Nie wykluczam, że zdarzą się przypadki "nieodpowiedzialnych wiecznych chłopców" wychowanych przez ojców, dziadków, domy dziecka a nawet wilki .... co nie zmienia faktu, że liczba takich przypadków (porzucających rodziny tchórzy) nie była tak wysoka (jak rozumiem) w przeszłości, choć liczba wychowanych "nie przez matki" zapewne pozostaje na względnie tym samym poziomie w historii.
Ja jakoś tak mam w głowie cały czas swoich kolegów i ich matki. Dla mnie było niesamowite jak te kobiety psuły ich od samego początku. Moja mam zawsze powtarzała, że wychowuje nas (mam jeszcze brata) dla naszych przyszłych żon i dlatego musi się starać. Natomiast kiedy popatrzę na moich kolegów, znajomych,... to z dużą dozą prawdopodobieństwa (naprawdę), celnie szacuje tych którzy się rozwiądą, porzucą rodziny itd. Robię to wyłącznie na podstawie wiedzy o ich wychowaniu ich matkach.
Wiem jak ważny jestem dla swoich dzieciaków i zrobię wszystko żeby nie zawieść.
Jednocześnie wiem, jakie dzieci wychodzą z domów w których patologia (alkoholizm, niewierność,...) dotyczy ojca a jakie z tych gdzie patologiczna jest matka.
Naturalnie zawsze i w każdej sprawie zdarzy się wyjątek ale to tylko potwierdza regułę.
Wczoraj w LIDLU widziałam ojca z synem (ok. 9 lat) - twarz dziecka zwróciła moją uwagę - jakaś trochę inna, kiedy mnie minęli i jeszcze potem mijali kilkakrotnie usłyszałam jak mówi to dziecko - potoki dziwnych słów wypowiadane dość głośno, młody lekko utykał. I ojciec cierpliwie tłumaczący mu wszystko o co pytał. Mieli taką widoczną nić porozumienia. Syn szczęśliwie uśmiechnięty. Super.
O! Znam takich kilak przypadków i tu jest bardzo ciekawie - przynajmniej z moich obserwacji.
Kilkoro kończy (no może nie "kończy" ale w wieku 30-paru lat to już mniej więcej widać kierunek) jak rodzice ale część wyrasta na wspaniałych ludzi. Jakby część (mniejszość oczywiście) postanowiła sobie nie powtarzać tego co widzieli w domu w swoich rodzinach a reszta bezrefleksyjnie powtarza tylko to co sami widzieli.
Przy czym w znanych mi przypadkach dla tych którzy "wyszli na ludzi", zawsze przyszła pomoc z zewnątrz.
W jednym przypadku babcia w innym "przyjaciel rodziny" w jeszcze innym oboje dziadkowie i wujek.
@gnome , jakkolwiek ostro brzmi, to co piszesz, wiele w tym racji. Choć ja ostatnio żyję historią koleżanki z liceum. Para z liceum, ślub w trakcie studiów, dwoje dzieci, pełne rodziny z obu stron. Z jego strony bracia zakonnik i misjonarz. Oboje dobrze wykształceni, bez problemów finansowych. I poznał kogoś na konferencji, zostawienie rodziny i przeprowadzka na drugi koniec Polski zajęła mu dwa miesiące.
Oczywiście, przypadki takie były również w najpiękniejszych czasach Christianitas.
To jeszcze nie raj, tu nigdy nie będzie idealnie. Zawsze będą wojny, głód, źli ludzie i ich złe czyny.
Mówimy tu natomiast o pewnym trendzie, niebezpiecznym i z czegoś wynikającym.
Moja teza jest taka jak ją opisałem wcześniej. Strażniczki domu, strażniczki wychowania, strażniczki wiary,... poszły do fabryk robić buty, do biur przerzucać papiery i ... efekty tego musiały się pojawić.
Jeszcze rozumiem, kiedy życie je do tego zmusi i ... no nie ma wyjście, to jest oczywiste.
Natomiast nie rozumiem, kiedy taka kobieta tłumaczy mi, że przerzucenie papierów, skserowanie dokumentów, wyprodukowanie butów czy napisanie nowego programu jest równie ważne/istotne/wiekopomne/dumne/... jak wychowanie własnych dzieci.
