Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Samotne Polki po 30-stce

124»

Komentarz

  • Agmar powiedział(a):
    A mnie w tej sytuacji zastanawiania mowienie o uczuciu , ale o jakim uczuciu? Miłość to akt woli więc wszystko moim zdaniem rozbija się tylko o "chcieć" każdego małżonka, a więc w prostej linii do wywiązywania się z przyrzeczenia które się złożyło (oczywiście są choroby np alkoholizm który uniemożliwia stronie realizację obietnic)
    Chcieć. 
    Myslisz ze wystarczy chcieć?
    dobrymi chęciami to piekło jest wybrukowane.
    czasem się już nie chce. Jest totalne zobojętnienie, i zostaje trwanie, bo co Bóg złączył, cZlwoiek rozłączyć nie może. 
    Dla mnie to jest piekło za życia. Nie tylko tych dwojga ludzi ale ich dzieci. Bo one widza, one czuja, ze nie jest dobrze. Nie maja poprawnych wzorców bo nie maja ich od kogo czerpać. 
    I wchodzą w dorosłość poranione.

    ja nie twierdze, ze rozwód jest lekiem na całe zło. 
    Trzeba chcieć naprawić jeśli coś psuje. Ale tu musi chcieć oboje ludzi. 
    Nie da się zmusić drugiej osoby żeby nadal nas kochała, żeby była z nami. Jeśli nie ma chęci z obu stron do naprawy, to lepiej się rozstać niż trwać i udawać ze jest jedność. 
    Jak widać, takie usilne trwanie z jakichkolwiek względów nie zawsze jest dobre. 


  • malagala powiedział(a):
    Myślę, że faktycznie latwo zredukować miłość do woli. I potem mąż kupuje zonie kwiatki w każdy czwartek, bo mu na kursie dla mężów powiedzieli, że trzeba.

    W Kościele się w ogóle nie mówi o wadze uczuć w tym wszystkim. Uczucia są przecież niebezpieczne, trzeba je kontrolować, po to mamy rozum itd.

    A tłumienie przez miesiące, lata swoich uczuć, trwanie w "decyzji" też może mieć opłakane skutki

    Czasem trzeba. Ale życie wbrew uczuciom to jednak sytuacja nienormalna.

    Mimo wszystko myślę, że takie rzeczy jk szacunek, życzliwość, można wzbudzić w sobie względem całkiem obcej osoby, więc względem męża, żony, którzy zobojętnieli, tym bardziej. Parę kroków do tyłu. 
     
    Jeżeli już przychodzi takie zobojętnienie, to ciezko wykrzesać więcej niż poprawne zachowanie.
    szacunek i życzliwość mamy tez wobec obcych osób. Jednak w związku potrzeba trochę więcej 
  • PawelK powiedział(a):
    Mimo wszystko myślę, że takie rzeczy jk szacunek, życzliwość, można wzbudzić w sobie względem całkiem obcej osoby, 
    Jeżeli ta druga osoba wbija ci szpilę przy każdej możliwej sposobności, krytykuje i przeinacza każde twoje zdanie, nastawia dzieci itd?
    Życzę powodzenia.

    To jest moim zdaniem forma przemocy. I trzeba się bronić. Ja się odnoszę do historii Hipolit - że obojętność. 
  • matuleczka powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):
    I tak, uważała, ze gdyby każde z ich poszło taka sroga, to może nie miała by pełnej rodziny - mamy i taty obok siebie, ale być może miałaby dwa domy, w których widziałaby uśmiechniętych, szczęśliwych rodziców. 

