Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Julia Pitera: biłam swoje dziecko na ulicy

edytowano maja 2008 w Polityka
image

Julia Pitera, minister w Kancelarii Premiera, posłanka PO:

W jaki sposób ustawowy zakaz bicia dzieci może wpłynąć na to, by nie były one katowane? Przecież pijanego ojca-bandziora nie powstrzyma przed uderzeniem dziecka w zaciszu czterech ścian świadomość, że to jest karalne.

Od tego, by do takich dramatycznych sytuacji nie dochodziło, są pracownicy odpowiednich służb socjalnych i to ich powinniśmy zapytać, jak mogli do czegoś takiego dopuścić. Jakim cudem mogło dojść do sytuacji, że wszyscy mieszkańcy tego budynku wiedzieli, iż dziecko jest katowane, a nie wiedzieli tego pracownicy socjalni, których obowiązkiem jest monitorowanie tego, jak funkcjonują rodziny patologiczne. Ciekawa jestem, czy w przypadku zakatowania na śmierć 3,5-letniego Bartka w Kamiennej Górze zostały przeprowadzone działania wyjaśniające, kto nie dopatrzył, gdzie został popełniony błąd. Szczerze w to wątpię. A dopóki nie będzie się pociągało do odpowiedzialności osób, które nie dopełniły swoich obowiązków, dopóty żadne ustawowe zakazy nic nie pomogą. Skutek ewentualnego zakazu bicia dzieci będzie taki, że karana będzie matka, która da dziecku klapsa na ulicy (mnie samej zdarzało się dać synowi na ulicy klapsa, kiedy wpadał w amok, bo nie chciałam mu czegoś kupić), a nie ojciec, który katuje dziecko w swoim domu.
«13

Komentarz

  • W tym wątku zgadzam sie z p. Piterą, i mam nadzieję, że do wejścia tej bzdurnej ustawy nie dojdzie.
    K
  • Biorąc pod uwagę, że w Polsce istnieje duże przyzwolenie społeczne na agresję i przemoc fizyczną jako środek wychowawczy- taka ustawa mogłaby zahamować "zapędy wychowawcze" niektórych rodziców.

    Ale, jak zawsze powtarzam- każdy kij ma dwa końce. W Hiszpanii taką ustawę wprowadzono już dawno. Byłam z dziećmi na spacerze. Jeden z synów (2,5 roku) bawił się ze starszakami w uciekanie- biegł prosto w stronę ulicy, gdzie właśnie zmieniały sie światła i miały ruszyć samochody. A tam ruszają z kopyta, nie patrząc, czy zdążysz uciec...Metr przed ulicą dopadłam małego i mocno go przytrzymałam. Pozostali dostali klapa w tyłek.
    Na to odzywa się kobieta, która była świadkiem całego wydarzenia, ale palcem nie kiwnęła, żeby małego zatrzymać: czy pani wie, że nie wolno bić dzieci?
    Zapytałam, dlaczego mi nie pomogła, bo przecież była bliżej?
    A ona mi na to: bo dotykanie cudzych dzieci bez zgody rodziców to molestowanie....
    No to ręce mi opadły do ziemi.

    Mój wniosek:
    Daleko posunięta ingerencja w prawa rodziców zawsze kończy się źle.
    Przecież lepiej edukować rodziców, niż zakazywać pewnych zachowań. Jak ktoś kiedyś mądrze powiedział "słabe państwo ustanawia mnóstwo zakazów, silne- edukuje obywateli".
  • Ten temat jest ciekawym przyczynkiem do rozważań, czy dziecko jest własnością rodziców, czy własnością państwa. O ile pierwszy wariant można sensownie uzasadnić, bo to maż i żona (i Pan Bóg) powodują pojawienie się dziecka na świecie, a następnie opiekują się nim kosztem własnego czasu, pieniędzy, a nawet zdrowia, to właśność państwa bierze się znikąd. Po prostu państwo uzurpuje sobie prawo do decydowania o losie dzieci swoich obywateli, wymuszając je siłą. W skrajnym przypadku, jak w III Rzeszy, państwo zadecydowało, aby niemieckie dzieci pochodzenia żydowskiego lub chore umysłowo były zabijane w komorach gazowych.
  • Nasze prawa i powinności - z czego one wynikają, skoro nie z własności?
  • jesli jest własnoscia to chyba mozna je tez zabijac?
  • To też ciekawa sprawa. Ci sami ludzie, którzy chcą karać rodziców za klapsy, zazwyczaj nie mają nic przeciwko zabijaniu dzieci nienarodzonych. Czyli pełna schizofrenia, bo czyn mniejszej wagi ma być zakazany, a czyn większej - dopuszczony.
  • Maćku, przecież jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze...
    Zakazujemy bicia dzieci- tworzymy nowe etaty dla nadzorców, policjantów i pracowników socjalnych.
    A kliniki aborcyjne kwitną przynosząc ogromne zyski.
  • Ja jestem za zakazem bicia dzieci.

    Takie sprawy jak katowanie dzieci ujawniane w mediach powodują że jestem przez kilka dni chora. Nie umiem o niczym prawie innym myśleć. Wymiernie cierpię.
  • W kwestii przysłowiowego klapsa.

    Agniesiu, ale Ty masz pięć córek i jak na razie nie masz syna.
    Niestety nie przytoczę dokładnego źródła ale pamiętam, że ktoś mądrzejszy ode mnie powiedział, że córek nie należy bić (nawet kwiatkiem :wink:), natomiast synom należy czasem odkurzyć spodnie. :wink:
    Zresztą facet nieraz woli trochę "oberwać" niż wysłuchiwać długiego zrzędzenia... Jeden znajomy ksiądz o takim zrzędzeniu powiedział bardzo mocno, że jest ono biczowaniem.