To nie tak, że się z tym nie zgadzam, ja tego nie rozumiem!
Czy chociażby kierowanie ONZ może być porównywalne z wychowaniem gromadki dzieci?
Phy.
Co do twojego przypadku - tchórze i sk***syny zdarzają się wszędzie.
Znam przypadek ojca 5 dzieci (ideologicznie "uwikłanego" w "prawicę" dodatkowo) który porzucił rodzinę dla jakieś młódki....
Znamy przecież przypadek o. Pio i jego rodzeństwa, jego siostry! Przecież mieli tych samych rodziców i to samo wychowanie!?
Zawsze zdarzy się coś niespodziewanego i kiedy jest to 1/10, 2/10 to jakoś to można wytłumaczyć ale 8/10 to jest szokujące i nienaturalne i wymaga interpretacji jak sądzę.
Tylko jakie zachowania matek generują takie zachowania synów? Mój tata to typowy przykład wychuchanego synusia mamuni, aby nakreślić tylko poziom absurdu powiem że gdy tata wychodził do szkoły to babcia schodziła przed nim po schodach w bloku i przecierała watką nasączoną spirytusem aby synek nie maił kontaktu z zarazkami. Jadnak jak tata poznał moją mamę, która babci się nie spodobała, postawił się swojej mamie i stanął po stronie przyszłej żony i zawsze jak były kwasy był z mamą. Widać było czasami jego rozdarcie ale zawsze wybierał swoją rodzinę.
Może to takie gdybanie, ale wydaje mi się, że ważne jest też to, że ojciec odchodząc ma świadomość, że dziecko ma opiekę.
Odchodząc wie, że dziecko zostaje z matką, która zaopiekuje się dzieckiem najlepiej jak może. Ojciec czuje, że zostawia dzieko "bezpieczne". Oczywiście to głupie racjonalizowanie swojej podłości, bo samotna kobieta nigdy nie da dziecku tego co może dać pełna rodzina i ojciec odchodząc zawsze okrada swoje dziecko.
Z drugiej strony kobieta która chce odejść, często nie ma takiej pewności, że dziecko będzie miało opiekę ojca.
Twoja teza zakłada, że taki tchórzliwy dupek w ogóle interesuje się dobrem kogokolwiek po za sobą.
Ja mam co do tego ogromne wątpliwości.
Jeśli mówimy o mężczyznach, to należy na początek zaprzestać jakichkolwiek tłumaczeń takiego typa.
Mężczyzna który przysięga prze Bogiem kobiecie "wierność i że jej nie opuści aż do śmierci" a później ją zostawia jest zwykła SZMATĄ. Nie mówmy, że jest zagubiony, że ma kryzys, ... mówmy, że jest szmatą najgorszego sortu i nie powinien się z tym obnosić (ja to się często dzieje) tylko chować po kątach i kanałach jak każdy szczur i menda. To jest język jakim powinniśmy opisywać takiego parszywego tchórza.
Natomiast facet który zostawia żonę i dzieci to już jest najgorszy sort sk**syna i nie ma żadnego usprawiedliwienia dla niego.
Fakt, że przeszliśmy jako społeczeństwo do wyrozumiałości wobec takich łajdaków (bez wracania do źródeł ich zachowania) jest tak naprawdę najsmutniejszy i samo w sobie stanowi podstawę do zwiększania się skali tego nieszczęścia.
jest coś takiego w naszym społeczeństwie...też to zauważyłam ( nie jest to jakiś odosobniony przypadek), że facetów łatwiej się usprawiedliwia i dlatego taka na kobiecie większa położona jest odpowiedzialność.
Znam sporo przykładów takich co to facet odszedł i "ułożył sobie życie na nowo" zostawiając dziecko/dzieci z byłą żoną...a i tak to na tej kobiecie psy wieszali, że "sama sobie winna"...a niech tylko się jakiś facet koło niej zakręcił...no to była afera....a facet mógł i rozeszło się po kościach....a....i jeszcze dobrym ojcem jest....bo alimenty płaci i na co drugie święta dziecko zaprasza...
nie mam chyba takiej odwagi jak @gnome bo w zasadzie nie lubię oceniać ludzi...i tak nazywać...( dlatego, że prawie nigdy nie znamy całej prawdy o sprawie, lub znamy ją od jednej tylko poszkodowanej strony)....ale nie będę usprawiedliwiała facetów
p.s.
