ja mam takie przemyślenie, (nie wiem czy sluszne) ze zasady powinno sienpodzielic na takie dotyczące wszystkich członków rodziny i dla wszystkich obowiazujace czyli np. Wszyscy chodzimy do kościoła, nikt nie klamie, szanujemy sie, sprzątamy po sobie. To jest filar. Kolejny poziom zasad jest z podziałem w zależności np od wieku i one nie dotyczą wszystkich - maluchu idą spać o 20, starsze dzieci maga siedzieć do 22. Kolejny poziom zasad to takie negocjowalne. Nie jemy słodyczy w dni powszednie ale moge zrobić wyjątek bo są urodziny twojego kolegi. I ostatni poziom to zasady jakie mamy bo mamy ale nie są nam potrzebne i należy z nich zrezygnować. Jako rodzice swiecimy przykładem w przypadku zasad z punktu pierwszego.
I tych WIELKICH zasad nie mnożyć i o dużym poziomie ogólności, np. nasza jest "jesteśmy mili wzajemnie" a pod to już podchodzi jesteśmy cicho, gdy J. śpi jak i nie machamy kiełbasą T. przed oczami.
Nam ze starszymi było jakoś tak łatwo a mają prawie 22l.i 23l. 13latek jakby czasami się buntuje . Ważne żeby dzieci czuły że mama i tata to jedna banda.
Małgorzata, nie proszę o konspekt ale o wasze doświadczenie. Wiedzy teoretycznej, wierz mi mam aż nadto. Szanuje was jako ludzi i wasz sposób posyepowania i wychowania dzieci (oczywiście na tyle na ile znam go z waszych wypowiedzi). I nie mam zamiaru waszych doświadczeń przypisywac sobie. i teraz nie wiem czy kpisz czy faktycznie oczekujesz ze jeśli powolam sie na doświadczenie którejś z was to wymienię ja z pswudonimu lub imienia i nazwiska. Oczywiście taka sama dyskusje mogłam zacząć pomijając fakt ze mam prowadzix taki warsztat.
@Malgorzata, Twój wpis w którym mieszałaś konsekwencje wychowania z konsekwencjami w wychowywaniu i jeszcze wcześniejszy, wzięte do kupy to rzeczywiście superkonspekt! Czepiasz się zawodowo!
Jeszcze jedna rzecz z konsekwencją w wychowaniu mi się kojarzy nieodmiennie, siostra wołała za swoim małym wtedy synkiem: ale Karolku, musisz być konsekwentny!
Jukaa, napisz co myślisz. mi naprwde dużo dają wasze przemyślenia i wasze doświadczenie. Sama mam jedno dziecko. i to 5 letnie wiec doświadczenie niewielkie. Przygnebia mnie ilość przecztanych publikacji i dużo bardziej pociąga zdrowy rozsądek i glos doswiadczonej matki. I mam nadzieje ze nikt nie poczuje sie wykorzystane
Ja się poczuje Ale ja bardzo lubię, jak ktoś wykorzystuje moją wiedzę i doświadczenie. Bardzo mi się podoba Mt10,8 Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! Jeśli z moich kompetencji ktoś może zrobić użytek, to tylko się cieszę. Podobnie, jak zupełnie nie mam problemu z tym, że się do mnie ludzie odzywają po latach, bo mają do mnie jakiś interes - chcą, żebym im pomogła. Oni się zwykle krygują, głupio im, że po interesie dzwonią, a jak interesu nie było, to latami milczeli, a mi jest miło, że choć po interesie chcą zadzwonić do mnie, a nie do kogoś innego. Generalnie, uważam konsekwencję za podstawę wychowania. Uważam jednak, że to zasady są dla ludzi, a nie ludzie dla zasad, więc trzeba umieć, kiedy to potrzebne odstąpić. O tym pisałam na początku jako o pułapce, że czasem się ludzie zapętlą i nie potrafią świadomie danej zasady zawiesić na kołku, gdy jest taka potrzeba.
No zawsze imponowaly mi osoby ktore potrafił konsekwetnie wychowywac dzieci. Do czasu.Gdy corka umowila sie z kolega. Ale jego mama w ostatniej chwili przyjechala go odebrac bo cos przeskrobal . No kurcze a gdzie uczucia innych. Mamusia powtarzala ten numer dwa razy tłumacząc ze musi byc konsekwentna. Nie mam w zwyczaju wchodzic w czyjes kompetencje wychowawcze powiedzialam jej tylko ze mi i mojej córce jest przykro. A w duchu sobie pomyslalam ze sama zachowuje sie jakby miala nie zakonczony rozwoj plata czolowego. Chodzilo o dzieci z mlodszych klas Sp.
