nie widziałam na szczęście. Jdnak po głębokim namyśle dochodzę do wniosku, że przyczyną moich wszystkich życiowych kłopotów jest czerwona kokardka przy wózku. Ten pech ciągnie się za mną od urodzenia. Teraz już wiem, na co zwalić... Przypuszczam, że miałam taką kokardkę, bo pamiętam, że moje rodzeństwo młodsze miało. Ja to po prostu szybko dzieci do chrztu niosę...
@Ojejuju Nie mowie, ze tak twoerdzisz. Interesuje mnie tylko, jak ow ksiadz to argumentowal. Troche mnie dziwi, jak skamieniala zywica moze byc zla sama w sobie
Jako gryzak? To jeszcze lepiej. Nawet jak spadnie jeden, to mało fajne, gdyby dziecko połknęło. Lepiej zorganizować inny rodzaj gryzaka, jeśli tylko o to chodzi. Ja słyszałam, że te bursztyny w jakiś sposób mają zmniejszać ból, ale w jakie - nie wiem. Pewnie na zasadzie kosmicznej energii tysiącleci w nich ukrytej (jak w nalewce z bursztynu, gdzie, jak rozsądnie myśląca osoba wie, że jeśli cokolwiek tam działa, to alkohol).
I dlaczego założenie, że kokardka " wzmocniona medalikiem", a nie medalik ozdobiony kokardką? Pytam, bo nie znałam tego przesądu, a widząc medalik przy wózku raczej zakładałabym oddanie dziecka pod opiekę Matki Bożej i wyznanie wiary niż zabobon.
I dlaczego gryzienie gumy czy plastiku miałoby być lepsze niż bursztynu, któren to jako żywica jak najbardziej może korzystne składniki zawierać. Żeby nie było- moje dzieci miały gryzaki gumowe ao bursztynowych pierwszy raz czytam.
Ja naprawdę jestem wyczulona na zagrożenia duchowe, ale jakoś wydaje mi się, że nie wszyscy używający medalików czy bursztynów kierują się zabobonem. Wątpię nawet czy większość, ale tu mogę się mylić bo ankiet nie przeprowadzam
No dobra, dla czerwonej kokardki uzasadnienia nie widzę, chyba że ktoś uważa, że to fajna ozdoba. Ale wtedy rzeczywiście dziwne, że akurat wszyscy czerwoną.
Co do medalików, to była gdzieś dyskusja o tym, od jakiego wieku dziecko może bezpiecznie go nosić na szyi. Ja sama jestem zwolennikiem, że raczej później. Znam swoje dieci i ich wygibasy, nie zaryzykowałabym.
-----
zawieszam na takiej rozciągliwej żyłce jak do robienia koralików. Mały kawałek potrafi się do metra rozciągnąć. Wg mnie są bezpieczne.
Ale jeśli ktoś wierzy, że bursztyn uśmierza ból, to jak to nazwać? Czy są jakieś naukowe dowody na takie działanie bursztynu?
Głównym argumentem przeciwko koralikom (jakimkolwiek) jest ich rozmiar. Nie można ufać, że się nie rozerwie, bo zawsze może się rozerwać. Silikonowy gryzak, jeśli już ktoś go daje dziecku, ma duży rozmiar.
I jeszcze, wg mnie połknięcie medalika, koralika, bursztynka nie stwarza jakiegoś wielkiego zagrożenia. Jak mawiał znajomy pediatra, "do wielkości 2 złotych, weszło, to i wyjdzie, tylko poczekać trzeba". Mowa oczywiście o przedmiotach obłych, nie agrafkach. No i zdrowiej, żeby to nie było aluminium, tylko np. srebro.
Te 2 złote, to oczywiście żartem, mowa o małych okrągłych rzeczach. Nie wiem jakiej wielkości są te bursztyny, ale pewnie nie takie, żeby miały być niebezpieczne. Szczególnie, że Katarzyna pisała, że prawdopodobieństwo rozerwania nikłe. Widziałam przegryzione gryzaki kauczukowe, silikonowe... To też zagrożenie...
