Żadnych żłobków, dziecko z mamą powinno być, a już na pewno żadnych państwowych z 25 dzieci w grupie, bo to jakaś hala produkcyjna, nie opieka. Rozumiem, jeśli rodzice nie mają wyjścia- grozi utrata pracy, słabe pensje, ale w pozostałych wypadkach mamy same nie wiedzą co tracą, co dziecko traci.
Attena -współczuję
Tagesmutter są lepszym rozwiązaniem, jeśli ma się zaufanie do opiekunki. Warunki domowe, żadnych mechanicznych czynności, porównałabym trochę do rodziny wielodzietnej( sugeruję się wspomnieniami).
@Wanda, masz rację. Niestety niewiele kobiet ma możliwość (jak Odrobinka pisała wyżej) tak jak w Szwajcarii pracować na pół etatu...i de facto wypada się z obiegu, choć oczywiście bycie z dziećmi jest ważniejsze. Pisałam w innym wątku - koleżanka szukała dorywczej opiekunki na kilka godzin i nieregularnie - została dosłownie zasypana ofertami pań, które własnie "odchowały" dzieci, a teraz szukają czegokolwiek, bo od lat nie pracowały. Owszem, finansowo nie musiały, ale fakty są jakie są, nikt nie chce ich zatrudnić, co najwyżej hipermarkety. Nie dziwi mnie więc, że dziewczyny, które nie mogą dogodnie łączyć pracy z wychowaniem dzieci, jednak czują presję i nawet wbrew sobie wracają do pracy.
Ergo to zależy od stanu. Przeciętnie istnieje 6 tyg. wolnego po urodzeniu dziecka niepłatnego. Chyba, że pracuje się w jakiejś dobrej firmie. W Szwajcarii jest 3,5 miesiąca, ale niektóre firmy fundują pracownicom jeszcze 2 tyg. Nie ma tutaj urlopu wychowawczego. Większość Szwajcarek zostaje w domu z dziećmi, a imigrantki zwykle wracają do pracy i to na pełny etat.
Ha ,z piątki moich czwórka żłobkowa. Nie chcę nikogo przekonywać , że to nie koniec świata , bo i tak nie uwierzy ale ... z moich doświadczeń żłobek lepszy od niani .
@Hanq może masz rację z tymi imigrantkami. Tylko to dotyczy tych z biedniejszych części Europy. I to tej post komunistycznej, bo Greczynki już po domach siedzą. Z Polkami jest różnie. Większość tych co znam dorabia na sprzątaniu albo właśnie jako maman de jour, a do pracy wracają na 50% albo wcale. No z 80% Polek które tu poznałam tak ma. Tych dzieciatych oczywiście. A jak wyjdą za Szwajcarów to do pracy wracają jak dziecko w wieku szkolnym jest a i to rzadko.
@Haku a ja uważam że ta niania to najlepszy wybór. W kwestii żłobek czy niania. Dziecko jest w domu, u siebie. Ma nianię która zajmuje się tylko nim. Nie ma tylu bodźców. Mając dziecko poniżej 4 rż i stojąc przed takim wyborem też wybrałabym nianię. Bo dla mnie wiek 3 lat jest nawet za wczesny na przedszkole.
Moze mam wypaczony obraz niań i żłobków, ale - wiem, jakie moje dzieci potrafia byc czasem upiorne - czy niania do obcego dziecka bedzie miala tyle cierpliwości? Sama przez jakiś czas miałam nianie i do tej pory chodza po rodzinie opowiesci, jak ta niania np. ubierała mnie w upał w grube rajstopy, zeby nie było widac porozbijanych kolan A ja bylam dosc energicznym dzieckiem w wieku moich złobkowiczów, tak jak oni zreszta tez. No i moja ukochana babcia pracowała w żłobku, przed wojna skończyła seminarium nauczycielskie, na koniec była juz dyrektorka złobka (do którego zreszta ja też w pewnym momencie uczeszczałam) - to była naprawde bardzo dobry człowiek kochajacy dzieci, dla nas była najlepsza.
