Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

"Jestem mamą. To moja kariera"

edytowano marzec 2008 w Polityka
image

"Jestem mamą. To moja kariera"
KAI/J

Ruszyła tegoroczna kampania Komitetu Obchodów Narodowego Dnia Życia (NDŻ), który z inicjatywy Sejmu RP obchodzony jest od czterech lat 24 marca. Ma on służyć refleksji Polaków nad odpowiedzialnością za ochronę i budowanie szacunku dla życia.
Joanna Krupska ze Związku Dużych Rodzin "Trzy Plus" podkreśliła na czwartkowej konferencji prasowej w Warszawie, że obecnie w Polsce kreowany jest obraz kobiety realizującej się głównie przez pracę. "Akcentuje się negatywne strony macierzyństwa lub niebezpieczeństwa z nim związane. Nieproporcjonalnie duża ilość informacji o zjawiskach marginalnych powoduje zatracanie się pojęcia istoty sensu i realności zwyczajnego macierzyństwa oraz jego kapitalnego znaczenia dla zdrowia każdej osoby ludzkiej" - stwierdziła Krupska.

Podczas konferencji promującej Narodowy Dzień Życia zwracano uwagę, że macierzyństwo bywa postrzegane jako swoisty "wyrok", który â?? dla dobra sprawy i rodziny â?? kobieta musi "odsiedzieć" w domu. "Model kobiety pracującej wciąż jeszcze degraduje kobietę jako matkę" â?? oceniła Joanna Krupska.

Zadaniem tegorocznego NDŻ, którego hasłem będą słowa "Jestem mamą. To moja kariera", jest ukazanie kobiety-matki jako osoby, która realizując zadania macierzyńskie, jednocześnie realizuje się na różnych polach: jako menedżer domu, osoba zaangażowana społecznie i kobieta zadbana. Kampania będzie podkreślać wartość kobiety-matki, jako doświadczonego pracownika, wartościowego wychowawcy, cierpliwego specjalisty w kontaktach interpersonalnych.

Jak podkreśliła Inga Kałużyńska, wchodząca w skład Komitetu Obchodów NDŻ specjalistka marketingu, kobieta to "również psycholog, negocjator, który rozwiązuje konflikty, aptekarz, który potrafi zdecydować o domowych sposobach leczenia, dekoratorka wnętrz, pracownik kulturalnooświatowy, korepetytorka, dyrektor finansowy, który zaoszczędzi tam, gdzie wydaje się, że zaoszczędzić się nie da...".

Według statystyk wskaźnik chęci posiadania dzieci w Polsce wynosi 2,33 proc., co daje najwyższy poziom zaangażowania w życie rodzinne w skali światowej. Wskaźnik rozwoju demograficznego z 2007 roku wynosi jedynie 1, 23-1, 27 proc., co niekorzystnie wpływa na spełnienie prawdziwego powołania życiowego kobiety.

Narodowy Dzień Życia obchodzony będzie w Polsce po raz czwarty. W poprzednich latach obchodzono go kolejno pod hasłem: "Dom pełen skarbów" (2005), "Być ojcem - rola życia" (2006) "Razem na zawsze" 2007.

Warto dodać, że od 1998 r., w kościelną uroczystość Zwiastowania Pańskiego (w tym roku â?? 31 marca) obchodzony jest w Polsce Dzień Świętości Życia. Ustanowił go Episkopat Polski w odpowiedzi na apel Jana Pawła II zawarty w encyklice "Evangelium vitae".
«13

Komentarz

  • Wkleję jeszcze tekst z "Naszego Dziennika" na ten temat. Z tym większą radością, że Inga jest naszą "towarzyszką niedoli" w codziennych wyprawach na przystanek, na którym zatrzymuje się "sternikowy" autobus :cool:

    Najbardziej popularnym obecnie modelem macierzyństwa proponowanym kobietom jest "najpierw kariera, potem dzieci". Rzadko kiedy podkreśla się, że wychowywanie dzieci i praca na rzecz rodziny to najpełniejsza realizacja powołania kobiety. Macierzyństwo jako niezwykle twórczy czas i "praca na pełnym etacie" to temat tegorocznego Narodowego Dnia Życia, który będziemy obchodzić 24 marca pod hasłem: "Jestem mamą. To moja kariera". - Nadszedł czas, aby kobiety były wolne - wolne w wyborze swojego własnego stylu macierzyństwa. Wolne od presji ekonomicznej, a zwłaszcza wolne od presji społeczno-medialnej. Obecnie w tej dziedzinie próbuje się narzucić bardzo określony punkt widzenia - podkreśliła podczas wczorajszej konferencji prasowej Inga Kałużyńska z Komitetu Obchodów Narodowego Dnia Życia, mama dwojga dzieci.

