Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Tridentina

edytowano październik 2010 w Polecamy
Się wybieram. :cool:

image
«13456710

Komentarz

  • to oznacza że forma liturgii dla neonów nie ma aż takiego znaczenia
    też bym poszedł (kolejny neon)
    :bigsmile:
  • Cuda się dzieją normalnie!

    C&P: kto będzie celebrował?
  • Jestem kolejnym neonem, który był na Tridentinie. Tylko raz, bo godzina 9 rano jak wiadomo ostro koliduje z niedzielnymi laudesami, a co tu ukrywać, msza w rycie nadzwyczajnym do najkrótszych nie należy :DD.
    O ile utrzymają się msze na godzinę 17 (na razie testowo) to zamierzam chodzić regularnie. W każdym razie, mszalik już kupiłem ;D
  • @Greg: Nie czytałeś na Fejsie?
    "Kronika Novus Ordo UWAGA!!! Msza w Gliwicach!
    Dzięki uprzejmości księdza proboszcza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, 17 października o godz. 16.00 w Gliwicach w Kościele Św. Trójcy przy ul. Mikołowskiej zostanie odprawiona inauguracyjna Msza Św. "po staremu". Celebransem będzie ks. Jarosław Steczkowski z Bytomia. Deo gratias!"

    Szacunek dla Neonów którzy się wybierają! Oby zagościli na stałe!
  • Dlaczego ksiądz na zdjęciu stoi tyłem? I gdzie ma mikrofon ołtarzowy?
  • @Maciek - Ty wiesz, gdzie on go ma...
  • A żeby było śmieszniej, to Wam powiem, że inicjatorem całego przedsięwzięcia jest... neon właśnie, mój brat ze wspólnoty, który tak długo "masował" biskupa, aż ten się zgodził.
    Jutro idziemy po parafiach plakaty rozwieszać.:cool:
  • A ja to od zawsze wiem, że Neony się rajcują każdym nabożeństwem, które trwa dłużej niż 45 minut :bigsmile:
  • [cite] Cart&Pud:[/cite]A żeby było śmieszniej, to Wam powiem, że inicjatorem całego przedsięwzięcia jest... neon właśnie, mój brat ze wspólnoty, który tak długo "masował" biskupa, aż ten się zgodził.
    Jutro idziemy po parafiach plakaty rozwieszać.:cool:
    Apokalipsa nadchodzi, powyższe to ewenementy znak.
  • [cite] Cart&Pud:[/cite]A żeby było śmieszniej, to Wam powiem, że inicjatorem całego przedsięwzięcia jest... neon właśnie, mój brat ze wspólnoty, który tak długo "masował" biskupa, aż ten się zgodził.
    Mimo, że jestem z Lublina, znam go osobiście.
  • [cite] brumek:[/cite]Msza Trydencka jest jak powiew świeżego powietrza w dusznym pomieszczeniu.
    Ehhh się rozmarzyłem.
    powiewem byłoby gdyby kapłani zaczęli przypominać nauki soboru Trydenckiego, a tak zostanie tylko taki estetyczny sygnał...
  • Powiewem byłoby gdyby kapłani zaczęli przypominać w ogóle nauki Kościoła Katolickiego, a tak zostanie tylko bajka Bruno Ferrero na pseudo-homilii i rosnąca liczba agnostyków...
  • [cite] Maciek:[/cite]Dlaczego ksiądz na zdjęciu stoi tyłem? I gdzie ma mikrofon ołtarzowy?
    Dobrze, że nie stwiasz pytania: "a gdzie stół ołtarzowy?"
  • Kocham to forum.
    Naprawdę.
    Jakby na forum krzyż zobaczyli neona polecającego tridentinę to by się zrobił im taki dysonans poznawczy, żeby serwer z ciśnienia rozwaliło.
  • A ja bym chciała do neonów! Ale tu takowych niet.
  • [cite] Bogna:[/cite]to by się zrobił im taki dysonans poznawczy, żeby serwer z ciśnienia rozwaliło.
    Ty wiesz, że to jest myśl...:cool:
  • Będą pewni, że neo heretycy wracają w końcu do świętej Matki Kościoła. :devil:
  • Msza tyłem to właściwie w głównej mierze kwestia estetyki, jako rzecze gregorius. A w kwestiach doktrynalnych między neonami a tradsami jest sporo zbieżności.