Mam okazję obserwować jak powszechnie mamusie oddają malutkie (roczne, ośmiomiesięczne) dzieci do przedszkoli (tutaj nie ma żłobków, są przedszkola z osobnymi oddziałami dla maluszków i starszych dzieci ale podwórko jest wspólne dla wszystkich) i same zasuwają do roboty poza domem, bo przecież trzeba zarobić na dwa auta, dom i wypasione wakacje (dziecku trzeba zapewnić luksus i wrażenia, no nie?).
Miałam okazję pracować w takim przybytku, w grupie maluszków. Minusów zaobserwowałam znacznie więcej niż plusów a w przypadku niektórych (wrażliwych) dzieci widziałam raczej same minusy. Nie będę się na razie rozpisywać na czym te minusy polegały, bo nie mam za bardzo czasu, ale uwierzcie mi na słowo, że takiemu rocznemu, półtorarocznemu maluszkowi będzie lepiej nawet ze znudzoną mamą w domu niż w gromadzie rówieśników w renomowanej instytucji. Pracowałam w naprawdę dobej placówce, widziałam jak pracownicy się starali, ale to i tak nie jest odpowiednie miejsce dla malutkich dzieci.
Dla przeciwwagi wobec idiotycznych treści zalinkowanego na wstępie artykułu podrzucam linki do fantastycznego bloga p.p. Rubinowiczów. Kompletnie odmienna, od zlewaczałej, wizja rodziny; biegunowo przeciwne myślenie:
"Nie czekając na lepszą sposobność trzeba ratować rodziny już teraz. Matki muszą powrócić czym prędzej do domów, do dzieci, by budować miasta Boże w swoich rodzinach. Rodzina to gmach duchowo-materialny budowany przez małżonków umocnionych sakramentem. To potężna instytucja z Bożego nadania, która wymyka się przyziemnym kalkulacjom. Na rodzinę trzeba patrzeć z perspektywy wzniosłego powołania męża i żony, matki i ojca, a nie z karłowatego poziomu księgowego.
Bezkompromisowo i bez wahania stosujmy ten przepis na rodzinę. Tu nikt tego przepisu nie wymyśla. Został nam z góry dany i zadany, abyśmy dobrze nasze życie przeżyli i wydali dobre tego życia owoce."
Ja bym wszelako nie rzucała kamieniami w matki zmuszone oddać swoje dzieci do żłobka ( choć tych instytucji już raczej nie ma). Chyba lepiej zostawić dziecko pod opieką niż samo w domu....Problem tylko jak ta opieka wygląda no i żaden wykwalifikowany personel nie zastąpi matki.
"To jest twoje powołanie. Wszystko co robisz, jest dla twojej rodziny, dla jej uświęcenia. Nie robisz nic tylko dla siebie. Jeśli masz wątpliwość, po prostu pomyśl czy to co chcesz zrobić jest dla dobra twoich najbliższych. Bądź w tym szczery. Nie ma dla ciebie samotnego wędkowania, piłki na hali z kolegami czy piwka. Markowania pracy, by uniknąć domowych obowiązków. Takim postępowaniem okradałbyś swoją rodzinę. Nie możesz mieć na to ochoty.
Módl się za żonę i za dzieci codziennie. To obowiązek. To konieczność. Także za siebie, byś odczytał i podołał temu, co masz zrobić. Rodzina to święta twierdza. Rodzina to walka, którą musisz wygrać, bo ciemne siły sprzysięgły się przeciwko niej i wydaje się, że wygrały. Ale nie wygrały. Jeszcze. Każda walka to najpierw twarda walka duchowa, potem działanie.
Bądź szarmancki dla żony. Z uprzejmym dystansem odnoś się do innych pań. Bądź szarmancki i z upływem czasu stawaj się taki coraz bardziej, nabierając kunsztu i dyskrecji. Czy widziałeś mężów uchylających drzwi do samochodu, by królowe ich serc zasiadły w fotelu, czując się właśnie jak królowe, choćby to był najskromniejszy model pojazdu, odziedziczony po teściu? Czy wiesz, że niewiasty lubią kwiaty i nie jest to oznaka próżności? Możesz je również wręczyć swojej dorastającej córce.