    W kwestii np. zakatowania dziecka na śmierć.

    No cóż ja jestem zwolennikiem kary śmierci za najcięższe przestępstwa, a więc za zakatowanie dziecka na śmierć także.
  • Moja dusza również długo choruje po informacjach o zakatowaniu jakiegoś maleństwa, i chyba każdego zdrowego człowieka. Serce się kraje a takiego zwyrodnialca chciałoby się zabić. ZWYRODNIALCA powtarzam. Jestem przeciwniczką katowania i bardzo ostro karałabym takich ludzi. Nie mniej jednak uważam, że katowanie a dawanie dziecku klapsa, to dwie różne sprawy. Bardzo rzadko biję dzieci, ale takiego właśnie właściwego klapsa, dostał każdy z chłopaków-nie licząc oczywiście Staśka. Każda dobra matka zna swoje dziecko. Na jedno działa klaps na inne kara. I mam pośród swojego najbliższego otoczenia ludzi, którzy tak bardzo bronią się przed klapsem, a niestety naprawdę czasem przydałoby się, że naprawdę bardzo współczuję. Ich pociechy- często jedyne, są tak rozbestwione, że wstyd- w kolejce, w sklepie itd. I z całym szacunkiem, jeszcze raz -katowaniu nie - zdrowemu wychowaniu tak! Nie można wkładać wszystkich do jednego worka!!! Jeżeli przyleję mojemu dziecku, nie chcę aby ktoś mnie za to wsadził do więzienia!!! Ta nietykalność osobista też doprowadza mnie do szału. U mojego Mateusza w II kl. szk. podst. był uczeń, który mógł sobie napluć na nauczycielkę a ona nic nie mogła zrobić!!!Ludzie kochani, do czego zmierzamy? Miałam kiedyś pod opieką takiego delikwenta-wtedy 4 latka, który nigdy klapsa nie dostał. Biegał od pokoju do pokoju, wywalał wszystko z szafek i biurek chłopaków, nasze szafki otwierał itd. Wszystko znosiłam, tłumaczyłam, prosiłam, w kącie próbowałam postawić- nic. W końcu nie wytrzymałam, tak szalał, że ztaranował mi mojego wtedy rocznego malucha. Odruchowo dostał ode mnie klapsa. Słuchajcie- dziecko zrobiło duże oczy, uspokoiło się i jestem jego jedną z najlepszych cioć! A ma teraz lat 16-cie. To, że rodzice mieli z nim nielada kłopoty-to ich sprawa. U mnie zawsze już był grzeczny!I lubił do mnie przyjeżdżać! I nie zakatowałam go na śmierć! Dałam mu jednego klapsa! I to chyba jedyny klaps w jego życiu!
    Do wszystkiego trzeba podchodzić z mądrością i jak wspomniałam nie wsadzać wszystkich do jednego worka! Tam gdzie jest patologia i przemoc- to ośrodki opieki dobrze wiedzą!!! Na tym polu się nic nie robi!!!
    I takie jest moje zdanie na ten temat. Może jestem niedoinformowana może niewyedukowana ale na pewno nie katuję moich dzieci klapsami. Opinię mają dobrze ułożonych i wychowanych, choć aniołami nie są. Nie raz chowałam głowę w piasek- ale też przyznam z pychą- więcej razy słyszałam pochlebstwa.
    K
  • Wg mnie niestety katowanie bierze się właśnie z tego przyzwolenia na klapsy. Jeśli uważa się w społeczeństwie że można wpływać na zachowanie dziecka uderzeniem, to kto wyznaczy granicę, za którą kończą się "klapsy" a zaczyna eskalacja przemocy?

    Zwolennicy antykoncepcji nie rozumieją, że antykoncepcja jest "matką" aborcji. Na tej samej zasadzie zwolennicy klapsów nie rozumieją, że akceptacja klapsów rodzi bicie, a akceptacja bicia - katowanie.

    Wy, forumowicze którzy dajecie klapsy - nie mówię przez to że zaczniecie bić i katować. Ale gdy uderzenie dziecka jest społecznie akceptowalne, uważane za słuszne - to wy poprzestaniecie na klapsie raz na miesiąc, tydzień - a inni będą dawać go co dzień - inni wiele razy dziennie - inni stwierdziwszy że klaps już nie działa sięgną po pas i inne narzędzia - a stąd już krok do katowania.

    Gdyby klapsy zaczęły być potępiane, gdyby były zabronione - może byłby to hamulec dla tych co zbyt biciem szafują. Jestem za zmianą myślenia.
  • Kolejna ciekawa sprawa: czy państwo ma prawo określać, jak ludzie mają myśleć? Czy wolno mu lekką rączką dopisywać do kodeksu karnego każde postępowanie, jakie aktualna większość parlamentarna uznaje za niewłaściwe?

    PS. Agniesiu, czy byś chciała, żeby Twój mąż poszedł do więzienia wskutek donosu sąsiadów za to, że dał po łapach dziecku, które łyżką chlapało zupą na ścianę? Czy Twoje dzieci by wolały jednak mieć tatę w domu, a nie słyszeć na podwórku, że mają ojca kryminalistę?
  • Maćku ale nie masz nic przeciw zakazowi aborcji, refundacji in vitro, itp?

    Bicie dzieci jest niewłaściwe nie dlatego że uzna to większość czy mniejszość, to zło obiektywne.

