Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

O wychowaniu

13»

Komentarz

  • Ale pobranie krwi, to zabieg medyczny, to musi prawny opiekun zgodę wyrazić.
  • No już teraz wiem :) W gruncie rzeczy przydałaby się jakaś ściąga, od kiedy co można.
    Podziękowali 2sylwia1974 Wela
  • Np. zakupy:
    "Jeśli dziecko samodzielnie kupi bilet albo lizaka, to umowa taka będzie skuteczna, chyba że sprzedawca zażądał wyższej ceny np. 10 zł za lizaka, który kosztuje 1 zł.

    Jeśli zaś osoba pomiędzy 13 a 18 rokiem życia zawarła umowę bez wymaganej zgody, to ważność umowy zależy od jej potwierdzenia przez przedstawiciela ustawowego

    - Jeśli dziecko samodzielnie kupi odtwarzacz mp3 czy telewizor to niezadowoleni z zakupu rodzice, mogą udać się do sklepu z paragonem, oddać sprzęt i żądać zwrotu pieniędzy.

    Dziecko może za uzbieranie kieszonkowe kupić towary o większej wartości a ważność takiej czynności nie jest zależna od zgody czy potwierdzenia umowy przez przedstawiciela ustawowego."
  • Zgodnie z przepisami Kodeksu cywilnego dziecko, które nie ukończyło 13 lat nie ma zdolności do czynności prawnych. Zaś małoletni, którzy ukończyli 13 lat, ale nie ukończyli lat 18 mają ograniczoną zdolność do czynności prawnych. 
  • edytowano wrzesień 2016
    Wszystkie czynności prawne dokonywane przez osoby nie mające zdolności do czynności prawnych są nieważne. Jedyny wyjątek odnosi się do umów powszechnie zawieranych w drobnych sprawach życia codziennego. 
    http://www.infor.pl/prawo/umowy/pulapki-w-umowach/285673,Czy-dziecko-moze-samo-dokonywac-zakupow.html
  • @Agnieszka - no, właśnie onegdaj czytałam i to wcale nie brzmiało kategorycznie i jednoznacznie.
    @Tola - no, prawodawca uważa, że na ulicy (miejsce publiczne) dziecko może liczyć na pomoc jakiejś innej osoby, a w domu jest zdane samo na siebie w obliczu wszelkich niebezpieczeństw, które w nim czyhają - prąd, gaz, woda - same straszne rzeczy i znikąd pomocy... ;)
  • @tola no przeciez najwiecej wypadkow wydarza sie w domu ;)
  • Jestem ciekawa ilu rodziców trzyma  sie sztywno ram przepisów.
    :D 
    zdecydowanie jakos łatwiej było "w dawnych czasach" ;)
    mieszkaliśmy w bloku, dosc spore osiedle. 
    Odkad pamietam biegałyśmy z siostra i innymi dzieciakami sami bez rodziców. I nie tylko po placu ktory był widoczny z okna naszego mieszkania ale i "za blokami". 
    Z wiekiem wędrówki sie wydłużały i czasowo i odległościowo.
    nikt nie panikował jak zesmy w wieku 9-10 lat szli grupa do pobliskiego lasu obeżreć sie jeżynami, czy nogi potoczyć w strumyku.
    Mama zostawiała nas same w domu kiedy szła do kolejki. 
    I mysle, ze wielu rodziców tak robiło ;)
    potem juz mój młody zaliczał okoliczne płace zabaw na moim starym osiedlu.
    wpier mama moja oprowadziła go to tu to tam, a potem juz z chłopakami z bloku biegał sam.
    mial tylko zakaz jeżdżenia winda, wiec na 6. piętro śmigał schodami :D 
    i nikt z nas nie czekał - ni ja, ni moi rodzice, na czas kiedy to ustawowo bedzie mógł Młody biegać sam po okolicznych płacach zabaw, nawet jeśli te były niewidoczne z okien mieszkania.
    tu u nas tez jakos nie przyszło mi do głowy zeby za każdym razem ubierać sie i wyłazić z młodym poza dom.
    choc mieszkamy w dzielnicy, która bardziej wies niz miasto przypomina to jednak jezdza tu i autobusy, i samochody, i ciężarówki i kombajny, traktory 
    zreszta droga jest zaraz za brama 
    Od pierwszej klasy wracał sam, niestety w zerówce nie przeszło samodzielne wracanie ;) 
    bylo sporo takich dzieciaków ktore biegały same z moim młodym w wieku 4-5-6 lat.
    ot, zameldować sie musieli raz na jakis czas i juz.
    a mieszkamy miedzy rzeka a kanałem 
    mamy obok domu płac zabaw
    widac dzieciaki ( od zawsze) ktore wpadały tam same, bez mam, babć ale widać tez takie ( nawet starsze 7-8-9 lat) ktore zawsze z  opiekunem bo przecież dziecko moze spaść z huśtawki, z karuzeli ..... bo to takie wysokości , prawie jak upadek w przepaść ;)
    moga sie spocić, moga podnieść jabłko z ziemi i co gorsza zjesc tylko otarte z piachu.
    mlody biegał do sklepu, do pawilonu ( jakies 700m od domu) i taszczył to co miał na kartce zapisane.
    ani ja strachu nie miałam ani sąsiedzi 
    moja siostra mieszka aktualnie w bloku.
    od kilku lat dzieciaki same biegają po okolicznych płacach zabaw. 
    Choc nieraz stojąc u niej na balkonie obserwujemy jak matki siedzą na ławkach i pilnują swoich 9-10 latków 
    co i rusz podbierając bo sie ktorej przewróciło biegając czy w łeb piłka zarobiło 
    mnie nie  chodzi o całkowite puszczenie "samopas" dziecka w każdym jednym wieku na cały dzien a matka w kimę.
    wydaje mi sie ( to moje zdanie) ze im bardziej sie chucha i dmucha - nie wypuszczę samego 7 latka, 6latka z domu na płac  zabaw ktory jest pod nosem, nie pośle go do sklepu po sąsiedzku, nie puszczę go samego ze szkoły do szkoły bo...... wszędzie czycha zło to tulko poniekąd zrobi z tych takie małe, potem większe nieporadne istoty.
    nas było troje rodzeństwa, choc najmłodsza sporo młodsza, wiec nasze kresy dzieciństwa maja spory rozstrzał wiekowy.
    byc moze mojej mamie było łatwiej bo jednak byłyśmy z siostra we dwie- choc tak naoeawdexw większości to kazda z nas miała "swoje towarzystwo" :)
    ja mam jednego, wiec mój musiał sobie sam radzić poznając kolegów, koleżanki, czy wymyślać sobie zajęcia na czas wolny.
    zaczal jeździć sam na obozy nie majac skończonych 7 lat. krzywda mu sie nie stała, wręcz pomogą jeszcze bardziej sie usamodzielnić bo jednaj kilkaset km od domu to nie to samo co paręset metrów od domu.
    i dzis uwazam, ze było to najlepsze co my otrzymaliśmy od rodziców i co przekazaliśmy (  z tego co otrzymaliśmy ) naszym dzieciom.