Sama się niedawno złapałam na tym, że mniej wymagam od synów niż córek...w sensie obowiązków, odpowiedzialności...początkowo myślałam, ze wynika to z tego, że trzy najstarsze mam córki...ale one same zwróciły mi uwagę, że to czy owo one już w tym wieku robiły...i dały mi do myślenia...
@gnome Mężczyzna który przysięga prze Bogiem kobiecie "wierność i że jej nie opuści aż do śmierci" a później ją zostawia jest zwykła SZMATĄ. Nie mówmy, że jest zagubiony, że ma kryzys, ... mówmy, że jest szmatą najgorszego sortu i nie powinien się z tym obnosić (ja to się często dzieje) tylko chować po kątach i kanałach jak każdy szczur i menda.
A jeżeli w domu jest patologia, alkoholizm, zdrada?
90% Twoich wypowiedzi jest ok, ale automatyzm w osądach nie jest dobrą sprawą.
(Nie dotyczy to odejścia od dzieci, czy szczególnie chorych dzieci, ale ten przypadek @gnome rozpisał osobno).
Jest takie stare powiedzenie:Zły mąż bywa niekiedy dobrym ojcem, zła żona nigdy nie będzie dobrą matką. Mogę powiedzieć, że widziałem w życiu wiele przykładów które pozatwierdzają powyższe zdanie. @SzklanaSowaTwoja teza zakłada, że taki tchórzliwy dupek w ogóle interesuje się dobrem kogokolwiek po za sobą. Ja mam co do tego ogromne wątpliwości. Jeśli mówimy o mężczyznach, to należy na początek zaprzestać jakichkolwiek tłumaczeń takiego typa.Mężczyzna który przysięga prze Bogiem kobiecie "wierność i że jej nie opuści aż do śmierci" a później ją zostawia jest zwykła SZMATĄ. Nie mówmy, że jest zagubiony, że ma kryzys, ... mówmy, że jest szmatą najgorszego sortu i nie powinien się z tym obnosić (ja to się często dzieje) tylko chować po kątach i kanałach jak każdy szczur i menda. To jest język jakim powinniśmy opisywać takiego parszywego tchórza.Natomiast facet który zostawia żonę i dzieci to już jest najgorszy sort sk**syna i nie ma żadnego usprawiedliwienia dla niego. Fakt, że przeszliśmy jako społeczeństwo do wyrozumiałości wobec takich łajdaków (bez wracania do źródeł ich zachowania) jest tak naprawdę najsmutniejszy i samo w sobie stanowi podstawę do zwiększania się skali tego nieszczęścia.
Absolutnie nie uważam za uzasadnione używanie wyzwisk takiego kalibru wobec kogokolwiek.
Upraszczanie i automatyzm w osądach (bardzo trafne spostrzeżenie!) są dla mnie przerażające.
Nie pochwalam żadnego z opisywanych zachowań. Żeby było to jasne.
Jednak mam świadomość, że przed Bogiem są to tylko różne grzechy. Każdy z nas je popełnia.
Ludzie, którzy dopuszczają się takich nieprawości i niegodziwości muszą być i są na pewno zagubieni i poranieni. To nie jest usprawiedliwienie ich czynów, raczej drogowskaz. Skądś te ich czyny się biorą: egoizm, hedonizm, tchórzostwo, ignorancja, brak miłości itd. Ostatecznie zapewne brak ugruntowania w wierze.
Jednak, jak pisała @Sylwia1974, na ogół nie znamy całej sytuacji, nie wiemy wszystkiego.
Nie usprawiedliwiam wiarołomców, nie tłumaczę ich, ale nie potępiam, bo nie wiem, jakie wydarzenia tak ich ukształtowały i nie pozwoliły rozwinąć się odpowiedzialnemu rodzicielstwu i miłości.
Jako dorośli powinni to w sobie świadomie budować, ale czy my - choć takich czynów się nie dopuściliśmy - już jesteśmy we wszystkim idealni?
Trzeba byłoby raczej zastanowić się, jak wychowywać synów, aby tak nie postępowali.