    Praktyka sądowa jest taka, że nawet za tzw. znęty (czyli bicie potwierdzone obdukcjami i zeznaniami wiarygodnych świadków) najpierw jest wyrok w zawieszeniu, a potem przeważnie wyrok +/- 2 lata, niestety nie są to wysokie wyroki. Nikt nie poszedłby do więzienia za klapsy czy danie po łapach. Ale gdyby to było powszechnie potępiane, gdyby groził np. mandat jako za wykroczenie, to by przystudziło może niektórych prymitywów, którzy dotykają dziecka tylko by mu przyłożyć? Zakładam że wobec zakazu ludzie cywilizowani tacy jak ty sami by umieli się powstrzymać od bicia, bez sankcji.

    Nie lubię jak katolicy bronią bicia.

    Czy uważasz że Maryja dawała Jezusowi klapsy i po łapach?? Pewnie myślisz że Jezus był idealnie grzeczny i jako dwulatek nigdy nie chlapnął po ścianach? No to wyobraź sobie taką projekcję, że ci "bracia i siostry Jezusa" o których mówi Ewangelia to wcale nie kuzyni mieszkający gdzie indziej, tylko dajmy na to osieroceni kuzyni adoptowani przez Maryję i Józefa. Jest czterech synów i trzy córki które bynajmniej nie mają w sobie natury boskiej i bezgrzesznej. Czy Maryja z Józefem ich biją? Jak myślisz?
  • Agniesiu, ja też nie uderzyłem żadnej z trzech córek (zero klapsów), ale w przypadku chłopaków rzecz się ma trochę inaczej. Czasami klaps był jedynym lekarstwem i robiłem to zawsze z ciężkim sercem. I dzisiaj, kiedy jest już za późno widzę, że i tak byłem zbyt łagodny i tolerancyjny. Przewietrzenie spodni u chłopaków nie jest jakimś błędem, czy złem. Myślę, że krzyk, a szczególnie znęcanie psychiczne jest o wiele wiele gorsze i wg mnie niedopuszczalne.
  • Myślę, że byłoby dużo lepiej, aby dała im klapsa, niż by miała zrzędzić i wyrzekać. A najczęściej do tego się sprowadzają "kary psychiczne", które proponuje się jako alternatywę dla klapsów.

    Karanie mandatami jest śmiechu warte i nikogo nie nakłoni do zmiany postawy. Ludzie traktują je jako "dolę", którą muszą odpalić państwu i wpisują w ryzyko codziennego życia. Jest to zresztą moralnie dwuznaczne, aby dla dobra dziecka zubażać budżet rodzinny, z którego ono korzysta. Tatuś zapłaci mandat za klapsa i nie kupi dziecku ciepłej kurtki na zimę, bo zabraknie mu pieniędzy. A kto kupi kurtkę swojemu dziecku? Oczywiście kurator, którego pensja będzie składała się z mandatów za klapsy.
  • no, ja nie porywam się na konkretne pomysły legislacyjne - tak to się chyba nazywa?

    Ja nie znoszę bicia i już. U nas w domu kar właściwie nie ma, gdy coś nie tak to się mówi - jak względem dorosłych. Ciarki mnie przechodzą na widok "dyscyplinujących" rodziców. Wolę mieć dzieci rozwydrzone ale mające do mnie zaufanie.

    Podział na bitych chłopców i niebite dziewczynki - nie wiem, nie mam chłopców, ale czy bicie chłopców nie jest jak bicie psa za wytarzanie się w czymś śmierdzącym lub gonienie za suczką? Zbity pies skuli uszy i tyłek, a za chwilę postąpi tak samo, bo tak każe mu instynkt. Czy wasi bici chłopcy nie ponawiają zachowań, za które zostali zbici?
    Wolę być zbyt liberalna i mieć zbyt rozbrykane dzieci niż robić sobie dobrze dyscypliną (mam wrażenie że niektórzy rodzice upajają się swą siłą i władzą nad dziećmi, nie cierpię takich scen gdy rodzic manifestuje swoją miażdżącą przewagę nad dzieckiem).
  • CHRZEŚCIJAŃSKA FILOZOFIA ŻYCIA

    O. TILMANN PESCH SI

    Posłuszeństwo ludziom

    1. Chrystus był posłuszny w domku nazaretańskim. Posłuszeństwo względem Boga jest pierwszym wymaganiem chrześcijańskiego ży­cia. Jak w naturze Pan Bóg nie wszystko sam czyni, lecz używa współdziałania rzeczy stwo­rzonych, podobnie w porządku moralnym nie chce występować jako władca jedyny, lecz w rozmaitych wypadkach i okolicznościach przenosi swoją powagę na ludzi, aby ci, jako zastępcy Boga, mogli nam rozkazywać.

    Stosunki ludzkie mają być oparte nie tylko na wzajemnej miłości, lecz także na rozkazy­waniu z jednej, a posłuszeństwie z drugiej strony.

    Posłuszeństwo jest to cnota, która skłania naszą wolę do wypełniania zgodnych z prawem rozkazów prawowitych przełożonych.

    Posłuszeństwo względem Boga jest nieogra­niczone. Posłuszeństwo względem ludzi ma pew­ne granice; nie może się nigdy odnosić do rzeczy niedozwolonych. Obowiązek posłuszeń­stwa sięga tak daleko, jak daleko sięga prawo rozkazującego.

