Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Pochwała Wielkiego Stalina

2»

Komentarz

  • Co do butów z rynku, to może wreszcie ludzi stać na coś, co się po miesiącu nie rozpada. Może gdzieś są lepsze rynki, ale u nas same chińskie badziewie.
    Podziękowali 1Pioszo54
  • cd. z tego samego forumka:

    • 06:21 edytowano 10:41
      A właściwie, co takiego w komunizmie było najgorsze? Tak na zimno zanalizować a nie prychać z oburzeniem, że komunizm zły.

      Brak niepodległości?

      Niewątpliwie to nie było dobre ale za komuny Polska była pod władzą Rosjan a kiedy dla Prusaków Polacy są zarazą, którą należy wytępić, to dla Rosjan Polska jest perłą w koronie i oknem na świat, na które trzeba chuchać i dmuchać. Wielkie kariery i majątki robili Polacy w Imperium, polski potencjał narodowy też się nieźle rozwijał. A za komuny to nawet po polsku można było mówić w urzędach i szkołach.Tu Ignac detalicznie opisał zalety komunizma https://excathedra.pl/index.php?p=/discussion/10849/pochwala-wielkiego-stalina

      Absurdalny system ekonomiczny?

      Taki zły nie był, znacząca obecność państwa w gospodarce sprzyja industrializacji. Zresztą - w jakimś stopniu ten system gospodarczy wraca i słusznie się z tego cieszymy.

      Najgorsze proszę państwa było powszechne łajdactwo - z taką tendencją, że im wyżej, tym tego łajdactwa więcej. Pamiętam, że od osób znaczących w ogóle nie oczekiwano przyzwoitości i jej nieśmiałe oznaki (jeśli czasem się zdarzały) uznawano za podstęp.

      Wynikało to z dwu przyczyn - raz, że na służbę obcym idą przede wszystkim łajdacy, a dwa - braku kapitału społecznego. Ludzie z dołów po prostu nie wiedzieli, jak się zachowywać po społecznym awansie. Taki pułkownik nie wiedział na czym polega bycie pułkownikiem, więc zachowywał się jak kapral tylko bardziej. Miał w rodzinie kaprali, nie miał pułkowników.

      Jakie jest lekarstwo na niską jakość ludzi? Poprawa tej jakości czyli formacja i tym właśnie zajął się Prymas Tysiąclecia.
    • Ciekawe1, czy takiego Prymasa przyznają tylko raz na tysiąclecie.

      https://excathedra.pl/index.php?p=/discussion/10662/ukradziony-narod/p4
  • cena "dobrobytu i paszportu" :


    van den Budenmayer
    2,2591,352
    Főherceg

    36 min temu#2116

    Panowie i Panie - pojawiają się dowody na to, że jesteśmy dojeni.
    https://forsal.pl/gospodarka/artykuly/7 ... ketty.html
    W latach 2010 – 2016 otrzymaliśmy z UE średnio rocznie środki finansowe stanowiące 2,7 proc. PKB. Ale w tym samym okresie z Polski wypływało netto 4,7 proc. PKB. Są powody, by tę dysproporcję zmniejszyć – wynika z książki Thomasa Pikettiego „Capital and Ideology”.
    ...
    Po transformacji ustrojowej nierówności w Polsce nie wzrosły tak bardzo jak w Rosji, w dużej mierze dlatego, że spora część zysków firm działających na naszym terenie jest wyprowadzana za granicę. Tak więc nie mamy polskich magnatów, takich jacy są w Rosji, bo pieniądze zarabiane na naszych obywatelach idą do kieszeni niemieckich, francuskich czy amerykańskich miliarderów. „W zasadzie tylko w okresie komunizmu Europa Wschodnia nie należała do zachodnich inwestorów” – konstatuje Piketty.
    ...
    Ekonomista wskazuje, że najlepszym sposobem na zmniejszenie wyprowadzania przez zachodnich inwestorów pieniędzy za granicę jest zmuszenie ich do podniesienia płac pracownikom. Tymczasem kraje takie jak Niemcy czy Francja mają tendencję do ignorowania tego problemu. Ewentualnie pojawia się argument, że te zyski to wynik działań „rynku” i „wolnej konkurencji”, które z założenia są sprawiedliwe.
    ...
    Argumentem świadczącym o tym, że płace w naszym kraju mogłyby być wyższe, a zyski zachodnich inwestorów niższe, jest porównanie odsetka PKB płaconego pracownikom w Polsce i w Korei Południowej. W 2019 r. w naszym kraju do pracowników w postaci pensji trafiało 49,9 proc. PKB. Tymczasem w Korei Południowej, kraju który silnie ograniczał napływ zagranicznych inwestorów i zbudował swoje globalne firmy, było to 63,9 proc. Korea Południowa zalewa cały świat samochodami, statkami, telewizorami, telefonami, czyli produktami z branż wymagających dużych inwestycji, przeznaczając na płace pracowników o 28 proc. wyższy odsetek PKB niż Polska.
    Najbardziej chyba rozbawiła mnie uwaga o Rosji. Zazwyczaj była ona w forumkowych (i równolegleforumkowych) dyskusjach przedstawiana jako antywzór transformacji ustrojowej: tam wyhodowano bogaczy i rzesze bidoków, a u nas przynajmniej kulczyków jest mało i tacy nie za bogaci. Tymczasem okazuje się, że nasi oligarchowie istnieją, ale siedzą na Zachodzie i nawet nie bardzo wiadomo jak mają na nazwisko.

