Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!
[...] Konserwatywna centroprawica – umiarkowana,
uśmiechnięta, w dobrze skrojonych garniturach, nieepatująca
radykalizmem, taka sympatyczna i nowoczesna – ta formacja przegrała w
Zachodniej Europie wszystko co tylko przegrać mogła. Partia Konserwatywna (tak ceniona w wielu polskich kręgach centroprawicowych) realizuje
dziś w Wielkiej Brytanii projekty, których nie powstydziłby się w
Polsce Ruch Palikota i posiada swoją „frakcję gejowską”. Za takich „konserwatystów” i za taki „umiarkowany konserwatyzm” serdecznie dziękuję. Brzydzę się nim i gardzę - pisze Robert Winnicki, prezes Młodzieży Wszechpolskiej.
Marta Brzezińska napisała na frondzie.pl tekst p.t. „Łysi neonaziści –
jedyna alternatywa dla marszu dewiantów?”, mający być próbą
zdystansowanego opisu zjawiska sprzeciwu wobec parad dewiantów z pozycji
konserwatywnej centroprawicy. Niestety, próbą z wielu względów nieudaną i nietrafioną.
Atorka, która skądinąd deklaruje w wielu miejscach artykułu swój
sprzeciw wobec manifestacji pederastów, już w tytule posługuje się poetyką jako żywo zaczerpniętą z Gazety Wyborczej.
Powstaje pytanie – po co? Jeśli chce w ten sposób powiedzieć, że
większość przeciwników parad to neonaziści (a znając zasadę, że
większość osób zwraca uwagę głównie na tytuł i lead, musi wiedzieć, że
dokładnie takie przesłanie jej tekst niesie), to wypada jedynie
pogratulować wspólnoty pióra z Sewerynem Blumsztajnem i resztą jego redakcji.
Jeśli przez sformułowanie „łysi” chce napiętnować
ludzi, którzy zamiast sączyć drinki w modnych klubach wolą poćwiczyć na
siłowni, nie chodzą w rurkach tylko na sportowo czy w osławionym
Lonsdale’u i którzy wolą ostrzyc się na krótko, niż licytować z
kobietami na czas spędzony u fryzjera, to również pudło. Bo to po
pierwsze żadna ujma tak się nosić, a po drugie piętnowanie kogoś tylko
za to, że nie podoba mu się być hipsterem, który tym się różni od
lewaka, że zamiast Przekroju czyta Uważam Rze, jest ciosem poniżej
wszelkiej krytyki.
Autorka tekstu naprawdę mocno się zagolopowała, bo malowanie piórem obrazów w stylu „Nabuzowani
złością, w większości łysi mężczyźni w glanach i neonazistowskich
koszulkach „Blood&Honour” stoją naprzeciw kolorowej, przyjaznej
manifestacji homoseksualistów” to nic innego jak powtarzanie i utrwalanie całej propagandy, jaką lewica od lat sączy w umysły społeczeństwa.
Przede wszystkim jest to pisanie nieprawdy; przypadki osób w koszulkach
nawiązujących do niemieckiego narodowego socjalizmu, o ile w ogóle się
pojawiają, stanowią w najgorszym razie ułamek procenta obecnych na
podobnych akcjach.
Autorka trafia kulą w płot, porównując przedwojenny ONR do
dzisiejszego i opierając swoje wywody na…. modzie. Szkoda, że rozpisując
się na temat przedwojennego stylu i dzisiejszego, odpychającego
„skinowania”, nie sięgnęła po fakty dotyczące tego, co stanowi meritum
tekstu, czyli zajść ulicznych. Każdy, kto choć trochę zna historię,
doskonale zdaje sobie sprawę, że poziom „bojówkarstwa” w II RP nie da
się porównać z tym, co dzieje się obecnie. Konfrontacja fizyczna na
ulicach i organizowanie bojówek, dotyczące wszystkich obozów
ideowo-politycznych, były normą w II RP, a jedną z grup, które
wyróżniały się walecznością, byli niewątpliwie „dobrze ubrani” narodowi
radykałowie. Polecam zapoznać się choćby z książką Miłosza Sosnowskiego
„Krew i Honor. Działalność bojówkarska ONR w Warszawie w latach
1934-1939”.