    2. Cnota posłuszeństwa obejmuje naprzód wolę, napełnia szacunkiem i miłością dla prze­łożonego, sprawia, że człowiek słucha i spełnia ochoczo i radośnie nie tylko rozkazy, ale na­wet słuszne życzenia przełożonego. Cnota posłuszeństwa obejmuje także rozum i chroni go od zarozumiałych krytyk przeciw przełożone­mu i od zuchwałego uwłaczania otrzymanemu rozkazowi.

    Tak daleko musi sięgać nasze posłuszeństwo względem Boga, żebyśmy dla Boga i ludziom byli posłuszni. Odpowiada to naturze ludzkiej, żeby posłuszeństwo Bogu okazywało się w po­słuszeństwie ludziom. Przełożony nie jest wprawdzie jakimś telefonem, przez któryby Bóg do nas bezpośrednio przemawiał, ale jest on zastępcą Boga we właściwym słowa zna­czeniu.

    Posłuszeństwo oddaje cześć Bogu, albowiem wolą Bożą jest, ażeby ludzie byli rządzeni przez ludzi i ażeby dla Niego słuchać ludzi.

    Posłuszeństwo zawiera szczególniej miłą Bo­gu ofiarę, bo przez nie poddaje człowiek wła­sną wolę i swobodne rozporządzanie sobą inne­mu człowiekowi ze względu na Boga.

    3. Dlatego to i Zbawiciel był dla nas świet­nym wzorem posłuszeństwa. O Nim to powie­dziano: I był im (rodzicom) poddany (1), a był poddany aż do trzydziestego roku życia.

    Zbawiciel słuchał we wszystkim z najpunktualniejszą gotowością i spełniał we wszystkim życzenia swoich rodziców nawet w rzeczach drobnych. Był posłuszny wolą swo­ją, która pozostawała w pełnej harmonii z wo­lą Bożą; był posłuszny rozumem swoim, nie poddając rozkazów krytyce, choć jako Bóg znał wszystko nieskończenie lepiej; był poddany i wtenczas, kiedy Jego osobiste zdanie było słuszniejsze niż zdanie rodziców. Słuchał z cno­ty, a nie dla ziemskich powodów, słuchał je­dynie przez wzgląd na Ojca niebieskiego.

    Nie wybierał najprzód tego, co chciał czy­nić, by to później z posłuszeństwem uzgodnić. Nie, On chciał przede wszystkim słuchać i tyl­ko słuchać; posłuszeństwo miało o wszystkim rozstrzygać.

    Ta gotowość do posłuszeństwa przejawia się w całym życiu Zbawiciela. Kiedy Mu oprawcy kazali położyć się na krzyżu, uczynił to chętnie; kiedy Mu rozkazali wyciągnąć ręce i nogi, by je przebić gwoździami, i to chętnie zrobił.

    Szczególną wartość ma wyrzeczenie się wła­snego sądu, gdy to się dzieje ze względu na Boga.

    4. Z chrześcijańskiego znaczenia posłuszeń­stwa wynika chrześcijańskie znaczenie rozka­zu. Jako przełożony, jesteś zastępcą Boga; twój poddany jest nim także. Jeżeli względem naj­niższego ze swoich poddanych jesteś niesprawiedliwy, bez miłości, dopuszczasz się zuchwal­stwa względem Boga. To, co czynisz poddane­mu, Bóg będzie uważał jakbyś Jemu samemu czynił.

    Jako przełożony, powinieneś o tym wiedzieć, że najgłębszy fundament wszelkiej władzy leży w Bogu. Chrystus występował jako władzę ma­jący (2). Wy mnie zowiecie: Nauczycielu i Panie: a dobrze mówicie, bom jest (3). Jeden jest na­uczyciel wasz Chrystus (4). Przy tym wszystkim zawsze ma wzgląd na swego Ojca niebieskiego: Kto mię widzi, widzi i Ojca (5). Nauka moja nie jest moja, ale tego, który mię posłał (6).

    By dobrze rozkazywać trzeba do tego roz­tropności i opanowania siebie. Przełożony po­winien się o to starać, by o swoich podwład­nych wszystko wiedział, tak postępować jak­by o niejednym nie wiedział, a za niewiele rze­czy tylko karać.

    Przełożony powinien o tym pamiętać, że jego podwładni są ludźmi tejże samej natury, co i on. Rozkazywać ma tak, jakby pragnął, aby i jemu rozkazywano. Gdzie wystarczy pro­ste wyjawienie swojego życzenia, tam szorstki rozkaz będzie obrazą. Gdzie jedno napomnie­nie wystarczy, tam nie trzeba dawać dziesię­ciu. A gdzie łut piołunu wystarczy, tam centnar jest zbyteczny.

    Podwładny powinien pamiętać, że rozkazu­jącemu nie chodzi o zadowolenie swego samolubstwa, lub innej namiętności, ale o samą rzecz, o ład, o słuszny interes.

    Czy należycie rozkazujesz, poznasz nie tyle z tego, jak rozkazujesz, ile raczej z tego, jak cię w ogóle słuchają.

    â??â??â??â??â??â??â??â??â??â??â??

    O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. II. Wydanie drugie. Kraków 1931, ss. 91-94.

    Przypisy:

    (1) Łk. 2, 51.
    (2) Mt. 7, 29.
    (3) Jan 13, 13.
    (4) Mt. 23, 10.
    (5) Jan 14, 9.
    (6) Jan 7, 16.
  • widzę że pisała to osoba zakonna. Czy przełożony zmusza do posłuszeństwa zakonników klapsami?

    Czy nauka o posłuszeństwie usprawiedliwia bicie?

    Czy nie da się być stanowczym, sprawować władzy rodzicielskiej bez bicia?