Poczucie humoru rozładuje nie jedną burzę w domu. To prawdziwy skarb, jeśli pozwolisz śmiać się z siebie, żonie i dzieciom. I ty masz przy tym niezły ubaw. To prawdziwie męska cecha i jakże rzadka.
Masz być głową rodziny. Władza i miłość oznacza służbę. Spalasz się całkowicie dla rodziny, służysz żonie i dzieciom z wielkim oddaniem. Dlatego jesteś szczęśliwy. Dlatego uprzejmie odmawiasz wyjazdu na spotkanie klasowe po latach. Nawet nie masz ochoty na takie "atrakcje".
(...)
Dbaj o rodziców i rodziców małżonki.
Módl się i pracuj.
Bądź mężny, spokojny i stanowczy. Raduj się życiem z żoną i dziećmi. Bo to prawdziwe szczęście, tu na ziemi. To jest twoje powołanie."
"Cóż jednak poradzić, skoro prawie cała populacja mężów współczesnych i cywilizowanych uważa pracę zawodową swoich małżonek nie tylko za rzecz normalną ale pożądaną, a nawet konieczną.
Jako obrońcy sakramentalnego związku małżeńskiego pochylmy się nad funkcjami męża i żony.
Żona z natury jest sercem i mózgiem rodziny. Ona łączy wszystkie wątki duchowe, uczuciowe, materialne. Jest ozdobą domu. Rozkwita w warunkach, jakie są jej naturalnym dominium. Mąż jako głowa rodziny opiera swoje panowanie na zasadzie służby i poświęcenia.Każde panowanie w duchu katolickim oznacza służbę. Panowanie męża i poddanie żony to subtelna rzeczywistość, którą można zrozumieć wyłącznie na gruncie miłości. Kalkulacje stricte rozumowe prowadzą na manowce. Stąd biorą się prymitywne współczesne reakcje na uświęconą hierarchię rodziny. Jedynym kryterium owoców dobrego małżeństwa jest wierność i miłość, a przede wszystkim dzieci wychowane na chwałę Bożą.
Panowanie męża, tak jak w rodzinie królewskiej (bo rodzina jest małym królestwem) wymaga najwyższego szacunku, a kiedy zajdzie potrzeba, bezwzględnej obrony czci królowej czyli żony. Bez tego królestwo się chwieje, a nierzadko upada.
(...)
Spraw rodziny nie rozważamy z kalkulatorem w ręku tylko z rękami złożonymi do modlitwy. Bez wiary nie damy rady. Nawet wiara jak drobina piasku wystarczy, by poruszyć górę. Wiara da nam siłę, by zrozumieć, że jeśli sprawy zaczniemy układać po Bożemu, to nie ma takiej mocy, by nas złamać. Wiara umocniona pokorą, ufnością i męstwem. Łaska Boża da nam skrzydła orła i siłę lwa. To nie przenośnia ale rzeczywistość. To nie atrybuty chwały ale narzędzia do walki, bo będziesz ją toczył nieustannie. Będą i pot, i ból, i łzy i zwątpienia, ale życie wróci na właściwy tor. Poczujesz jego prawdziwy a nie plastikowy smak.
Wyobraź sobie taką chwilę, mówisz do żony: „Kochanie, ja będę utrzymywał dom. Chcę, żebyś wróciła do domu i zajęła się dziećmi. Z pomocą Bożą wytrwamy.” Nie zapomnij o drobiazgach jak bukiet róż, gustowna sukienka i/lub pierścionek. Królowa zasługuje również na taką adorację i to nie jednorazowo. Przy okazji i ty stajesz się prawdziwym monarchą, głową królestwa swojej rodziny. W tej hierarchii ciąży na tobie ogromna odpowiedzialność. Przed tobą trudy i cierpienia, ale twój ciężar pomagają nieść aniołowie. Przed tobą prawdziwa walka, obrona rodziny. To współczesna Jerozolima, której mury atakuje zaciekle kudłata zgraja. Walcz i zwyciężaj, po to się narodziłeś.