    Istnieje społeczne zapotrzebowanie na podjęcie tego tematu w celu przywrócenia należnego szacunku kobietom, które traktują bycie matką jako najważniejszy sens swojego życia, przedkładając je nad pracę zawodową. Warto szeroko promować tego typu postawę. Obecnie bowiem wizerunek kobiety jest bardzo zniekształcony i jednostronny, ukierunkowany głównie na karierę zawodową. Gloryfikuje się samorozwój kobiety, pomijając to, że macierzyństwo stanowi bardzo ważną część jej kobiecości. - Nieproporcjonalnie duża ilość informacji o zjawiskach marginalnych powoduje zatracanie się pojęcia istoty, sensu i realności zwyczajnego macierzyństwa oraz jego kapitalnego znaczenia dla zdrowia i rozwoju każdej osoby ludzkiej - podkreślała Joanna Krupska, psycholog, prezes Związku Dużych Rodzin "Trzy Plus", mama siedmioroga dzieci. - Obecność matki jest podstawowym warunkiem naturalnego rozwoju człowieka. Jest warunkiem trwania narodu, trwania ludzkości - dodała.
    - Kobiety są pod presją opinii, że można się w pełni zrealizować wyłącznie w pracy poza domem, opieka nad dziećmi ogranicza i marnuje jej talenty, a wycofanie się z pracy zawodowej na okres wychowania dzieci zaburza tzw. ścieżkę kariery - zdiagnozowała współczesny stan społecznej świadomości na temat macierzyństwa Inga Kałużyńska z Komitetu Obchodów Narodowego Dnia Życia. Jej zdaniem, błędnie lansuje się pogląd, że są tylko dwie alternatywne drogi: albo najpierw kariera, a potem dzieci, albo jednocześnie kariera i dzieci. Równie dobrym pomysłem może być potraktowanie dzieci i rodziny jako swojej najważniejszej pracy zawodowej. Zauważyła, że ten model z powodzeniem realizują niektóre kobiety ze świata wielkiej polityki, jak na przykład była sekretarz stanu USA Madeleine Albright, która do 39. roku życia zajmowała się domem i wychowaniem swoich trzech córek. "Kariera pełnoetatowej mamy", traktowana z pasją, a nie z poczuciem krzywdy, pozwala kobiecie rozwinąć w sobie wiele niezwykle ważnych cech osobowości: - Wiele zajęć wykonywanych w domu pomaga kobiecie rozwijać umiejętności przydatne również w pracy poza domem - powiedziała Kałużyńska. - Jestem przekonana, że żadne, nawet najlepsze na rynku szkolenie interpersonalne nie dałoby mi tyle, co bycie mamą. Bycie mamą to dla mnie nieustanny trening empatii, elastyczności i na pewno pracy w zespole - dodała. Zwróciła także uwagę na niezwykle ciekawy, bardzo rzadko pokazywany w mediach aspekt życia kobiet wychowujących dzieci: spełnia ona tak szeroki asortyment ról i zadań, jaki trudno znaleźć u pracowników jakiejkolwiek firmy. Matka zajmująca się swoim potomstwem to jednocześnie menedżer, który musi zarządzać sobą w czasie, zarządzać zespołem, planować i rozdzielać zadania, ustalać zasady i priorytety oraz zachęcać i motywować do pracy. - Czym w istocie jest wychowanie dzieci? Jest to formowanie młodych osób, przyszłych pracowników i obywateli, w pośredni również sposób kształtowanie ich karier, przyszłego życia rodzinnego, ogólnie ich postawy życiowej - podkreśliła Kałużyńska. - Porównajmy to z przeciętnym zakresem obowiązków i przeciętnym poziomem odpowiedzialności pracownika w dowolnej firmie czy instytucji. Jaki więc rodzaj działalności zawodowej powinniśmy uznać za ważniejszy i bardziej pożyteczny na przykład ze społecznego punktu widzenia? Czy nie czas, żeby docenić pracę w domu? - zaapelowała Kałużyńska.

    Maria Cholewińska
  • :cool:




    piosenka powstała w marcu specjalnie z okazji Narodowego Dnia Życia. Powstał do niej teledysk, ale ani jedno ani drugie nie ujrzało światła dziennego (miał być emitowany w telewizji publicznej wraz ze spotem reklamowym).
    Zamieszczony tutaj utwór oczywiście nie jest "tym" teledyskiem" zrobionym dla telewizji...
  • ja nie pracuję i...nie jestem "menedżerem domu, osobą zaangażowaną społecznie" a nawet "kobietą zadbaną" (nie mam wyskubanych brwi, u fryzjera byłam rok temu, "nie mam co na siebie włożyć" itp) . To ciekawe że negując kult kariery zawodowej usiłuje się wmówić kobiecie że "siedzenie w domu" to substytut tejże "kariery", szafując terminami takimi jak menedżer i dyrektor finansowy. Ja nie jestem dyrektorem finansowym. Wypełniłam tę ankietę Marty i tam na pytanie "kto decyduje o codziennych wydatkach" napisałam mąż. Pewnie pomyślała że to pomyłka:bigsmile:

    Tak, mój mąż robi codzienne zakupy, a nawet robi połowę obiadów, bo jest wybitnym talentem kulinarnym. Robi to dlatego że ja mam w domu jednocześnie półtoramiesięcznego dzidziusia i dwuipólletnie dziecko. Chce mnie odciążyć, bo jestem w domu po to, aby te maluszki wykarmić piersią, ululkać do snu, nie śpieszyć się nigdzie.

