http://en.wikipedia.org/wiki/Tieguanyin jest napisane, żeby parzyć w 90-95, ale ta moja jest z tych rodzajów bardziej podobnych do zielonej niż oolongów, więc jak będzie troche zimniejsza woda, też jest ok.
I wrzucajcie max 4 listki zwinięte do kubka/szklanki. Inaczej się robi gorzka, a reklamacji nie przyjmuję
http://eherbata.pl/jade-ti-guan-yin-374.html moja jest raczej jade. Ale to co tu piszą: nadaje sie do parzenia gong fu, to jakieś nieporozumienie chyba, albo moja jest ledwo ledwo oolongiem.
Komentarz
Ta zielona z pigwą to moja ulubiona. Pijam ją rano i wieczorem.
No i pigwę wyżeram po zaparzeniu
i zaparzenie, czyli oddzielenie naparu od fusów.
Nie polecam herbaty z torebek - jest to zwykle najgorszy miał zaimpregnowany aromatami.
:P
http://szczyptaswiata.pl/product-pol-2557-CBSe-Cafe-kawowa-0-5kg.html
Mogę ją pić tylko w przypadku kataru, kiedy nie czuję zapachu, bo oczyma wyobraźni nie widzę wtedy martwych chomików w kubku.
mam świra na punkcie herbaty!
Przede wszystkim trzeba kupować tylko oryginalne hermetycznie zamknięte.
To nie wychodzi drogo, bo np zielonej zużywa się po kilka listków na szklankę.
A to moja lista hitów:
1. Ostatnio oryginalna chińska tieguanin - mam taką pakowaną w małe saszetki pakowane próżniowo, jedna saszetka na tydzień starcza, więc ciągle mam świeżą. Niby to herbata z grupy oolongów, ale ja mam wersję tę mniej sfermentowaną, prawie jak zielona smakuje, ale jednak różnica jest...
2. Japońska gyokuro, ale oczywiście nie ta sprzedawana na wagę, bo to wyrzucanie (dużych) pieniędzy w błoto. Dawno nie piłam bo droga i nie było kogo zahaczyć o przywiezienie z japonii.
3. taiwańskie oolongi - obecnie nie mam, a dobre
4. Matcha - świetnie robi na cerę
5. Japońska klasyka sencha czy bancha. Oczywiście tylko prosto z japonii próżniowo pakowane. Nawet chyba bardzij mi bancha smakuje, chociaż to herbata pośledniego gatunku
6. Pur erh - oczyiście jak ktoś wspomniał już, tylko prasowana, odłamuję kawałeczki z mojej cegiełki
no i ostatnia - jaśminowa perła. Tylko ostatnio niestety nie mam świeżej. Kupiłam w zeszłym roku, ale z poprzednich żniw, bo było jeszcze przed żniwami, no i to nie był dobry pomysł. Co prawda i tak smak o niebo lepszy niż te siano kupowane w sklepach typu five oclock, ale oczekiwałam czegoś więcej.
A w ogóle to straszny herbaciany snob ze mnie, mogę gadać o herbacie bez końca....
Ale np matcha nie piłam już od kilku lat, bo cena zaporowa i na dodatek bardzo mało wydajna ta herbata. Więc 50zeta miesięcznie by szło. To zakrawa na szaleństwo.
Widziałam też te hermetycznie zamknięte torebki japońskiej w sklepach online, ale nie wiem jak z datą ważności.
Co do mojego faworyta ostatniego tieguanin, to przywiozłam sama z Chin, ale mogę się podzielić i podesłać kilka saszetek, bo mam jeszcze duuuużo.
Forumowi herbaciarze, podsyłajcie adresy na priv, wrzucam do koperty i cieszę się współdzieleniem radosci herbacianej.
Wklejam z wikipedii o tieguanin:
http://en.wikipedia.org/wiki/Tieguanyin
jest napisane, żeby parzyć w 90-95, ale ta moja jest z tych rodzajów bardziej podobnych do zielonej niż oolongów, więc jak będzie troche zimniejsza woda, też jest ok.
I wrzucajcie max 4 listki zwinięte do kubka/szklanki. Inaczej się robi gorzka, a reklamacji nie przyjmuję
moja jest raczej jade. Ale to co tu piszą: nadaje sie do parzenia gong fu, to jakieś nieporozumienie chyba, albo moja jest ledwo ledwo oolongiem.