    OT: w Pruszczu był swego czasu ruch nazi-punków, którzy lali równo i łysych i czubatych.
  • [cite] Namor:[/cite] A w kwestiach doktrynalnych między neonami a tradsami jest sporo zbieżności.
    śmiem wątpić, moje doświadczenie mówi mi, ze różnice są ogromne
  • [cite] Gregorius:[/cite]
    [cite] Namor:[/cite] A w kwestiach doktrynalnych między neonami a tradsami jest sporo zbieżności.
    śmiem wątpić, moje doświadczenie mówi mi, ze różnice są ogromne
    Racja. Na forum krzyż, Neo to herezja.
  • [cite] poncki:[/cite]
    [cite] Gregorius:[/cite]
    [cite] Namor:[/cite] A w kwestiach doktrynalnych między neonami a tradsami jest sporo zbieżności.
    śmiem wątpić, moje doświadczenie mówi mi, ze różnice są ogromne
    Racja. Na forum krzyż, Neo to herezja.
    Ja się nie podpieram forum krzyż, tylko własnymi doświadczeniami z neo-katechez.
  • Ja się nie podpieram forum krzyż, tylko własnymi doświadczeniami z neo-katechez.
    Nie sugerowałem tego.
  • [cite] Małgorzata32:[/cite]A ja bym chciała do neonów! Ale tu takowych niet.
    Do Amsterdamu masz niedaleko?
  • Łączy nas tradycyjne podejście do rodziny. A na rodzinie zbudowany jest Kościół. Jak dla mnie to już bardzo dużo.

    Moje doświadczenia osobiste są przeciwne (do tych gregoriusowych się znaczy).
  • Choć jestem wiele lat, nie pałam ślepą miłością do neo to muszę powiedzieć, że dzięki DN jestem w kościele. Dużo naprostowała w moim życiu.
  • Ehhh, mam niepisana umowę z C&P, że nie wykopuję anty-neonowego toporka. Kto chętny, może w archiwum pogrzebać. Wątków z wojenką tradsowsko-neońską było też sporo (może nie tyle co o NPRze ale równie długaśne)
  • [cite] maniek:[/cite]
    [cite] Małgorzata32:[/cite]A ja bym chciała do neonów! Ale tu takowych niet.
    Do Amsterdamu masz niedaleko?

    Ok 200 km:bigsmile:
  • Pff, no były wątki tradso-neońskie, były, ale jak przyszło co do czego, to się okazało, że są jak dwie strony tej samej monety, choćby nie wiem jak się nadymali z obrazy. Zresztą - tu już się przestali nadymać, zaczęli kolegować, i nawet wspólnie adminują (szefem jest Trads, a vice-szefową Neonka).

    Wkleję kiedyś tekst, który miał się gdzieś ukazać, potem się nie ukazał, nazywał się "Unio Beatifica". Tam napisałam, co mnie w jednych i drugich ujmuje i zachwyca, choć do Tradsów mi bliżej.
  • Wklej, wklej zanim zapomnisz.:wink:
    Bardzo ciekawa jestem Twoich przemyśleń.
  • No to wklejam, choć o Tradsach i Neonach jest raptem parę zdań na końcu, ale też cały artykuł jest ortodoksyjno-radykalny :bigsmile:


    Unio beatifica

    "Unia, jedność uszczęśliwiająca" to teologiczny termin określający jedność człowieka z Chrystusem. Od tego, jak głęboka jest ta jedność, czyli nasza relacja z Bogiem, zależą wszystkie inne relacje â?? na poziomie osobowym, międzyludzkim czy wreszcie na poziomie całego Kościoła.