    Też mi kariera matki, że matka ma się uganiać po sklepach i siedzieć z kalkulatorem, planując budżet. A kto w tym czasie opiekuje się dziećmi? To nie kariera matki, tylko gospodyni. To samo może robić kobieta bezdzietna. Też musi se planować wydatki itp. U mnie z kalkulatorem siedzi mąż, abym ja miała czas być mamą, a nie menedżerem.

    nie potrzebuję mieć quasi-władzy nad domem, mąż jest głową rodziny. Ja jestem od lat 11 po to, by rodzić, karmić piersią. A w międzyczasie czytam, piszę, robię zdjęcia, dokształcam się w internecie. Oczywiście też piorę i sprzątam, ale nie sądzę aby te czynności przydały mi się do "podzietnej" kariery zawodowej.
  • [cite] Agniesia:[/cite]
    Tak, mój mąż robi codzienne zakupy, a nawet robi połowę obiadów, bo jest wybitnym talentem kulinarnym. Robi to dlatego że ja mam w domu jednocześnie półtoramiesięcznego dzidziusia i dwuipólletnie dziecko. Chce mnie odciążyć, bo jestem w domu po to, aby te maluszki wykarmić piersią, ululkać do snu, nie śpieszyć się nigdzie.

    U mnie z kalkulatorem siedzi mąż, abym ja miała czas być mamą, a nie menedżerem.

    .

    Agnisiu, szczerze zazdroszczę Ci takiego męża i komfortu. Może się mylę, ale wydaje mi się, że pod tym względem Twoja sytuacja jest dość nietypowa - generalnie tatusiowie (zwłaszcza z rodzin wielodzietnych) dwoją się i troją na kilku etatach, by jakoś rodzinie zapewnić byt, a domowymi sprawami siłą rzeczy zajmują się mamy. Niestety. Fajnie by było poświęcać 100% czasu na zajmowanie się dziećmi, ale kto może sobie na to pozwolić, kiedy w domu aż roi się od innych obowiązków? Czasem robi się po kilka rzeczy na raz, z jednym maluchem na ręku a drugim uczepionym nogi. Menedżerem jest każda z nas w tym sensie, że musi zorganizować czas gromadce dzieci, porozdzielać obowiązki i dyżury, umieć zmotywować dzieciaki do działania, rozstrzygać sprawiedliwie sytuacje konfliktowe... Niejeden manager może się tego uczyć od matki wielodzietnej :smile:
    My - matki wiemy dobrze, że praca w domu nie jest żadnym substytutem kariery zawodowej. Wręcz przeciwnie. Natomiast wielu ludzi (zwłaszcza młodych, niezależnych kobiet) nie dostrzega wartości macierzyństwa i pracy w domu. W tej kampanii właśnie o to chodziło, by zwrócić uwagę rozmaitym japiszczom, że nie tylko zawodowa kariera zasługuje na miano kariery.
  • [cite] Agniesia:[/cite]
    Tak, mój mąż robi codzienne zakupy, a nawet robi połowę obiadów, bo jest wybitnym talentem kulinarnym. Robi to dlatego że ja mam w domu jednocześnie półtoramiesięcznego dzidziusia i dwuipólletnie dziecko. Chce mnie odciążyć, bo jestem w domu po to, aby te maluszki wykarmić piersią, ululkać do snu, nie śpieszyć się nigdzie.
    Twoj maz jest niesamowity. Potrafi zarobic na liczn rodzine, wypeniac zakupowo-obiadowe obowiazki i jeszcze ma czas na kontakt z dziecmi. prawdziwa z niego mama wielodzietna
  • Moniko - tak zdaję sobie sprawę że moja sytuacja jest bardzo nietypowa, tj. podział obowiązków w naszym domu bardzo nietypowy. Mój mąż, kiedy tylko ma na to czas, robi obiad np. gotuje zupę, a w niedziele robi bardziej wyszukane potrawy - po prostu dlatego że lubi dobrze zjeść a on o wiele lepiej gotuje niż ja. Ja nie znoszę kuchni, a on lubi, on zawsze u nas szykuje wszystkie przyjęcia, nawet chrzciny i komunie.. Ale za to mój mąż nie znosi majsterkowania, jak coś się zepsuje to jest zepsute chyba że naprawi teść:bigsmile:

    Honorato - rozumiem twoją ironię choć mi jest niemiło słyszeć taką kpinę, ale cóż - taka jest prawda, że Bóg obdarzył mnie takim nadzwyczajnym mężem. Mój mąż w młodości włożył mnóstwo pracy iście katorżniczej, uczył się kilkanaście lat, aby zdobyć zawód i "stanowisko", które daje mu stabilne i stosunkowo dobre zarobki przy nienormowanym czasie pracy. Toteż faktycznie sam gospodarując swoim czasem jest w stanie tak znacząco uczestniczyć w "prowadzeniu domu". Jest wybitnie odpowiedzialny i bycie głową rodziny jest dla niego "służbą", wszystko to robi świadomie - poza tym z drugiej strony - ma cechy przywódcze i dlatego CHCE decydować o naszych finansach, naszym spędzaniu wolnego czasu itp.

