W akademiku to mój mąż pieluchy ugotował (ciekawa jestem kto na forum wie, co to znaczy pieluchy gotować - to takie starożytne zajęcie:bigsmile::bigsmile:) na twardo, pół kotła wyrzuciłam, łącznie z kaftaniczkami przemyconymi z DDRu:sad:
[cite] ganna4:[/cite]W akademiku to mój mąż pieluchy ugotował (ciekawa jestem kto na forum wie, co to znaczy pieluchy gotować - to takie starożytne zajęcie:bigsmile::bigsmile:) na twardo, pół kotła wyrzuciłam, łącznie z kaftaniczkami przemyconymi z DDRu:sad:
Owszem, znam i gotowanie, i kaftaniki z DDRu. Ja starej daty jeZdem... :bigsmile:
Ja tez miałam kiedys" mały" nietypowy kataklizm. Mamy w kuchni kaloryfer drabinkowy. Ponieważ poza sezonem grzewczym spuszczają u nas wodę , przy kolejnym sezonie te drabinkowe trzeba odpowietrzać. To b. proste: jest taka mikroskopijna śrubeczka na górze, odkrecamy i powietrze ssssycząc , ucieka. Zwykle robił to mąż, ale ja chciałam się samodzielnością wykazać.Odkrecam, a tu cisza. No to jeszcze troszkę..nic. Wracam ze szpileczką, podziabałam trochę...i jak strzelił strumień powietrza i potem wody, to śrubkę wysadziło w kosmos....Brunatny strumień rozbryzgiwal się na suficie... (nad nami 3 pietra)
Stałam tak i probowałam zatykać palcem wylot i błagalam córkę (1,5 r.), zeby szukała takiej srebrnej śrubeczki...gdzieś. A ta płakała i bała sie wejść do kuchni.
Dobrze,ze mamy aneks, to przynajmniej ją widzialam. Śrubke znalazlam sama ( i tak juz woda byla wszedzie).Kuchnia do malowania i mycia. Stres przy odpowietrzaniu- do teraz!:shocked:
dzięki za ten wątek!
a ja się dzisiaj wnerwiłam jak mi kubek soku czerwonego syn wylał na wykładzinę beżową (i trochę też na materacyk i do szuflady pod łóżeczkiem, ale to odkryłam później),
od teraz w takich sytuacjach będę przywoływać sobie obraz tej kuchni w cieście naleśnikowym
:gt:
Nika6:
"Jestem wsciekla i nie recze za siebie :ev: Natychmiast do swojego pokoju i modlić się, zeby mi szybko przeszło!!!!
I nie wkurzac mnie!!! :eu:
Jak sie uspokoje to wroce i porozmawiamy"
Niedawno rozmawiałam ze znajoma, która opowiadała mi o wizycie u psychologa-problemy emocjonalne jej syna,zapytała, co Ona (moja znajoma)robi w sytuacji wściekłości, histerii dziecka? A ona: wysyłam do pokoju i jak się uspokoi to możemy pogadać.Na co p.psycholog: to nie dobrze, dziecko powinno zostać z panią, a pani powinna pomóc mu zaakceptować jego stan/złość.Miła na myśli radzenie sobie w trudnych sytuacjach,by te stany złości były wspomagane obecnością rodzica.
Widzisz, jak oni sie wściekają to też ich odsyłam do "samotni" (jakis spokojny fragment domu) bo mi sie udziela...
Mozemy o tym pogadac? Mnie sie nie wydaje ze dobre jest by dzieci uczyly sie ze to ktos je uspokaja, a nie one same siebie.
W koncu to czlowiek sam odpowiada za swoje negatywne emocje i sam musi sobie z nimi radzić (a najlepiej z Bogiem)....
Jestem otwarta na rozmowy na ten temat i ewentualną reformę mojego myślenia - jest o tym może jakis wątek?
[cite] _Joanna _:[/cite]dzięki za ten wątek!
a ja się dzisiaj wnerwiłam jak mi kubek soku czerwonego syn wylał na wykładzinę beżową (i trochę też na materacyk i do szuflady pod łóżeczkiem, ale to odkryłam później),
od teraz w takich sytuacjach będę przywoływać sobie obraz tej kuchni w cieście naleśnikowym
:gt:
Sok powiadasz?
Mi kiedyś dziecię wylało w kuchni butelkę trzylitrowego oleju. Chyba przez miesiąc podłoga się lepiła...
To zdanie mnie rozwala...
