Jeśli masz gorące kaloryfery, to możesz pokusić się o ususzenie ich na kaloryferze bez zużywania prądu (dwa w jednym : ogrzewasz mieszkanie i suszysz jabłka). Muszą być cienko pokrojone i na kaloryfer położone na blaszce do pieczenia lub w czystym kartonowym pudełku.
tymczasem nadwyrężyłam sobie mięśnie prawego ramienia i bardzo mnie boli ręka preppersowanie musi poczekać kilka dni ...
ale chętnie dowiem się czy macie coś awaryjnego do ładowania telefonu, nie na prąd jakieś takie baterie solarne? czy sos charger? -na aliexpressie są taniutkie, ale chyba nie warto brać pod uwagę -na allegro taka prądnica z korbką jak skrzynka - z 300zł -na amazonie zgrabna i ładna z 50USD https://www.soscharger.com/
chyba coś kręcę kategorie bo prądnicą można ładować i baterie i telefon przez odpowiednie USB czy tak?
tak, ta skrzyneczka błękitna praktyczniejsza od gadżetu "sos charger" i to takie urządzenie bardziej stacjonarne, a ta za 50USD to rzeczywiście jak się jest w dziczy, ale telefonia działa i jest po co ten telefon ładować
samochody mamy, ale benzyna może szybko się skończyć, więc jednym słowem uświadomiłam sobie, że poszukuję urządzenia, którym mogę naładować baterie ( paluszki małe i duże), potrzebne do radyjka, latarki i ( u mnie bardzo ważne) nebulizatora
wyobraziłam sobie taką sytuację: nie ma prądu, dziecko kaszle w nocy, szybko muszę zmieszać berodual z nebbudem i zrobić inhalacje
no więc latarka czołowa i nebulizator zawsze muszą mieć komplet naładowanych baterii a jak przez dłuższy czas nie ma pradu to choć ręcznie chciałabym te baterie naładować
Oglądałam kiedyś takie ładowarki na telefon,pytam męża czy kupimy na wszelki wypadek. A on mi na to,że jak nigdzie nie będzie pradu to i internetu nie będzie,bo wszystkie nadajniki,serwery działają na prąd...
Co do radia to nie wiem, może i warto zainwestować. Bo to chyba prościej działa i mniej pradu potrzebuje żeby jakieś wiadomości nadać czy odebrać? Nie znam się za bardzo więc nie wiem czy dobrze myślę.
Jeśli chodzi o ładowanie w samochodzie-a co jak nie będzie paliwa? Podobnie z agregatami na paliwo. Wszystko wtedy leży.
Co do zapasów to po próbach i błędach od wielu lat robionych jakichś tam zapasów teraz zbieram jedynie makaron.
Tz.za każdym razem na zakupach biorę jakieś dodatkowe paczki. Bo jest łatwy w przechowaniu,nic w nim się nie zalęga, nie zżerają żadne robale,długo może leżeć i wszyscy u nas lubią jeść więc cały czas jest w obiegu... Zjadamy najstarsze paczki,dokupuję i tak,że zawsze mam całą dużą szafkę makaronu. Kilkadziesiąt paczek
W piwnicy ziemniaki na zimę. Na makaronie i ziemniakach pół roku może byśmy przeżyli.
Wodę mamy ze swojej studni. Piec stary,kaflowy też. Na wsi chyba dużo łatwiej niż w mieście sobie przynajmniej wyobrazić taki czas bez pradu,bez wszystkiego. W bloku to już chyba totalna katastrofa.
@olgal - musisz być mistrzynią sosów do makaronu skoro tak lubicie i często jecie. Ach, zazdraszczam...
Faktycznie droga ładowarka do telefonu jest trochę bez sensu. Jednak upieram się przy tym ładowaniu bateryjek. Bo wtedy i radyjko, krótkofalówkę, latarkę, inhalator można używać. Zapas baterii - jak najbardziej. Myślę, że warto przygotować spory. Ale on i tak daje ograniczone możliwości.
Radyjko polecają preppersi jako podstawowe kryzysowe wyposażenie. I to jest też temat, który chciałabym ogarnąć. Tak samo latarki. Wczoraj patrząc na różowe dziecięce walkie-talkie leżące wśród zabawek uświadomiłam sobie jakim pożądanym sprzętem może się okazać. Zasięg 2-3km. Gdyby któryś z domowników musiał wyjść dalej z domu np. do naszego miasteczka, to byłoby jak znalazł.
U nas koronawirusowe zapasy robione 1,5 roku temu po części się niestety zmarnowały. Za dużo, nie to co trzeba, źle opakowane. Do tego rok temu powódź zalała nam piwnicę. Ale nauczyłam się wiele.