    Co zaś do płac, to jak się okazuje paradoks niewyjaśnialnej różnicy wynagrodzeń pomiędzy nalewaczami paliwa ze Szczecina i z Berlina ma prostsze wyjaśnienie niż wcześniej się wydawało.

    https://www.tapatalk.com/groups/pismejker/refluxye-jednorazowe-chwilowe-a-bie-ce-t8630-s2100.html#p169708

    (wytłuszczenie moje)
  • Tego typu bzdety może tylko gówniarstwo wypisywać, albo potomkowie czerwonej burżuazji.
    Ja doskonale pamiętam "zalety" moskiewskich wpływów, co prawda dopiero od lat 60, bo wcześniej na chleb mówiłam "beb".
    Pamiętam jednak dowcip z wczesnych lat 60 (nie wiedzieli, że dziecko słucha i zapamięta) - wtedy jeszcze można było mieć ogromne przykrości za słuchanie RWE, ale i za opowiadanie kawałów politycznych.

    - Jaka jest różnica pomiędzy opowiedzeniem kawału politycznego w Polsce, a na Zachodzie?
    - ???
    - Na Zachodzie można go opowiedzieć jeszcze raz.

    ***

    Dowcip z końca lat 60:
    - Jakie jest marzenie świni?
    - ???
    - Zeby chociaż jej serce w Polsce zostało.

    ***

    Wierszyk z początku stanu wojennego, pamiętam do teraz:
    Kto ty jesteś? Świnia mała
    Jaki znak twój? Kask i pała.
    Komu służysz? Generałom
    W jaki sposób? Leję pałą.
    Kto twym wrogiem? Naród cały
    Jak go zniszczyć? Siłą pały.
    Wronę kochasz?
    Kocham szczerze
    A w co wierzysz? W nic nie wierzę!

  • Zebrało mnie na wspominki.
    Inny utwór anonimowego autora, napisany w roku 1970, w Szczecinie. Te czasy pamiętam już doskonale, chodziłam pod stocznię oblężoną przez wojsko i milicję.
    Wtedy zginął mój kolega, który mieszkał obok Stoczni Szczecińskiej, został zastrzelony, gdy wracał ze szkoły do domu.

    Nigdy nie byłem poetą
    I nie pisałem wierszy
    I nie mówiłem „veto”
    I tam nie byłem pierwszy.
    Byłem jak inni w szeregu,
     Którzy szli o nas walczyć
     I padli tak, jak szli w biegu,
    Stach, Jerzy czy jakiś Kowalski
    Nie znamy nawet ich nazwisk
    Ich imion nam nie podano,
    Werbel nie zagrał na apel,
    Jak w wojnie poległym grano.
     Gdzieś na cmentarzu Ku Słońcu
    Są bezimienne mogiły,
     Nagie, bezlistne drzewa
     Skrwawione ich ciała skryły.
    Proste sosnowe trumny,
    MO – to kondukt cały –
    Mordercy ich nocą powieźli
    I nocą ich pochowali.
     

    M.in. powyższy wiersz recytowałam podczas prowadzonych przez siebie manifestacji.

