No właśnie Wczoraj było ostatnie Danio, dzisiaj kupiłam jogurty naturalne i serki wiejskie (żeby nie było - będzie miała wybór ). A jutro zupa rybna na obiad Tylko jaglanki nie dostałam, trzeba będzie do Bomi jechać...
To ja się jeszcze podzielę radością - pierwszy jogurt naturalny wylądował w koszu po protestach, pluciu i głośnym "nie". Po kilku dniach przerwy moja mała złośnica sama upomniała się o jogurt i własnie go wsuwa, powtarzając co chwilę, że lubi "smak naturalny" Jupi! Jest światełko w tunelu!
Jestem wdzieczna za kampanie przedszkolną "mamo tato, wolę wodę"... Dzieci same sie o wodę proszą, wczesniej nosami kręciły bo żeśmy ich dziadostwa ponauczali..
A ja mam pytanie z innej beczki, ale na temat odporności. Jak matka karmiąca po porodzie może podnieść swoją odporność? Usłyszałam, że można troche przerobionej pigwy wrzucać do herbaty. Macie jakieś sposoby? bo muszę sobie trochę pomóc...
Ja tam wiem, ze wszystko można jeść. I kapustę kiszona też. Wszystko, byle z umiarem. Z pierwszą dwójką to moja dieta książkowa była, więc dzieci miały kolki i reakcje na to co zjadłam. Przy pozostałych wyluzowałam - i w końcu dzieci były spokojne. :-)
i... odstawienie cytrusów. Nie wiem, może to zbieg okoliczności, ale odkąd nie jem pomarańczy i jej kuzynek (nawet cytryny) nic mnie nie łapie! A jestem dość chorowitym typem...
czyli koci pazur. Najlepiej stężony. @Celinka jest to jedno z ziół wspomagających przy boleriozie , ale i tak poprawia ogólną odporność. Tyle ze dla dorosłych
Na dalekiej i mroźnej Północy, gdzie zima trwa nieomal pół roku i to bez przerw na znaczniejsze ocieplenie i topnienie śniegu, tubylcy mają swoje sposoby na wyćwiczenie odporności, która w tutejszych warunkach jest im bardzo potrzebna. Mam okazję obserwować zwyczaje tubylców.
Zacznę od popularnego norweskiego przysłowia, które brzmi: "Nie ma złej pogody, są tylko niewłaściwe ubrania!"
Hartowanie dzieci to tutaj podstawa. Nie ma takiej możliwości, żeby dzieci przesiadywały przez cały dzień w domu, w szkole i na świetlicy czy w przedszkolu. Codziennie są na dworze, bez względu na pogodę. Wyjątkiem mogą być tylko temperatury poniżej -10 stopni w przypadku małych dzieci. Starsze dzieciaki, w wieku szkolnym nawet przy -10 i poniżej - heja na dwór!
Jesienią, kiedy to nastaje ciemna pora roku i zmrok zapada wcześnie, nieraz widziałam jak chłopaki grają w piłkę z trenerem nawet podczas deszczu i gdy jest całkiem ciemno. Tak! Ciemno, chłodno, deszcz pada - a oni ganiają za piłką, trening musi się odbyć i już.
Tutaj nie przegrzewa się dzieci. Bawiąc się na śniegu mają raczej zmarznąć niż się zgrzać. Nie wkłada się im wielu warstw, sweterków na sweterki, tylko używają takiej odzieży z cienkiej wełenki (bardzo dobra jakość, utrzymuje ciepło a nie moknie od potu jak bawełna), na to puchaty kombinezon - i na dwór, na śnieg i mróz!
Norweskie dzieci bardzo często jedzą śnieg. Zajadają się nim. Fakt, że śnieg jest tu bielusieńki. Leży sobie niemal pół roku i cały czas ta sama biel.
(Zresztą - co tam śnieg! I to jeszcze biały, czysty! Wiele razy widziałam jak dzieciaki piją wodę z kałuży! I nikt się tym specjalnie nie przejmował - ot zwrócili uwagę, podziałało tylko na moment, a potem znowu taki mały, brunatny drink ... i wyraz błogości na małych buziaczkach. ) W przedszkolach małe dzieci notorycznie wcinają piasek, przy czym tutejszy piasek to nie taki jak nasz- drobny, złociutki; tylko to raczej taki szary, drobno zmielony żwir.)