A w końcu przyjdzie taki dzień, w którym zdamy sprawę z naszego życia. I powiesz: bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Za mną idą moja żona i dzieci."
@Wanda Super powiedziane! Ja też uważam, że kobieta idąca do pracy 6 miesięcy po porodzie jeszcze nie wie co to znaczy być mamą. Ja mam na razie pierwsze dziecko i miałam masę kryzysów z moim byciem w domu mimo świadomie podjętej decyzji. Dopiero teraz gdy moja córka ma ponad 15 miesięcy widzę jaki mam na nią wpływ, jak ona wszystko powtarza. Mało tego. Zaczęłam się zastanawiać jak przekazać jej moje wartości, jak jej pokazać Boga itp. i nie mam pojęcia jak robią to matki, które tych dzieci rzeczywiście nie widzą 10-12 godzin w ciągu dnia.
Zwodnicze jest dla mnie również myślenie, że lepiej wrócić do pracy i poświęcić dziecku kilka godzin ale intensywnie, niż siedzieć w domu z dzieckiem i oglądać seriale. Tylko ile matek ma rzeczywiście siłę po 10-12 godzinach pracy aktywnie spędzić z dzieckiem czas. Ile razy to się jednak kończy na komputerze, bajce i tablecie.
Dziecko w żłobku na pewno jest zaopiekowane, ale najważniejsze, żeby rodzice mieli dla dziecka czas i tego się nie da niczym zastąpić.
wprawdzie moje dzieci "nieżłobkowe" i "nienianiowe", ale
co zrobić, kiedy dziecko zachoruje - niania przychodzi jak co dzień, nie wyjdzie po prostu tego dnia na spacer, a w przypadku żłobka trzeba mieć w zanadrzu jakąś alternatywę, a niezawsze rodzina blisko, lub szef niekoniecznie łaskawie patrzy na zwolnienia.
na szczęście nia maiłam tego typu sytuacji, ale domyślam się że takie sytuacje mogą być problemem dla tych żłobkowych
Komentarz
Attena -współczuję
Tagesmutter są lepszym rozwiązaniem, jeśli ma się zaufanie do opiekunki. Warunki domowe, żadnych mechanicznych czynności, porównałabym trochę do rodziny wielodzietnej( sugeruję się wspomnieniami).
Ale pewnie najlepiej , jak dziecko jest z mamą .
Dziecko jest w domu, u siebie. Ma nianię która zajmuje się tylko nim. Nie ma tylu bodźców.
Mając dziecko poniżej 4 rż i stojąc przed takim wyborem też wybrałabym nianię. Bo dla mnie wiek 3 lat jest nawet za wczesny na przedszkole.
Mam okazję obserwować jak powszechnie mamusie oddają malutkie (roczne, ośmiomiesięczne) dzieci do przedszkoli (tutaj nie ma żłobków, są przedszkola z osobnymi oddziałami dla maluszków i starszych dzieci ale podwórko jest wspólne dla wszystkich) i same zasuwają do roboty poza domem, bo przecież trzeba zarobić na dwa auta, dom i wypasione wakacje (dziecku trzeba zapewnić luksus i wrażenia, no nie?).
Miałam okazję pracować w takim przybytku, w grupie maluszków.
Minusów zaobserwowałam znacznie więcej niż plusów a w przypadku niektórych (wrażliwych) dzieci widziałam raczej same minusy.
Nie będę się na razie rozpisywać na czym te minusy polegały, bo nie mam za bardzo czasu, ale uwierzcie mi na słowo, że takiemu rocznemu, półtorarocznemu maluszkowi będzie lepiej nawet ze znudzoną mamą w domu niż w gromadzie rówieśników w renomowanej instytucji. Pracowałam w naprawdę dobej placówce, widziałam jak pracownicy się starali, ale to i tak nie jest odpowiednie miejsce dla malutkich dzieci.