    No tak, nie potrafili zadbać o miłość w jednym związku, ale będąc w innym zrobiliby to doskonale. 
    Bywa i tak. 
    Nie znasz nikogo, kto po pierwszym nieudanym związku stworzył drugi, bardziej szczęśliwy. I ten drugi już taki dozgonny? 
    Ja znam. 
    Zreszta mój mąż jest rozwodnikiem. Nie wiem czy to już dozgonny związek będzie ;) (tego sobie życzę) ale od 24 lat żyje nam się bardzo dobrze. 
  • Pioszo54 powiedział(a):
    Agmar powiedział(a):
    @Pioszo54 miłość to akt woli, jakby była uczuciem to jak można by było ja przyrzekać przed ołtarzem? 
    może ta przysięga, to zapewnienie, że będę dbać o uczucie, które nas złączyło (domyślnie)
    Jeden normalny. Jak słyszę, że miłość do decyzja to mi się doprawdy odechciewa ;)
  • edytowano maj 2021
    Po części tak jak pisał TiJ.

  • matuleczka powiedział(a):
    @hipolit znam. Ale poznałam ich już po rozwodzie, w nowym związku, nie wiem więc co jak wyglądał ich wcześniejszy związek. W rozmowie albo winna jest ta druga strona, albo po prostu: "nie wyszło nam".
    Z jakichś powodów poprzednie się jednak nie udały. 
    Ludzie, którym jest ze sobą dobrze, którzy się kochają, szanują itd itd nie myślą o rozstaniu. 

    Mało kiedy wina leży po jednej stron. Pomijam tutaj przemoc jakakolwiek. Bo nie mówimy teraz o związkach w których ona występowała. 

  • Nie da się podjąć decyzji na zasadzie „od dziś będę kochać” ;) 
  • matuleczka powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):
    matuleczka powiedział(a):
    @hipolit znam. Ale poznałam ich już po rozwodzie, w nowym związku, nie wiem więc co jak wyglądał ich wcześniejszy związek. W rozmowie albo winna jest ta druga strona, albo po prostu: "nie wyszło nam".
    Z jakichś powodów poprzednie się jednak nie udały. 
    Ludzie, którym jest ze sobą dobrze, którzy się kochają, szanują itd itd nie myślą o rozstaniu. 

    Z jakichś powodów weszli w małżeństwo. Nie kochali się, nie szanowali się itd.? Przecież obojętność nie spadła na nich nagle pewnego ranka. 
    Ale my tu właśnie 
    piszemy o tym, ze gdzieś po drodze coś się wypala, przychodzi obojętność.
    jesli przegapi się moment naprawy, kiedy są jeszcze możliwości i chęci to bywa, ze nie ma czego ratować. 
    Do samego ratowania potrzeba chęci obojga. Jeśli jedna ze stron nie czuje takiej potrzeby, to druga osoba, sama nie będzie w stanie naprawić. 
    Wtedy zostaje albo trwać w czymś co już tylko z nazwy jest małżeństwem albo rozstać się. 
    I tu już ludzi sami musza podjąć decyzje. 
    My ich tylko nie powinnismy potępiać jeśli zdecydują się na rozstanie. 

    matuleczka powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):
    Nie da się podjąć decyzji na zasadzie „od dziś będę kochać” ;) 
    A da się podjąć decyzję: od dziś bedę dbać o uczucie, które nas połączyło?
    Da się, to jest właśnie chęć naprawy tego co się psuje. 
    Ale jak wyżej napisałam - potrzeba chęci obojga. 

  • Jak nawet jest wypalenie  ale nie ma agresji to warto podejmować próby naprawy.
  • Może jednak uczucia mogą być stałe, mimo upływu czasu, tylko zmienia się ich postać i natężenie? Albo sposób wyrażania?

    Inaczej kochamy dzieci małe, czegoś innego oczekują te doroślejsze, to przecież naturalne.

    Z współmałżonkiem może być podobnie.
    Podziękowali 1Skatarzyna
  • hipolit powiedział(a):
    malagala powiedział(a):
    Myślę, że faktycznie latwo zredukować miłość do woli. I potem mąż kupuje zonie kwiatki w każdy czwartek, bo mu na kursie dla mężów powiedzieli, że trzeba.