W sensie gramatycznym, znaczy "co robisz (ty) mamo" czy dosłownym "co robisz Kasiu?" forma "co mama robi?" jako pytanie do mnie jest nam obca, choć mąż tak do swojej mamy się zwraca.
ja miałam fazę kiedy nastolatka chciałam do mamy mówić na Ty. Mama sie zgodziła a mi po kilku godzinach dosłownie ta potrzeba minęła. Za to cale życie do brata mojej mamy a swojego chrzestnego, który jest odemnie ponad 30 lat starszy, mowie po imieniu. Nie wiem czemu tak. Samo wyszło. Do jego nowej zony, tez juz zacnej wiekowo Pani tez mowie na ty (wzięli ślub jak miałam 25 lat) i tez w sumie nie wiem czemu.
Jak ktoś mi mówi ciociu, zawsze jestem zdziwiona, najstarsi bratankowie po imieniu byli (jestem kilkanaście lat od nich starsza) z młodszymi kontakt mizerny i ciociu mówią obce dzieci
Mi ciociowanie i wujkowanie bardzo odpowiada, poza jednym przypadkiem w rodzinie - mam takiego wujka i ciocię, którzy poza dziećmi dorosłymi mają też syna 5 letniego, a więc młodszego od moich dzieci, ponadto kilka razy jechali na wakacje ze swoimi siostrzeńcami (a moimi kuzynami) i tam ustalili że mówią sobie per ty. Ze mną nie jechali więc ja nadal im "wujkuję". Mój mąż mówi im po imieniu a ja: ciociu, czy może ciocia... Jakieś dziwne to jest dla mnie, no ale trudno, na szczęście nie widzimy się często.
Zgadzam się z tym i to jest właśnie kwestia paląca w tej chwili u nas. Nasza 16-latka ma wielkie pretensje, że nie pozwalamy jej chodzić spać o której jej się zamarzy. Do tego ma być komp z internetem bez ograniczeń. I walka jest w sumie codziennie, a ja mam dość. Ale nie ustępuję i generalnie to jestem w związku z tym najgorszą z matek. Źle mi z tym.
Kiedyś synowi powiedziałam że jak mi się juz nie będzie chciało z nim gadać i nim interesować to mu dam internet bez ograniczeń. A na razie za bardzo mi zależy na kontakcie z nim... Pomogło wtedy
No zawsze imponowaly mi osoby ktore potrafił konsekwetnie wychowywac dzieci. Do czasu.Gdy corka umowila sie z kolega. Ale jego mama w ostatniej chwili przyjechala go odebrac bo cos przeskrobal . No kurcze a gdzie uczucia innych. Mamusia powtarzala ten numer dwa razy tłumacząc ze musi byc konsekwentna. Nie mam w zwyczaju wchodzic w czyjes kompetencje wychowawcze powiedzialam jej tylko ze mi i mojej córce jest przykro. A w duchu sobie pomyslalam ze sama zachowuje sie jakby miala nie zakonczony rozwoj plata czolowego. Chodzilo o dzieci z mlodszych klas Sp.
My mieliśmy taki właśnie przypadek, na urodziny do mojego dziecka nie przyszło inne dziecko w gości, bo miało karę. Tym sposobem moje dziecko też zostało przy okazji ukarane...
No ale jak to inaczej rozwiązać? Czesto właśnie te wyjścia z koleżankami i kolegami to super przywilej i jest to odczuwalne jako kara zeby takiego wyjścia zabronić. Hmmmm
Mnie ostatnio poucza matka 2jki dzieci ale najstarsze ma 7 lat.
Jak mądrze gada to może warto posłuchać, a jak goopio to ani ilość dzieci ani ich wiek nie ma znaczenia.
Ja nie wątpię, że może taka osoba i mądrze gadać, ale jednak doświadczenie matki dwojga małych dzieci jest inne niż matki starszych dzieci (zwłaszcza wielodzietnej). Doświadczenie to co innego niż dobre intencje czy sama wiedza teoretyczna. Chętniej słucham rodzica, co ma jednak sporo starsze dzieci niż rodzica siedmiolatka.
Mielismy taka sytuacje. Nie bede w szczegolach opisywala ale konsekwencja postepowania corki bylo nie pojscie na urodziny do kolezanki. Prosila, prosily jej kolezanki ale razem z mezem doszlismy do wniosku, ze jak teraz, tym wydarzeniem nie damy jej czytelnego znaku, ze tu stoi twarda granica pewnego zachowania to zrobimy jej wieksza krzywde niz gdy ominie ja jedna impreza. Bylo jej smutno, mi tez bylo trudno nie wymieknac i puscic ja. Kupilismy prezent dla tej dziewczynki i zaniosla go jej do szkoly, zlozyla zyczenia. Nie bylo to latwe ale mamy poczucie, ze wlasciwe w tej sytuacji.