To, co wyżej ktoś opisał - @gnome - żeby matki same nie psuły swoich dzieci, mądrze od nich wymagały, a ojcowie, żeby byli doskonałym przykładem rodzicielstwa i miłości względem żon.
Współczesna kultura i zepsuty świat nie ułatwiają tego zadania.
To ja się spytam, czy gorsze jest osądzanie czy milczenie kiedy ktoś błądzi/krzywdzi/grzeszy/...?
To ja się spytam, czy w przysiędze małżeńskiej było coś w stylu "przysięgam ci wierność i że cię nie opuszczę aż do śmierci chyba, że zaczniesz pić; chyba, że mnie zdradzisz; chyba, że...."?
Bo ja jestem po ślubie i jakoś sobie tego nie przypominam!
Ja Bogu i żonie coś innego przysięgałem i nie ma na niebie i ziemi niczego co mogłoby mnie skłonić do niedotrzymania tej przysięgi.
Kłamca - tak się nazywa tego który kłamie, oszust - tak się nazywa tego który oszukuje, zdrajca - tak się nazywa tego który zdradza.... wiarołomny - tak się mówi na kogoś kto nie dotrzymuje obietnic.
To co napisałem pokazuje, że to właśnie mój ojciec ucząc mnie tak a nie inaczej miał rację.
Tego się trzymam.
To o czym ty piszesz, to jest stanowisko matek tych kolesi 20 lat przed nieszczęściem. 20 lat później się pojawia cały ten syf a Ona zapyta jak to możliwe. A otoczenie powie - przecież z takie dobrej rodziny, rodzice wierzący,... itd.
O moich synów to się nie martw, akurat o moich synów to właśnie nie ma się co martwić (w tej kwestii akurat)!
To ja się spytam, czy gorsze jest osądzanie czy milczenie kiedy ktoś błądzi/krzywdzi/grzeszy/...?
To ja się spytam, czy w przysiędze małżeńskiej było coś w stylu "przysięgam ci wierność i że cię nie opuszczę aż do śmierci chyba, że zaczniesz pić; chyba, że mnie zdradzisz; chyba, że...."?
Bo ja jestem po ślubie i jakoś sobie tego nie przypominam!
Ja Bogu i żonie coś innego przysięgałem i nie ma na niebie i ziemi niczego co mogłoby mnie skłonić do niedotrzymania tej przysięgi.
Kłamca - tak się nazywa tego który kłamie, oszust - tak się nazywa tego który oszukuje, zdrajca - tak się nazywa tego który zdradza.... wiarołomny - tak się mówi na kogoś kto nie dotrzymuje obietnic.
To co napisałem pokazuje, że to właśnie mój ojciec ucząc mnie tak a nie inaczej miał rację.
Tego się trzymam.
To o czym ty piszesz, to jest stanowisko matek tych kolesi 20 lat przed nieszczęściem. 20 lat później się pojawia cały ten syf a Ona zapyta jak to możliwe. A otoczenie powie - przecież z takie dobrej rodziny, rodzice wierzący,... itd.
O moich synów to się nie martw, akurat o moich synów to właśnie nie ma się co martwić (w tej kwestii akurat)!
No i to wszystko się zgadza.
A na kogo mówi się skurwysyn, dupek, szmata...? To odpowiedniki jakiego zachowania?
To ja się spytam, czy w przysiędze małżeńskiej było coś w stylu "przysięgam ci wierność i że cię nie opuszczę aż do śmierci chyba, że zaczniesz pić; chyba, że mnie zdradzisz; chyba, że...."?
Mam znajomego. Jego żona jak tylko wychodził do pracy przyjmowała swojego kochanka, który dzień w dzień spędzał tam klika godzin, co gorsza dzieci na to patrzyły. W nosie miała jego pretensje i wyrzuty. Oczywiście ślubował, więc powinien z nią być do końca życia, bo co to za usprawiedliwienie, że ma kogoś na boku, a jego za nic.