    Bolka - cóż ja po prostu pomyślałam w ten sposób że nazywając niepracowanie kobiety "karierą menedżera domu" paradoksalnie oddaje się właśnie hołd dzisiejszemu kultowi kariery. Budzi to mój bunt - dla mnie kariera kobiety jest fikcją, chyba że to kariera hollywoodzkiej gwiazdy. Kiedyś kariera była pojmowana właśnie w sensie artystycznym, teraz jakieś awansowanie od pokoju do pokoju biurowego to ma być "kariera".
    Jeśli kariera to coś, czym można zaszpanować, to oczywiście ja też jestem dumna ze swej wielodzietności i niepracowania, więc zrobiłam karierę matki wielodzietnej - zawsze lubiłam się wyróżniać:wink:
    co do wyglądu to wyglądam młodo, ubieram się też młodzieżowo i luzacko, raczej modnie, ale...jestem - subiektywnie -brzydka&gruba po ciążach i porodach, nie mam też czasu i kasy na takie pielęgnowanie się, jak kobieta robiąca "karierę" (kosmetyczka, fitness, solarium itp. bajery).
  • Wiecie co - mnie i mojego męża, jako jeszcze małodzietnych, dystansuje właściwie tylko jedna kwestia - nieobecnego w domu ojca, który "pracuje na trzech etatach". Myśle, że właśnie z tego względu będę starała się dzielić z mężem obowiązkami przy dzieciach tak, byśmy oboje mieli czas na pracę zawodową. Nie myślę tu o tym, że muszę pracować, żeby nie zwariować przy dzieciach. Chcę pracować, by mój mąż nie musiał spędzać swojego życia poza domem i z dala od dzieci. Nie podoba nam się to.
    Na szczęście nasze zawodowe szanse są wyrównane, choć na równi niewielkie:bigsmile:
    Rzeczywiście tak jest, że ojcowie wielodzietni nic tylko pracują i nie ma ich w domu? Pytam, bo u nielicznych wielodzietnych w moim otoczeniu tak właśnie wygląda...
  • Danko nie znam Twej sytuacji i ktoś powie, że chleb mi d...rozpiera, ale zawsze mnie to dziwiło: matka idzie do pracy żeby zarobić... na mleko modyfikowane i na niańkę, czyli na to, na co wydatki wyniosłyby 0 zł, gdyby matka została w domu i karmiła piersią.
    Myślę że to nie jest wybór "chleb na stole albo radość macierzyństwa" - z niemowlętami zostaje się nie po to by mieć "radość macierzyństwa" tylko by je wykarmić piersią i by nie musiały ich pielęgnować obce osoby za ciężko zarobione pieniądze. A gdyby matka została w domu, to nie wierzę że zabrakłoby chleba - zabrakłoby może różnych innych dóbr ale na pewno nie jedzenia. Nie oszukujmy się - głód to jest w Somalii a nie w Polsce, w Polsce przedszkola i szkoły codziennie wywalają do pomyj połowę obiadów przygotowywanych dla dzieci, bo dzieci tychże nie zjadają...mam szwagierkę przedszkolankę więc wiem coś o tym...Toteż wydaje mi się że powodem pójścia do pracy po urlopie macierzyńskim jest nie to, że "zabraknie chleba", tylko że pozostanie na wychowawczym grozi utratą pracy, a tego boimy się "na przyszłość", że obniży nam stopę życiową i sprawi kłopot poszukiwania nowej pracy... tak więc dzieci (niemowlęta) padają "ofiarą" przyszłościowego kalkulowania i lęku przed zubożeniem.

    Ale też możliwe że Ty Danko piszesz o sytuacji że z dziećmi za darmo była babcia, a sama zarabiałaś tyle że wydatki na sztuczne mleko były 1/10 wydatków z Twej pensji... dlatego nie bierz tego do siebie, ja tylko chcę rozważać ogólnie te sprawy. Dla mnie cały ten system z pracą zawodową kobiet i śmiesznym urlopem macierzyńskim to HORRENDUM, które spowoduje wymarcie populacji europejskiej:cry:
  • Rozumiem, że u Danki z dziećmi pod jej nieobecność jest tata dzieci - tak napisała. A to nie kosztuje. Za to dzieci mówią nie tylko "kocham cię mamo", ale i "kocham cię tato"...
    Ja też biorę pod uwagę tylko takie rozwiązanie. Żadna niańka ani żłobek. Przedszkole owszem.
    No i przyznaję, że gdybym miała pracować jak niegdyś w wydawnictwie o 8 do 10 godzin plus dojazdy, to pewnie bym tam nie wróciła. Naukowa praca daje większą szansę plastyczności.

    No i jakie sztuczne mleko, Agniesiu. Dramatyzujesz nieco. Nie piszemy o zostawianiu noworodków, ale dzieci, które żywią się nie tylko mlekiem.
  • Ja zrozumiałam że ten system z tatą u Danki wszedł dopiero po trzech latach od urodzenia bliźniąt?
    Kinga 4 miesięczne dzieci żywią się tylko mlekiem..."Światowa organizacja zdrowia zaleca wyłączne karmienie piersią przez pierwsze 6 miesięcy życia"...dobrze wiesz, że niemowlęta nawet i starsze żywią się głównie mlekiem! Mleko matki dla noworodków tylko???, toż to pogląd z lat 70tych...wtedy nawet moja teściowa, choć nigdy nie pracowała, karmiła butelką...zgroza!