Nie bardzo rozumiem problem z tymi urodzinami. Też bym nie puściła, gdyby dziecko jakiś nagły numer wycięło. Np. zawaliło obowiązki, czy inne zadania, które miało wykonać przed imprezą. Oczywiście daję szansę i zawczasu o tych zadaniach i obowiązkach przypominam. Ale jak delikwent nie współpracuje, to ja nie mam skrupułów. Szkoda, żeby mi bardziej zależało na jego imprezie niż jemu.
Ale to nie chodzi o karanie. Jedynie o prostą konsekwencję - jak nie masz czasu zrobić, co do ciebie należy, to tym bardziej nie masz czasu na zabawę. Tudzież - jak się nie umiesz zachować w towarzystwie, to nie idziesz sam między ludzi, żeby z tego nie było wstydu, czy kłopotów.
Być może macie rację, nie miałam takiej sytuacji, żeby trzeba było dziecko karać, a były czyjeś urodziny w niedalekiej przyszłości. Pisałam z perspektywy drugiej strony.
Rozumiem. Dziecku, ktore zaprasza zalezy na tym aby przyszli wszyscy zaproszeni, no przeciez. Ale ten co nie poszedl to wierz mi, nie za rzucenie papierka obok kosza
Ja konsekwentnie trzymałam się zasady najpierw obowiązek, a potem przyjemność. To potem bardzo procentuje np.na ciężkich studiach młody człowiek nie wpada w wir zabawy. Ja bardzo żałuję, że moja mama nie była taka konsekwentna.
Potwierdzam,ta zasada jest warta każdych nerwów ,bo procentuje,szczególnie jak nastolatek zaczyna dorastać,i widzi że są tego korzyści. Zresztą ja zawsze pokazuję paluchem konsekwencje typu: uczyłeś się -jest dobra ocena,warto było popracować? Odpowiedź "warto",zawsze jest pełna dumy i satysfakcji. Znaczy się ,motywacja pozytywna zadziałała
No, na moich orłach dobre oceny kompletnie nie robią wrażenia. Może dlatego, że oni nieszkolni zupełnie. Kiedyś próbowałam po egzaminach takich dyskusji - "No, widzisz, posiedziałeś nad książką i masz teraz z biologii 5 na świadectwie!" To usłyszałam, że 3 by mu nie zrobiło żadnej różnicy, a czas spędzony nad książką mógłby spożytkować z korzyścią dla rozwoju swojej pasji życiowej... Żadnej dumy i satysfakcji z powodu 5. Raczej w przypadku dobrej oceny uzyskanej mimo braku nauki jest satysfakcja niezdrowa z tego, że choć się nie przygotował, to ma dobrą ocenę, znaczy się, przechytrzył system Im może imponować jakiś inny sukces - zwycięstwo w turnieju, uznanie w oczach innych, pochwała ze strony obcych ludzi za wykonaną pracę itp.
Komentarz
13latek jakby czasami się buntuje .
Ważne żeby dzieci czuły że mama i tata to jedna banda.
Czepiasz się zawodowo!
Generalnie, uważam konsekwencję za podstawę wychowania. Uważam jednak, że to zasady są dla ludzi, a nie ludzie dla zasad, więc trzeba umieć, kiedy to potrzebne odstąpić. O tym pisałam na początku jako o pułapce, że czasem się ludzie zapętlą i nie potrafią świadomie danej zasady zawiesić na kołku, gdy jest taka potrzeba.
ale w sensie czy "Mamo, moge pic?" Czy "Proszę mamy, czy moge pic? Czy "Dominika daj pic?"
Pomogło wtedy
Ja nie wątpię, że może taka osoba i mądrze gadać, ale jednak doświadczenie matki dwojga małych dzieci jest inne niż matki starszych dzieci (zwłaszcza wielodzietnej). Doświadczenie to co innego niż dobre intencje czy sama wiedza teoretyczna. Chętniej słucham rodzica, co ma jednak sporo starsze dzieci niż rodzica siedmiolatka.
Bylo jej smutno, mi tez bylo trudno nie wymieknac i puscic ja. Kupilismy prezent dla tej dziewczynki i zaniosla go jej do szkoly, zlozyla zyczenia.
Nie bylo to latwe ale mamy poczucie, ze wlasciwe w tej sytuacji.
Oczywiście daję szansę i zawczasu o tych zadaniach i obowiązkach przypominam. Ale jak delikwent nie współpracuje, to ja nie mam skrupułów. Szkoda, żeby mi bardziej zależało na jego imprezie niż jemu.
Mój mąż twierdzi, ze mówienie na "ty" wyklucza posłuszeństwo.
Zresztą ja zawsze pokazuję paluchem konsekwencje typu: uczyłeś się -jest dobra ocena,warto było popracować?
Odpowiedź "warto",zawsze jest pełna dumy i satysfakcji.
Znaczy się ,motywacja pozytywna zadziałała
Im może imponować jakiś inny sukces - zwycięstwo w turnieju, uznanie w oczach innych, pochwała ze strony obcych ludzi za wykonaną pracę itp.