Zupełnie nietrafiony jest zarzut w stosunku do narodowców o
stosowanie przemocy w sytuacji, gdy na ulicach polskich miast w
najlepsze rozwija się terror anarchistycznych bojówek, gdy skrajnie
lewicowy redaktor naczelny „Przekroju” otwarcie mówi o tym, że chętnie
widziałby w Polsce akty terrorystyczne, a sekretarz redakcji „Krytyki
Politycznej” oficjalnie podaje, że jego inspirację stanowi Ulrike
Meinhof.
Nie wiem też skąd autorce wzięło się, że akcje „faszyzujących
niekiedy” (sic!) MW czy ONRu nie kończą się albo nie zaczynają od hymnu
narodowego – to kolejna nieprawda. Podobnych „obrazków” i stwierdzeń
jest w tekście wiele, nie ma potrzeby odnosić się do każdego z nich z
osobna. W tym miejscu chciałbym napisać kilka bardziej ogólnych uwag.
Marta Brzezińska pyta, dlaczego na skierowanych przeciwko
pederastom akcjach nie ma „rodzin z dziećmi”, konserwatywnej młodzieży
czy innych tego typu „normalsów”. Odpowiedź jest prosta – nigdy ich tam nie było, co więcej, nigdy nie sygnalizowali, że chcieliby tam być. Działam w ruchu narodowym od 2000 roku, zanim jeszcze miały miejsce pierwsze parady dewiantów i nie przypominam sobie,
by kiedykolwiek jakieś znaczniejsze grupy przedstawicieli
konserwatywnej centroprawicy wyrażały swój zdecydowany sprzeciw wobec
tych manifestacji. A jeśli nawet – to wyłącznie za pomocą symbolicznych,
umiarkowanych tekstów publicystycznych.
W tekście pada zarzut: „Tym, w czym widzę problem, jest
wizerunek obu organizacji, który w szkodliwy sposób rzutuje na obraz
osób o konserwatywnych poglądach w ogóle” . Wypada zatem zapytać – a jak
wyglądałaby kwestia fali homoseksulanej propagandy, gdyby tych
„nieeleganckich narodowców” nie było na ulicach, gdyby nie było słychać
ich zdecydowanego, radykalnego sprzeciwu?
Czy trzeba tworzyć jakieś modele teoretyczne, żeby to sobie
wyobrazić? Nie, nie trzeba, bo taki scenariusz już był „przerabiany”.
Był przerabiany w Zachodniej Europie po roku 1968. Na Zachodzie
odbyło się to dokładnie wg tego scenariusza – lewica zawładnęła ulicami,
by potem zawładnąć katedrami uniwersyteckimi, mediami i salonami
politycznymi. W tym czasie konserwatywna centroprawica w
najlepszym przypadku stawiała bierny opór, a już broń Boże, nie
podejmowała otwartej konfrontacji – zarówno tej ideologicznej, jak i
bezpośredniej. Obecność pewnego zestawu poglądów, wyrażanych w sposób
radykalny, również na ulicy, powoduje przesuwanie się całego dyskursu
publicznego w tę właśnie stronę – lewica to zrozumiała i wykorzystała w
całej rozciągłości.
Skutki – znane nam wszystkim. Idee troku 68 stały się tak naprawdę
ideami Unii Europejskiej i przytłaczającej większości europejskich elit.
My mówimy takiej wizji zdecydowane nie . Mówimy jasno i otwarcie – konserwatywna
centroprawica – umiarkowana, uśmiechnięta, w dobrze skrojonych
garniturach, nieepatująca radykalizmem, taka sympatyczna i nowoczesna –
ta formacja przegrała w Zachodniej Europie wszystko co tylko przegrać
mogła. Partia Konserwatywna (tak ceniona w wielu polskich kręgach centroprawicowych) realizuje
dziś w Wielkiej Brytanii projekty, których nie powstydziłby się w
Polsce Ruch Palikota i posiada swoją „frakcję gejowską”. Za takich „konserwatystów” i za taki „umiarkowany konserwatyzm” serdecznie dziękuję. Brzydzę się nim i gardzę.
Warto w tym kontekście przypomnieć co pisała fronda.pl o protestach
anty-ACTA. Pojawił się tam m.in. artykuł pod tytułem „Protesty przeciwko
ACTA nie dla katolików”, w którym udowadniano, że ludzie wierzący nie
powinni brać w nich udziału, bo jest tam dużo anarchistów, osób, które
„pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu były po drugiej stronie” itp.