Norwegowie jedzą w zimie lody. Nieraz nawet na ulicy. Widziałam nastolatków pałaszujących lody w waflu i brnących przez zaspy śniegu. )
Latem i jesienią dzieci praktykują tutaj bieganie boso po skałach. Przy czym lato jest tutaj takie ... hmmm ... jakby to powiedzieć .... no północne po prostu! Słyszałam nawet takie powiedzenie, że w Norwegii są dwie zimy: pół roku biała zima i pół roku zielona zima. Ale to trochę żart, bo upały też się tutaj zdarzają i to takie "hiszpańskie", niestety na ogół nie trwają zbyt długo i bywa, że np. przez cały lipiec jest zimno i pada. Zresztą aura zależy także od danego miejsca, regionu.
Piją tran przez całą zimę (czyli ciemną porę roku), by dostarczyć witaminy D.
Lekarze na ogół unikają zapisywania antybiotyków. Na wszelkie infekcje zalecają popularny tu "paracet" i wygrzanie się w łóżku, ewentualnie jakiś soczek z malin też na rozgrzanie. Organizm ma sam dźwignąć się z choroby.
Z tego co tu widziałam oraz czytałam i słyszałam dzieci mają na ogół znakomitą odporność a całe społeczeństwo (w ujęciu statystycznym) cieszy się dobrym zdrowiem. No i dożywają późnej starości.
Nie wiem czy ktoś już pisał o ribomunylu? Szczepionka dedykowana dla dzieci, wypróbowałem na sobie i przestałem na 2 lata chorować. Wcześniej 4-5 antybiotyków co jesień/zimę. Polecam z autopsji.
Ja w tym sezonie (wrzesień - do dzisiaj) zastosowałam:
- bose bieganie po mieszkaniu
- lekkie ubieranie na spacery (wyznacznikiem jest szok przechodniów. Jeśli są w szoku i zwracają uwagę to znaczy, że dzieci ubrane prawidłowo)
- codzienne spacery (nie mam innej możliwości)
- częste wietrzenie mieszkania zwłaszcza, gdy już ktoś ma katar
- cebula w każdym posiłku, czosnek niemal w każdym, jaglanka raz w tygodniu
- przy infekcji - syrop z cebuli/buraka i ze świerku (broń Boże cokolwiek z apteki! doszłam do dziwnego i przewrotnego wniosku, że jak im dam coś z apteki, to po chwilowej poprawie będzie coraz gorzej, żebym tych syropków kupowała coraz więcej), herbata z lipy, maliny, czosnek z mlekiem i czosnek do wszystkiego
efekt - dzieciaki zdrowiutkie. Żadnego przeziębienia.
Jeszcze tylko przetrwać przedwiośnie....
EDIT: Acha, i na basen, kiedy tylko się nam chciało (albo i nie chciało, ale był czas)
Z własnego doświadczenia - moja odporność spadła dramatycznie, gdy z chłodnego domu przeprowadziliśmy się do wyjątkowo ciepłego mieszkania (teraz mam w pokoju 27 stopni). Odpadło mnóstwo hartujących organizm rzeczy, takich jak mycie się w zimnej wodzie czy spanie w temperaturze 16 stopni. Efekt? Przeziębienia średnio raz w miesiącu, mnóstwo infekcji, poważniejsze choroby i rozwój alergii. I potwierdzam, cytrusy działają na mnie źle. Aż dziwne, że wszyscy tak je polecają przy słabej odporności.
- przy infekcji - syrop z cebuli/buraka i ze świerku (broń Boże cokolwiek z apteki! doszłam do dziwnego i przewrotnego wniosku, że jak im dam coś z apteki, to po chwilowej poprawie będzie coraz gorzej, żebym tych syropków kupowała coraz więcej), herbata z lipy, maliny, czosnek z mlekiem i czosnek do wszystkiego
efekt - dzieciaki zdrowiutkie. Żadnego przeziębienia.
(...)
A mogłabyś napisać jak się robi syrop z buraka i syrop ze świerku? Z cebuli umiem robić. I dlaczego z buraka?