    Przykład z mojego życia. Dwulatek nie chce być ubranym, szarpie się i wyrywa. Dostaje coś w rodzaju klapsików, efekt: oprócz szarpania się i wyrywania dochodzi ryk (nie z bólu, a ze złości i obrazy; jakby ktoś "dał" mocniej byłby to ryk z bólu). Sytuacja się pogarsza, nie poprawia.

    Dwulatek nie chce się ubierać - na chwilę zostawiam to ubieranie, lub zajmuję uwagę dziecka czymś innym - ubieram już bez problemów.

    Znam oczywiście przykład dziecka chodzącego jak w zegarku, ale to jest okropne - nie wychowanie, a tresura. Matka do niego szczeka, sypie karami. Co z tego że jest posłuszny. Taki stosunek między matką a dzieckiem mi nie odpowiada.
  • Agniesia
    Ja nie znoszę bicia i już. U nas w domu kar właściwie nie ma, gdy coś nie tak to się mówi - jak względem dorosłych. Ciarki mnie przechodzą na widok "dyscyplinujących" rodziców. Wolę mieć dzieci rozwydrzone ale mające do mnie zaufanie.

    To, że moi chłopcy czasem oberwali, to nie znaczy że nie rozmawiamy z naszymi dziećmi!!! Znowu skrajność!!! Nie są wytresowanymi szczeniakami!
    Mamy bardzo dobry kontakt z naszymi dziećmi i wbrew temu co piszesz MAJĄ do nas zaufanie!!! Najstarsi nie widzą w naszym wychowywaniu nic złego a wręcz przeciwnie, jeżeli mogę powołać się na opinię 18-to i 16-to latka- bo oni są juz w jakiś sposób ukształtowani. Zresztą zawsze wysłuchujemy wszystkie nasze dzieci i ROZMAWIAMY z nimi! Potrafią zwierzyć się , wypłakać a i stanąć "okoniem"- za co bici nie są !
    Dorosłych czy prawie dorosłych młodych ludzi już się w ten sposób nie każe- szczególnie klapsem!~To życie zaczyna na nich wymuszać konsekwencje takiego czy innego postępowania Czas na wychowywanie, uczenie szacunku, grzeczności i odpowiedniego zachowania uczy się od najmłodszych lat. Później jest już za późno...

    Życzę Ci Agniesiu powodzenia w wychowywaniu, a jeśli nie widzisz nic złego w rozwydrzonych małych dzieciach, to obyś gdy będą dorosłe nie płakała... Z całego serca Ci tego życzę i oczywiście powodzenia.

    Może się mylę w moich metodach wychowawczych, ale nie widzę powodów do zmieniania mojego postępowania- mam już poniekąd jego efekty.

    Jestem przeciwna ustawie, bo - sorki może się powtarzam- nie ma czegoś takiego, że nikt nic nie wiedział, że dziecko chodziło pobite, że tatuś nie przelewa codziennie za kołnierz a mamusia chodzi ciągle w okularach. Dobrze wiemy kto żyje w naszym najbliższym sąsiectwie- a ile razy się słyszy: "to nie moja sprawa!" Tak naprawdę często stoimy z boku , bo nie chcę się mieszać! A myślę, że wielu nieszczęść można by uniknąć gdybyśmy po prostu reagowali!
    K
  • Ja po prostu chcę powiedzieć, że to jest subiektywna ocena rodziców, co jeszcze nie jest rozwydrzeniem a co nim już jest, co nie zasługuje jeszcze na klapsa a co już zasługuje, itp. I za coś co robią moje dzieci inny rodzic by swoje zlał, a ja nie leję. Ale to nie musi znaczyć że moje dzieci są zbyt rozwydrzone, tylko że wielu rodziców leje za byle co.
    Naprawdę niedopuszczalnym zachowaniom da się zapobiec w inny sposób niz serwując klapsa.

    Klapsy wchodzą w nawyk, w odruch, stają się synonimem wychowania. Kiedy byłam nastolatką bawiła się ze mną dziewczynka 8letnia w mamę i dzieci - nie była bita ponad "polska normę", tylko te osławione klapsy, ale ta zabawa dla niej polegała tylko na tym, że co sekundę klepała mnie po tyłku - to dla niej była kwintesencja rodzicielstwa. Zabawa w mamę = dawanie klapsów.