    ***

    Jasna cholera, nikt mnie do komuny nie przekona, a budowniczych tamtego systemu będę ścigała, dopóki sił mi starczy.
  • edytowano czerwca 2020
    @Klarcia no ja z opowieści rodziców wiem że na wsi w tamtych czasach dało się jakoś żyć, ale w miastach mieli gorzej źle. Mi się takie coś nie marzy, wolę dzisiejsze czasy:D. 
  • edytowano czerwca 2020
    goło ale wesoło :)
    i z paszportem w kieszeni

    Podziękowali 1Klarcia
  • paulaarose powiedział(a):
    @Klarcia no ja z opowieści rodziców wiem że na wsi w tamtych czasach dało się jakoś żyć, ale w miastach mieli gorzej źle. Mi się takie coś nie marzy, wolę dzisiejsze czasy:D. 

    Na wsi żyli zwyczajnie, mało kto angażował się politycznie, a jeżeli nawet, to popierając Władzę Ludową.
    W mieście nie tylko doskwierały braki w zaopatrzeniu, ale także duchota totalnego zniewolenia. To były makabryczne czasy, dobre tylko dla "czerwonej arystokracji" i konfidentów.
    Podziękowali 1joanna_1991
  • edytowano czerwca 2020
    ty Klarcia po prostu zadymiara jesteś.

    PRL bywał różny, od naprawdę strasznych czasów stalinowskich, przez "odwilż" Gomułki, który miał na początku autentyczne poparcie społeczne, po dobrobyt na kredyt Gierka i pułapkę kredytową, w którą wpadł. Czasy Jaruzelskiego to już okres schyłkowy, pod koniec lat 80-tych czuło się już zmiany, szkoda, że poszły w takim kierunku.

    "Duchota totalnego zniewolenia", to, w moich wspomnieniach, efekt głównie propagandowy, niewiele wypadki tamtych czasów różniły np. od tego, co w "świecie wolności" zrobiono z Assangem i co "świat wolności", wolności zrobił innym,  w Iraku i Libii, czy przez totalną grabież, która się dokonała u nas.
    Podziękowali 2Klarcia Avq
  • @Klarcia mi tata opowiadał że jemu na wsi żyło się w miarę spokojnie tylko z ciociami trzeba było w polu robić a o życiu w miastach opinie były w zasadzie bardzo negatywne. Tylko niektórym było to obojętne co się działo. 
     Ja tam jednak oceniać nie zamierzam, to nie moje czasy. 
  • Klarcia powiedział(a):
    To były makabryczne czasy, dobre tylko dla "czerwonej arystokracji" i konfidentów.

    Nie tylko. Wszystko zależało jaki kto miał zawód i gdzie pracował oraz na ile się władzy naraził. U mnie w domu nie było zbyt ciekawie, bo Tata działał w AK, a rodzice Mamy spędzili parę lat w obozie pracy na Sikawie. Natomiast Teściowa była kierowniczką sklepu Społem i uchodziło jej na sucho nawet podrzucanie jedzenia strajkującym, a braki w zaopatrzeniu praktycznie jej nie dotyczyły. Polityką się kompletnie nie interesowała, zatem było jej zupełnie obojętnie kto siedzi we władzach. Ważne było, że miała co dać dzieciom na obiad. Wiele osób na podobnej zasadzie odnajdywało się wtedy i dla nich te czasy nie były złe. Byli młodzi, mieli swoich przyjaciół, rodziny, ulubione rozrywki. A przede wszystkim nie groziło im już widmo wojny którą pamiętali jako dzieci lub znali z relacji rodziców.


    Podziękowali 2Pioszo54 Klarcia
  • Pioszo54 powiedział(a):
    ty Klarcia po prostu zadymiara jesteś.

    PRL bywał różny, od na prawdę strasznych czasów stalinowskich, przez "odwilż" Gomułki, który miał na początku autentyczne poparcie społeczne, po dobrobyt na kredyt Gierka i pułapkę kredytową, w którą wpadł. Czasy Jaruzelskiego to już okres schyłkowy, pod koniec lat 80-tych czuło się już zmiany, szkoda, że poszły w takim kierunku.

    "Duchota totalnego zniewolenia", to, w moich wspomnieniach, efekt głównie propagandowy, niewiele wypadki tamtych czasów różniły np. od tego, co w "świecie wolności" zrobiono z Assangem i co "świat wolności", wolności zrobił innym,  w Iraku i Libii, czy przez totalną grabież, która się dokonała u nas.