    W Kościele się w ogóle nie mówi o wadze uczuć w tym wszystkim. Uczucia są przecież niebezpieczne, trzeba je kontrolować, po to mamy rozum itd.

    A tłumienie przez miesiące, lata swoich uczuć, trwanie w "decyzji" też może mieć opłakane skutki

    Czasem trzeba. Ale życie wbrew uczuciom to jednak sytuacja nienormalna.

    Mimo wszystko myślę, że takie rzeczy jk szacunek, życzliwość, można wzbudzić w sobie względem całkiem obcej osoby, więc względem męża, żony, którzy zobojętnieli, tym bardziej. Parę kroków do tyłu. 
     
    Jeżeli już przychodzi takie zobojętnienie, to ciezko wykrzesać więcej niż poprawne zachowanie.
    szacunek i życzliwość mamy tez wobec obcych osób. Jednak w związku potrzeba trochę więcej 

    tak, trzeba czegoś więcej. Ale czasem na jakiś czas to może wystarczyć. Na jakiś czas.

    Myślę, że uczucia są ważne, ale mamy na nie wpływ. Mi wystarczy, że przez tydzień nie narzekam, tylko dziękuję, i już zmienia mi się perspektywa i odczucia.

    Obojętność, chłód, brak rozmowy, unikanie się, ciche dni, miesiące - to moim zdaniem formy biernej agresji. Jak się ją przez lata stosuje i na nią pozwala, to faktycznie może nie być co zbierać.

    Nie wierzę w te cudowne historie, że rodzice się rozwiedli (zdrowi dorośli, bez przemocy), bo się wypaliło, i nagle dzieci szczęśliwe. Jeśli była ulga, to zwykle była przemoc, czasem niewidoczna gołym okiem. Ale to tylko moje obserwacje.

    Za to widziałam trochę dzieci zawieszonych w czasie i przestrzeni, bo rodzicom się wypaliło, zaczęli sobie układać życie osobno . I na Boże Narodzenie matka jedzie z nowym panem na romantyczny wypad, ojciec z nową panią w swoją stronę. A dziecko idzie ubierać choinkę do dalszej rodziny, bo w sumie nigdzie nie jest mile widziane, chciane.


    Podziękowali 2AgaMaria mamaw
  • PawelK powiedział(a):
    Mimo wszystko myślę, że takie rzeczy jk szacunek, życzliwość, można wzbudzić w sobie względem całkiem obcej osoby, 
    Jeżeli ta druga osoba wbija ci szpilę przy każdej możliwej sposobności, krytykuje i przeinacza każde twoje zdanie, nastawia dzieci itd?
    Życzę powodzenia.


    jeszcze jedno - wiesz, dla mnie taka sytuacja jest w ogóle nie do pomyślenia. Coś nie działa, skoro jedna osoba nie mówi: "wiesz, rani mnie to, co robisz" albo też druga w ogóle się nie przejmuje, że jej zachowania ranią męża/żonę. To jest z zakresu niedojrzałości albo jakichś zaburzeń... :(
  • To już przemoc ale ja mówię o sytuacji kiedy nie ma przemocy. To należy sobie dac szansę.
  • A ja się zgadzam, że nie ma sensu "obniżać poprzeczki". Uważam, że najgorsze co można zrobić to decydować się na ślub czy dzieci/jakikolwiek poważniejszy związek z kimś, kto ewidentnie nam nie pasuje. Potem będzie dramat, albo frustracja i wzajemna nienawiść, albo rozwód, albo zdrady. Lepiej poczekać na kogoś,  kogo jest się w 100% pewnym.