    Wg mnie klapsy i dyscyplinujący styl wychowanie prowadzi do dystansu, a dystans do szukania sojuszników poza domem w wieku nastoletnim. Dlatego bicie w dzieciństwie raczej nie zapobiegnie problemom z nastolatkiem wręcz przeciwnie.
  • Zostalam wychowana bez klapsow, moj brat tez,za to pierwsza siostra dostawala klapsy i nie wspomina tego za dobrze.Zawsze w zabawie bila lalki,my juz nie.Uwazam,ze bicie dzieci i tzw.klapsy niczego nie wnosza,jest taka gama kar,ze naprawde jest w czym wybierac.Dziecko to przeciez czlowiek-nie mamy prawa go bic,gdyby mi ktos dal klapsa na ulicy poszlabym na policje,nie darowalabym tego,a dziecko co?Jak dacie klapsa bedzie myslalo,ze mozna tak robic i nie dziwcie sie,ze bedzie bilo innych.Bedzie uwazalo,ze tak mozna,ze silniejszy ma racje.Moja siostra w wieku dorastania oddala mamie i uderzyla Ja krzyczac,ze skoro ona mogla to ona tez.Juz nas mama nie bila,nie dawala klapsow i jakos o wiele bardziej bylismy grzeczniejsi,brak bajki,wyjscia gdzies czy po prostu musialam posiedziec w pokoju i sie uspokoic i przemyslec,przeprosic rodzicow-wracalam i bylo lepiej,wiecej rozumialam.
    Nie bede bila dzieci i tyle.Pracujac w sadzie za wiele widzialam,nie oskarzam Was,ktorzy dajecie klapsy,ale wiem jedno-to sie robi z bezsilnosci i raczej jest oznaka przegrania z wlasnymi uczuciami.Mozna inaczej,choc jest to trudniejsze.Naprawde uwazam,ze klaps jest bezsilnoscia.
    Nie uwazam,ze Wasze dzieci nie maja zaufania do Was,ze nie macie z nimi swietnego kontaktu,ale czym sie dziecko jako czlowiek rozni od meza czy zony?A przeciez malzonka nie bijecie.
  • Agniesia. I tu sie z Tobą nie zgodzę, że dawanie dziecku klapsa prowadzi do dystansu. Chociaż, zależy co pod tym rozumieć. Jeżeli mamy na myśli zastraszenie, to nie tędy droga! U nas w domu dystans to znaczy SZACUNEK, który w żaden sposób nie zakłóca naszych relacji. Uważam bowiem, że nie jest właściwe wychowywanie na zasadzie partnerstwa, kiedy to, po pewnym czasie, dzieci zwracają się do rodziców po imieniu. Ważna jest szczerość, otwartość, uczciwość, przyznawanie się do błędów i zasady. A przede wszystkim zachowanie dysproporcji: ja- rodzic ,ty- dziecko -i nie ważne ile masz lat. Ja też nie jestem z Panem Bogiem na TY, chcę i co za tym idzie, muszę oddawać Mu chwałę, cześć, posłuszeństwo. I im więcej we mnie pokory, tym bardziej jestem bliżej. I proszę mnie źle nie zrozumieć- nie porównuję się tu do Boga, pragnę jedynie nakreślić, na czym polegają wg mnie zdrowe relacje. I pewnie nie idę z duchem czasu i można by rzec, jestem staroświecka, uważam, że ten właśnie dystans musi być zachowany. Mamy być dla naszych dzieci rodzicami a nie kolegami!
    I jeszcze takie moje jedno spostrzeżenie. Dawanie klapsów -takie bieganie za dzieckiem i klepanie po tyłku za byle co- jest bez sensu! Stąd biorą się odruchy i nie wiadomo czemu ma to służyć. Potem jak mówisz dzieci chodzą i klepią się po tyłkach podczas zabawy w dom. Klaps musi być uzasadniony i dziecko musi go poczuć. Inaczej mija się z celem. Nie uderzę dziecka kiedy nie chce sprzątać! Ale jak mnie kopnie to tak. Nie unikamy rozmów czy tłumaczenia! Uważam, że w niektórych sytuacjach klaps jest potrzebny.
    A problemy z nastolatkami zawsze były, są i będą. U jednych mniejsze u innych mniejsze. Nie da się tego ominąć- zresztą sama się o tym przekonasz. Przynajmniej ja nie słyszałam, aby któreś z nastolatków nie przechodziło okresu buntu. A mam kontakt z różnymi rodzicami (jeden b.bliski, bo w rodzinie- ona pedagog), którzy nigdy nie dali dziecku klapsa (bo to strasznie krzywdzi dziecko). Czy ich problemy są mniejsze od moich z dziećmi? Wyobraź sobie, że niestety nie. A nawet niestety większe, mimo, że mają tylko dwoje dzieci. I dlatego myślę, że ogromnym błędem jest doszukiwanie się w klapsach z dzieciństwa problemów wieku dojrzewania.

    I co do innych wypowiedzi zostawiam je bez komentarza. Nie czuję się bezsilna i nie tłumaczę się wielodzietnością, czy też tym, że przeważa u nas płeć męska. Myślę, że moje zdanie wyraziłam jasno i nie oczekuję by się wszyscy z nim zgadzali.
    K
  • Agulec, spokojnie...:smile:
    Cóż, prawa dżungli nadal obowiązują w naszej ludzkiej biologii, jak dziecko znajdzie się w grupie, to lepiej żeby oddało innemu dziecku które je walnie, bo inaczej będzie chłopcem do bicia. Podobnie uważam, że jak dziecko mnie kopnie to zdrowiej jest...też je kopnąć niż dać w d...ę. Oczywiście kopnąć z taką siłą z jaką dziecko mnie, a nie żeby je znokautować;)
    Dawanie w d. z pozycji rodzicielskiej władzy jest dla mnie brrrrrrrrrrr.
    Niebicie nie oznacza totalnego partnerstwa i mówienia do rodziców po imieniu. Ale wyznacznikiem szacunku należnego rodzicom nie może być prawo rodzica do uderzenia dziecka.

    Moje dziecko które kończy lat 11 ma już pełnoobjawowy zestaw zachowań nastolatka. Zachowania te się ujawniają, bo nie ma strachu i dystansu wobec rodziców (wywołanego biciem stosowanym niegdyś czy nadal przez rodziców). Dziecko wyżywa różne emocje, "pyskuje", itp.
    Dziecko które było bite odważa się na to samo w wieku starszym, 13-17 lat, i zarazem w buncie swoim szuka grupy wsparcia wśród rówieśników, oddalając się emocjonalnie i fizycznie od rodziców. Wg mnie takie dziecko zachowuje pozory, np. ukrywa że pali, mówi że idzie do koleżanki, kolegi a idzie na balangę, przy rodzicach jest kulturalne i grzeczne a wśród rówieśników wulgaryzmy mu się wprost pienią na ustach.
    Ja mam nadzieję, że moje dziecko nie będzie potrzebowało szukać "wolności" poza rodziną, bo tu w rodzinie ma już wolność, może wyrażać swoje emocje, nie obawia się że dostanie w skórę. Dlatego zanosi mi się na to że moje dziecko dojrzeje szybciej i jego bunt się wypali wtedy gdy u innych dopiero się zacznie.