    Aby móc określić, na czym polega wewnętrzna jedność, czyli spójność czy integralność człowieka, musimy wyjść od pytania: z czego składa się człowiek? Jakie istnieją w nim elementy, i jak należy je ułożyć?
    Chrześcijańska koncepcja człowieka zakłada, że jest on bytem fizyczno-duchowym. "Pochodząca od Boga dusza udziela istnienia ciału. Człowiek istnieje istnieniem swej duszy w ciele, poprzez które działa", pisał O. Mieczysław Krąpiec. Co najistotniejsze â?? każdy z nas jest podmiotem, istotą , która jest wolna, zdolna do miłości i poznania intelektualnego. Każdy człowiek z osobna jest większą wartością niż społeczeństwo, grupa czy populacja.
    Jedność duchowo-fizyczna?

    Ta szczególna godność każdego człowieka wynika z faktu, że zostaliśmy stworzeni przez Boga i ukochani przez Niego, kiedy "w ukryciu powstawaliśmy, utkani w głębi ziemi" (Por. Ps 139,15).

    Powyższy wstęp był nam potrzebny, aby zrozumieć, dlaczego tak ważna i â?? jak w tytule â?? uszczęśliwiająca jest dla człowieka wewnętrzna spójność. Dzieje się tak dlatego, że jesteśmy szczęśliwi robiąc coś, do czego się nadajemy. Jako Chrześcijanie, Dzieci Boże, "nadajemy się" do zbawienia â?? do powrotu do pierwotnej doskonałości.

    "To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe. Wszystko zaś to pochodzi od Boga, który pojednał nas z sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania. Albowiem w Chrystusie Bóg jednał z sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazując słowo jednania. Tak więc w imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem." (2 Kor 5, 18-20)

    I. Integralność moralna, czyli dlaczego katolik nie może popierać niektórych współczesnych wynalazków.

    W pojęciu integralności moralnej chodzi o odnoszenie swojego postępowania w każdej sytuacji do JEDNEGO systemu wartości. Nie można bez szkody dla sumienia, a w końcu i dla zdrowia psychicznego, stosować różnych zasad w zależności od sytuacji. Niektórzy nazwą to "katolickim fundamentalizmem", "katofaszyzmem", taką i owaką "fobią" - ale katolik nie może potakiwać, ani nawet milczeć, kiedy łamane są podstawowe prawa, które wyznaje. Przykładów mamy wokół aż nadto, bo ostatnio różne niegodziwości zrobiły się strasznie modne. Nie można jednak być katolikiem i stwierdzać, że te biedne/młode/chore/zgwałcone kobiety zasługują, aby im ulżyć... Albo, że te biedne/młode/niezaradne małżeństwa muszą się jakoś zabezpieczać... Albo, że te biedne/nie takie młode/spragnione potomstwa pary "mają prawo" do dziecka.
    Chrześcijanin wie, że nie można uszczęśliwiać (pozornie zresztą) jednej osoby kosztem drugiej. I choćby go to sporo kosztowało, ma obowiązek to powiedzieć. Napominanie grzesznych jest naszym obowiązkiem, uczynkiem miłosierdzia wobec duszy bliźniego. W odpowiedzi nieraz usłyszymy, że jesteśmy świętoszkowaci, że uważamy się za lepszych, prawie na pewno poleci cytat o belce w oku. I to jest moment, żeby z pokorą zajrzeć w głąb siebie i sprawdzić, czy moje napomnienia wynikają na pewno ze szczerej troski o Chrystusowe prawa. Jeśli tak â?? należy trwać przy swoim, nie zważając na nic. Nie mów Bogu, jak wielkich masz wrogów: mów wrogom, jak wielkiego masz Boga.
    A jeżeli odkryjemy, że rzeczywiście lubimy się napawać własną fajnością, że wytykamy bliźnim ich słabości po to, żeby troszkę "uszczypnąć", pomódlmy się o więcej miłości i delikatności, o umiejętność oddzielania grzechu od grzesznika. A przede wszystkim musimy sobie przypomnieć, że nie walczymy o własne widzimisię, ze to nie my wymyśliliśmy te zasady, że ich łamanie nie nas obraża, lecz samego Boga. My też dopiero dążymy do doskonałości, z jakim rezultatem, sami wiemy najlepiej â?? ale uznajemy Boga za doskonałość! I dlatego musimy wszystko odnosić do Niego i do Jego praw. Inaczej zostanie z nas dość żałosna skorupka, czy może teatralny kostium â?? ale na pewno nie wewnętrznie pogodzony, dojrzały człowiek.