    O ile uważam, że nie jest problemem to, że mężczyzna ma  "tylko wykształcenie średnie", czy zarabia 1000 zł mniej od kobiety i żyje skromnie, ale sobie radzi, to są pewne kwestie z tym związane, które dla mnie (gdy byłam singielką) byłyby absolutnie dyskwalifikujące, na przykład:
    - nieodpowiedzialność, długotrwały brak stałej pracy, nieumiejętność myślenia o przyszłości, planowania;
    - brak pasji i ambicji, niechęć do rozwoju i podejmowania wyzwań, brak głębszych zainteresowań;
    - poważne zaniedbania edukacyjne np. robienie podstawowych błędów w każdym zdaniu, niechęć do czytania książek, "foliarstwo";
    - rozrzutność, zadłużenie się bez powodu, spłacanie chwilówki chwilówką, hazard;
    - frustracja, wieczne marudzenie i użalanie się nad sobą, bycie "incelem".



    Podziękowali 2paulaarose Klarcia

  • Ależ ja już się doczekałam. Jestem szczęśliwą mężatką z czwórką dzieci.
    I z perspektywy czasu myślę, że bardzo dobrze, że nie chwyciłam się pierwszej lepszej pary spodni, tylko najpierw zajęłam się sobą, swoją psychiką i rozwojem, pasjami i również karierą, a potem gdy te sfery miałam poukładane byłam w stanie stworzyć dojrzałą relację z kimś naprawdę wyjątkowym.
    Podziękowali 1Klarcia
  • @Tomasz i Ewa Nie ma w 100% i tu mogę się z Coralgol lekko nie zgodzić, ale lepiej chyba być z kimś kto nam pasuje, z kim czujemy sie dobrze i bezpiecznie niż trwać w związku ktory nie daje nam szczęścia. Choć to nie jest łatwe z takiego wyjść, nie jest łatwe gdy się coś czuje. To wszystko jest trudne. Warto oczywiście próbować ratować bo może się w końcu dopasują? Ale jak się nie dopasują to nie ma sensu.
  • Nie chodziło mi może o dosłownie "100%" ale o to, że jeżeli już na początku nie jesteśmy do kogoś do końca przekonani, to nie ma sensu na siłę w to brnąć, łudząc się że "zmieni się po ślubie". Lepiej odpuścić
    Podziękowali 1Elf77
  • @Coralgol Ja poszłam w związek do którego w ogóle nie byłam przekonań z czasem bywało różnie ale jest ok i chce aby był moim mężem. Jednak gdyby było między nami naprawdę zle, mielibyśmy siebie gdzieś albo nie mielibyśmy nic wspólnego to musiałabym odejsc. 

    Są związki w których ludzie po walce rezygnują albo są takie związki gdzie czuć tam ze to naprawdę nie jest to, ze nie gra nic. Wtedy lepiej powiedzieć sobie dosc.
  • Zależy jak wysoko ta poprzeczka wisi. Chciałam mądry, dobry, wysoki i szczupły blondyn w okularach. I zostalabym sama. Wystarczyło obciąć wysoki i szczupły. I jest wystarczająco dobrze by mieć plany na kolejne dziesiątki lat dobrego układu. 
    Podziękowali 3Izka Klarcia Aneta
  • Ha, pamiętam, mając lat 20 rozmawiałyśmy z przyjaciółkami o przyszłych mężach. Powiedzialam, że byle nie łysy i gruby. Róż później znalazlam wymarzonego, przystojnego ale z przerzedzonymi włosami i lekko hmm..korpulentnego. I dziś jest super, goli glowę na łyso, zeszczuplał i jest wysportowanym 40latkiem. 
    Przy wyborze zadecydowały inne cechy niż wygląd. Dobrze, że nie zafiksowałam się na tym byle nie łysy i gruby.
    Podziękowali 3Klarcia Izka zbyszek
  • Pioszo54 powiedział(a):
    Agmar powiedział(a):
    A mnie w tej sytuacji zastanawiania mowienie o uczuciu , ale o jakim uczuciu? Miłość to akt woli więc wszystko moim zdaniem rozbija się tylko o "chcieć" każdego małżonka, a więc w prostej linii do wywiązywania się z przyrzeczenia które się złożyło (oczywiście są choroby np alkoholizm który uniemożliwia stronie realizację obietnic)
    jakieś bajdy opowiadasz,
    całe to rozróżnianie między "miłością" a "zakochaniem"
    się kupy nie trzyma
    "chcę kochać" i "kocham"?
    naprawdę?

