[cite] wielorybek:[/cite]Im dłużej jesteśmy razem, tym mniej mam znajomych, których możnaby jakoś podzielić między nas... To straszne, zero własnej osobowości.... czy tylko u nas tak jest?
A w takich przypadkach chyba nie ma co się zmuszać?
No chyba że raz na jakiś czas. Dla niego (dla niej).
U nas trochę tak jest. Ci najbliżsi sa wspólni.
mamy trochę osobnych znajomych, ale u męża to raczej takie kontakty służbowe, nie ma kumpli, których ja nie znam, albo znam słabo.
@Agnieszkomamo, nie obraź się, ale jak to jest, ze twój mąż jest blisko z ludźmi nieciekawymi, płytkimi, nudnymi?
Czy na pewno o to chodzi? Mamy kolegę, już dość dawno temu związał się z pewną dziewczyną, ona w zasadzie unika naszego towarzystwa, a jak już jest to wygląda na potwornie znudzoną i jakby śpiącą. Podobno przeszkadza jej, że jesteśmy głośni, tyle się śmiejemy itp. A ja mam wrażenie, że ona jest po prostu bardzo niepewna i choć głupio to zabrzmi, zazdrosna o każdą inną relację swojego narzeczonego.
Nie napisałam nigdzie, że Ci ludzie są płytcy, nieciekawi i nudni. Kiedy napisałam, że nie preferują "głębszych rozmów" chodziło mi o takie szczere, o sobie, o swoich odczuciach, przemyśleniach, a nie że nie są na jakieś ambitne tematy:bigsmile:
U mnie głównym kryterium tych spotkań jest poczucie bezpieczeństwa, zaufanie-którego niestety w gronie jednej z tych par nie odczuwam. Z drugimi się spotykamy-jak najbardziej. Chyba nie jestem na tyle zazdrosna, skoro wolę, żeby mąż poszedł sam, niż siedzieć i go tam "pilnować".
Nie dorabiałabym tu ideologii, po prostu są ludzie, od których instynktownie nas odrzuca i mój dylemat to zmuszać się czy, ale o tym napisałam wyżej
Na spotkania w parach chodzimy w parze, niezależnie od tego, kto kogo zna lepiej. Meter chodzi na przykład na wszelkie spotkania forumowe, choć czasem jest tak, że o ludziach tam spotkanych nic nie wie. Ale że ludzie nieodmiennie fajni, to się czuje dobrze. A czasem trafi się taki Piotoru i już w ogóle pełnia szczęścia:bigsmile:
Podsumowując - ja bym chodziła, nie oczekując nic poza miłym i wesołym small talk. Nic w tym złego nie ma, czasu nie tracisz, bo jesteś z mężem.
Faktem jest, że patrzę z własnej perspektywy - ja lubię spotkania, rozmowy i w ogóle ludzi lubię, trzeba sobie strasznie nagrabić, żebym znielubiła.
To ja miałam taką sytuacje
Pojechalismy w męza rodzinne strony ..chciał się spotkać z kumplem, więc mowie niech sobie idzie sam po co ja tam? i jeszcze dzieci ? ale on sie uparł, że chce dzieci pokazać (pochwalić się) no więc poszłam ..oni sobie piwko, meczyk..dla mnie nudy..dzieci jak to dzieci brykają po całym domu..więc się ubrałam , wziełam najmniejsze dziecko i wyszłam. dwoje starszych zostało i dalej sobie brykali ale już pod czujnym okiem taty.
Komentarz
U nas trochę tak jest. Ci najbliżsi sa wspólni.
mamy trochę osobnych znajomych, ale u męża to raczej takie kontakty służbowe, nie ma kumpli, których ja nie znam, albo znam słabo.
@Agnieszkomamo, nie obraź się, ale jak to jest, ze twój mąż jest blisko z ludźmi nieciekawymi, płytkimi, nudnymi?
Czy na pewno o to chodzi? Mamy kolegę, już dość dawno temu związał się z pewną dziewczyną, ona w zasadzie unika naszego towarzystwa, a jak już jest to wygląda na potwornie znudzoną i jakby śpiącą. Podobno przeszkadza jej, że jesteśmy głośni, tyle się śmiejemy itp. A ja mam wrażenie, że ona jest po prostu bardzo niepewna i choć głupio to zabrzmi, zazdrosna o każdą inną relację swojego narzeczonego.
U mnie głównym kryterium tych spotkań jest poczucie bezpieczeństwa, zaufanie-którego niestety w gronie jednej z tych par nie odczuwam. Z drugimi się spotykamy-jak najbardziej. Chyba nie jestem na tyle zazdrosna, skoro wolę, żeby mąż poszedł sam, niż siedzieć i go tam "pilnować".
Nie dorabiałabym tu ideologii, po prostu są ludzie, od których instynktownie nas odrzuca i mój dylemat to zmuszać się czy, ale o tym napisałam wyżej
Podsumowując - ja bym chodziła, nie oczekując nic poza miłym i wesołym small talk. Nic w tym złego nie ma, czasu nie tracisz, bo jesteś z mężem.
Faktem jest, że patrzę z własnej perspektywy - ja lubię spotkania, rozmowy i w ogóle ludzi lubię, trzeba sobie strasznie nagrabić, żebym znielubiła.
Pojechalismy w męza rodzinne strony ..chciał się spotkać z kumplem, więc mowie niech sobie idzie sam po co ja tam? i jeszcze dzieci ? ale on sie uparł, że chce dzieci pokazać (pochwalić się) no więc poszłam ..oni sobie piwko, meczyk..dla mnie nudy..dzieci jak to dzieci brykają po całym domu..więc się ubrałam , wziełam najmniejsze dziecko i wyszłam. dwoje starszych zostało i dalej sobie brykali ale już pod czujnym okiem taty.