Dla mnie ten sezon jakiś słabszy. Dzieci smarczą czasem i tyle, antybiotyku jak nie widzieli, tak nie widzą. Takich lekko osmarkanych wypuszczam na dwór, ale nie posyłam na zajęcia (judo/balety itp.). Ubrani chodzą zawsze "za lekko", śpią w zimnym dość pokoju. Ogłoem tej zimy zaliczyli może po trzy lekkie katarki. Ale mnie rozkłada co chwilę! Tydzień pochodzę w lepszej kondycji i pyk - znowu katar "betonujący", zawroty głowy, osłabienie i zdechlawość. Przypisuję to ciąży i osłabionej w związku z tym odporności. Odżywiamy się jak zwykle, czyli umiarkowanie dobrze, ja sobie dokładam dodatkowe porcje warzyw. Ubieram się też jak zwykle, czyli nie bardzo ciepło. Nie wiem, o co kaman.
syrop z buraka robi mąż - wydrąża buraka, do środka sypie cukier, odstawia w ciepłe miejsce.
Jest dobry przy anemiach. Ale działa na przeziębienia, No i słyszałam, że ciągłe picie syropu z cebuli obciąża wątrobę, dzieciom to niestraszne, ale warto dawać zamiennik.
Syrop ze świerku dostałam od babci. Zbiera się wiosną (maj?) zielone końcówki ze świerków, zasypuje cukrem? nie wiem, co dalej. U nas działał cudownie na kaszel!!!
`maj to juz po ptakach przynajmniej u mnie a faktycznie jest skuteczny na kaszel pędy juz widac ale nie wszedzie byłem jeszcze w tamtym tygodnu w lesie
@akajka - podziwiam Twoje metody, w jakim wieku masz dzieci. Jak Cię czytałam pomyślałam, że ja moich non stop gonię o kapcie a Twoje boso biegają, my też dużo wietrzymy, raczej chłodnawo trzymamy. ale jak pomyślę, że miałyby boso biegać to mnie zmarźlucha dreszcze zaczynają brać;-) Może nie przegrzewam ale ubieram raczej ciepło. Muszę przemyśleć moje metody.... :-?
Komentarz
Wszystko, byle z umiarem.
Z pierwszą dwójką to moja dieta książkowa była, więc dzieci miały kolki i reakcje na to co zjadłam. Przy pozostałych wyluzowałam - i w końcu dzieci były spokojne. :-)
- rooibos!
- oeparol
i... odstawienie cytrusów. Nie wiem, może to zbieg okoliczności, ale odkąd nie jem pomarańczy i jej kuzynek (nawet cytryny) nic mnie nie łapie! A jestem dość chorowitym typem...
a Oeparol to olej z wiesiołka w tabletkach
czyli koci pazur. Najlepiej stężony.
@Celinka jest to jedno z ziół wspomagających przy boleriozie , ale i tak poprawia ogólną odporność.
Tyle ze dla dorosłych
Ja kupuję tutaj taki. tyle ze my inne zioła też tam zamawiamy
http://www.iherb.com/Now-Foods-Cat-s-Claw-Extract-120-Vcaps/452
ale rutinoscorbinu to wątpię bo organizm to za bardzo nie chce tej sztucznej witaminy c
Mam okazję obserwować zwyczaje tubylców.
Zacznę od popularnego norweskiego przysłowia, które brzmi: "Nie ma złej pogody, są tylko niewłaściwe ubrania!"
Hartowanie dzieci to tutaj podstawa. Nie ma takiej możliwości, żeby dzieci przesiadywały przez cały dzień w domu, w szkole i na świetlicy czy w przedszkolu.
Codziennie są na dworze, bez względu na pogodę. Wyjątkiem mogą być tylko temperatury poniżej -10 stopni w przypadku małych dzieci. Starsze dzieciaki, w wieku szkolnym nawet przy -10 i poniżej - heja na dwór!
Jesienią, kiedy to nastaje ciemna pora roku i zmrok zapada wcześnie, nieraz widziałam jak chłopaki grają w piłkę z trenerem nawet podczas deszczu i gdy jest całkiem ciemno. Tak! Ciemno, chłodno, deszcz pada - a oni ganiają za piłką, trening musi się odbyć i już.