    tak jak "chcę wierzyć" i "wierzę"?

    niewykonalne

    wszystko to dzieje się poza rozumem

    Nieprawda. W życiu należy kierować się właśnie rozumem, a nie emocjami.
    Uczucia są zmienne, czasami bywa tak, że gdy mija zakochanie, a rodzi się miłość, to czuje się ją dopiero w sytuacjach kryzysowych. Na ogół jest radość przebywania razem i wspólnego dzielenia trudów codzienności.
    Przedstawiając to w obrazie lokomotywy i wagoników - lokomotywą jest rozum i wola, uczucia to wagoniku podążające za lokomotywą.

    Ks. Jacek mawia: wiara i miłość to nie dezodorant, nie zawsze je czuć.

  • hipolit powiedział(a):
    Nie da się podjąć decyzji na zasadzie „od dziś będę kochać” ;) 

    Tutaj - zgoda.
    Zazwyczaj jest faza podobania się sobie; następnie zakochanie budowanie wzajemnych relacji i to niepostrzeżenie przemienia się w dojrzałą miłość.
    Gdy podejmujemy decyzję o wspólnej drodze w życiu, nie powinniśmy jej jednak podejmować w fazie zakochania, gdy mamy wrażenie, iż cały świat do nas należy.

  • Mam za sobą kilka związków małżeńskich.
    Dwa zawarte w fazie ostrego zakochania. Pierwszy raz już po 6 tyg. składaliśmy papiery w USC.
    Drugi - znałam faceta tylko tydzień, gdy zabrałam dziecko i wyprowadziłam się do niego. Były to małżeństwa cywilne, moi ex mężowie nawet nie byli ochrzczeni, ja byłam niewierząca.
    Na szczęście rozwody nie były traumą dla dzieci. Po rozstaniu z mężem zostawałam z nim na stopie przyjacielskiej. Mężowie wzajemnie się lubili, mieliśmy częste kontakty.

    Po nawróceniu, gdy już Jezus zrobił z bestii człowieka, rozeznałam, że pragnę iść przez życie z kochaną i kochającą osobą.
    Pragnęłam być darem dla swojego męża, dołożyć starań, aby był ze mną szczęśliwy.
    Już na starcie założyłam, że: 
    - będę go kochała; czy będę to czuła, czy nie, będę wiedziała, że go miłuję. 
    - będę akceptowała go takim jaki jest,
    - nie będę domagała się, żeby się zmienił.
    Na początku bywały spięcia; gdy czułam, że mnie krew zalewa, wychodziłam do łazienki i mówiłam sama do siebie: jesteś teraz na niego wściekła, ale go kochasz i kochać nie przestaniesz, bo tak sobie postanowiłaś. Po kilkunastu minutach wracałam uśmiechnięta i przytulałam się do Myszatego.
    On miał jedną, dosyć dużą wadę, trudną do akceptacji przez kobietką mało doświadczoną - nie potrafił okazywać uczuć; nie mówił kocham, nie prawił komplementów. Swoją miłość okazywał w inny sposób - był typem mężczyzny, który "okazuje miłość żonie w ten sposób, że myje jej samochód".
    Dzięki podjętym na początku decyzjom, udało mi się stworzyć kochającą się i zgodną rodzinę. Tym razem było to już małżeństwo sakramentalne, w którym mogłam liczyć na pomoc Jezusa i Moc Jego Ducha.
    Podziękowali 1In Spe
  • To jest z zakresu niedojrzałości albo jakichś zaburzeń... :(
    Przyczyny są różne, ale tak czasami jest.

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.