    Ja piszę to co widziałam i czułam. Już od podstawówki byłam za politykę prześladowana.
    Pierwszy raz, zawiniłam niewiedzą. Zabrałam do szkoły (chyba III kl. podstawówki) śliczny guzik od munduru. Okazało się, że właściciel tego guzika był oficerem WP i zrobiła się zadyma. Dostałam manto, za wynoszenie rzeczy z domu bez pytania. Dopiero później dowiedziałam się, że pozbawiłam moją mamę jedynej pamiątki po ojcu.
    Awantury za słuchanie Wolnej Europy pamiętam, bo moja mama była wściekła, że mogą ją wywalić z pracy (początek lat 60).
    Pamiętam słowa nauczycielki: "zmień temat, bo za politykę o główkę skracają" - gdy tylko próbowałam poruszyć niewygodne tematy polityczne (lata 60-70).

    Odszczeknęłam się tym powiedzonkiem podczas matury (chodziłam do LO dla pracujących) - zdawałam geografię (ustny), w komisji siedział dyrektor szkoły, jako pytanie dodatkowe padło: "dlaczego w Polsce brakuje mięsa?"; chodziło o to, że mamy gospodarkę ekspensywną, a Zachód ma intensywną. Odpaliłam: "panie dyrektorze, za politykę o główki skracają" - zdałam na 5, a prawdę mówiąc z mapy po dzień dzisiejszy jestem noga.

    Wrócę jeszcze do nieco wcześniejszego wydarzenia. Byłam wtedy w ostatniej klasie Zasadniczej Szkoły Handlowej. Był 17 września, na lekcję historii (tak, w zawodówkach historii wtedy uczono) przyniosłam Pamiętnik, który babcia pisała na Sybirze i zobrazowałam, czytając, jak wyglądała "ochrona" Polaków przez sowietów w 1939 r.
    Oficjalna wersja brzmiała, że Rosjanie weszli, żeby ocalić zamieszkałą na wschodzie ludność przed Niemcami.
    Gdy czytałam, nauczyciel ok. 60 l. (powiedział "chcę dotrwać do emerytury") wyszedł z klasy.
    Po dwóch dniach rozpętało się piekło - rodzicielkę wezwano do dyrekcji mojej szkoły, przez egzekutywę partyjną. Na spotkaniu powiedziano jej, że hoduje żmiję na swoim łonie, itp. Musiała gorąco przepraszać i kajać się. Po powrocie do domu wzięła psią smycz i zrobiła Klarci niebieskie szlaczki od szyi po pięty, a następnie podarła większą część pamiętnika, pozostało tylko kilka stron.
    Klarcia została karnie przeniesiona do innej szkoły, której nie skończyła.

    Następne manto jakie zaliczyłam "za politykę", to już czas, gdy byłam mężatką. Odmówiłam pójścia na wybory i rodzicielka za mnie zagłosowała. Gdy mi o tym powiedziała po powrocie z Komisji, pobiegłam tam i zrobiłam drakę - milicja odwiozła mnie radiowozem do domu, i tak dobrze, że nie na SB. Znowu była psia smycz w robocie, a mój młody mąż siedział w kącie i słowem się nie odezwał w mojej obronie.

    Później był kontakt z KOR i kolejna awantura, tym razem już bez lania, bo byłam w ciąży.
    Następnie już po śmierci mamy, karne wydalenie z pracy na Poczcie.
    Pierwszy raz podpadłam puszczając nagrane na magnetofon fragmenty powieści "Archipelag Gułag" - 3 tomy przeczytałam w ciągu jednej nocy, nagrywając co ciekawsze kawałki. Wtedy dostałam tylko naganę i po trącenie premii.
    Drugi raz - gdy do dyrekcji przyszły zdjęcia z SB, na których Klarcia wychodzi od Lecha Wałęsy.
    Wylądowałam na zielonej trawce z wilczym biletem - czyli brakiem szans na pracę.
    W końcu znajomym udało się załatwić dla mnie etat sprzątaczki, w Bibliotece Miejskiej.
    Poszłam na studium bibliotekarskie i wtedy przyszła wiadomość, że dostaliśmy (ja z rodziną: mąż i 2 małych dzieci) paszporty uprawniające przekroczenie granicy w jedną stronę.