No tak, to może w ogóle nie warto takiej drobnicy przed małymi dziećmi chować, bo i tak wyjdzie. A jak ktoś twierdzi, że się nie rozerwie, to na 100% tak jest. A w ogóle jak komarek jurajski jest tam zatopiony, to jeszcze weselej
Ergo, to nie sa wierzenia, tylko medycyna ludowa. Wiem, ze dawniej podawalo sie na rozne schorzenia sproszkowany bursztyn, "modne" bylo tez palenie bursztynu jak kadzidla. Chodzi o te olejki eteryczne, ktore sie pod wplywem ciepla ciala uwalniaja. I tyle, zadnej magii, czy zabobonu. Jak juz Katarzyna pisala - te koraliki dla dzieci sa kazde osobno zaplatane, moje jeszcze mi sie nie rozerwaly, A nawet jakby i dziecko zjadloby taki jeden koralik (wielkosci troche mniejszej od groszku zielonego) to tez nie widze problemu. Wyjdzie druga strona i tyle.
Jak dziecko zje, to zaden problem. Gorzej, jak dziecko sie zakrztusi - nie wiem, jakiej wielkosci sa owe bursztynowe koraliki - zakladam, ze nieduze, bo nie posadzam Katarzyny o lekkomyslnosc - albo jak sobie wepchnie do nosa lub do ucha.
Mój trzylatek kiedyś sobie wsadził światełko lego w nos. Dobrze, że tuż przed spaniem się przyznał, bo podczas snu mogłoby wpaść do krtani. Moja siostra za to koraliki do uszu pchała :P
Marek nie tak dawno wsadzil sobie do ucha kawalek pop-cornu i nic nie powiedzial. Wpakowal to tak gleboko, ze nic nie bylo na zewnatrz widac:))) - dobrze, ze nastepnego dnia akurat mial wizyte w przychodni, pielegniarka mu do uszu zagladala wziernikiem i cudo odkryla. Kazala zakraplac oliwa i czekac, az samo wyleci, ale w domu Jimmy zlapal delikwenta i jakims cudem mu to wygrzebal.
O rety, pomysłowe macie dzieci. Teraz rozumiem obawy. Moje jeśli już, to stosowały wszystko doustnie. No chyba, że o czymś nie wiem i do tej pory chodzą z niezidentyfikowanymi obiektami w nosie czy uszach. To by tłumaczyło dlaczego czasem nie słyszą jak do nich mówię, albo mają w nosie
Pielścień nosku - z kółkiem metalowym wydłubanym z długopisu poradziliśmy sobie fridą. Oponek nosku - było gorzej, gumowe kóleczko utkwiło głębiej, ale pan laryngolog załatwił sprawę raz dwa, jednakowoż raz-dwa zarobił też okrągłą sumkę.
A mnie denerwuje, jak ktoś się pyta spod jakiego znaku są moje dzieci. Zazwyczaj odpowiadam, że spod znaku Krzyża. Jak wreszcie do nich dociera co mam na myśli, to nie odpuszczają tylko drążą dalej, że chodzi im o zodiak. Wtedy mówię, że nie wiem, na co oni poczuwają się w obowiązku aby mnie poinformować. Na szczęście jak na razie nie przyjęłam tego do wiadomości. Ale jest to strasznie denerwujące.
Komentarz
Przypuszczam, że miałam taką kokardkę, bo pamiętam, że moje rodzeństwo młodsze miało. Ja to po prostu szybko dzieci do chrztu niosę...
----------
Śpioch : jajko, bo pierwsze były gady niż ptaki :P
może bezpiecznie go nosić na szyi. Ja sama jestem zwolennikiem, że
raczej później. Znam swoje dieci i ich wygibasy, nie zaryzykowałabym.
-----
zawieszam na takiej rozciągliwej żyłce jak do robienia koralików. Mały kawałek potrafi się do metra rozciągnąć. Wg mnie są bezpieczne.
Jak juz Katarzyna pisala - te koraliki dla dzieci sa kazde osobno zaplatane, moje jeszcze mi sie nie rozerwaly, A nawet jakby i dziecko zjadloby taki jeden koralik (wielkosci troche mniejszej od groszku zielonego) to tez nie widze problemu. Wyjdzie druga strona i tyle.
Jak dziecko zje, to zaden problem. Gorzej, jak dziecko sie zakrztusi - nie wiem, jakiej wielkosci sa owe bursztynowe koraliki - zakladam, ze nieduze, bo nie posadzam Katarzyny o lekkomyslnosc - albo jak sobie wepchnie do nosa lub do ucha.
Oponek nosku - było gorzej, gumowe kóleczko utkwiło głębiej, ale pan laryngolog załatwił sprawę raz dwa, jednakowoż raz-dwa zarobił też okrągłą sumkę.