Studnia własna to też super sprawa. Planuję na poważnie kopanie czy też wiercenie. Jeszcze nie wiem.
Chciałabym też kaflami obłożyć wkład kominkowy. Na razie jednak jestem na etapie wołania kominiarza. Wstyd przyznać, ale przez ostatnie 2-3 lata nie chciało się nikomu palić, drewna nosić i komin nawet nie był sprawdzany.
@In Spe moi jedzą makaron z jabłkami,twarogiem,brokułami,szpinakiem,
pomidorami a nawet sosem śmietanowym własnego patentu. A także zupy z makaronem od rosołu po mleczną.
To jest ich ulubiony składnik obiadu jak ja jestem na dyżurze albo też jak którejś nie odpowiada obiad przeze mnie ugotowany.
Kiedyś patrzę,któraś z córek je makaron z dziwnym białym czymś,pytam co to.
A ona,że patent własny-była to podpieczona na patelni cebulka zalana po chwili śmietaną i zasypana tartym żółtym serem. Zdrowe to niestety nie jest ale przygotowanie trwa tyle co gotowanie makaronu czyli ok 20 min.
musicie jakieś włoskie korzenie mieć c tym makaronem u nas makaroniarz tylko jeden - dziecko nr4, reszta ryżojadki ciągle tylko ten ryż i ryż... stąd preppersowanie w mojm przypadku to też przestawienie towarzystwa na "szerszą gamę produktów" żeby mi jedli to co dostępne, tanie i w ogóle jak na razie tata najbardziej oporny...
A tak poza tym to pomyślałam, że może wywołamy autora wątku, żeby pisał razem z nami w tym temacie
@Thiassi - wołamy Ciebie, gospodarza wątku. Może zechcesz powymieniać się pomysłami, wiedzą, doświadczeniem?
Już wszyscy to wiemy, że wczorajsze teorie spiskowe dziś stają się rzeczywistością. Już nie tylko kwarantanna może nas zaskoczyć. Myślę, że czas pogodzić się z tym, że świat który znamy - przeminął. Wiem, że łatwo się mówi, mi osobiście zabrało to około roku i kosztowało dłuższy czas obniżonego nastroju ( delikatnie mówiąc).
Poza tym poczytałam wątek od początku i przykro mi trochę. Śmichy- chichy, wtrącanie różańca między zapasy mąki, wstawki o suchym szamponie i winku. Przecież zakładamy, że kazdy wie jaka kolejność jest właściwa.
Żartom, szyderze i podśmiechiwaniu mówimy stanowcze "nie". Z tego co wyczytałam, autor wątku poczuł się zbity z tropu takimi nic nie wnoszącymi ( w temacie) wstawkami. Wiadomo też, że nie chodzi o jakąś obsesję i że nie da się przygotować na każdą ewentualność.
Jednak to co jest w zakresie możliwości chciałabym przygotować. To co jestem w stanie sobie wyobrazić podsuwa mi pomysły.
Największą motywacją są dzieci- wiadomo. Jakby któreś miało gorączkę, było głodne czy wyziębione, a ja nieprzygotowana na taką sytuację?
@In Spe na upartego można kupić ładowarkę solarną, ale nie wiem na ile są skuteczne. Z korbką też pewnie trzebaby się na namachać.
Baterie chyba też nie mają nieskończonej trwałości, więc trzeba mieć zapas, ale czy aż taki duży, nie wiem.
Ważne właśnie, by kupować to co się lubi. W zeszłym roku z okazji pandemii kupiłam mały (na szczęście) zapas kasz... za którymi (mimo, że zdrowe) nie przepadamy i zostały...
Kilkadziesiąt makaronów? @olgal jestem pod wrażeniem. Pewnie łatwiej w domu ze spiżarnią. Mam może 8-10 paczek, ale też na co dzień nie jemy, ale rzeczywiście szybko przygotować. Zawsze mam jakiś sos pomidorowy, czy dynię w zapasie.
Jeśli ktoś mieszka we własnym domu z ogrodem, to w ogóle możliwości dużo więcej. Pierwsza sprawa można mieć niezależne własne ogrzewanie, choćby jako alternatywę. Można podgrzać jedzenie jeśli zabrakłoby prądu/gazu. W ostateczności można zrobić prowizoryczną kuchenkę w ogródku by zagotować ten makaron.
Na balkonie czy w mieszkaniu nie postawisz piecyka na paliwo stałe.
Piwnica też dobra rzecz, jakieś warzywa, przetwory. W bloku zazwyczaj
piwnica jest zbyt ciepła by coś poza pasteryzowanymi przetworami
przechować.