    O trudach codziennego, zwykłego życia w PRL nie będę się już rozpisywała.
    Podam tylko jeden przykład. Mama umierała na raka, co dziennie trzeba było prać zakrwawioną pościel, a mieliśmy z przydziału 3 małe paczki proszku do prania i 3 mydła do mycia się. Nie było pralki automatycznej.

    Opisywałam tutaj kiedyś nasz przyjazd do Niemiec. Wkleję jedno zdanie pokazujące, jak PRL zapamiętał mój 4 l. synek.  

    To właśnie z powyżej opisanego mój synek wyciągnął wnioski, że "milicja leje pałom, a policja ludziom pomaga".

    http://wielodzietni.org/discussion/6566/klarcia-w-niemczech

    Zabierałam dzieci na miasto (synek miał 2, a córeczka 4 lata), gdy była zadyma i ZOMO szalało na ulicach. W ten sposób uczyłam je polskiej historii.

    ***

    To są tylko krótkie przykłady tego, jak w Polsce życie wyglądało. 
    Nigdy więcej podległości Moskwie. Gdyby do tego miało dojść, to zakończę życie jako terrorystka.
  • Turturek powiedział(a):
    Klarcia powiedział(a):
    To były makabryczne czasy, dobre tylko dla "czerwonej arystokracji" i konfidentów.

    Polityką się kompletnie nie interesowała, zatem było jej zupełnie obojętnie kto siedzi we władzach. Ważne było, że miała co dać dzieciom na obiad. Wiele osób na podobnej zasadzie odnajdywało się wtedy i dla nich te czasy nie były złe. Byli młodzi, mieli swoich przyjaciół, rodziny, ulubione rozrywki. A przede wszystkim nie groziło im już widmo wojny którą pamiętali jako dzieci lub znali z relacji rodziców.



    I właśnie to doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Mama bojąca się cokolwiek przeciw Władzy Ludowej powiedzieć; wlokąca mnie na pochód 1 Maja; pomstująca na "warchołów z Radomia"; nakazująca mi milczeć 8 i tak nie słuchałam) na temat Katynia.
    Jeszcze będąc dzieckiem byłam młodym wściekłym wilczkiem widząc ludzi, którzy mieli w d... wolną Polskę i jak gęsi łykali komunistyczną propagandę, bo "Byli młodzi, mieli swoich przyjaciół, rodziny, ulubione rozrywki."

    Podobnie jest i teraz - ok. 30 proc. ludzi gotowych bić się za Polskę i reszta jeżeli nie układ post komuszy, to ceniąca sobie możliwość przetrwania, gotowa głosować na Hołownię lub Trzaskowskiego.
    Podziękowali 1Malia
  • edytowano czerwca 2020
    ...
    Edit: usunęłam bo nie mam czasu i sił na wysłuchiwanie obelg że nie głosuję na JK i jego marzenie egoistyczne jak największej władzy 
  • @Klarcia no jak ktoś angażował się politycznie to napewno było dużo trudniej... Ale to już za tobą. 
  • edytowano czerwca 2020
    Klarcia powiedział(a):
    Turturek powiedział(a):
    Klarcia powiedział(a):
    To były makabryczne czasy, dobre tylko dla "czerwonej arystokracji" i konfidentów.

    Polityką się kompletnie nie interesowała, zatem było jej zupełnie obojętnie kto siedzi we władzach. Ważne było, że miała co dać dzieciom na obiad. Wiele osób na podobnej zasadzie odnajdywało się wtedy i dla nich te czasy nie były złe. Byli młodzi, mieli swoich przyjaciół, rodziny, ulubione rozrywki. A przede wszystkim nie groziło im już widmo wojny którą pamiętali jako dzieci lub znali z relacji rodziców.



    I właśnie to doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Mama bojąca się cokolwiek przeciw Władzy Ludowej powiedzieć; wlokąca mnie na pochód 1 Maja; pomstująca na "warchołów z Radomia"; nakazująca mi milczeć 8 i tak nie słuchałam) na temat Katynia.
    Jeszcze będąc dzieckiem byłam młodym wściekłym wilczkiem widząc ludzi, którzy mieli w d... wolną Polskę i jak gęsi łykali komunistyczną propagandę, bo "Byli młodzi, mieli swoich przyjaciół, rodziny, ulubione rozrywki."