    Podziękowali 1Pioszo54
  • edytowano wrzesień 2016
    Właśnie to mnie obecnie przeraża z lekka.

    Jak mieliśmy z 9-10 lat, to się wspinaliśmy na taką akację, gdzie się dało wejść na wysokość ok. 2-3 piętra.
    Oprócz tego w klatce bloku pomiędzy schodami była wolna przestrzeń (z samej góry widać było parter, efektywny sposób podawania kluczy jak się mieszkało wyżej) otoczona barierkami. Były zawody we wchodzenie po wewnętrzej stronie barierek na samą górę, tj. 4 piętro. Na szczęście nikt nie przegrał.
  • Ale jak sobie przypomnę liczbę zabaw: chowanego, podchody, ciemniak, bazy, berek na rowerach (najpierw trzeba było klepnąć, ale potem, po kilku wywrotkach zmieniliśmy na zbliżenie się na odległość ok. 1 m), skoki w dal w piaskownicy, wiszenie na trzepaku, skakanie z huśtawek (kto dalej), rzucanie butami z huśtawek, wierzba jako statek kosmiczny, granie w gumę (u nas było podwórko mega koedukacyjne pod względem sportów), piłka, siatkówka przez huśtawki (można było odbijać od elementów huśtawki), zbijak, rzucanie nożem w drzewo, badminton, odbijanie piłki główką, pomidor, królu lulu, ganianie się po ławeczce piaskownicy w kółko, kto wytrzyma szybsze kręcenie na karuzeli, wyskakiwanie z "koników", huśtanie do dechy...

    to jakoś nie widzę potrzeby mieszkania na wsi, by się dobrze bawić ;)
  • Na wsi jest inaczej. Moje dzieci biegają jak dziki, mają swój plac zabaw, chodzą nad rzekę ale......nie mają przyjaciół tutaj...
  • No widzicie. Doczytałam coś o buncie sześciolatka, wszyło mi, że u nas jest książkowy, ale mam wątpliwości. Może to nie jest normalny etap rozwoju emocjonalnego tylko powszechny obecnie objaw tego, że warunki, w których dzieci żyją, nie sprzyjają ich harmonijnemu rozwojowi? Może w tym wieku możliwość SWOBODNYCH zabaw z grupą rówieśników jest bardzo istotna, i to nie w dawce 2 godzin dziennie pod okiem rodzica na zamkniętym placu zabaw tylko niemal permanentnie poza określonymi obowiązkami?

    Podziękowali 1E.milia
  • Coz, moim zdaniem tak jest - glowna aktywnoscia szesciolatkow powinna byc nadal swobodna zabawa. Nie musi byc z rowiesnikami dokladnie, kazde dziecko kompatybilne sie nada. Choc rowiesnicy tez maja wiele zalet.
    Podziękowali 1E.milia
  • Mieszkanie w bloku mnie nie pociąga, ale wsi też bym tak nie idealizowała. Przy małych dzieciach to dobrze, pobiegają po dworzu, pojeżdżą na rowerze, itp., ale starsze to się męczą. I szkoła daleko, godzina jazdy, i kolegów tu nie ma, autobus jest 3 razy dziennie stąd, potem wieczorem można dopiero wrócić, w niedziele i święta autobusy nie jeżdżą.

    Zresztą, kto ma dom, ten ma i zwierzęta, i jakiś ogródek, to i pożytek i obowiązek dla dzieci. My wynajmujemy dom - niewiele możemy w tym względzie zrobić. 

    I jeszcze to poczucie, że tak mocno przeszkadzamy tu będąc... Choć nikt nic nie powie, bo nie wolno, ale już jest tak dużo tu obcokrajowców, że i nastroje pewnie bardziej odczujemy...
    Podziękowali 1malagala
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.