Tutaj nie przegrzewa się dzieci. Bawiąc się na śniegu mają raczej zmarznąć niż się zgrzać.
Nie wkłada się im wielu warstw, sweterków na sweterki, tylko używają takiej odzieży z cienkiej wełenki (bardzo dobra jakość, utrzymuje ciepło a nie moknie od potu jak bawełna), na to puchaty kombinezon - i na dwór, na śnieg i mróz!
Norweskie dzieci bardzo często jedzą śnieg. Zajadają się nim. Fakt, że śnieg jest tu bielusieńki. Leży sobie niemal pół roku i cały czas ta sama biel.
(Zresztą - co tam śnieg! I to jeszcze biały, czysty! Wiele razy widziałam jak dzieciaki piją wodę z kałuży! I nikt się tym specjalnie nie przejmował - ot zwrócili uwagę, podziałało tylko na moment, a potem znowu taki mały, brunatny drink ... i wyraz błogości na małych buziaczkach. )
W przedszkolach małe dzieci notorycznie wcinają piasek, przy czym tutejszy piasek to nie taki jak nasz- drobny, złociutki; tylko to raczej taki szary, drobno zmielony żwir.)
Norwegowie jedzą w zimie lody. Nieraz nawet na ulicy. Widziałam nastolatków pałaszujących lody w waflu i brnących przez zaspy śniegu. )
Latem i jesienią dzieci praktykują tutaj bieganie boso po skałach.
Przy czym lato jest tutaj takie ... hmmm ... jakby to powiedzieć .... no północne po prostu! Słyszałam nawet takie powiedzenie, że w Norwegii są dwie zimy: pół roku biała zima i pół roku zielona zima. Ale to trochę żart, bo upały też się tutaj zdarzają i to takie "hiszpańskie", niestety na ogół nie trwają zbyt długo i bywa, że np. przez cały lipiec jest zimno i pada. Zresztą aura zależy także od danego miejsca, regionu.
Piją tran przez całą zimę (czyli ciemną porę roku), by dostarczyć witaminy D.
Lekarze na ogół unikają zapisywania antybiotyków. Na wszelkie infekcje zalecają popularny tu "paracet" i wygrzanie się w łóżku, ewentualnie jakiś soczek z malin też na rozgrzanie. Organizm ma sam dźwignąć się z choroby.
Z tego co tu widziałam oraz czytałam i słyszałam dzieci mają na ogół znakomitą odporność a całe społeczeństwo (w ujęciu statystycznym) cieszy się dobrym zdrowiem. No i dożywają późnej starości.
I potwierdzam, cytrusy działają na mnie źle. Aż dziwne, że wszyscy tak je polecają przy słabej odporności.
Ale mnie rozkłada co chwilę! Tydzień pochodzę w lepszej kondycji i pyk - znowu katar "betonujący", zawroty głowy, osłabienie i zdechlawość. Przypisuję to ciąży i osłabionej w związku z tym odporności. Odżywiamy się jak zwykle, czyli umiarkowanie dobrze, ja sobie dokładam dodatkowe porcje warzyw. Ubieram się też jak zwykle, czyli nie bardzo ciepło. Nie wiem, o co kaman.
Zaraz zrobię ten syrop buraczany dla synka, bo jest bledziuchny po zimie.
A po pędy świerków wybiorę się do lasu, jak już się pojawią. Akurat mieszkam tuż przy lesie sosnowo-świerkowym.
a faktycznie jest skuteczny na kaszel
pędy juz widac ale nie wszedzie byłem jeszcze w tamtym tygodnu w lesie
W "moim lesie" jeszcze nie widać pędów, u nas na razie zima na całego, śniegi leżą i dzisiaj był mróz. Tutaj później przychodzi wiosna.
Jak Cię czytałam pomyślałam, że ja moich non stop gonię o kapcie a Twoje boso biegają, my też dużo wietrzymy, raczej chłodnawo trzymamy. ale jak pomyślę, że miałyby boso biegać to mnie zmarźlucha dreszcze zaczynają brać;-)
Może nie przegrzewam ale ubieram raczej ciepło.
Muszę przemyśleć moje metody....
:-?