    Podobnie jest i teraz - ok. 30 proc. ludzi gotowych bić się za Polskę i reszta jeżeli nie układ post komuszy, to ceniąca sobie możliwość przetrwania, gotowa głosować na Hołownię lub Trzaskowskiego.
    dlatego ludziom przed powiedzmy 40-tką, wara od głosowania, w d...kracji to zbyt poważna rzecz, by podpuszczane gówniarstwo miało o czymkolwiek publicznym decydować.
    :)

    "przed powiedzmy 40-ką" - można uszczegółowić, ogólnie najstarsze potomstwo skończyło 18 lat, bezdzietni po 50-ce
  • @Pioszo54 po 40tce chyba głosuje więcej i co mamy? 
  • Mój dziadek był prześladowany, bo chciał sklep z babcią prowadzić, jak przed wojną.  O ile zaraz po wojnie się  dało, to później  został wrogiem ludu. 
    Podziękowali 1Klarcia
  • Zuzapola powiedział(a):
    Mój dziadek był prześladowany, bo chciał sklep z babcią prowadzić, jak przed wojną.  O ile zaraz po wojnie się  dało, to później  został wrogiem ludu. 

    Potwierdzam. Wszelka "prywatna inicjatywa" - poza współpracującą z UB - była prześladowana.
    Bolesna prawda jest taka, że księża, którzy budowali kościoły lub wydawali publikacje (m.in. dominikanie), w większości byli TW. Jedni szkodzili bardziej, inni mniej.
  • nieprawda, drobni prywaciarze, np cukiernicy, obuwnicy itp. mogli działać w tzw. spółdzielniach wielobranżowych, to była taka socjalistyczna czapka. Sklepików prywatnych tez było trochę.
    Prześladowana była w czasach stalinowskich, potem była, najpierw na niewielką skalę, a za Gierka coraz większą. Za Jaruzela byli już całkiem jawnie milionerzy, np. Wilczek, ten od ustawy. 
  • Mogli działać, ale tylko z nowej nomenklatury - czyli należało mieć odpowiednie pochodzenie społeczne - i większość z nich współpracowała.

    Dziecko drogie - ja doskonale pamiętam tamte czasy.
  • ja również, z którego roku jesteś?

    nomenklatura miała dużo lepsze stanowiska niż męczenie się ze sprzedawaniem ciastek.
    A co ciekawe nomenklatura ma się dobrze i dzisiaj, z pierwszej ręki znam pisowską, można to też nazwać rezerwy kadrowe.
  • z którego roku jesteś? <

    Do mnie pytanie? Rocznik 1954.
  • :) to tak jak ja
    Podziękowali 1Klarcia
  • Niektórzy ludzie mają predyspozycje do zostania nomenklaturą 
  • Pioszo54 powiedział(a):
    :) to tak jak ja

    To my tutaj już za "dziadków" robimy. :)
  • Jakimś cudem znikł wątek-chwalba Stalina. Zatem wklejam bardzo dobry elaborat na ten temat zamieszczony przez Czabana na tt:
    W wyniku konferencji paryskiej w 1919 polska otrzymała najmniej korzystną granicę zachodnią ze wszystkich rozpatrywanych wówczas wariantów – głównie za sprawą Brytyjczyków. Dla odmiany, w czasie, kiedy kształtowała się nasza obecna granica zachodnia w latach 1943-45, ostatecznie otrzymaliśmy wariant najkorzystniejszy ze wszystkich, które rozpatrywała Wielka Trójka. Co ciekawe, tu także Brytyjczycy najbardziej sprzeciwiali się naszym nabytkom kosztem Niemiec, tym razem jednak nie mieli wiele do powiedzenia.


    Nasza obecna granica zachodnia (oraz ściśle związana z nią wschodnia) została wymyślona przez Stalina i to on obie przeforsował. O ile jednak jego koncepcja granicy wschodniej była już sprecyzowana w 1943 w Teheranie (już wtedy przedstawił, jako wersję „kompromisową”, wariant, który bardzo niewiele się różni od stanu dzisiejszego), o tyle jego pomysł na granicę zachodnią ewoluował. W Teheranie proponował włączenie do Polski ziem na wschód od Odry i Nysy Kłodzkiej, ze Szczecinem, ale bez Świnoujścia, Wrocławia, Legnicy, Zielonej i Jeleniej Góry oraz Wałbrzycha (w tym czasie Churchill i Roosevelt zgadzali się jedynie na włączenie do Polski Opolszczyzny, reszta granicy zachodniej miała pozostać taka, jak przed wojną). Ostatecznie w Poczdamie Amerykanie i Brytyjczycy proponowali wariant zbliżony do propozycji Stalina z Teheranu, zostali jednak przez niego nakłonieni do zmiany zdania.