Dla przeciwwagi wobec idiotycznych treści zalinkowanego na wstępie artykułu podrzucam linki do fantastycznego bloga p.p. Rubinowiczów.
Kompletnie odmienna, od zlewaczałej, wizja rodziny; biegunowo przeciwne myślenie:
http://www.rubinowicz.com/post/zlobki-przedszkola-i-inne-sierocince-99/
http://www.rubinowicz.com/post/o-rodzinie-nigdy-doC59Bc-72/
"Nie czekając na lepszą sposobność trzeba ratować rodziny już teraz. Matki muszą powrócić czym prędzej do domów, do dzieci, by budować miasta Boże w swoich rodzinach. Rodzina to gmach duchowo-materialny budowany przez małżonków umocnionych sakramentem. To potężna instytucja z Bożego nadania, która wymyka się przyziemnym kalkulacjom. Na rodzinę trzeba patrzeć z perspektywy wzniosłego powołania męża i żony, matki i ojca, a nie z karłowatego poziomu księgowego.
Bezkompromisowo i bez wahania stosujmy ten
przepis na rodzinę. Tu nikt tego przepisu nie wymyśla. Został nam z
góry dany i zadany, abyśmy dobrze nasze życie przeżyli i wydali dobre
tego życia owoce."
M_monia, a przeczytałas inne wpisy autora?
Chyba raczej nie ...
Tutaj fragmencik dla Ciebie:
"To jest twoje powołanie. Wszystko
co robisz, jest dla twojej rodziny, dla jej uświęcenia. Nie robisz nic
tylko dla siebie. Jeśli masz wątpliwość, po prostu pomyśl czy to co
chcesz zrobić jest dla dobra twoich najbliższych. Bądź w tym szczery.
Nie ma dla ciebie samotnego wędkowania, piłki na hali z kolegami czy
piwka. Markowania pracy, by uniknąć domowych obowiązków. Takim
postępowaniem okradałbyś swoją rodzinę. Nie możesz mieć na to ochoty.
Módl się za żonę i za dzieci
codziennie. To obowiązek. To konieczność. Także za siebie, byś odczytał i
podołał temu, co masz zrobić. Rodzina to święta twierdza. Rodzina to
walka, którą musisz wygrać, bo ciemne siły sprzysięgły się przeciwko
niej i wydaje się, że wygrały. Ale nie wygrały. Jeszcze. Każda walka to
najpierw twarda walka duchowa, potem działanie.
Bądź szarmancki dla żony. Z
uprzejmym dystansem odnoś się do innych pań. Bądź szarmancki i z upływem
czasu stawaj się taki coraz bardziej, nabierając kunsztu i dyskrecji.
Czy widziałeś mężów uchylających drzwi do samochodu, by królowe ich serc
zasiadły w fotelu, czując się właśnie jak królowe, choćby to był
najskromniejszy model pojazdu, odziedziczony po teściu? Czy wiesz, że
niewiasty lubią kwiaty i nie jest to oznaka próżności? Możesz je również
wręczyć swojej dorastającej córce.
Poczucie humoru rozładuje nie
jedną burzę w domu. To prawdziwy skarb, jeśli pozwolisz śmiać się z
siebie, żonie i dzieciom. I ty masz przy tym niezły ubaw. To prawdziwie
męska cecha i jakże rzadka.
(...)Masz być głową rodziny. Władza i
miłość oznacza służbę. Spalasz się całkowicie dla rodziny, służysz żonie
i dzieciom z wielkim oddaniem. Dlatego jesteś szczęśliwy. Dlatego
uprzejmie odmawiasz wyjazdu na spotkanie klasowe po latach. Nawet nie
masz ochoty na takie "atrakcje".
Dbaj o rodziców i rodziców małżonki.
Módl się i pracuj.
Bądź mężny, spokojny i stanowczy.
Raduj się życiem z żoną i dziećmi. Bo to prawdziwe szczęście, tu na
ziemi. To jest twoje powołanie."
http://www.rubinowicz.com/post/znow-o-mezu-i-ojcu-63/
"Cóż jednak poradzić, skoro prawie cała
populacja mężów współczesnych i cywilizowanych uważa pracę zawodową
swoich małżonek nie tylko za rzecz normalną ale pożądaną, a nawet
konieczną.