Kiedyś z mężem poszliśmy na spotkanie dla rodziców, które miało nam pomóc rozmawiać z naszymi dziećmi o problemach, rozwiązywać je wspólnie i wyciszać dzieci, które się złoszczą.
No i właśnie panie polecały to zdanie.
Teraz, jak jestem wściekła to mąż staje przede mną i z miną niewiniątka pyta: "kochanie, chcesz o tym porozmawiać?" I natychmiast mnie tym rozbraja i nie potrafię opanować chichotu.
[cite] Prayboy:[/cite]trzeba było zalać podłogę wodą, olej wypłynąłby na wierzch zgodnie z prawem fizyki, zebrałoby się go z powierzchni a potem wytarło podłogę do sucha
dzisiejszy dzień powinnam nazwać "Jaka piękna katastrofa" :P
wcześnie dziś wstałam z mocnym postanowieniem nadgonienia roboty domowo-firmowej....
i osiągnęłam już pierwsze "sukcesy" :cg:
zalałam pralnię (dziwnym trafem wyskoczył mi wąż z odpływu) - a ja skoro świt włączyłam pranie.... pralnia u nas na poddaszu jest
więc zauważyłam "problem" jak dojrzałam wodę ściekającą ciurkiem po lampach na stół w jadalni
na stole w jadalni (bo to ogromny stół) leżały nasze laptopy, nowiutka drukarka oraz wielka kupa dokumentów firmowych, bo w poniedziałek siedzieliśmy nad księgowością, + oczywiście trochę towarów (bo na dużym stole najwygodniej mi się pakuje paczki)
jak ogarnęłam chaos na stole, podłożyłam ręczniki pod lampy ociekające wodą, ogarnęłam pływającą pralnię, poszłam do kuchni ukoić zszargane nerwy i zaczęłam szykować obiad
rozpoczęłam z rozmachem... z rozmachem chwytając rondel z wodą zalałam pół kuchni, kuchenkę oraz otwartą akurat szufladę z przyprawami
przy czym przestraszyłam swoje kocice, a te spłoszone, uciekając z gracją stada słoni - zrzuciły mi opakowanie z jajkami (szczęście w nieszczęściu były tam już tylko dwaa ostanie jajka)
i wiecie co.... właściwie nic się nie stało
tych kilka faktur było ciut "wilgnych", ale już wyschły, sprzęt ocałał, towar nietknięty, pralka i suszarka chodzą cały czas bo muszę te wszystkie mokre ciuchy wyprać i wysuszyć
nie zamienię mojego Anioła Stróża na żadnego innego :tooth:
Dzień się jeszcze nie skończył...może ktoś Cię przebije!
Nadal prowadzisz...:wink:, choć ja tez się starałam - Najmlodsza dorwała pomarańczowy pisak wodoodporny i umalowala sobie wąsy (tygryskiem chciała byc, tak mówi). NIE SCHODZI !!! Zaraz idziemyodebrać brata ze szkoly, będzie aplauz...:fm:
Podziwiam Cię Kobieto za Twój spokój :bigsmile:
Ja się dzisiaj pieklę, bo mi się w piecu byle jak pali, dzięki czemu moje ubranie i włosy pachną dymem:devil:
Komentarz
trochę jej pomogłem... żona nie naskarżyła?
Cała buzia w czarnym torfie...
Ale to wszak Barbórka, patronka górników.
Znajdę - wkleję.
Owszem, znam i gotowanie, i kaftaniki z DDRu. Ja starej daty jeZdem... :bigsmile:
coś tam wspominała, ale malutko :cool:
Stałam tak i probowałam zatykać palcem wylot i błagalam córkę (1,5 r.), zeby szukała takiej srebrnej śrubeczki...gdzieś. A ta płakała i bała sie wejść do kuchni.
Dobrze,ze mamy aneks, to przynajmniej ją widzialam. Śrubke znalazlam sama ( i tak juz woda byla wszedzie).Kuchnia do malowania i mycia. Stres przy odpowietrzaniu- do teraz!:shocked:
Bogusia, sorki, ale wyobraziłam sobie tę scenę
a ja się dzisiaj wnerwiłam jak mi kubek soku czerwonego syn wylał na wykładzinę beżową (i trochę też na materacyk i do szuflady pod łóżeczkiem, ale to odkryłam później),
od teraz w takich sytuacjach będę przywoływać sobie obraz tej kuchni w cieście naleśnikowym
:gt:
"Jestem wsciekla i nie recze za siebie :ev: Natychmiast do swojego pokoju i modlić się, zeby mi szybko przeszło!!!!