    Polską granicę zachodnią wytyczył i przeforsował Stalin. Należy pamiętać, że ten człowiek (przynajmniej w latach 1920-41) kierował się niezwykle intensywną, personalną nienawiścią i mściwością wobec Polaków i Polski (skutek jego przeżyć z wojny 1920), której emanacją była http://m.in. Operacja Polska NKWD, likwidacja KPP oraz Zbrodnia Katyńska. Ustalenie, dlaczego ktoś taki został największym orędownikiem naszych nabytków terytorialnych na zachodzie jest jedną z największych zagadek historyczno-psychologicznych XX wieku.


    Dotychczas proponowane sposoby rozwiązania tej zagadki nie przemawiają do mnie:


    1. Pomysł, że Stalin chciał zrekompensować Polsce utratę Kresów Wschodnich, jest absurdalny – nie oczekiwali tego od niego Amerykanie ani Brytyjczycy, który oddali mu te Kresy od razu, bez żadnych ceregieli (trochę markowano dyskusję nt. Lwowa, ale bez przekonania), a jednocześnie sprzeciwiali się większym nabytkom polskim na zachodzie. Sam zaś Stalin nie był człowiekiem kierującym się w swych działaniach zasadą słuszności.


    2. Uważa się, że Stalin zabierał ziemie Niemcom i dawał je Polsce, bo wiedział, że Polska i tak wyląduje pod jego kontrolą, a co do Niemiec nie miał takiej pewności. Czyli – odbierał innym, żeby dać sobie. Nie zgadzam się z tym. Stalin z pewnością wiedział, że nigdy nie odda kontroli nad niemieckim terytorium, na którym Armia Sowiecka postawiła stopę. Grał o coś więcej, o dominujący wpływ na całe Niemcy. Nie udało mu się, więc zachował dla siebie przynajmniej NRD. Nie ulega natomiast wątpliwości że sprzeciw aliantów zachodnich wobec „nadmiernego” zwiększenia Polski wiązał się z ich obawą, że Polska wpadnie do obozu sowieckiego, którego nie chcieli za bardzo wzmacniać. Jest też oczywiste, że Stalin nie popierałby polskich nabytków, gdyby zakładał, że Polska zachowa po wojnie suwerenność – ale wiedział, że tak nie będzie. Innymi słowy – gdyby Polska nie stała się zależna od Stalina, byłaby dziś dużo mniejsza.


    3. Inna koncepcja to taka, że Stalin grał na wieczne skłócenie Polski z Niemcami, dzięki czemu Rosja zachowa pozycję arbitra i uzależni od siebie Polskę. Także to nie jest wytłumaczeniem – identyczny efekt osiągnąłby wytyczając granicę na Nysie Kłodzkiej. A nawet jeszcze lepszy – wtedy Polska miałaby dłuższą granicę z Niemcami, więc byłaby bardziej przez nie zagrożona.


    Jestem przekonany, że Stalin kierował zamiarem maksymalnego osłabienia Niemiec (element racjonalny), a przede wszystkim ich najsurowszego „ukarania” (element nieracjonalny, mściwość). Sposób, w jaki Hitler upokorzył go w 1941 i gigantyczne straty wojenne Rosji (po których niektóre regiony nie podniosły się do dziś), spowodowały, że mściwość Stalina nagle przekierowała się z Polski na Niemcy. Nota bene, podobno Stalin proponował Aliantom wymordowanie oficerów Wermachtu wziętych do niewoli.


    Realizując plan osłabienia Niemiec, Stalin (świadomie lub nieświadomie) nawiązywał do rosyjskich koncepcji z 1914 dot. ukształtowania wschodnich granic Niemiec autorstwa Sazonowa (zbliżony wariant proponował w Teheranie) i wlk. ks. Mikołaja Mikołajewicza (w Jałcie i Poczdamie).


