Tak wynika z wypowiedzi dla Polsat News rzecznika PO Jana Grabca. Realność tej wypowiedzi zależy od utworzenia rządu przez PO i jej sojuszników. W przypadku opóźnienia tego procesu prawdopodobna jest wypłata podwyżek z mocą wsteczną.
prawdopodobna słowo-klucz. ale co się nastali frajerzy w kolejkach to ich :-)
Swoją drogą ja to już się boje co oni będą chcieli zrobić ze szkołą że takie podwyżki obiecują nauczycielom. 30 procent to bardzo dużą kwota, wystarczająca by zamknąć usta nauczycielom. Brak zadań domowych- rodzice przestaną wogole interesować się co się działo na lekcji co dzieci robiły co mają w książkach i zeszytach, będą zadowoleni ze mają święty spokój z odrabianiem lekcji. To otwarta furtka dla prania mózgów naszych dzieci np o lgbt, aborcji i innych chorych rzeczach które są chorą ideologią i z nauką nie mają nic wspólnego.
Moje dzieci nie mają zadań domowych- jakieś się trafia może raz na 2 tygodnie. Uczą się w szkole, po szkole mają czas wolny. Super to jest. Żeby wiedzieć czego dziecko się uczy wystarczy z nim porozmawiać, można przejrzeć podręczniki.
Uważam, że nauczyciele powinni być bardzo wysoko opłacani- tak, by praca w szkole była atrakcyjna dla najlepszych. Jednocześnie zatrudnienie powinno być rynkowe- kto się nie sprawdza, ten zostaje zwolniony.
Moje dzieci nie mają zadań domowych- jakieś się trafia może raz na 2 tygodnie. Uczą się w szkole, po szkole mają czas wolny. Super to jest. Żeby wiedzieć czego dziecko się uczy wystarczy z nim porozmawiać, można przejrzeć podręczniki.
Niestety ale nie każdy ma takie super podejście jak Ty. Rodzice nie mają czasu rozmawiać z dziećmi. Mnie już nawet przestaje powoli dziwić widok mojej sąsiadki która wychodzi na spacer z psem bierze swoją 10 letnia córkę i obie idą gapiąc się każda w swój telefon. Niemowlęta w wózku z bajka puszczona na telefonie to też już powoli norma- kiedyś rodzic musiał zagadywać dzidzi by nie marudzilo
Uważam, że nauczyciele powinni być bardzo wysoko opłacani- tak, by praca w szkole była atrakcyjna dla najlepszych. Jednocześnie zatrudnienie powinno być rynkowe- kto się nie sprawdza, ten zostaje zwolniony.
Zgadzam się. A Karta Nauczyciela do likwidacji - jako relikt stanu wojennego.
Moim zdaniem powinien być wprowadzony bon edukacyjny, którego wysokość zależałaby od poziomu edukacji. Przypuszczam, że znalazłoby się całkiem sporo osób, które podjęły by się edukacji swoich dzieci (chociażby na poziomi nauczania początkowego) w zamian za te pieniądze. Tym samym byłby to impuls dla edukacji domowej, nauczania prywatnego, korepetycji, korporacji nauczycielskich - rozmaitych oddolnych inicjatyw. Nauczanie publiczne powinno być marginalizowane. Jedyne co mogłoby się ostać to jakaś forma egzaminów państwowych, certyfikatów.
Uważam, że nauczyciele powinni być bardzo wysoko opłacani- tak, by praca w szkole była atrakcyjna dla najlepszych. Jednocześnie zatrudnienie powinno być rynkowe- kto się nie sprawdza, ten zostaje zwolniony.
Zgadzam się. A Karta Nauczyciela do likwidacji - jako relikt stanu wojennego.
Akurat płacenie rodzicom za nieposyłanie dziecka do szkoły wydaje mi się bardzo złym pomysłem.
Nie za nieposyłanie, tylko za to, że sami go nauczą tego samego, co jest wskazane w podstawie. Albo znajdą kogoś, kto za nich to zrobi ale w taki sposób i w takiej formie jak im odpowiada. A nie urzędasom.