ja mam znajoma ktorej maz z dnia na dzien zniknal z domu zostawiajac ja z dwojka malych dzieci ona zrozpaczona ze moze cos mu sie stalo ..zaczeli go szukac /ona i rodzina/ przez policje ze zaginal ..a on w najlepsze bawil sie ze starsza pania z ktora nastepnie spedzil kilka lat ..ktora go utrzymywala niczym dobra ciocia z ameryki oczywiscie z zona i dziecmi kontakt sie urwal na wiele lat
Rozwod odbyl sie zaocznie i alimenty placilo panstwo No i co z w takiej sytuacji ma zrobic owa zona i matka ? Wg. nauki Kosciola rozwody sa grzechem tak wiec zyje juz nascie lat samotnie z nikim sie nie zwiazala, dzieci bez kontaktu z ojcem
No ja bym nie uogólniała. Faceci są różni a równie wiele w związku zależy od kobiet. To też nie jest tak proste. Źle jest jeśli małżeństwo się rozpada. Zwłaszcza gdy są tam dzieci. Tylko że moim zdaniem zazwyczaj winne są dwie osoby. W różnym stopniu oczywiście.
Jesteś kobietą i nie rozumiesz pewnych rzeczy. Nie rozumiesz czym jest męskość i czym honor, czym jest mężczyzna bez honoru, jest szmatą i niczym więcej. Zostawienie kobiety której się przed Bogiem przysięgało a tym bardziej zostawienie jej z dziećmi to jest utrata honoru dla mężczyzny i tyle.
Nie ja go robię szmata, on sam się nią robi!
Jest jeszcze jeden wymiar tego "pozostawienia". Tak jak zdrada jest słabością, grzechem, złamaniem przysięgi,.... ale najczęściej jest jednorazowe i spontaniczne, tak pozostawienie kobiety to nie jest spontaniczny grzech to jest wybranie zła, świadome, dobrowolne i stałe. To nie jest spontanicznych grzech z którego się wyspowiadam, być może żona mi wybaczy, ... to jest orzeczenie, że chce trwale, najczęściej do końca życia żyć w grzechu i złamanej Bogu i żonie przysiędze. To jest zupełnie inna kategoria uporczywego trwania w grzechu!
A to wiesz, takie "urban legend", ja też takie znam. W praktyce okazuje się, że zdradzała już wcześniej (w czasie narzeczeństwa) ale on myślał....; że do ślubu doszło w miesiąc po tym jak się poznali, bo przecież tak się kochali, ze obojgu było daleko do Boga ale przecież Bóg nie jest potrzebny im do miłości.....; itd. itp.
W praktyce, nigdy nie słyszałem o przypadku, w którym narzeczeństwo trwa kilka lat, oboje są blisko Kościoła, po wielu latach i żadnych sygnałach biorą ślub i NAGLE i NIESPODZIEWANIE ona okazuje się niewierna a on alkoholik czy damski bokser. Ja osobiście (a właśnie zrobiłem kwerendę po rodzinie i wszyscy wypytani dorośli potwierdzają, że też nie znają) nigdy takiego przypadku nie spotkałem.
A skoro wszystko było wiadomo wcześniej, skoro wszystko było jasne, to do kogo teraz pretensje?
Wolna wola, dorosły człowiek podejmuje decyzje i odpowiada za nią.
Natomiast nie wyobrażam sobie, że zapłatą za moją głupotę ma być złamanie przysięgi złożonej przed Bogiem.
Aha. I jeszcze - ja nie odbieram im prawa do powrotu, do przebaczenia, do ... tylko żeby w ogóle rozpocząć jakikolwiek proces naprawy to potrzebna jest skrucha i chęć naprawy wyrządzonych krzywd. Niestety najczęściej to wygląda tak - Ja nie widzę problemu w tym, że żyje w grzechu, nie zamierzam przestać grzeszyć ale należny mi się szacunek i nikt mnie nie może osądzać.
Przyjmijmy, że wszyscy są winni a wiec nikt nie jest winny.
No ja jednak mówię inaczej. Prawda jest i kłamstwo jest, ona jest niemiła (bycie niemiła jest grzechem ale nie złamaniem przysięgi małżeńskiej), to ja znalazłem sobie miłą (to już jest złamanie przysięgi).
No właśnie ja jestem przekonany, że gdyby te przypadki prześledzić, to NIGDY to nie jest tak naprawdę zaskoczenie. To zawsze jest tak, że ktoś od początku był nie OK a ktoś inny od początku się oszukiwał (i to najczęściej wbrew dobrym rada rodziny, otoczenia itd). Później jest natomiast zdziwienie.