    PRECZ Z BUTELKAMI, NIAńKAMI I żłOBKAMI ORAZ PRZYMUSEM PRACY ZAWODOWEJ KOBIETY, a ponieważ postulatów tych nie da się już zrealizować (?), WYMRZEMY:devil::shamed:
  • gdyby kobiety, a raczej niewiasty nie pracowały zawodowo to świat byłby lepszy. Miałyby więcej czasu na jego naprawianie, a tak stają na straconej pozycji bo zamiast pracować społecznie muszą dla pieniędzy.
  • Pierwszej damie się udaje :)
  • mamo Zosi ja też mam dyplom gdzieś tam w teczce. I cóż, tak, był mi potrzebny dla własnego rozwoju. Dla mnie praca zawodowa to niewolnictwo współczesne. Jestem zupełnie odjechana pod tym względem. Rozumiem takie są realia, ale powtarzam to był początek końca naszej populacji i cywilizacji, gdy upowszechniła się praca zawodowa kobiet. jeśli praca zawodowa nie koliduje z macierzyństwem to pytam - gdzie są matki w naszym społeczeństwie? na tym forum???
    kobieta która urodziła 1-2 dzieci i pracuje zawodowo, statystyczna Polka - to "kobieta pracująca", najpierw kobieta pracująca, potem matka. Pozwoliła sobie na jedną czy dwie trzymiesięczne przerwy w pracy, może dłuższe. Nawet jak wzięła cały urlop wychowawczy to raptem 3- 6 lat w skali całego dorosłego życia - cóż to jest!! wyjątkowo raz albo dwa w życiu uruchomiła swoją biologię, by zaraz ją zminimalizować (szybko przestaje karmić, nie opiekuje się swym niemowlęciem bo musi siedzieć w pracy). Macierzyństwo jest w jej życiu jedno-dwurazową przygodą, wyjątkiem, nie normą. Stan normalny to dla niej pracowanie!
    Dla mnie matka to pardą, kobieta która funkcjonuje biologicznie - tj. rodzi. Tak jak nasze prababki. Ślub pociągał za sobą kiedyś następstwa porodów tylu ile Bóg dał. Kobiety w tzw. trzecim świecie tak funkcjonują, więc nie mogą pracować w oddzieleniu od dziecka! W Afryce nie występuje coś takiego jak kobieta bez dziecka. Każda jedna w wieku rozrodczym ma dziecko na plecach, póki nie dojdzie do menopauzy.
    U nas przed 1, 2 wojną było tak samo - żona rodziła, karmiła, ciąża, poród, karmienie, ciąża, poród, karmienie. Stan normalny dla żony, kobiety to było wydawanie na świat i "wychów" potomstwa. Nie było tu czasu ani miejsca na pracę. Mąż zarabiał mało - żyli w biedzie, mąż zarabiał dużo - żyli w dostatku. Ale tak czy siak rodzina była niepodważalną wartością.
    A teraz jak to słyszymy to czujemy że to prymityw, królikologia stosowana, zacofanie...
    A teraz wartością jest tylko praca zawodowa. Wielodzietność to "dziecioróbstwo", generator zubożenia...
    ale to myślenie się zemści. Wszyscy japiszoni będą tak wypasieni i wysportowani, że dożyją 100 lat...w domu starców. Z chińską, hinduską, czarną pielęgniarką. Nie żebym miała coś przeciw tym nacjom - ale łamaną polszczyzną obsłużą one tylko nasze podstawowe fizjologiczne funkcje. Nauczą się zwrotów "siusiu", "kupa", "papu"... prywatnie i w swoich gronach pozostając może wspaniałymi osobami, ale dla nas kulturowo obcymi...Będzie to takie osamotnienie, że ex- japiszoni będą błagać Boga o śmierć. Sprawniejsi stworzą lobby na rzecz eutanazji.
  • [cite] Zochalowamama:[/cite]Przed wojna kobiety tez nie stosowaly NPRu,a z tego co wiem jestes jego zwolenniczka, dlaczego? Przeciez bylo dobrze.
    Tego bym nie był taki pewien. Hamburgery na ten przykład mamy od kilku lat a wymyślono je ponad 100 lat temu.
  • [cite] Zochalowamama:[/cite]http://www.iner.pl/?x=2
    1951 - Josef R??tzer, austriacki lekarz, rozpoczął badania nad naturalnym planowaniem rodziny. Początkowo zajmował się metodą termiczną. Gdy po kilku miesiącach żona zwróciła mu uwagę na wydzielanie się śluzu, połączył obserwacje objawów płodności z pomiarem temperatury tworząc pierwszą metodę objawowo-termiczną.
    Hamburgery też nie wyglądały jak obecnie ale ty chcesz udowodnić coś innego, że katolicy jedzą hamburgery a Jezus nie jadł. No chyba że chcesz powiedzieć że w czasie wojny została wymyślona i opatentowana praca dla kobiet.

    @Danka O
    Nie masz tak źle. Pomyśl sobie w czym chodzą moje dzieci jak muszę miesiąc pracować by zapłacić tygodniówke człowiekowi od spraw budowlanych.
  • Moja prababcia - trójka dzieci urodzonych w latach 30., babcia - trójka w latach 50., po stronie męża prababcia - pięcioro, babcie - po troje. Żadna z tych kobiet nie siedziała w domu. Wszystkie były nauczycielkami, dziadkowie wysocy urzędnicy lub nauczyciele.

    Opisujesz, Agniesiu, jakiś model z XIX i XX wiecznej wsi, gdzie nikt nie rezygnował z pracy zawodowej, ale po prostu nie miał pomysłu na cokolwiek innego w życiu... W miastach wyglądało to zawsze inaczej. Dal ludzi zarówno rodzina jak i praca były powołaniem i obowiązkiem. Nikt nie udawał Murzynki, która tylko rodzi uprawiając maniok.