Jako obrońcy sakramentalnego związku małżeńskiego pochylmy się nad funkcjami męża i żony.
Żona z natury jest sercem i mózgiem
rodziny. Ona łączy wszystkie wątki duchowe, uczuciowe, materialne. Jest
ozdobą domu. Rozkwita w warunkach, jakie są jej naturalnym dominium. Mąż
jako głowa rodziny opiera swoje panowanie na zasadzie służby i
poświęcenia. Każde panowanie w duchu katolickim oznacza służbę.
Panowanie męża i poddanie żony to subtelna rzeczywistość, którą można
zrozumieć wyłącznie na gruncie miłości. Kalkulacje stricte rozumowe
prowadzą na manowce. Stąd biorą się prymitywne współczesne reakcje na
uświęconą hierarchię rodziny. Jedynym kryterium owoców dobrego
małżeństwa jest wierność i miłość, a przede wszystkim dzieci wychowane
na chwałę Bożą.
Panowanie męża, tak jak w rodzinie
królewskiej (bo rodzina jest małym królestwem) wymaga najwyższego
szacunku, a kiedy zajdzie potrzeba, bezwzględnej obrony czci królowej
czyli żony. Bez tego królestwo się chwieje, a nierzadko upada.
(...)
Spraw
rodziny nie rozważamy z kalkulatorem w ręku tylko z rękami złożonymi do
modlitwy. Bez wiary nie damy rady. Nawet wiara jak drobina piasku
wystarczy, by poruszyć górę. Wiara da nam siłę, by zrozumieć, że jeśli
sprawy zaczniemy układać po Bożemu, to nie ma takiej mocy, by nas
złamać. Wiara umocniona pokorą, ufnością i męstwem. Łaska Boża da nam
skrzydła orła i siłę lwa. To nie przenośnia ale rzeczywistość. To nie
atrybuty chwały ale narzędzia do walki, bo będziesz ją toczył
nieustannie. Będą i pot, i ból, i łzy i zwątpienia, ale życie wróci na
właściwy tor. Poczujesz jego prawdziwy a nie plastikowy smak.
Wyobraź
sobie taką chwilę, mówisz do żony: „Kochanie, ja będę utrzymywał dom.
Chcę, żebyś wróciła do domu i zajęła się dziećmi. Z pomocą Bożą
wytrwamy.” Nie zapomnij o drobiazgach jak bukiet róż, gustowna sukienka
i/lub pierścionek. Królowa zasługuje również na taką adorację i to nie
jednorazowo. Przy okazji i ty stajesz się prawdziwym monarchą, głową
królestwa swojej rodziny. W tej hierarchii ciąży na tobie ogromna
odpowiedzialność. Przed tobą trudy i cierpienia, ale twój ciężar
pomagają nieść aniołowie. Przed tobą prawdziwa walka, obrona rodziny. To
współczesna Jerozolima, której mury atakuje zaciekle kudłata zgraja.
Walcz i zwyciężaj, po to się narodziłeś.
A w końcu przyjdzie taki dzień, w którym
zdamy sprawę z naszego życia. I powiesz: bieg ukończyłem, wiary
ustrzegłem. Za mną idą moja żona i dzieci."
http://www.rubinowicz.com/post/kandydaci-na-monarchow-gdzie-ci-mezowie-83/
Zwodnicze jest dla mnie również myślenie, że lepiej wrócić do pracy i poświęcić dziecku kilka godzin ale intensywnie, niż siedzieć w domu z dzieckiem i oglądać seriale. Tylko ile matek ma rzeczywiście siłę po 10-12 godzinach pracy aktywnie spędzić z dzieckiem czas. Ile razy to się jednak kończy na komputerze, bajce i tablecie.
Dziecko w żłobku na pewno jest zaopiekowane, ale najważniejsze, żeby rodzice mieli dla dziecka czas i tego się nie da niczym zastąpić.