Ja z kolei znam co najmniej kilka takich przypadków i wszystkie po prześledzeniu okazują się - żadną niespodzianką (a wręcz osoba pozostawiona po przyciśnięciu przyznaje, że obawiała się, że tak się to wszystko skończy).
Musimy pamiętać o jeszcze jednej rzeczy. Dla mnie to jest najważniejszy aspekt całej tej sprawy.
No więc pozostawienie jest bolesne, jest nieszczęściem i krzyżem dla opuszczonej osoby. Może ona w tym wszystkim albo się uświęcić (wiadomo) albo popaść w grzech śmiertelny i się (nie wiem jak to nazwać) pozbawiać zbawienia. Trudniejsze jest oczywiście uświęcenie, trudniejsze, bardziej bolesne, ... dlatego właśnie te osoby są godne szacunku i największego wsparcia.
Więc do jasnej ... dlaczego wciąż tylko słyszę o tych drugich, o duszpasterstwach dla nich, o wybaczeniu dla nich (wybaczeniu bez skruchy i poprawy oczywiście), drugiej szansie dla nich (bez wyrzeczenia się grzechu i błędu) ........
Poszukajmy ich ofiar i na pomocy im skupmy swoją energię.
@gnome A to wiesz, takie "urban legend", ja też takie znam.
Nie urban legend tylko kobieta jak już dzieci miały kilkanaście lat znalazła sobie gacha i jej odbiło.
Co zabawne, a raczej żałosne, przez 2 lata to tolerował, tak był ślepo zakochany, ale w końcu żona wzięła dzieci i przeniosła się do gacha.
W praktyce okazuje się, że zdradzała już wcześniej (w czasie narzeczeństwa) ale on myślał....; że do ślubu doszło w miesiąc po tym jak się poznali, bo przecież tak się kochali, ze obojgu było daleko do Boga ale przecież Bóg nie jest potrzebny im do miłości.....; itd. itp.
W praktyce, nigdy nie słyszałem o przypadku, w którym narzeczeństwo trwa kilka lat, oboje są blisko Kościoła, po wielu latach i żadnych sygnałach biorą ślub i NAGLE i NIESPODZIEWANIE ona okazuje się niewierna a on alkoholik czy damski bokser. Ja osobiście (a właśnie zrobiłem kwerendę po rodzinie i wszyscy wypytani dorośli potwierdzają, że też nie znają) nigdy takiego przypadku nie spotkałem.
A skoro wszystko było wiadomo wcześniej, skoro wszystko było jasne, to do kogo teraz pretensje?
Wolna wola, dorosły człowiek podejmuje decyzje i odpowiada za nią.
Natomiast nie wyobrażam sobie, że zapłatą za moją głupotę ma być złamanie przysięgi złożonej przed Bogiem.
Czyli było jasne, że odejdzie. Więc o co pretensje, nikt przecież NAGLE I NIESPODZIEANIE nie odchodzi
Twierdzenie, że można przy narzeczeństwie przewidzieć, jak ktoś się zachowa, jest śmieszne.
Kiedy brałem ślub prawie 20 lat temu, w wielu aspektach moje myślenie było zupełnie inne.
Akurat nie zmieniło mnie to w sposób, który byłby dokuczliwy dla mojej żony, ale przez taki czas ludzie potrafią zmienić się diametralnie i mówienie, że widziały gały co brały jest czystym wygodnictwem i usprawiedliwianiem się.
No ja jednak mówię inaczej. Prawda jest i kłamstwo jest, ona jest niemiła (bycie niemiła jest grzechem ale nie złamaniem przysięgi małżeńskiej), to ja znalazłem sobie miłą (to już jest złamanie przysięgi).
A jak jest odwrotnie, to kto jest szmatą? A jak sobie nie znalazł innej tylko odszedł dlatego, że ona dawno odeszła od niego, a łączy ich tylko dom w którym mieszkają?
Ty w ogóle nie bierzesz pod uwagę złamania przysięgi i olania sakramentu.
Łączy ich tylko dom w którym mieszkają, babie odbiło i odeszła, co on ma zrobić,....
Ale to nie jest nic czemu ja bym zaprzeczył!