    To nie znaczy że nie krytykujemy negatywnych zachowań i postaw, że nie karcimy - ale nie robimy tego FIZYCZNIE.
  • Ach, już widziałam takie instrukcje: powiedz dziecku spokojnie że je kochasz, że robisz to dla jego dobra, a potem przyłóż mu w tyłek.
    To jest CHORE I ZBOCZONE!!!!
    To już lepiej w chwili tzw. "szału", w nerwach przysolić bez zbędnego gadania niż takie celebrowane egzekucje...brrr!
    Ja nie mówię że nie tknęłam nigdy mojej buntowniczki, czasem mnie doprowadzała do ostateczności - ale gdy tylko ją trzepnęłam, zaraz wybuchałam płaczem, uważałam to za swoją klęskę. Ona widziała te łzy i widziała, że bicie uważam za złe. Chcę, żeby moje dzieci bicie dzieci uważały za złe, by same jako matki też nie biły swoich dzieci. Boże, jak będę miała zięciów którzy mieliby bić moje wnuki to niech te pięć córek jak u św. Teresy idzie do zakonu...:cry:
  • Nie porozumiemy sie w tej sprawie, bo klaps dla każdego znaczy co innego. To, co opisuje Kasia - relacje w domu i hierarchię - jest mi bardzo bliskie, ale Kasiu - nigdy tego w domu u nas nie było. Za to ojciec był tym, który ma siłę i budzi strach ta siłą. WArto - bedąc oczywiście takim ojcem czy matka - pamietac, że przychozi czas, gdy siła rodzica przestaje robić wrażenie. Albo unikasz w rzpyszlości rodzica, albo potrafisz w końcu usadzic go swoja siłą. Brzmi niefajnie, prawda?
    We mnie żołnierskie wychowanie ojca pozostawiło tylko bunt, nieufność i poczucie, że można mi zrobić wszystko, bo jestem tylko gówniarzem. Na szczęście wyrosłam i spotkałam parę innych ludzi, a i mój ojciec, jak na czas jakiś został bez dzieci, to bardzo się zmienił. Nasz historia ma swój happy end. Ale i tak, gdy słyszę o klapsach, to szlag mnie trafia. Strasznie dużo kosztował nas ten happy end.

    Tyle że nie wykluczam, że w Waszym, Kasiu, wypadku klaps znaczy coś zupełnie innego - nie ciąganie po pokojach, nie wrzask, nie szarpanie i walenie ścierką po głowie i nie syczenie: ja ci pokażę, kto tu rządzi. Będziesz na swoim, to będziesz robił, co chcesz, a teraz masz robić, co ci każę...
    Pewnie nie to masz na myśli. Ale publiczna debata wokół klapsa mówi właśnie o tym. O tej wyrafinowanej formie kary cielesnej, która jest cicha, nie zostawia sińców ani śladów, a buduje przekonanie, że władza rodzicielska to również prawo przewagi fizycznej. To za mało, by mówić o przemocy, za dużo, by się na to godzić.

    Chyba o to w tym chodzi...
  • -W żadnym wątku nie czułam się mądrzejsza czy lepsza bo mam więcej dzieci.Jeżeli tak to zostało odebrane-przepraszam.

    -Ponieważ przeszłyśmy na Pani- proszę mi to nie przeszkadza.

    -Umiem przyznawać się do błędów, bo niestety wiele ich wciąż popełniam.

    -Bardzo często , każdego wieczoru robiąc rachunek sumienia analizuję i zastanawiam sie nad tym co robię.

    -Nie katuję swoich dzieci.

    -Nie pozwalam na mnie pluć czy kopać. Nie pozwalam na mnie wrzeszczeć.Nie pozwalam też na wiele innych rzeczy ale nie o wyliczankę w tej dyskuji chodzi. Karzę tak jak uważam za stosowne w danej sytuacji.

    -Moje klapsy nie zrobiły żadnemu z moich dzieci krzywdy. Nigdy nie usłyszałam(oczywiście od najstarszych), żeby czuły się przez to poniżone.Szanują mnie a nie boją.

    -Nadmienię jeszcze tylko, że nigdy nie byłam maltretowana fizycznie i sama też nie ciągam dzieci za włosy i nie rzucam nimi po ścianach i kto uważnie czytał moje wypowiedzi- jestem przeciwna maltretowaniu dzieci.
    Uważam też, że nie zawsze argumenty trafiają- a jestem osobą bardzo spokojną i cierpliwą. Klaps na tyłek nie jest wg mnie oznaką bezsilności ale jedną z form ukarania. Nie może być też stosowany nagminnie- a o to zostałam chyba oskarżona.

    -Powiedziałam szczerze, jak ja wychowuję swoje dzieci.Co złego widzę w ustawie. Nie każdemu musi się to podobać- trudno. Ja też nie zgadzam się z wieloma poglądami.

    -Jestem szczęśliwą żoną i matką. Kocham Boga, męża i dzieci. Kocham to co robię i realizuję się w macierzyństwie. (Uważam ,że kochać, to nie tylko głaskać i być miłym)

    -Moim psychoterapeutą jest spowiednik.