Nie zgadzam się, mnie matematyki np bardzo dobrze nauczyła korepetytorka, a angielski zdałam nieźle dzięki wymagającej nauczycielce. Rodzice nie zawsze mogą nauczyć wszystkiego, niejedno dziecko więcej ogarnęło dzięki szkole.
Akurat płacenie rodzicom za nieposyłanie dziecka do szkoły wydaje mi się bardzo złym pomysłem.
Nie za nieposyłanie, tylko za to, że sami go nauczą tego samego, co jest wskazane w podstawie. Albo znajdą kogoś, kto za nich to zrobi ale w taki sposób i w takiej formie jak im odpowiada. A nie urzędasom.
A jak kasę wezmą, a nie nauczą nawet tego minimum którym jest podstawa?
Akurat płacenie rodzicom za nieposyłanie dziecka do szkoły wydaje mi się bardzo złym pomysłem.
Nie za nieposyłanie, tylko za to, że sami go nauczą tego samego, co jest wskazane w podstawie. Albo znajdą kogoś, kto za nich to zrobi ale w taki sposób i w takiej formie jak im odpowiada. A nie urzędasom.
A jak kasę wezmą, a nie nauczą nawet tego minimum którym jest podstawa?
egzaminy państwowe
to jest pytanie, czy system ma być ustawiony pod patologię, czy pod normalnych ludzi
Akurat płacenie rodzicom za nieposyłanie dziecka do szkoły wydaje mi się bardzo złym pomysłem.
Nie za nieposyłanie, tylko za to, że sami go nauczą tego samego, co jest wskazane w podstawie. Albo znajdą kogoś, kto za nich to zrobi ale w taki sposób i w takiej formie jak im odpowiada. A nie urzędasom.
A jak kasę wezmą, a nie nauczą nawet tego minimum którym jest podstawa?
Można uzależnić wypłatę od zdania egzaminu jeśli już państwo musi ingerować w system. Albo stworzyć coś na wzór kaucji która potem jest zwracana + płaca za naukę. Albo tę zapłatę ująć w formie odpisu od podatku. Rozwiązań jest sporo. Nie wiem dlaczego niemal zawsze w tego typu rozważaniach zaraz pojawia się wątpliwość, że jak się ludziom da trochę wolności to zaraz coś zepsują. Zresztą nauczyciele też nieraz dzieciaka nie nauczą i co? Ponoszą jakieś konsekwencje? No właśnie.
To jest błędne myślenie, że skoro w edukacji publicznej jest źle, to i rodzice mają mieć prawo do nienauczenia dziecka. Zła eduakcja nie może być wzorcem, do którego powinno odnosić się inne rozwiązania. Rozwiązania powinny iść w kierunku ideału eduakcji.
Edukacja obywateli to dobro całego społeczeństwa. Więc troska o dobre wykształcenie powinna dotyczyć każdego dziecka.
Dokładnie, społeczeństwo moim zdaniem powinno być dobrze kształcone, aby nie wyrastało kolejne pokolenie totalnych ignorantów. Dobra edukacja jest w interesie dorosłych i dzieci.
To jest błędne myślenie, że skoro w edukacji publicznej jest źle, to i rodzice mają mieć prawo do nienauczenia dziecka. Zła eduakcja nie może być wzorcem, do którego powinno odnosić się inne rozwiązania. Rozwiązania powinny iść w kierunku ideału eduakcji.
Edukacja obywateli to dobro całego społeczeństwa. Więc troska o dobre wykształcenie powinna dotyczyć każdego dziecka.
Przecież nigdzie nie napisałem, że mają prawo! Chodzi tylko o to, że jest alternatywa dla beznadziejnej szkoły publicznej w której dziecko hodowane jest wbrew naturze przez głupawych pedagogów. I rzecz w tym, żeby te alternatywne formy edukacji wzmacniać.