Facet nie zostawił rodziny tylko głupia baba od niego odeszła. Mam nadzieje, że opuszczony mąż modli się za nią (żeby jej dobry Pan Bóg rozum wrócił) i sam się w tym nieszczęściu uświęci a nie pogrąży.
To Ona jest tą o której ja pisze od początku tego wątku, to ona jest winna ale to nie daje prawa jemu, żeby łamać przysięgi dane przed Bogiem.
No i jeszcze - uważam, że po za (znowu promilem przypadków) wszystkie inne są do "przewidzenia" w fazie narzeczeństwa.
100 lat temu nie byliśmy lepszymi ludźmi a jednak przypadki porzuceń były niezwykle rzadkie, dziś to jest kilkadziesiąt procent wszystkich zawieranych małżeństw :O
Różnicę są trzy (na pierwszy rzut oka):
- kiedyś facet który porzucił żonę był traktowany jak szmata a kobieta która porzuciła mężczyznę jeszcze gorzej (dziś się ich usprawiedliwia, dyskutuje z nimi, współczuje,...);
- kiedyś wiara kierowała decyzjami większości ludzi (właśnie, nic nie mówisz o tym jak twój znajomy i jego "była" żona byli blisko Kościoła?);
- kiedyś ludzie byli twardsi, bardziej zdyscyplinowani i uczciwi (powtarzam często, że moja babcia była bardziej męska (w sensie odwagi, powinności, honoru,...) niż większość dzisiejszych mężczyzn - i mam na to dowody!);
A ja znam taki przypadek 7 dzieci, obydwoje mocno zaangażowani we wspólnocie, z bardzo pobożnych rodzin, po 20 latach małżeństwa, facet ma kobietę i bardzo brudny oczerniający żonę rozwód przeprowadza i zostawia ją bez grosza, choć bardzo dobrze zarabia. Oczywiście ona winna, bo .... nikt nie jest idealny i mówienie za każdym razem, że dwie strony winne to moim zdaniem czasami nie na miejscu. Wiadomo, że jesteśmy ludźmi i nie ma nikogo bez wad i grzechów i to zawsze daje odchodzącemu oręż do ręki - zobacz co robiłaś, nie jesteś też bez winy i jeszcze nowa narzeczona może żałować biedaka jak on cierpiał i jego otoczenioe zamiast go otrzeźwić też pięknie wspiera w decyzji.. ech....
Ja Bogu i żonie coś innego przysięgałem i nie ma na niebie i ziemi niczego co mogłoby mnie skłonić do niedotrzymania tej przysięgi.
Kłamca - tak się nazywa tego który kłamie, oszust - tak się nazywa tego który oszukuje, zdrajca - tak się nazywa tego który zdradza.... wiarołomny - tak się mówi na kogoś kto nie dotrzymuje obietnic.
Oj jest, jest taki jeden, co dałby radę Ciebie skłonić... no chyba że wejdziesz w koalicję z Bogiem i nigdy jej nie zerwiesz - wtedy na WAS nie ma mocnych:)
Natomiast również jestem za nazywaniem rzeczy po imieniu - nawet jeśli mieli jakieś okoliczności łagodzące.
Komentarz
Odchodząc wie, że dziecko zostaje z matką, która zaopiekuje się dzieckiem najlepiej jak może. Ojciec czuje, że zostawia dzieko "bezpieczne". Oczywiście to głupie racjonalizowanie swojej podłości, bo samotna kobieta nigdy nie da dziecku tego co może dać pełna rodzina i ojciec odchodząc zawsze okrada swoje dziecko.
Z drugiej strony kobieta która chce odejść, często nie ma takiej pewności, że dziecko będzie miało opiekę ojca.
ona zrozpaczona ze moze cos mu sie stalo ..zaczeli go szukac /ona i rodzina/ przez policje ze zaginal ..a on w najlepsze bawil sie ze starsza pania z ktora nastepnie spedzil kilka lat ..ktora go utrzymywala niczym dobra ciocia z ameryki
oczywiscie z zona i dziecmi kontakt sie urwal na wiele lat
No i co z w takiej sytuacji ma zrobic owa zona i matka ? Wg. nauki Kosciola rozwody sa grzechem tak wiec zyje juz nascie lat samotnie z nikim sie nie zwiazala, dzieci bez kontaktu z ojcem