    -Jeśli kogoś uraziłam przepraszam. Przyjmuję krytykę z pokorą .

    -Wycofuję się z tej dyskusji, ponieważ uważam, że do niczego dobrego nie prowadzi.

    -Z całym szacunkiem dla wszystkich Forumowiczów i ich poglądów.
    K
  • Spokojnie Kasiu, to była tylko mała próbka przemocy emocjonalnej, którą zastosowała wobec Ciebie Agulec. Zachęcam wszystkich do uważnego przeczytania wpisów Agulca, bo zawierają przegląd technik, którymi osoba stosująca przemoc emocjonalną stara się podporządkować sobie drugiego człowieka. Jak widać w tym przypadku, metoda ta pozwala działać na odległość, nawet nie widząc rozmówcy. O ile bardziej skuteczna - a zarazem krzywdząca - będzie w sytuacji, kiedy traktuje się nią dziecko, metodycznie dzień po dniu? Okładanie słowami nie zostawia siniaków na ciele, ale niszczy trwale psychikę.

    Widzę wielką mądrość w słowach Pisma Świętego, które jednoznacznie chwalą fizyczne karcenie dzieci, a jednocześnie potępiają przemoc emocjonalną. Też uważam, że jest ona dużo bardziej niebezpieczna.
  • Tam do licha Maciek a gdzie słowa Pisma św. potępiają "przemoc emocjonalną"??? wedle mnie w owych czasach gdy pisano Biblię takiego pojęcia ludzkość jeszcze nie wypracowała?

    co do chwalenia rózgi to Biblia przedstawia też poligamicznego Dawida i pierwszych biskupów, którzy mieli być mężami jednej żony, a jednak dziś Kościół św. stosuje monogamię i celibat.
    Zauważ że w NT nie ma ani słowa o biciu dzieci, nawet w listach Pawła o ile pamiętam.
    Jezus nigdy bicia nie zalecił, owszem przestrzegał przed krzywdzeniem dzieci.
    Paweł pisał że hańbą dla kobiety jest mieć krótkie włosy, dziś nawet świadkowie Jehowy się do tego nie stosują.
    Jeśli w Biblii coś było przede wszystkim przejawem obyczajowości minionej epoki, Kościół św. to odrzucał, więc próba poparcia bicia dzieci biblijnym autorytetem jest dla mnie nie do przyjęcia.
    Czy Jan Bosco lał Dominika Savio??
    Co to za przewrotność tworzyć alternatywę "albo bicie i karcenie fizyczne albo przemoc emocjonalna". Uważasz że jak nie biję to z tego koniecznie wynika że gwałcę emocje moich dzieci?? skąd taki wniosek? jak ktoś nie jest Murzynem to musi być białym? nie, może być jeszcze Chińczykiem lub Hindusem, albo Aborygenem! dlaczego uważasz że bicie albo "przemoc emocjonalna", tertium non datur?? Agulcowi przypisujesz manipulacje a sam co?
    :wink:

    p.s. skoro bicie jest takim błogosławieństwem to w imię jedności metod rodzicielskich i szkolnych przywróćcie w Sterniku ławeczkę do bicia, rózgę na haku i woźnego który będzie lał na d...ę, najlepiej gołą. Jak tradycja to tradycja!
  • [cite] Marie:[/cite]Jeszcze jedno, każdy z nas z pewnością stara sie wychowywać swoje dzieci dobrze. Każdy ma w tym cel, który chciął osiągnąć. Takie powołanie mają rodzice. Ale jak ze wszystkim, też i tu błądzimy i nie wszystko zależy od nas. Nie zawsze zachowanie naszych dzieci jest wynikiem naszego wychowania. Człowiekowi dano jest wolność, naszym dzieciom też....

    Zgadzam się całkowicie i sama podobnie to widzę. Na początek więcej luzu wobec mysli, że wszystko, kim będzie moje dziecko, zależy wyłącznie ode mnie. Duzo, ale nie wszystko. Pan Bóg i inni ludzie też działają.

    A i z trudnym, agresywnym rodzicem przy większej pomocy ludzi i Pana Boga można się odnaleźć. To jedno z większych błogosławieństw mojego życia i chyba lepiej mnie wychowało niż rodzeni rodzice:)))

    No i dla mnie wszask i obelgi też są znacznie większym przestępstwem wobec dzieci niż bicie. Szkoda, że nikt tego nie podnosi, choćby z równą gorliwością jak klapsy. Tym bardziej, że maltretowanie raczej od tego się zaczyna, a nie od klepnięcia po pielusze.

    Mam taką jedną panią na muszce w sąsiedztwie, a dwulatka wyrzucanego za drzwi z krzykiem na wycieraczkę tak strasznie mi żal... I co, kurczę, nie bije... Tylko drze się na przemian z własnym bezsilnym płaczem. Okropność.

    Swoją drogą - nie odważyłam się póki co wyjść do tego malucha, jak tak kwadrans albo dłużej stoi pod drzwiami. Strasznie ciężko na to patrzeć i słuchać... a reagować wcale nie jest łatwo.
  • Jezu Kinga, przecież to przestępstwo. A jak dziecko by odeszło - przecież to narażenie jego zdrowia i życia, pozbawienie opieki.
    Musisz coś zrobić.
    Może najuprzejmiej zaproponuj tej pani oddanie dziecka do adopcji powiedz że masz znajomą pracownicę ośrodka adopcyjnego i 40 par rodziców czeka na dziecko. - może to nią wstrząśnie.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.