    Last but not least, wpływ na koncepcje Stalina mogła mieć Wanda Wasilewska, z którą łączyła go wtedy przyjaźń (niektórzy twierdzą, że romans, co jednak chyba nie jest prawdą), i z której zdaniem bardzo się liczył.




    https://www.tapatalk.com/groups/pismejker/pochwa-a-wielkiego-stalina-t8418-s60.html#p264067
  • c.d.

    Obecna granica z Niemcami jest najkrótszą możliwą. No, prawie najkrótszą, bo byłaby jeszcze krótsza, gdybyśmy oddali Worek Turoszowski Czechosłowacji w ramach rekompensaty za Zaolzie. Takie zmiany, które miały objąć także część Kotliny Kłodzkiej, były rozważane w 1945 r., ale Czesi je odrzucili (chcieli mieć i Zaolzie, i całą Kotlinę Kłodzką, Jelenią Górę, Wałbrzych, Nysę, Koźle itd., co oczywiście nie wchodziło w grę).


    Obecna granica, choć najlepsza z tych, jakie dało się uzyskać, nie jest bynajmniej optymalna. Rzeki raczej nie nadają się na granice międzynarodowe. Odra nigdy w swej historii przed 1945 r. nie była rzeką graniczną. Zawsze łączyła, a nie dzieliła. Górna część rzeki obsługiwała (po obu stronach) Śląsk, środkowa (także po obu stronach) Ziemię Lubuską, a dolna (również po obu stronach) Pomorze Zachodnie. W Polsce już od 1941 r. podnoszono postulaty (które jednak nie miały szans realizacji) przyznania nam także lewobrzeżnej Ziemi Lubuskiej (z Frankfurtem) i Pomorza Przedniego (z Rugią włącznie) – takie rozwiązanie byłoby dużo sensowniejsze historycznie, geograficznie, politycznie i gospodarczo.


    Wadliwość obecnego rozwiązania widać jak na dłoni w przypadku żeglugi śródlądowej. Niemcy – zmierzając do maksymalnego spowolnienia rozwoju polskiej gospodarki – zmierzają do uniemożliwienia żeglugi na Odrze (która dla nas ma znaczenie fundamentalne, a dla nich w gruncie rzeczy marginalne). Powołują się przy tym na absurdalne argumenty ekologiczne, że niby Odra jest dziką rzeką, choć jest na całej długości uregulowana, a na długim odcinku skanalizowana (i to od bardzo dawna, za sprawą samych Niemców). Sami Niemcy są oczywiście potęgą żeglugi śródlądowej i żadna ekologia im w tym nie przeszkadza.


    Bardzo istotne jest, że Polsce przypadł lewobrzeżny Szczecin wraz z portem, torem wodnym i wyjściem na Bałtyk w Świnoujściu. Jednak granica biegnie bezpośrednio na zachód od tego ostatniego miasta. Co więcej, kiedy ją wytyczano, nie zorientowano się, że ujęcie wody dla Świnoujścia zostało po stronie niemieckiej. W 1951 po wielkich staraniach dokonano korekty granicznej, która jednak jeszcze pogorszyła sprawę –  w zamian za ujęcie wody oddaliśmy część wybrzeża Bałtyku, co po jakimś czasie pozwoliło NRD wytyczyć swe morze terytorialne tak, by blokować ruch statków do Świnoujścia.


    Fakt, że Polska nie posiada całego brzegu Zatoki Pomorskiej (aż do Rugii), powoduje, że Niemcy mogą blokować rozwój portu w Świnoujściu i robią to z całych sił, o czym wielokrotnie pisałem.
    https://x.com/CDzwoni/status/1642234112357421059?s=20


    Zgodnie z utrwalonym i ciągle aktualnym orzecznictwem niemieckiego TK, wielokrotnie przywoływanym przez rząd niemiecki i Bundestag, obecna granica polsko-niemiecka jest granicą ważną, ale tymczasową. Państwo niemieckie ma prawo i obowiązek dążyć do dokonania jej korekty na swoją korzyść, byle tylko odbyło się to bez użycia siły ani grożenia siłą. Pisałem o tym tu nie raz. Inni też.

    https://www.tapatalk.com/groups/pismejker/pochwa-a-wielkiego-stalina-t8418-s60.html#p264067


    Podziękowali 1Chaber
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.