Zła edukacja to wypadkową kilku czynników Oszczędności. Klasy są blisko 30 osobowe. W każdej klasie dzieci z trudnościami, opiniami. Oczekiwania,że dziecko z mniejszymi możliwościami dorówna rówieśników o dużych możliwościach. Oczekiwania, że szkoła "nauczy" i zdziwienie, że samemu trzeba po prostu przysiąść i popracować także po lekcjach, żeby choćby utrwalić tabliczkę mnożenia czy słówka, daty i wydarzenia. Fatalne zarządzanie - pokutuje pojęcie,,ze skoro wszyscy chodzili do szkoly, wszyscy mają uczniów w domu - to każdy się na oświacie zna i może nia kierować. Oczekiwania,że szkoła spełni oczekiwania i wymagania KAZDEGO rodzica, urzędnika. To tak nie działa. Brak stałości i skrajne upolitycznienie ,szczególnie przez ostatnie lata . Przeładowana podstawa. Porównywanie publicznej do korepetycji i oczekwiania,że szkoła z klasami blisko 30 osobowymi, w tym z dziećmi z różnymi zaburzeniami i dysfunkcjami będzie miała takie warunki do pracy z nimi, jak klasy w szkołach, gdzie jest ostra selekcja czy takie warunki, jak korepetytor w pracy jeden na jeden Przecież to niedorzeczne
@kociara no i właśnie dlatego można by odciążyć ten niewydolny system wprowadzając bony. Kto będzie chciał pośle dziecko do szkoły i kasa zasili jej konto. Ktoś inny za te pieniądze sam nauczy dziecko, a ktoś inny z kolei jeszcze dopłaci i wynajmie korepetytora albo pośle dziecko do szkoły prywatnej.
Rozwiązania powinny iść w kierunku ideału eduakcji.
Ideałem jest prywatny nauczyciel mający zajęcia tylko z konkretnym dzieckiem. Wszelkie inne rozwiązania to próby pogodzenia możliwości finansowych i organizacyjnych urzędników.
Rozwiązania powinny iść w kierunku ideału eduakcji.
Ideałem jest prywatny nauczyciel mający zajęcia tylko z konkretnym dzieckiem. Wszelkie inne rozwiązania to próby pogodzenia możliwości finansowych i organizacyjnych urzędników.
I pasienie pieniędzmi podatników rzeszy nieudolnych i pretensjonalnych urzędasów.
Akurat płacenie rodzicom za nieposyłanie dziecka do szkoły wydaje mi się bardzo złym pomysłem.
Jeśli jacyś rodzice chcą "brać kasę za nieposylanie dziecka do szkoły", to ono ma dużo powaznoeijszy problem niż to, że się nie nauczy budowy pantofelka.
Niewydolny system należy naprawić, a nie go dobijać! Bo to spowoduje podział w społeczeństwie, który jest w dłuższej perspektywie bardzo szkodliwy!
Ten system z góry był skazany na nieudolność, zatem im szybciej z nim skończymy tym lepiej. Tworzenie rzesz ludzi z wyższym wykształceniem na papierku, a nie potrafiących samodzielnie myśleć, to patologia charakterystyczna dla ustrojów totalitarnych. Dobre szkoły wyższe szkolą elity, a elity to są jednostki, a nie rzesze ludzi.
Akurat płacenie rodzicom za nieposyłanie dziecka do szkoły wydaje mi się bardzo złym pomysłem.
Jeśli jacyś rodzice chcą "brać kasę za nieposylanie dziecka do szkoły", to ono ma dużo powaznoeijszy problem niż to, że się nie nauczy budowy pantofelka.
I dlatego pozbawienie takiego dziecka szkoły byłoby niekorzystne dla niego.
Niewydolny system należy naprawić, a nie go dobijać! Bo to spowoduje podział w społeczeństwie, który jest w dłuższej perspektywie bardzo szkodliwy!
Taaa podziały. Ale znalazłaś argument. Akurat szkoła publiczna pomaga je redukować. Zresztą podziały i nierówności są czymś naturalnym. Jest to jednak symptomatyczne, że zwolennicy publicznej edukacji muszą uciekać się do takich efemerycznych argumentów
@Turturek ja piszę o szkołach podstawowych, nie wyższych. Edukacja podstawowa powinna byc na wysokim poziomie dostępna dla każdego dziecka. Co do tego co po niej, to uważam, że powinny byc odwrotne proporcje uczniów w liceach i technikach. Spotkałam się nie raz, że dziecko średnio zdolne albo mało zainteresowane nauką idzie do liceum, bo rodzice uważają technikum za gorszą szkołę.