    Jak by tak poczytać choćby ludowe kołysanki, mozna się przekonać, że nawet żadna z tych dawnych chłopek nie zostawała w domu przy dziecku, tylko zostawiała maleństwo z niańką i bułką rozpuszczoną w krowim mleku. Dzieci chowały się same, bo świat musiał toczyć się swoim torem.

    Nie sądzę, by praca zawodowa była dla mnie kiedykolwiek ważniejsza od dzieci. Ale mam poczucie, że mąż i dzieci to jedno - najważniejsze - powołanie, któremu towarzyszy moje zawodowe (czytaj: społeczne) powołanie. Pewnie będzie kulało przez najbliższe kilkanaście lat (daj Boże:), ale nie zamierzam go porzucać, bo Murzynki są szczęśliwe...
    Nie postrzegam macierzyństwa jako przystani w moim życiu, jako kariery. Generalnie nie lubię tego słowa - co to jest kariera? Obym jak moja babka na łożu śmierci mogła powiedzieć sobie np. tak: wychowałam swoje dzieci, kilka pokoleń cudzych, miałam wpływ na swoją parafię, głos w radzie miasta - byłam tam, gdzie mogłam coś zdziałać.
  • Szanuję twoje zdanie Agnieszka i nawet mi się podoba. Lubię być z dziećmi w domu i chętnie zostałabym dłużej, ale realia sa inne. Życie jest zawsze sztuką wyborów. Co do dawnego modelu wychowania to chyba nie było tak różowo, dzieciaki zostawały same w domu, a mamy szły robić do pola, albo do gospodarza. Albo z mamą do pola też robić.
  • Tak a propos przypomniało mi się, ze ja też raz wzięłam starszą córkę do szkoły, moja tesciowa nie ma jż sił zostawac z dwoma maluchami, więc młodsza została w domu, a starsza była bardzo grzeczna, siedziała w ławce i patrzyła jak licealiści się uczą
  • Temat był wałkowany już wiele razy. Agniesiu zdecydowanie masz tendencję do idealizowania tych dawnych czasów. Jestem zawsze ciekawa o jakie konkretnie ci chodzi? Bo wydaje mi się, że jednak było jak pisze Anetka, dzieciaki zostawałyalbo same w domu, albo te mniejsze szły z matką w pole. Z drugiej zaś strony Kobiety lepiej urodzone miały mamki, nianie, później guwernantki. Oczywiście byly gdzieś w pobliżu, nie wychodziły do pracy poza domem, jednak kiedyś dzieciństwo to był koieczny etap do stania się pełnowartościowym cżłowiekiem czyli dorosłym, nikt się specjalnie z dziećmi nie cackał, a ze względu na wysoka smiertelność niemowląt próbowano się nie przyzwyczajać do dzieci do 1 r.ż.
    Wydaje mi się, że teraz, pomimo zawodowej pracy kobiet (a może dlatego) dzieci są dużo bardziej doceniane i większą wagę przykłada się do opieki nad nimi.
  • [cite] Anka:[/cite]Temat był wałkowany już wiele razy.
    Nie zdarzyło Ci się nigdy dwa razy powiedzieć czegoś na ten sam temat? :shocked:
    [cite] Anka:[/cite]Wydaje mi się, że teraz, pomimo zawodowej pracy kobiet (a może dlatego) dzieci są dużo bardziej doceniane i większą wagę przykłada się do opieki nad nimi.
    Z czego wcale nie wynika, że są szczęśliwsze i wyrastają na lepszych ludzi. Rzeczywiście, patrząc na postępowanie rodziców, którzy miotają się między zupełnym porzuceniem dzieci na rzecz kariery i obsesyjnym dogadzaniem "późnym jedynakom" trudno nie przyznać Agniesi racji, że coś jest chorego w obecnym modelu.
  • Próba opisania świata tradycyjnego "nowoczesnym" językiem. Ja w ogóle nie lubię słowa kariera. Naprawdę można sie cieszyć praca zawodowa, nie robiąc wcale kariery. Tu się wyjątkowo zgodze z Agniesią, matka zostaje początkowo z dziećmi w domu, żeby je wykarmić, potem akurat uważam, że ojciec ma takie same kompetencje. Oczywiście fajnie pokazywać swiat dziecku, objaśniać go, chodzić z nim na twórcze zajęcia, basen, spotykać się z innymi mamami na spacerach itp. Ale tak jak praca zawodowa to często, robienie nudnych i uciązliwych prac, tak zostanie w domu wiąże się też często ze sprzątaniem, praniem, prasowaniem i innymi beznadziejnie nudnymi i męczącymi pracami, które w żaden sposób nas nie rozwijają. Tak więc ja, jako osoba wygodnicka, wybieram niezabardzo obciążającą czasowo pracę zawodową (najpóżniej w domu
    ok max 17.00, ale z dziećmi juz wcześniej, często możliwośc w ogóle pracowania w domu) i nie robienie żadnych z powyższych czynności domowych, z wyjątkiem spraw całkowicie bieżących.