I nie wkurzac mnie!!! :eu:
Jak sie uspokoje to wroce i porozmawiamy"
Niedawno rozmawiałam ze znajoma, która opowiadała mi o wizycie u psychologa-problemy emocjonalne jej syna,zapytała, co Ona (moja znajoma)robi w sytuacji wściekłości, histerii dziecka? A ona: wysyłam do pokoju i jak się uspokoi to możemy pogadać.Na co p.psycholog: to nie dobrze, dziecko powinno zostać z panią, a pani powinna pomóc mu zaakceptować jego stan/złość.Miła na myśli radzenie sobie w trudnych sytuacjach,by te stany złości były wspomagane obecnością rodzica.
Widzisz, jak oni sie wściekają to też ich odsyłam do "samotni" (jakis spokojny fragment domu) bo mi sie udziela...
Mozemy o tym pogadac? Mnie sie nie wydaje ze dobre jest by dzieci uczyly sie ze to ktos je uspokaja, a nie one same siebie.
W koncu to czlowiek sam odpowiada za swoje negatywne emocje i sam musi sobie z nimi radzić (a najlepiej z Bogiem)....
Jestem otwarta na rozmowy na ten temat i ewentualną reformę mojego myślenia - jest o tym może jakis wątek?
http://wielodzietni.org/comments.php?DiscussionID=9062&page=1#Item_2
Sok powiadasz?
Mi kiedyś dziecię wylało w kuchni butelkę trzylitrowego oleju. Chyba przez miesiąc podłoga się lepiła...
Kiedyś z mężem poszliśmy na spotkanie dla rodziców, które miało nam pomóc rozmawiać z naszymi dziećmi o problemach, rozwiązywać je wspólnie i wyciszać dzieci, które się złoszczą.
No i właśnie panie polecały to zdanie.
Teraz, jak jestem wściekła to mąż staje przede mną i z miną niewiniątka pyta: "kochanie, chcesz o tym porozmawiać?" I natychmiast mnie tym rozbraja i nie potrafię opanować chichotu.
Myślę, że nie o to paniom chodziło.:cool:
wcześnie dziś wstałam z mocnym postanowieniem nadgonienia roboty domowo-firmowej....
i osiągnęłam już pierwsze "sukcesy" :cg:
zalałam pralnię (dziwnym trafem wyskoczył mi wąż z odpływu) - a ja skoro świt włączyłam pranie.... pralnia u nas na poddaszu jest
więc zauważyłam "problem" jak dojrzałam wodę ściekającą ciurkiem po lampach na stół w jadalni
na stole w jadalni (bo to ogromny stół) leżały nasze laptopy, nowiutka drukarka oraz wielka kupa dokumentów firmowych, bo w poniedziałek siedzieliśmy nad księgowością, + oczywiście trochę towarów (bo na dużym stole najwygodniej mi się pakuje paczki)
jak ogarnęłam chaos na stole, podłożyłam ręczniki pod lampy ociekające wodą, ogarnęłam pływającą pralnię, poszłam do kuchni ukoić zszargane nerwy i zaczęłam szykować obiad
rozpoczęłam z rozmachem... z rozmachem chwytając rondel z wodą zalałam pół kuchni, kuchenkę oraz otwartą akurat szufladę z przyprawami
przy czym przestraszyłam swoje kocice, a te spłoszone, uciekając z gracją stada słoni - zrzuciły mi opakowanie z jajkami (szczęście w nieszczęściu były tam już tylko dwaa ostanie jajka)
i wiecie co.... właściwie nic się nie stało
tych kilka faktur było ciut "wilgnych", ale już wyschły, sprzęt ocałał, towar nietknięty, pralka i suszarka chodzą cały czas bo muszę te wszystkie mokre ciuchy wyprać i wysuszyć
nie zamienię mojego Anioła Stróża na żadnego innego :tooth:
Ja bym już chyba miała zepsuty cały dzień...
Nadal prowadzisz...:wink:, choć ja tez się starałam - Najmlodsza dorwała pomarańczowy pisak wodoodporny i umalowala sobie wąsy (tygryskiem chciała byc, tak mówi). NIE SCHODZI !!! Zaraz idziemyodebrać brata ze szkoly, będzie aplauz...:fm:
Ja się dzisiaj pieklę, bo mi się w piecu byle jak pali, dzięki czemu moje ubranie i włosy pachną dymem:devil: