Nie robić ciast. Przynajmniej na co dzień. A jeśli będziesz robić dwa razy na rok, to możesz posłodzić cukrem i też nic Wam nie będzie. Zamiast słodkiego biszkopta można upiec owoce na kruchym (niesłodzonym) spodzie i też jest smaczne. Słodzenie kawy miodem - cokolwiek bez sensu. On w gorącym traci wszelkie potencjalnie korzystne właściwości i zostaje z niego cukier. Jak już musisz słodką kawę pić, to może lepiej szarpnąć się na ten ksylitol?
Właśnie drukuję przepisy AniD. na ciasta bez cukru Nie wyobrażamy sobie niedzielnego popołudnia bez domowego ciasta. Miodem słodzę chłodną kawę, pamiętam o tej temperaturze - między zrobieniem kawy a znalezieniem czasu na jej posłodzenie i wypicie mija trochę czasu
@AnkaAso mam (prawie) tak samo: cukier tylko do ciast, poza tym nie slodzimy. U nas chodzi stevia (acz niechetnie, chociaz dzieciom nie przeszkadza) i ksylitol. Bardzo lubie piec, wiec jak juz upieke cos z cukrem to daje mezowi do pracy do pozarcia przez wspolpracownikow. Dla nas nie pieke juz tak czesto jak kiedys, za to robie duzo ciast, ktore nie wymagaja dosladzania w ogole (np chlebek bananowy z roznymi "smieciami" sam w sobie jest wystarczajaco slodki, albo muffiny, czy ciasto marchewkowe, do ktorego dosypuje tylko troche ksylitolu). Takie tradycyjne ciasta to od swieta.
Moje nauczyły się odmawiać słodyczy, tzn, 10 i 5-latek, bo młodsze nie wiedzą o co chodzi Ale w domu są zawsze rodzynki, daktyle, no i oczywiście ksylitol. Nie widzę na dziś, żeby nie udało się posłodzić miodem czy ksylitolem ciasta, a jeden syn kaszę jaglaną zje tylko na słodko.
Za to u mnie dzieci w domu mogą bez cukru i nie ma problemu. Ba, nawet teoretyzują ze mną co zdrowe, a co nie... Dużo rozmawiamy i są wyszkoleni.
Ale jak gdzieś zobaczą ciasto, batonik, cukierek to =P~ to wiem, że pochłoną. Bez szans by sobie odmówiły poza domem. I na McDonalda się rzucą choć teorię mają opanowaną. No, chyba, że to postanowienie Wielkopostne. Innej opcji niet.
ps. i zadne ED tu nie pomogłoby
Ale... obserwując znajomych widzę, że po prostu są dzieci co lubią słodycze i takie co wolą wytrawnie. W jednej rodzinie takie mieszanki dzieciowe. Wnioskuję zatem, że niejedzenie łakoci nie zawsze jest wypracowane, a moze być jedynie genetycznie uwarunkowane.
Moim dzieciom dziadkowie mieszkający po sąsiedzku często kupowali słodycze - tłumaczyłam stanowczo, zabraniałam - zero efektu. Dopiero jak kilka razy zabrałam od razu dzieciom z rąk paczkę cukierków czy ciastek i przy babci i dzieciach wyrzuciłam do śmieci, mówiąc, że miejsce śmieci jest w śmietniku, dziadkowie dali sobie spokój, bo szkoda im kasy.
Z tymi słodyczami w szkole to napiszę tak: (nie piszę oczywiście o ED moich dzieci )
Ja od najmłodszych lat podobno byłam strasznym niejadkiem, najgrubszym z rówieśników. Od zerówki codziennie mama piekła mi ciastka takie kocie oczka z galaretką i czekoladą, bo nic innego nie chciałam jeść, a ona bała się, żebym z głodu nie umarła. Na widok obiadu miałam odruch wymiotny - każdy posiłek to był płacz, krzyki matki, często pas w jej ręku. Naśmiewanie kolegów i koleżanek z mojej tuszy, problemy z ćwiczeniami na wf-ie. Jakiś czas temu po prostu wygarnęłam to mojej matce prosto w oczy - ona mnie nie WYCHOWYWAŁA, pozwalała mi samej siebie wychowywać, niszczyła moje zdrowie pod płaszczykiem miłości i troski. I miała świadomość, że słodycze jedzone na okrągło są złe. Do dziś trudno mi utrzymać wagę, jedząc zdrowo i bardzo mało trudno mi schudnąć, mam okropne napady pragnienia czegokolwiek słodkiego zamiast wartosciowego posiłku. Muszę sama w wieku 30 lat uczyć się od podstaw zdrowego odżywiania, zdrowego gotowania. Ale najtrudniej jest zmienić swoje przyzwyczajenia, chęć sięgania po słodkie po sycącym posiłku, w stresie, w smutku, w ciążach. Dziś jestem szczupła, ważę mniej niż w 6 klasie podstawówki, mam mięśnie - ale to codzienna walka samej z sobą o zdrowie przede wszystkim.
Nie dam sobie wmówić, że dzieci nie mogą żyć bez slodyczy. Moim nie pozwalałam nigdy jeść dużo czy często, choć piekę sama, wymyślam im różne cuda. Słodycze często jadłam jak nie widziały, a ja miałam doła. Dzieci wyrosły w przyzwyczajeniu do stałych pór posiłków, nie dostają małpiego rozumu na widok słodyczy. Równie chętnie pałaszują paczkę rodzynek co talerz pierogów, czy kawałek ciasta.
Moje dzieci w ubiegłym roku chodziły do szkoły. Brały domowe kanapki, czasem drożdżówkę domową i jadły ze smakiem, choć reszta klasy żywiła się batonikami. W bidonie nosiły wodę, choć koledzy pili soczki z kartonika. Uczę dzieci od małego o roli witamin, minerałów, poszczególnych składników i ich występowaniu, tak mimochodem. Ciekawi ich to, rozumieją dlaczego ten składnik łączymy z innym, chętnie pomagają przy przygotowywaniu jedzenia. No i zdecydowanie lepiej smakuje własnoręcznie zrobiona sałatka czy pasta do chleba. Jak się nie ma do czegoś samemu całkowitego przekonania to każda wymówka będzie dobra
Mój mąż też stanowczo protestował na moje pomysły reformy żywieniowe. Oficjalnie dałam spokój, ale coraz częściej gotowałam zdrowsze posiłki, ze składników, które najbardziej lubimy. Później wjechałam meżowi na poczucie odpowiedzialnego ojcostwa - włączyłam parę konferencji o szkodliwości niektórych nawyków żywieniowych i zapytałam wprost, czy mając teraz tego świadomość chce truć własne dzieci. Postanowiliśmy wspólnie zadbać o dobre nawyki żywieniowe naszych dzieci, a sami musimy dawać im przykład. Świadomie, odpowiedzialnie, bez pretensji wzajemnych. Da się
@AnkaAso opisałaś zaangażowanie dzieci, ich posiłki. Wypisz wymaluj - tak jak u nas. Z tą różnicą, że nasze pociech rzucają się na słodycze równie łapczywie jak na pierogi czy chleb wieloziarnisty z pastą z soczewicy. I co mogę? NIC. Jestem bezsilna. :-(
Ja mysle, ze to tylko i wylacznie kwestia przyzwyczajenia i odrobiny informacji. Dzieciom nie slodze nigdy nic, nawet jak dla mnie jest za kwasne (np.niektore jogurty naturalne), a dzieci i tak wchlaniaja, bo dla nich ten smak jest wlasciwym smakiem jogurtu. Nie jemy w ogole dzemow, czy innych slodkich smarowidel do chleba. Soki (bez dodatku cukru, najczesciej grejfrutowe) dzieci pija rozcienczone z woda. Slodyczy sklepowych w zasadzie nie jemy (przyznam, ze czasem jest jajko niespodzianka jako motywator/ pochwala za "wybitne" osiagniecia ). Ogolnie nie przyzwyczajamy dzieci do slodkiego. A pozniej jeszcze zapuszczamy propagande anty- cukrowa (bakterie, odwapnienie i takie tam). I po czyms takim dziecko potrafi jak najbardziej samo i z wlasnej woli odmowic przyjecia slodycza (a bombarduja nas tu w kazdym sklepie, aptece, piekarni). Ostatnio syn odmowil przyjecia czekoladki toblerone od stewardessy. No to mu jakiegos snickersa wcisnac chciala. "Ja bym chcial soczek pomidorowy..." )
Daj Boże @Maciejka żeby udało Ci sie to utrzymać. U mnie niestety... I tak jak maluchy ślepo mi wierzą i robią co mówię w kwestii jedzenia to już starsi wyrośli z tego, choć jako malcy nie jedli słodyczy.
@Savia pozyjemy, zobaczymy Chociaz mysle, ze z tak przeszloscia bedzie mu jednak latwiej oprzec sie roznym pokusom. Widze to po dzieciach znajomej ktora podobnie chowa dzieci. No i te dzieci na stolowce szkolnej nie tkna np. budyniu, czy innych takich deserow, bo przeslodzone i w ogole chemia smierdzi. A juz wiek stosowny osiagnely. Przyzwyczajenie jednak robi swoje.
