Dokładnie tak jest. Stad ten dogmat, że orientacja nie podlega woli. Oni nie mogą przyjąć do wiadomości, że człowiek może kontrolować swoje życie seksualne.
(...) Oni nie mogą przyjąć do wiadomości, że człowiek może kontrolować swoje życie seksualne.
Bo to "męconce" jest. A po co się męczyć... W imię czego? Że niby szczęśliwa rodzina? Ale rodzina to dzieci, a one "tyz męconce som". Generalnie wszystko wskazuje na to, że mniej męczące jest bycie homo... Dla niewierzącego indywidualisty nie znajduję żadnego argumentu za założeniem rodziny, chętnie dam się przekonać.
(...) Oni nie mogą przyjąć do wiadomości, że człowiek może kontrolować swoje życie seksualne.
Bo to "męconce" jest. A po co się męczyć... W imię czego? Że niby szczęśliwa rodzina? Ale rodzina to dzieci, a one "tyz męconce som". Generalnie wszystko wskazuje na to, że mniej męczące jest bycie homo... Dla niewierzącego indywidualisty nie znajduję żadnego argumentu za założeniem rodziny, chętnie dam się przekonać.
jeśli nie jest przeciwnikiem istnienia gatunku, to argumentem może być zwykła przyzwoitość, pozostawienie (ludzkiego) świata w stanie niepogorszonym
(...) Oni nie mogą przyjąć do wiadomości, że człowiek może kontrolować swoje życie seksualne.
Bo to "męconce" jest. A po co się męczyć... W imię czego? Że niby szczęśliwa rodzina? Ale rodzina to dzieci, a one "tyz męconce som". Generalnie wszystko wskazuje na to, że mniej męczące jest bycie homo... Dla niewierzącego indywidualisty nie znajduję żadnego argumentu za założeniem rodziny, chętnie dam się przekonać.
jeśli nie jest przeciwnikiem istnienia gatunku, to argumentem może być zwykła przyzwoitość, pozostawienie (ludzkiego) świata w stanie niepogorszonym
(Oczywiście robię za adwokata diabła- żeby nie było. I jeszcze jedno zastrzeżenie: wg mnie tak myślą młodzi, nie doświadczeni cierpieniem, niedołężnością, niezagrożeni samotnością - we własnym mniemaniu)
Indywidualista nie jest przeciwnikiem gatunku. Jest tylko zwolennikiem własnego dobrobytu. Przyzwoitość uważa, że zachowuje - nie krzywdzi nikogo, na seks ma zgodę partnera, przed dziećmi się zabezpiecza, więc się nie pojawią. Istnienie gatunku w przyszłości go nie obchodzi - z chwilą śmierci przestaje całkowicie istnieć on dla świata, świat dla niego. "Niepogorszenie" świata albo go również nie obchodzi (j.w) lub uważa, że zachowuje standardy poprzez ekologię (segreguje śmieci, idzie w stronę "zero waste", może jest wege...)
Jako niewierzący indywidualista nie czułabym się przekonana.
Ale na tej stronie jak rozumiem są argumenty za tym, że najlepsze środowisko do wychowywania dzieci to trwałe małżeństwo kobiety i mężczyzny. Ale niewierzący indywidualista nie chce mieć dzieci - zatem po co miałby wchodzić w małżeństwo???
(...) Oni nie mogą przyjąć do wiadomości, że człowiek może kontrolować swoje życie seksualne.
Bo to "męconce" jest. A po co się męczyć... W imię czego? Że niby szczęśliwa rodzina? Ale rodzina to dzieci, a one "tyz męconce som". Generalnie wszystko wskazuje na to, że mniej męczące jest bycie homo... Dla niewierzącego indywidualisty nie znajduję żadnego argumentu za założeniem rodziny, chętnie dam się przekonać.
jeśli nie jest przeciwnikiem istnienia gatunku, to argumentem może być zwykła przyzwoitość, pozostawienie (ludzkiego) świata w stanie niepogorszonym
(Oczywiście robię za adwokata diabła- żeby nie było. I jeszcze jedno zastrzeżenie: wg mnie tak myślą młodzi, nie doświadczeni cierpieniem, niedołężnością, niezagrożeni samotnością - we własnym mniemaniu)
Indywidualista nie jest przeciwnikiem gatunku. Jest tylko zwolennikiem własnego dobrobytu. Przyzwoitość uważa, że zachowuje - nie krzywdzi nikogo, na seks ma zgodę partnera, przed dziećmi się zabezpiecza, więc się nie pojawią. Istnienie gatunku w przyszłości go nie obchodzi - z chwilą śmierci przestaje całkowicie istnieć on dla świata, świat dla niego. "Niepogorszenie" świata albo go również nie obchodzi (j.w) lub uważa, że zachowuje standardy poprzez ekologię (segreguje śmieci, idzie w stronę "zero waste", może jest wege...)
Jako niewierzący indywidualista nie czułabym się przekonana.
przypomniało mi się, że też byłem niewierzącym indywidualistą, a dużą rodzinę chciałem mieć, bo bardzo lubiłem dzieci
Komentarz
Dla niewierzącego indywidualisty nie znajduję żadnego argumentu za założeniem rodziny, chętnie dam się przekonać.
Te argumenty są tutaj: http://familystructurestudies.com/outcomes/
Indywidualista nie jest przeciwnikiem gatunku. Jest tylko zwolennikiem własnego dobrobytu. Przyzwoitość uważa, że zachowuje - nie krzywdzi nikogo, na seks ma zgodę partnera, przed dziećmi się zabezpiecza, więc się nie pojawią.
Istnienie gatunku w przyszłości go nie obchodzi - z chwilą śmierci przestaje całkowicie istnieć on dla świata, świat dla niego. "Niepogorszenie" świata albo go również nie obchodzi (j.w) lub uważa, że zachowuje standardy poprzez ekologię (segreguje śmieci, idzie w stronę "zero waste", może jest wege...)
Jako niewierzący indywidualista nie czułabym się przekonana.
a dużą rodzinę chciałem mieć, bo bardzo lubiłem dzieci
Nie czuję się zwierzyną. Mam rozum i wolną wolę.
odmienne orientacje,
odmienna algebra.