    II. Jedność w małżeństwie
    "Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela."
    W istotę człowieka, jak wspomniano na początku, wpisana jest zdolność do miłości, która w swoim szlachetnym, prawdziwym znaczeniu oznacza zdolność do przekraczania samego siebie. Bóg wspiera i pomnaża tę ludzką zdolność przez sakrament małżeństwa. Małżeństwo to nie tylko związek, relacja, kontrakt dwojga ludzi. To widzialny znak łaski Bożej: "(...) udziela małżonkom wielu łask, gdyż pomnaża w nich łaskę uświęcającą i daje szczególniejszą łaskę posiłkową do wiernego spełniania obowiązków i pielęgnowania cnót małżeńskich, jak dozgonna miłość, wierność i wzajemna pomoc, a przede wszystkim troska o dobre wychowanie dzieci w bojaźni Bożej."(Podstawy dogmatyki katolickiej, Ks. dr W. Kalinowski, Ks. dr J. Rychlicki, Poznań, 1954).

    Jedność w kontekście małżeństwa oznacza przede wszystkim monogamię, następnie â?? nierozerwalność, wreszcie wspólnotę fizyczną i duchową.
    Aby otworzyć się na wszystkie cuda, które Bóg chce jej dać, wspólnota mężczyzny i kobiety (tak tylko przypominam, że o innym układzie nie ma mowy) nie może się zamknąć w sobie, istnieć tylko na własną cześć, nie o taką "jedność" idzie. Człowiek, który wchodzi w katolickie małżeństwo, przestaje należeć do siebie: swoje ciało, siły, czas, rozum i czułość oddaje drugiemu â?? z wzajemnością! Z wzajemnego oddania, z obustronnego wyrzekania się siebie i swoich "widzimisiów", tworzy się biblijne "jedno ciało". Ale ta wspólnota, ta jedność ma konkretny cel: zrodzenie i wychowanie dzieci. Dla katolickiego małżeństwa drogą do zbawienia są dzieci! "I oboje małżonkowie uważać będą te dzieci, które skorym i wdzięcznym przyjęli sercem z ręki Bożej jako skarb powierzony im przez Boga, który zużyją nie tylko na korzyść swoją i ziemskiej swej ojczyzny, lecz który w dzień zdania rachuby z zyskiem Bogu oddadzą." (Pius XI, encyklika Casti Connubii). Mąż i żona, codziennie budując swoją jedność, współpracują dla dobra swoich dzieci i oczywiście również swojego, ale jak uczy doświadczenie wieków â?? jedno z drugiego naturalnie wynika. Dzieci nie zaburzają relacji małżeńskiej, tylko ją dopełniają i nadają jej sens.