    Jak dla mnie największy dramat, to matka pracująca zawodowo, a potem wracająca do domu, gdzie zasuwa na drugi etap, pranie, prasowanie itp.
  • Moja mama byla 17 dzieckiem mojej babci i niestety sama mi wiele razy opowiadala,ze mama nie miala dla niej czasu,ze wychowywaly ja siostry,babcia na wsi po prostu od switu do nocy pracowala w polu i jak opisuje Kinga dokladnie albo siostra albo sasiadka czy ciocia zostawaly z najmlodszymi w domu i mialy bulke z mlekiem czy chleb z maslem i cukrem i buszowaly po izbie czy podworku.Rodzicow widziala wieczorem pozno gdy w domu bylo sporo do roboty itd.Wiec nie za bardzo piekny to obraz.U moejego taty bylo tez nie za fajnie bo babcia udzielala sie wiecej w kosciele niz w domu,tato musial zajmowac sie mlodszym rodzenstwem,mieli ciotke do pomocy,babcia pozniej miala sklep i tam byla cale dnie.A wszystko to tuz po I wojnie swiatowej,moj tato juz nie zyje.
  • Maćku, zdarzylo mi się. O wałkowaniu tematu napisałam bardziej w formie wytłumaczenia się, że mogę się powtarzać.

    Z tego co pamiętam, to chyba w Polsce tylko ok. połowa kobiet w "wieku produkcyjnym" jest czynna zawodowo, więc szat bym nie rozdzierała. Wiele oczywiście się miota, między karierą a macierzyństwem, ale może by się tak nie miotały, gdyby mężczyźni mieli te same dylematy.

    A, Agniesia od dawna lansuje pogląd, że wszystkiemu winna jest praca zawodowa kobiet, a gdyby nie to, to żyłybysmy wszystkie niemal jak w raju. Ja tam i nie pracowałam zawodowo (uczyłam się, ale to jednak mniej obciążające czasowo) i pracowałam mając dzieci i prawdę powiedziawszy trudno mi powiedzieć kiedy byłam szczęśliwsza. Ja lubię zmiany i chyba zawsze na początku jak coś robię jestem maksymalnie pozytywnie nakręcona, potem mi przechodzi. Więc może teraz znowu nie będę pracowala, kto to wie??? Ale bardzo się ciesze, że mam wybór i jak pisałam to już 150 tys razy, o to chodzi, o możliwość wyboru.
  • [cite] Zochalowamama:[/cite]Sorry Taw, ale Twój metapoziom jest dla mnie za wysoki. Z odniesieniem do NPRu chodziło mi o to, że wkurza mnie jak mi ktoś wciska, że kiedys to było super, ale teraz ludzie wszystko popsuli. Więc pytam Agniesię, dlaczego tak wychwala dawniejsze zwyczaje, a nie stosuje sie do nich w 100%. A Tobie o co chodzi?
    O to że kiedyś ludzie mieli zwyczaj siadać na ławeczce przed domem, a teraz siadają przed telewizorem w domu. Zwyczaj jednak siadania pozostał.
  • jak mówi stare mądre porzekadło: "uderz w stół a nożyce się odezwą"... widać temat jest dość drażliwy i każda z nas bierze go do siebie. Natomiast mnie się wydaje, że odbiorcami kampanii pod hasłem "jestem mamą - to moja kariera" są tak na prawdę dwie, konkretne grupy kobiet:
    1. matki zajmujące się domem i dziećmi, które nie są aktywne zawodowo, natomiast "zasuwają" w domu z poświęceniem dbając o domowników. Chociaż odwalają kawał bardzo dobrej i co tu dużo mówić, bardzo ciężkiej pracy, nie są w żaden sposób wynagradzane - społeczeństwo postrzega je jako mało ambitne "kury domowe", kobiety "siedzące" w domu - ba, nawet od domowników nie często usłyszą słowa pochwały. Każdy człowiek potrzebuje od czasu do czasu słowa "dziękuję". Myślę, że celem tej kampanii było moralne wsparcie tych właśnie matek i jednoczesne zwrócenie uwagi na fakt, że kobieta zajmująca się domem nie jest jakąś niemotą, co to do niczego się nie nadaje...

    2. druga grupa kobiet, to te, które stoją przed decyzją: kariera zawodowa czy dom. Mam na myśli te, które realnie taką decyzję podejmują, czyli: to nie sytuacja finansowa zmusza je do pracy, lecz chęć tzw. "samorealizacji". Jest sporo takich kobiet, które od lat wyczytują w rozmaitych piśmidłach, że "tyle jesteś wart, ile zarabiasz", a rodzina jawi się jako kula u nogi. Tym właśnie kobietom należało uświadomić, że bycie żoną i matką to nie tylko pranie brudnych pieluch.

    Osobiście bardzo cieszę się z tej kampanii. Uważam, że praca matki i gospodyni nie jest w naszym społeczeństwie dostatecznie doceniana i należy ten sposób myślenia zmieniać.

    co zaś się tyczy słowa "kariera" to moim skromnym zdaniem, jeśli praca zawodowa nazywana jest karierą, to praca w domu zasługuje na miano "super kariery", bo żadne inne zajęcie, choćby nie wiem jak dobrze płatne, nie może się równać z formowaniem małego człowieka.
    pozdrawiam
  • Moniko44, czy to znaczy, że uważasz, że pracując zawodowo nie można formować swoich dzieci? Dlaczego?
  • nic takiego nie napisałam. twierdzę tylko, że żadna praca zawodowa nie jest równie ważna, jak wychowywanie dziecka. Bardzo proszę Kingo, nie przekręcaj mojej wypowiedzi. Dzieci nie tylko można, ale i TRZEBA formować, niezależnie od tego, czy mama pracuje zawodowo czy nie. Ja też niedawno poszłam do pracy...
    :wink:
    Natomiast zgodzisz się chyba ze mną, że są takie zawody i zajęcia, które to wychowywanie skutecznie utrudniają lub wręcz uniemożliwiają. Zważywszy, że do wychowania niezbędny jest kontakt z dzieckiem, trudno mi sobie wyobrazić sytuację, by matka przebywająca poza domem przez 10 godz. dziennie miała istotny wpływ na wychowanie dziecka - ono będzie raczej wychowywane przez nianię, babcię, telewizję lub podwórko...