Teraz nie sezon, ale jeśli ktoś ma kawałek ogródka, to warto posadzić sobie choćby dynię czy inne warzywo. Bardzo lubię hokkaido, co więcej dobrze przechowuje się w ciepłym mieszkaniu.
Ładowarka solarna, właśnie właśnie Tylko jaki typ i ile powinna kosztować, aby posłużyła? Na razie takie pytania bez konkretnej odpowiedzi, ale jak tylko dowiem się czegoś na pewno lub kupię i będzie działało - to się podzielę. Ja też rok temu nakupiłam kasz i potem młodszy syn miał czym karmić ptaki Nie rozważam sytuacji mieszkania w bloku bo to nie moja rzeczywistość. Na pewno w bloku, w mieście też lepiej mieć przygotowane cokolwiek niż nic. A jakby ktoś chciał się podzielić co i jak przygotowuje to chętnie poczytam. Ogródek "uprawiamy" drugi rok i niestety idzie jak po grudzie. Ale jedliśmy własne pomidory, cebulę, zieleninę, czosnek, imbir, ziemniaki, śliwki. Chciałabym nauczyć się hodować jarmuż.
My właśnie w bloku, na szczęście mamy działkę i ogród też, tylko trochę za daleko.
Jarmuż uprawia się bardzo prosto i w sumie jak dla mnie jest genialny, choć w tym roku, a właściwie sezonie jesiennym go nie posadziłam. Pod koniec wakacji przeszliśmy co..v i jakoś potem się czas rozmył i nie posiałam/ nie posadziłam.
Jarmuż możesz siać dwa razy w roku wiosną lub jesienią. Musi mieć sporo miejsca, bo jak rozrośnie się, to baldachy giganty panoszą się po ogrodzie. Minus jest taki, że lubią je bielinki (piękne białe motyle, których gąsienice żarłocznie pożerają kapustne) i mączliki (białe malutkie owady wyglądające jak mąka).
Gąsienice można zbierać albo posypać tzw. gorzką solą (do kupienia np. w aptece). Nie jest to substancja szkodliwa dla ludzi. Wystarczy potem umyć liść i można wcinać.
Mączliki są trudniejsze do zwalczenia ekologicznie, ale nie zawsze się pojawa i można go zmyć wodą.
Jak już jarmuż szczególnie ten posadzony pod koniec lata/jesienią przeżyje do zimy, to wytrzymuje naprawdę duże mrozy i jest nawet smaczniejszy, a wiosną jak jeszcze nie ma innej zieleniny, to wręcz pyszny (moim zdaniem).
Pana Adolfa znamy z synem od dawna W październiku zeszłego roku, po jego śmierci nie mogłam się otrząsnąć. Mam taką cichą nadzieję, że z własnej woli zszedł do podziemia i już się nie ujawni, ale żyje... ( na marginesie pamiętam jego wyprawy do zalanych podziemi w Górach Świętokrzyskich i oddawanie hołdu królom słowiańskim- bardzo wzruszające)
@Elf77 - jak macie zaplecze: działkę i ogród to bardzo dużo. Można sobie spokojnie w bloku mieszkać Widzę, że wiele wiesz na temat uprawy warzyw.
Ależ mnie zachęciłaś do tego jarmużu Odnośnie nasion to właśnie syn mnie prosił, żebym zaczęła gromadzić ( on teraz jest daleeeko i tylko smsy piszemy). Jak coś to w zeszłym roku na zboczach Ślęży zakopał skrzynki z wieloma rodzajami nasion na wypadek ... armagedonu.
Komentarz
tymczasem
nadwyrężyłam sobie mięśnie prawego ramienia i bardzo mnie boli ręka
preppersowanie musi poczekać kilka dni ...
ale chętnie dowiem się czy macie coś awaryjnego do ładowania telefonu, nie na prąd
jakieś takie baterie solarne?
czy sos charger?
-na aliexpressie są taniutkie, ale chyba nie warto brać pod uwagę
-na allegro taka prądnica z korbką jak skrzynka - z 300zł
-na amazonie zgrabna i ładna z 50USD
https://www.soscharger.com/
chyba coś kręcę kategorie bo prądnicą można ładować i baterie i telefon przez odpowiednie USB
czy tak?
https://allegro.pl/oferta/ladowarka-usb-20w-reczna-dynamo-korbka-turystyczna-10700059277
z tem że, mamy chyba wszyscy samochody, które mogą służyć jako ładowarka
i to takie urządzenie bardziej stacjonarne, a ta za 50USD to rzeczywiście jak się jest w dziczy, ale telefonia działa i jest po co ten telefon ładować
samochody mamy, ale benzyna może szybko się skończyć, więc jednym słowem uświadomiłam sobie, że poszukuję urządzenia, którym mogę naładować baterie ( paluszki małe i duże), potrzebne do radyjka, latarki i ( u mnie bardzo ważne) nebulizatora
wyobraziłam sobie taką sytuację: nie ma prądu, dziecko kaszle w nocy, szybko muszę zmieszać berodual z nebbudem i zrobić inhalacje
no więc latarka czołowa i nebulizator zawsze muszą mieć komplet naładowanych baterii
a jak przez dłuższy czas nie ma pradu
to choć ręcznie chciałabym te baterie naładować
czy macie jakieś pomysły?