    I tu po raz kolejny pokazuje się mądrość Kościoła, sceptycznie odnoszącego się do małżeństw katolików z innowiercami, czy osobami niewierzącymi. Ktoś, kto nie wierzy w moc sprawczą sakramentu i płynące z niego łaski; ktoś, kto nie rozumie, w imię czego miałby rezygnować z własnej wygody, ambicji czy po prostu własnego zdania; ktoś, kto nie bierze na siebie odpowiedzialności za katolickie wychowanie dzieci â?? taka osoba, choćby skądinąd dobra, atrakcyjna i serdecznie zakochana, nie jest najlepszym kandydatem na męża czy żonę dla katolika. Zdaję sobie sprawę, że piszę coś niepopularnego. Niewierzący narzeczony to ostatnio żadna sensacja, druga sprawa, że i strona rzekomo katolicka też często ma mgliste pojęcie o powadze kroku, na jaki się decyduje. Nawet jednak zakładając, że jest to osoba naprawdę głęboko wierząca, świadoma przymiotów małżeństwa, zdecydowana wychowywać dzieci na katolików â?? to czeka ją naprawdę ciężkie zadanie, w którym będzie poniekąd odosobniona. Jedność małżeńska będzie nadszarpnięta. Nie mówiąc już o tym, że tylko człowiek spójny wewnętrznie jest naprawdę dojrzały i "pozbierany" - a jedyną spójną i pełną koncepcją, odpowiadającą na wszystkie ludzkie potrzeby i stawiającą człowieka na właściwym miejscu jest chrześcijaństwo.
    Pojawią się dzieci i zaczną zadawać mnóstwo pytań: dlaczego tata się nie modli? Dlaczego nie chodzi do kościoła? Albo w wypadku związku katolicko-protestanckiego: dlaczego mama nie mówi "Zdrowaś Maryjo?" Dlaczego nie chodzi do spowiedzi?
    Naprawdę bardzo trudno zbudować wtedy jeden, wspólny i pozbawiony rys system wychowawczy, prawie niemożliwe â?? występować wobec dzieci jako jedno "ciało rodzicielskie".
    Oczywiście, że istnieją tysiące małżeństw mieszanych, tysiące małżeństw katolików z niechrześcijanami. Ale doświadczenie mówi jasno: nieuchronnie pojawiają się kompromisy, wartości się rozmywają, czasami wierząca strona z latami obojętnieje. Choć zdarza się również (ale dużo, dużo rzadziej), że niewierzący małżonek się nawraca czy protestant zostaje katolikiem.
    Bóg daje małżonkom naprawdę potężne "uposażenie", spaja ich najmocniejszym istniejącym na ziemi węzłem. Nie warto z tego pochopnie rezygnować. To też jest Unio beatifica.

    III. Jedność Kościoła, czyli co łączy Tradsów z Neonami.

    Dotychczas była mowa o jedności wewnątrz-ludzkiej i między-ludzkiej, choć już i tam wyraźnie widać, że nawet w takim wymiarze jedność jest nieosiągalna dla człowieka bez Bożej pomocy. Jednak najdoskonalszym uosobieniem jedności Boga i człowieka jest Kościół, który przede wszystkim jest JEDEN. Jedyny. Nie ma drugiego, alternatywnego wyjścia, nie ma "Każdy ma rację". Kościół Katolicki, założony przez Chrystusa i przekazujący pełnię Jego nauki, rozdzielający ważne sakramenty â?? jest jeden. Nauka Chrystusa też jest jedna, pełna, spójna, kompletna. Tak spójna, że można ją tylko w całości przyjąć, albo w całości odrzucić. To nie jest zbiór luźnych sugestii, garść opowiastek, z których można sobie wybrać co celniejsze. Kościół, jego nauczanie, jego Sakramenty, szczególnie Liturgia Mszy Świętej - to monolit.
    Hmm, pomyśli sobie ten i ów. Monolit? A przecież jest tyle wspólnot, które nie tylko skrajnie się od siebie różnią, ale jeszcze uprawiają między sobą wojenki (odruchowo przychodzą tu na myśl przepychanki tradso-neońskie, pomiędzy członkami Neokatechumenatu a tradycyjnymi katolikami, uczęszczającymi na Msze Trydenckie). "Pomiędzy" nimi jest oczywiście cały kościelny mainstream.
    Wydaje mi się, że to zacięcie wynika z gorliwości obu stron. Służą mi za przykład, ponieważ są niezmiernie wyraziści :) Tak naprawdę łączy ich wszystko â?? prócz oprawy liturgicznej. To jest sprawa niezmiernie ważna i sama mam w tym sporze wyrobione zdanie â?? ale naprawdę warto zauważyć, że ich zapał bierze się z tego samego źródła: z traktowania Boga na serio, z ukierunkowania całego życia na pełnienie Jego woli.

    Ci i inni gorliwcy, zapaleńcy, (niejeden stwierdzi â?? nawiedzeni), są jednym w Chrystusie. Korzystają z łask sakramentalnych ("latają co tydzień do spowiedzi", powiedzą życzliwi), modlą się ("w kółko"), mają dużo dzieci ("w tych czasach?!") i mocne zasady (niedzisiejsze).
    Jeszcze jedno ich łączy. Są szczęśliwi. Unio beatifica.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.