    Podobno są takie matki, co jak superwoman po powrocie z pracy z zapałem potrafią zająć się domem, praniem, zakupami, pomocą w lekcjach i jeszcze dla każdego z dzieci znaleźć choć chwilę na szczerą rozmowę. Są kobiety, które to potrafią. Są takie, co mają końskie zdrowie i tryskają energią i humorem nawet po ciężkim dniu w pracy. Ba, nawet są i takie, co jeszcze zdążą wpaść na zebranie samorządu jakiegośtam. Też bym tak chciała...:bigsmile:
    jest ogromna różnica pomiędzy matką, która pracuje, ale pracę stawia na kolejnym miejscu po dzieciach i rodzinie, a matką, dla której rodzina jest tylko dopełnieniem, kolejnym elementem "sukcesu", gdzie na pierwszym miejscu jest właśnie kariera zawodowa. Wiadomo: gdzie skarb twój, tam serce twoje...

    suma sumarum, na pytanie czy można pogodzić pracę zawodową z wychowywaniem dzieci, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko zależy od tego, co to jest za praca, w jakim wieku są dzieci, jakie są te dzieci, jak bardzo zaagnażowany jest ojciec, czy jest ktoś do pomocy w pracach domowych, oraz jaka jest fizyczna i psychiczna kondycja mamy itd itd itd. Nie zamierzam bawić się w generalizowanie i wygłaszanie złotych myśli w stylu "jeśli pracujesz zawodowo, to zaniedbujesz swoje dzieci" bo wiem, że byłoby to niezmiernie krzywdzące dla setek kobiet, które MUSZĄ pogodzić trud wychowania dzieci z pracą i stają na głowach, by czas w domu spędzić jak najlepiej i jak najwięcej z niego dać swoim dzieciom. Jedyne sytuacje, które budzą mój zdecydowany sprzeciw to te, kiedy matka znika na cały dzień w swojej firmie, żeby się "dowartościować" (przecież dzidziuś musi mieć najbardziej "wypasiony" wózek i najdroższe zabawki) a wieczorem od niani dowiaduje się, że synek zrobił właśnie pierwszy kroczek...
  • @monika44
    ja tylko z wnioskiem o dodanie do grupy pierwszej niwiast aktywnych społecznie nieodbieranych jako niemoty tylko jako kobiety sukcesu.
  • co do plusów dawnych czasów - ja ich nie idealizuję w 100% - wiele jednak dziś się zmieniło na plus - jestem np. przeciw biciu dzieci kiedyś powszechnym, za przyjaźnią między rodzicem a dzieckiem a nie dystansem i lękiem kiedyś powszechnym, itp...wiadomo że na wsi "było ciężko, osiemnaście filmów mam o tym":wink: -

    ale abstrahując od szczegółów warunków życia - i pozostając przy czystej statystyce, fakty są takie że kiedyś było właśnie jak pisze Kinga SIEDEMNAśCIORO, i to jest ta różnica - dziś są super warunki tylko gdzie te dzieci? jedynacy z wypasionym zapleczem materialnym mają w porównaniu z chłopskim przychówkiem noszonym w pole niby super, ale to jednak wciąż jedynacy, a więc pokolenia się kurczą o połowę - jak wyczytałam w gościu niedzielnym 100 niemieckich rodziców ma 64 dzieci i 44 wnuki.

    i nie wmówicie mi że przyczyną małodzietności nie jest praca zawodowa kobiet. a że nie da się jej wycofać z gospodarki to wymrzemy!!!!!!!!!!!!!!!!!
  • Ej, Agniesiu. Ja Ci nie wmówię. Ja Ci po prostu mówię:bigsmile: - to nie praca zawodowa winna.

    Praca zawodowa to obowiązek i prawo każdego człowieka, tak jak i wychowywanie dzieci. To jakaś dziwaczna alternatywa: albo dzieci albo praca. Jasne że jak co roku rodzi się maleństwo, to szans na pracę niewiele, ale ten scenariusz nie spotka każdego i to nie wyłącznie z ludzkiej skłonności do egoizmu. Naprawdę jest parę sposobów, by dobrze wychować dzieci i nie przestawać pracować. Oczywiście jeśli nie mówimy o jakimś obłąkanym pracoholizmie, karierach i innych. Ci co chcą, niech pracują. Jak wyglądałby świat, gdyby wszędzie - u lekarza, za ladą, w biurze, w kwiaciarniach, szkołach! i przedszkolach pracowali tylko mężczyźni... No co Wy. To są same rozwydrzone baby, którym się w d... poprzewracało od pigułek? Ej, chyba nie...
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.