Czuć było w tym tekście dokładnie taki sam „umiarkowanie konserwatywny”
dystans do żywiołowego, spontanicznego i radykalnego ruchu kontestacji.
Szczerze powiedziawszy – był to jeden wielki stek głupot. Działacze
Młodzieży Wszechpolskiej byli organizatorami lub współorganizowali
protesty w kilkunastu miastach; to naszym pomysłem, koordynowanym przez
facebookowy profil Marszu Niepodległości, było jednoczesne wystąpienie
około 100 tys. ludzi w całym kraju, jednego dnia o jednej porze – 25
stycznia o 18:00, dzięki czemu udało się osiągnąć efekt potężnego
nacisku na rząd. To właśnie owi radykalni działacze narodowi, „łysole i
kibole”, w tym Wszechpolacy, wyrzucili Palikota sprzed Pałacu
Prezydenckiego, gdy przyjechał na manifestację anty-ACTA, by się tam
promować. To właśnie dzięki nam w wielu miejscach protesty te miały
narodowo-patriotyczny wydźwięk – sam intonowałem hymn narodowy na
zakończenie manifestacji 25 stycznia we Wrocławiu. To my napisaliśmy
oświadczenie potępiające Palikota za jego próby zawłaszczenia ruchu
anty-ACTA i za haniebny pomysł wieszania maski na pomniku Chrystusa
Króla, pod którym podpisała się przytłaczająca większość organizatorów
protestów.
Wy w tym czasie, szanowni, umiarkowani konserwatyści,
woleliście robić to samo, co cała konserwatywna opinia publiczna na
Zachodzie robi od kilkudziesięciu lat – dystansować się od wszelkiego
radykalizmu. Gdybyśmy was wtedy posłuchali, Palikot do dziś brylowałby
wśród szerokiego grona młodzieży, jako „bohater rewolucji anty-ACTA”.
I to właśnie tutaj, w zachowawczości „umiarkowanych konserwatystów”, w
kunktatorstwie centroprawicy, tkwi tak naprawdę clou problemu. Trzeba
sobie wyraźnie odpowiedzieć na pytanie – co jest zagrożeniem w
naszej walce o to, by za 5-10 lat nie zalegalizowano w Polsce
homozwiązków, a np. za 15 nie umożliwiono im adopcji dzieci? Czy
zagrożeniem są narodowi radykałowie, którzy ostro i „małomedialnie”
przeciwstawiają się lewackiej fali? Nie, nie to jest zagrożeniem.
Zagrożeniem jest to, że centroprawica będzie w Polsce zachowywać się
dokładnie tak, jak zachowywała się wszędzie na Zachodzie – że będzie
lewicy systematycznie ustępować pola.
Powie ktoś – nie, u nas będzie inaczej, jesteśmy świadomi zagrożeń,
skutecznie się im przeciwstawiamy. Czyżby? Czy są ku temu jakieś
przesłanki? Nie widzę takich. Czy muszę przypominać, że to
centroprawicowa, „bardzo konserwatywna”, jak na europejskie warunki, Platforma Obywatelska „wyhodowała” politycznie Janusza Palikota? Że ta sama PO, którą wspierała i wspiera część duchowieństwa „skręciła” pod wpływem koniunktury mocno w lewo, właśnie w kierunku tegoż Palikota? Kto jeszcze pamięta, że kampanią
prezydencką Jarosława Kaczyńskiego w 2010 kierowała Joanna Kluzik –
Rostkowska, osoba o lewackich poglądach społeczno-obyczajowych, która nie odeszła z PiSu bynajmniej ze względu na owe poglądy, ale z powodu zatargów personalnych?
Powtarzam: nic, ale to absolutnie nic – ani przykład Zachodu,
ani nasze polskie, dotychczasowe doświadczenia – nie wskazuje, by
umiarkowani konserwatyści byli siłą, która jest w stanie zatrzymać falę
lewackiego nihilizmu. Na tym froncie, na którym pełnimy rolę
żołnierzy I linii my, narodowcy, od początku jesteśmy właściwie
osamotnieni. A nie raz dostajemy serią po plecach, jak właśnie w
omawianym artykule.