Niewydolny system należy naprawić, a nie go dobijać! Bo to spowoduje podział w społeczeństwie, który jest w dłuższej perspektywie bardzo szkodliwy!
Taaa podziały. Ale znalazłaś argument. Akurat szkoła publiczna pomaga je redukować. Zresztą podziały i nierówności są czymś naturalnym. Jest to jednak symptomatyczne, że zwolennicy publicznej edukacji muszą uciekać się do takich efemerycznych argumentów
To po co piszesz o jakichś zmianach? Przecież super jest, że część dzieci ma beznadziejną szkołę, bo jakby każde miało super szkołe, to by nie było nierówności. Co za bzdura!
Komentarz
Tak wynika z wypowiedzi dla Polsat News rzecznika PO Jana Grabca. Realność tej wypowiedzi zależy od utworzenia rządu przez PO i jej sojuszników. W przypadku opóźnienia tego procesu prawdopodobna jest wypłata podwyżek z mocą wsteczną.
prawdopodobna
słowo-klucz.
ale co się nastali frajerzy w kolejkach to ich :-)
W każdej demokracji rząd tworzy zwycięska partia.
Zajęcia z wos, klasa pierwsza. Warto by nauczyciel to wiedział
Rodzice nie zawsze mogą nauczyć wszystkiego, niejedno dziecko więcej ogarnęło dzięki szkole.
to jest pytanie, czy system ma być ustawiony pod patologię, czy pod normalnych ludzi
Edukacja obywateli to dobro całego społeczeństwa. Więc troska o dobre wykształcenie powinna dotyczyć każdego dziecka.
Oszczędności. Klasy są blisko 30 osobowe. W każdej klasie dzieci z trudnościami, opiniami. Oczekiwania,że dziecko z mniejszymi możliwościami dorówna rówieśników o dużych możliwościach. Oczekiwania, że szkoła "nauczy" i zdziwienie, że samemu trzeba po prostu przysiąść i popracować także po lekcjach, żeby choćby utrwalić tabliczkę mnożenia czy słówka, daty i wydarzenia.
Fatalne zarządzanie - pokutuje pojęcie,,ze skoro wszyscy chodzili do szkoly, wszyscy mają uczniów w domu - to każdy się na oświacie zna i może nia kierować.
Oczekiwania,że szkoła spełni oczekiwania i wymagania KAZDEGO rodzica, urzędnika.
To tak nie działa.
Brak stałości i skrajne upolitycznienie ,szczególnie przez ostatnie lata .
Przeładowana podstawa.
Porównywanie publicznej do korepetycji i oczekwiania,że szkoła z klasami blisko 30 osobowymi, w tym z dziećmi z różnymi zaburzeniami i dysfunkcjami będzie miała takie warunki do pracy z nimi, jak klasy w szkołach, gdzie jest ostra selekcja czy takie warunki, jak korepetytor w pracy jeden na jeden
Przecież to niedorzeczne
no i właśnie dlatego można by odciążyć ten niewydolny system wprowadzając bony. Kto będzie chciał pośle dziecko do szkoły i kasa zasili jej konto. Ktoś inny za te pieniądze sam nauczy dziecko, a ktoś inny z kolei jeszcze dopłaci i wynajmie korepetytora albo pośle dziecko do szkoły prywatnej.
Ideałem jest prywatny nauczyciel mający zajęcia tylko z konkretnym dzieckiem. Wszelkie inne rozwiązania to próby pogodzenia możliwości finansowych i organizacyjnych urzędników.
Co do tego co po niej, to uważam, że powinny byc odwrotne proporcje uczniów w liceach i technikach. Spotkałam się nie raz, że dziecko średnio zdolne albo mało zainteresowane nauką idzie do liceum, bo rodzice uważają technikum za gorszą szkołę.
Co za bzdura!