Błagammm o pomoc bo się wykończam. Ja nie umiem karmić! Daje z siebie 250% i nic. Sutki zmasakrowane (wiem wiem źle przystawiam ale nijak dobrze nie umiem. Teorie znam ze brodawka głęboko itd ale w praktyce no za nic nie potrafię) boli, krwawi. Położna kazała odstawić i goić sutki. Odciągam laktatorem i każda porcja o troszkę mniejsza!!! Strace pokarm
:( I się załamię. Przystawiłam dziecię znów przez to silikonowe coś zwane kapturkiem. Nie dość ze krew strumieniem pociekła a ja myślałam ze się skicham z bólu to Klarcia popatrzyła na mnie z miną "a co ty mi matka wsadziłaś że z tego nie leci?! Zabieraj to cholerstwo" i rozszedł się cudny wrzask na pól ulicy połączony z pluciem, wyginaniem się i wkurzaniem
Rycze nad tymi moimi cycami już. Czemu ja nie umiem karmić? 4 raz ponoszę klęskę i nie wiem co zrobić żeby było dobrze. Proszę o jakieś rady, cokolwiek bo jestem pewna ze jeszcze dwa dni maks i trzeba będzie otworzyć puszkę
Młoda zjada 80-90 (tak w teorii) a mi już tylko 60 się udaje wydoić dla niej maszynką