Faktycznie droga ładowarka do telefonu jest trochę bez sensu. Jednak upieram się przy tym ładowaniu bateryjek. Bo wtedy i radyjko, krótkofalówkę, latarkę, inhalator można używać. Zapas baterii - jak najbardziej. Myślę, że warto przygotować spory. Ale on i tak daje ograniczone możliwości.
Radyjko polecają preppersi jako podstawowe kryzysowe wyposażenie. I to jest też temat, który chciałabym ogarnąć. Tak samo latarki.
Wczoraj patrząc na różowe dziecięce walkie-talkie leżące wśród zabawek uświadomiłam sobie jakim pożądanym sprzętem może się okazać. Zasięg 2-3km. Gdyby któryś z domowników musiał wyjść dalej z domu np. do naszego miasteczka, to byłoby jak znalazł.
U nas koronawirusowe zapasy robione 1,5 roku temu po części się niestety zmarnowały. Za dużo, nie to co trzeba, źle opakowane. Do tego rok temu powódź zalała nam piwnicę. Ale nauczyłam się wiele.
u nas makaroniarz tylko jeden - dziecko nr4, reszta ryżojadki
ciągle tylko ten ryż i ryż...
stąd preppersowanie w mojm przypadku to też przestawienie towarzystwa na "szerszą gamę produktów"
żeby mi jedli to co dostępne, tanie i w ogóle
jak na razie tata najbardziej oporny...
@Thiassi - wołamy Ciebie, gospodarza wątku. Może zechcesz powymieniać się pomysłami, wiedzą, doświadczeniem?
Już wszyscy to wiemy, że wczorajsze teorie spiskowe dziś stają się rzeczywistością. Już nie tylko kwarantanna może nas zaskoczyć. Myślę, że czas pogodzić się z tym, że świat który znamy - przeminął. Wiem, że łatwo się mówi, mi osobiście zabrało to około roku i kosztowało dłuższy czas obniżonego nastroju ( delikatnie mówiąc).
Wiadomo też, że nie chodzi o jakąś obsesję i że nie da się przygotować na każdą ewentualność.
Największą motywacją są dzieci- wiadomo.
Jakby któreś miało gorączkę, było głodne czy wyziębione, a ja nieprzygotowana na taką sytuację?
Może nie odpowiedzieć.
po prostu siedzę z ręką w trójkątnej chuście i nic nie mogę robić
stąd ta nadprodukcja
Tylko jaki typ i ile powinna kosztować, aby posłużyła?
Na razie takie pytania bez konkretnej odpowiedzi, ale jak tylko dowiem się czegoś na pewno lub kupię i będzie działało - to się podzielę.
Ja też rok temu nakupiłam kasz i potem młodszy syn miał czym karmić ptaki
Nie rozważam sytuacji mieszkania w bloku bo to nie moja rzeczywistość. Na pewno w bloku, w mieście też lepiej mieć przygotowane cokolwiek niż nic. A jakby ktoś chciał się podzielić co i jak przygotowuje to chętnie poczytam.
Ogródek "uprawiamy" drugi rok i niestety idzie jak po grudzie. Ale jedliśmy własne pomidory, cebulę, zieleninę, czosnek, imbir, ziemniaki, śliwki. Chciałabym nauczyć się hodować jarmuż.
Ja na przykład nie widzę takich wywołań.
ale faktycznie, že wywołał to nie...
Niebanalna postać
W październiku zeszłego roku, po jego śmierci nie mogłam się otrząsnąć.
Mam taką cichą nadzieję, że z własnej woli zszedł do podziemia i już się nie ujawni, ale żyje...
( na marginesie pamiętam jego wyprawy do zalanych podziemi w Górach Świętokrzyskich i oddawanie hołdu królom słowiańskim- bardzo wzruszające)
Widzę, że wiele wiesz na temat uprawy warzyw.
Odnośnie nasion to właśnie syn mnie prosił, żebym zaczęła gromadzić ( on teraz jest daleeeko i tylko smsy piszemy). Jak coś to w zeszłym roku na zboczach Ślęży zakopał skrzynki z wieloma rodzajami nasion na wypadek ... armagedonu.