Nigdy nie oczekiwaliśmy i nie oczekujemy aplauzu i
publicznego poparcia dla co bardziej radykalnych kroków, choć wiemy, że
wszyscy na „rozsądnej i umiarkowanej prawicy” cieszyli się, gdy Palikot
dostał w gębę od Wszechpolaka pod Pałacem Prezydenckim. Nie
chcemy również bronić i pochwalać zachowań ewidentnie złych, jak choćby
nawiązywania do neonazimu czy paradowania w koszulce „B&H”. Nigdy
tego nie pochwalaliśmy, bronić nie zamierzamy, na organizowanych przez
nas akcjach widzieć nie chcemy. Ale z drugiej strony – jest to absolutny
margines marginesu wśród ludzi, którzy na akcje przeciwko dewiantom
przychodzą, więc opisywanie całości przez ich pryzmat świadczyć może
jedynie o złej woli. Skala „ konserwatywnego zdegustowania” takimi incydentami zupełnie nie licuje ze skalą problemu.
Wydaje się, że problemem wielu konserwatystów jest fakt, że w
zasadzie zaakceptowali liberalne reguły gry. Cenię i szanuję Rafała
Ziemkiewicza, ale zupełnie nie zgadzam się z nim gdy mówi, że broni
Marszu Niepodległości tak samo jak bronił aktywistów gejowskich w imię
ich rzekomego „prawa” do manifestowania. Otóż nie – jeśli chce
się podważyć demoliberalizm, to nie wolno przyjmować jego logiki, nie
wolno przyjąć założenia, że w życiu publicznym wszystkie poglądy,
ideologie i systemy wartości mają równe prawo bytu. Nie wolno stawiać wartości narodowych, patriotycznych, katolickich na jednym poziomie z lewicowym nihilizmem.
Jesteśmy na wojnie, na wojnie o polską kulturę, o
naszą tożsamość, o to, by nie pozowolić jej zniszczyć przez
globalistyczną, lewacką i liberalną falę zepsucia i nihilizmu. Sposobów
na obronę, taktyk i odcinków frontu, jest wiele – rozumiemy, że nie
każdy nadaje się na I linię, a nawet, że sporej większości prawych
Polaków z różnych względów w ogóle nie powinno na niej być. Jednocześnie
zdajemy sobie sprawę, że jeśli my, narodowcy, radykałowie, nie będziemy
dziś walczyć na niej wbrew wszystkiemu, nikt inny tego za nas nie
zrobi.
I jeżeli nas, ofensywnych, nie zawsze sympatycznych i
niekoniecznie nadających się na salony, zabraknie, to wy, umiarkowani
konserwatyści, zostaniecie wyparci ze swoich dobrze okopanych,
defensywnych pozycji w mgnieniu oka. I ze zdumieniem obudzicie się w
„konserwatywnych” partiach i ruchach, które będą budowały sobie „frakcję
gejowską” dla poprawienia wizerunku – wszak jest on niezwykle ważny w
działalności publicznej…
Robert Winnicki
narodowiec, okularnik, mentalny „łysol” z długimi włosami, prezes „niekiedy faszyzującej” Młodzieży Wszechpolskiej
P.S.
Marta Brzezińska pisze: „MW i organizatorzy manifestacji radykalnie
odcięli się od tych wszystkich zadymiarzy, którzy doprowadzili do
demolki na Pl. Konstytucji” – muszę przyznać, że gdybym 11
listopada wieczorem miał wiedzę o tym co rzeczywiście wydarzyło się na
placu Konstytucji, to stosowałbym inną retorykę. Z dostępnych
informacji, relacji i nagrań niezbicie wynika, że zamieszki wybuchły pod
wpływem prowokacji policji, która, jak wszystko na to wskazuje, miała
polecenie, by maksymalnie zaostrzać sytuację tego dnia i dążyć do
rozwiązań siłowych. Wielu „groźnie wyglądających łysoli i kiboli”
wykazało się za to tego dnia opanowaniem i zrozumieniem sytuacji – gdyby
nie zimna krew manifestantów, natarcie policji na pl. Na Rozdrożu,
idące ze wszystkich stron na raz, skończyłoby się jedną wielką bitwą –
do tego zresztą, jak wszystko na to wskazuje, dążyły czynniki rządowe.
P.S.2
Pozwolę sobie przytoczyć fragment listu, jaki kilka miesięcy temu dostałem z pewnego włoskiego klasztoru: „[...]