Popełniłam wiele błędów z całkowitej nieświadomości, braku pozytywnych wzorów, braku czasu na samodzielne drążenie tematu odżywiania. Moja najstarsza córka karmiona była z wielkiej miłości słodkimi płatkami z mlekiem codziennie na śniadanie, piła Kubusie w olbrzymich ilościach, jadła ciasteczka, żeby grzecznie posiedziała w wózku, kupne kaszki dla dzieci, oj, dużo tego było. Młodsza mniej miała słodyczy. Najmłodsza dwójka nie zna smaku kaszek, płatków śniadaniowych. Ciężko było oduczyć starsze od wielu rzeczy. Najstarsza jest najgrubsza z rodzeństwa, choć wszystkim nakładam równo na talerze. Łatwo tyje.
Z wiedzy uzyskanej z forum, poszerzonej o inne informacje staram się jak najwiecej korzystać i zmieniać nasze przyzwyczajenia. Chcę też, by dzieci miały tak wpojone pewne wzorce żywieniowe, żeby w dorosłym życiu nie musiały tak błądzić jak ja.
A jak radzicie sobie na wizytach rodzinnych, urodzinach? Dzieci nie domagają się "tego co wszyscy"? Ostatnio miałam problem na urodzinkach gdzie były czipsy, wszystkie dzieci się rzuciły a moja córcia spłakana, bo też chce, a wyrodna matka zabrania.
Zamiast cukru dodałam do ciasta melasę. Dwie osoby chore na cukrzyce były mile ucieszone, bo w ogóle im cukier nie podskoczył - a ciasto było słodkie. Kruche z grubą warstwą powideł wiśniowych (te bez cukru oczywiście).
Natomiast syrop z agawy jest pyszny, ale nie dla cukrzyków.
Kurczę, zastanawiam się nad tą stewią, znalazłam sklep producenta, można tam zamówić i sadzonki i susz. I zastanawiam się, jak np słodzę kawę 2 łyżeczkami cukru to ile mi wyjdzie suszonej stewii? 28 zł za 100 gram to drogo?Nie wiem czy lepiej zamówić sadzonki czy susz? Właściwie niewiele słodzę, nie piekę ciast.... Cukier czasami jako dodatek do naleśników itp. Niestety cukier w postaci słodyczy mnie gubi... czekolada...
Susz chyba niezbyt do kawy, albo wypiekow. Jakos tego nie widze. W ogole zanim zaczniesz inwestowac w jakies sadzonki radzilabym jednak sprobowac, czy smak podchodzi. Bo mi raczej nie podszedl. Mozna kupic stevie w pastylkach, w pudeleczku jak od slodzikow (taki maly dozownik). Jakies strasznie drogie toto nie jest - z 12-15 zl kosztowac powinno (u mnie ostatnio w rossmanie widzialam). Jak smak podejdzie to polecam stevie w kropelkach, dobrze sie do wszelakich ciast i deserow dodaje (jest mocno skoncentrowana, dodaje sie po kilka kropelek).
Komentarz
Zamiast słodkiego biszkopta można upiec owoce na kruchym (niesłodzonym) spodzie i też jest smaczne.
Słodzenie kawy miodem - cokolwiek bez sensu. On w gorącym traci wszelkie potencjalnie korzystne właściwości i zostaje z niego cukier. Jak już musisz słodką kawę pić, to może lepiej szarpnąć się na ten ksylitol?
Ale jak gdzieś zobaczą ciasto, batonik, cukierek to =P~ to wiem, że pochłoną. Bez szans by sobie odmówiły poza domem. I na McDonalda się rzucą choć teorię mają opanowaną. No, chyba, że to postanowienie Wielkopostne. Innej opcji niet.
ps. i zadne ED tu nie pomogłoby
Ale... obserwując znajomych widzę, że po prostu są dzieci co lubią słodycze i takie co wolą wytrawnie. W jednej rodzinie takie mieszanki dzieciowe. Wnioskuję zatem, że niejedzenie łakoci nie zawsze jest wypracowane, a moze być jedynie genetycznie uwarunkowane.
Ogolnie nie przyzwyczajamy dzieci do slodkiego. A pozniej jeszcze zapuszczamy propagande anty- cukrowa (bakterie, odwapnienie i takie tam). I po czyms takim dziecko potrafi jak najbardziej samo i z wlasnej woli odmowic przyjecia slodycza (a bombarduja nas tu w kazdym sklepie, aptece, piekarni).
Ostatnio syn odmowil przyjecia czekoladki toblerone od stewardessy. No to mu jakiegos snickersa wcisnac chciala. "Ja bym chcial soczek pomidorowy..." )
A tak poważnie... na pewno im bedzie łatwiej niż dzieciom puszczonym samopas.
pewnie ze wstretny, jak kazde inne danie przygotowywane z gotowego proszku