Pewnie pamiętasz Robercie, że wstępując do MW, mimo [narodowych]
poglądów, czułem dużą niechęć do łysych narodowców, często kibiców.
Dziś, gdybym był na „wolności” to jestem pewien, że sam chodziłbym
krótko ostrzyżony, w dresach i z pałką w ręku […]. Także Opatrzność Boża
w najsłuszniejszym momencie zabrała mnie z tego świata, bo oczywiście
nie pochwalam takich zachowań. Więc zostaje mi modlić się za braci
anarchistów [...]”.
Amen.
Komentarz
Np z mojej rodziny nikt nie miał poglądów zbliżonych do ONRu...
Mnie to jakoś specjalnie nie dziwi.
Zdziwiła byś się kto był związany z narodowcami. Pierwszy lepszy przykład Gajcy, należał do Konfederacji Narodu, czasopismo "Sztuka i Naród".
Bardzo dobra odpowiedź szefa MW: http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/winnicki:_jestesmy_na_wojnie_–_polemika_z_fronda.pl_21432
27.05.2012 11:34
Na Frondzie Marta Brzezińska atakuje skinów. Że łysi, pełni agresji i straszni. Mnie ta żywotność cieszy. Znaczy się że to mężczyźni nie zmodyfikowani genetycznie. Bez deficytu testosteronu. Oczywiście nie pasują do metroseksualnych wzorców prezentowanych przez media. I dobrze. Wolę gdy obrońcami rodziny i narodu są mężczyźni a nie zniewieściałe cioty. Brzezińska ma za złe skinom zakaz pedałowania. Widać ze publicystka Frondy nie przeczytała ostatniego numeru Gościa Niedzielnego w którym opisano niemieckie podręczniki do obowiązkowego wychowania seksualnego. W Niemczech jak nie puszcza się dziecko na wychowanie seksualne to rodzić ląduje w więzieniu. A na tych lekcjach dzieci kilkuletnie uczą jak mają wkładać siusiaki w odbyt (łącznie z rysunkami). Zapewne jak Brzezińska będzie miała synka to mu w domu będzie chrzanić o kapuście i bocianach, i przegapi że w szkole uczą go jak zostać submisywnym pederastą. Publicystka Frondy zarzuca skinom że wśród nich 1% to nazisci. Ja zamiast obrażać się na te 99% wole napisać dla tego 1% artykuł o zbrodniach nazistów na Polakach. Dodatkowo wiem że młodzi ludzie nie traktują poważnie pewnych subkulturowych manifestacji (np fani zespołów metalowych nie uprawiają seksu z zwłokami czy nie mordują kotów podczas czarnych mszy czego można było by się spodziewać po tekstach piosenek zespołów). Najbardziej uroczy jest koniec artykułu wychwalający elegancje i kulturę ONR. Widać Brzezińskiej kumple z MW nawciskali kitu. ONR niewątpliwie zrzeszał elitę intelektualną II RP. Ale elita z ONR jak przedstawiciele innych partii zwykli siać terror na ulicach. Krew i przemoc w ulicznej polityce II RP były normą. I na tle zachowań ONR w II RP dzisiejsze skiny to pacyfiści.
A co do braku kobiet i ludzi sympatycznych na manifestacjach konserwatywnych. Nie ma ich bo mają w dupie kwestie społeczne. Nic by nie szkodziło gdyby jakaś Oaza, Neokatechumenat czy inni ruszyli zadki i dali odpór dewiantom. Niestety nie mają na to ochoty. Jedynymi grupami wykazującymi konserwatywną aktywność społeczną w Polsce są skini i dewotki. I ja się nie zamierzam tego wstydzić. Z skinami i moherami będę ramie w ramie walczył z patologią.
nic dodać nic ująć!
"Za nami stoi Jezus Chrystus". Gott mit uns, normalnie.
stoi Jezus Chrystus, którego naukę staramy się wprowadzić w życie"
Czyli co? Fronda ma monopol na Chrystusa?
Miło, że to przyznałeś.
----------------------------------------------------------------------------------
a dokładnie, to co napisał nie tak ?
A w tym, co napisał Winnicki, wiele jest prawdy. Osobiście nikomu bym pewnie w mordę dać nie umiała, ale to nie przeszkadza mi odczuwać satysfakcji, gdy słyszę, że pewni ludzie jednak dostali.