Kiedy publicznie walcząc o prawa dzieci naruszamy prawa własnych pociech? Kiedy ukazując w Kościele piękno małżeństwa, zaczynamy zaniedbywać naszego współmałżonka?
Ważny temat, jestem takim dzieckiem (i wnukiem) i ojcem też. Niemniej wobec ogromnej potrzeby zaangażowania szerszego niż tylko w rodzinie, trzeba szukać równowagi. Może jak u Lejeune'ów Dla mnie barometrem są dzieci. Jeśli wspierają aktywność, same w niej uczestniczą i cieszą się wspólnym czasem, to jest ok. To doswiadczenie moje, mojego rodzeństwa i mam wrażenie (nadzieję?), że również moich dzieci.
@Joanna i Bronisław nic z tych rzeczy. Rola świeckich w Kościele wykracza poza życie rodzinne i wychowanie własnych dzieci. Wara świeckim od sprawowania sakramentów czy głoszenia homilii, ale już formacja małżeństw pozostawiona tylko księżom, to karykatura.
Ja mam bliski kontakt z ludzmi z poboznych katolickich rodzin gdzie dorosle dzieci tychze katolickich rodzicow nie odeszły z Koscioła ale są jeszcze bardziej katoliccy od Papiezy
Jak zostanę lektorem, to się do Was dobiorę. Jak zostanę szafarzem, to Wam wtedy pokażę. Mam już dzieci i żonę, lecz zostanę diakonem.
To dlaczego nie zostałeś po prostu kapłanem, zakonnikiem? A... bo chciałoby się i żonkę mieć, i dzieci, a równocześnie po prezbiterium hulać. I to pachnie, i to nęci. A potem 50 lat małżeństwa. Msza Święta w intencji, a mąż kręci się po prezbiterium zamiast siedzieć z żoną, dziećmi i wnuczętami w ławce.
W zasadzie ale z pozycji mezow i ojcow nie zmieni sie biegu historii Koscioła no chyba ze swoich synow na sile beda wychowywac na duchownych i tak pojawia sie kolejni wywrotowcy
Z tymi studiami, to szkoda, że żony nie zapytał. Bo tu nie o czas dzieciom zabrany chodzi, ale o samotne weekendy umęczonej żony Ale jeśli studia to nie czyste hobby, ale i nadzieją na lepszą przyszłość dla całej rodziny, to może warto? Każdy musi to przedyskutować w swoim małżeństwie. A jeśli zaangażowanie w sprawy Kościoła wypływa z serca, to i przykład dany dzieciom zaprocentuje w przyszłości. Jeśli ktoś to robi "dla sportu", dla lepszego samopoczucia, to już gorzej.
Rozumiem, że niektórzy by woleli pontyfikat św. Piusa X, albo nawet św. Piotra, ale żyjemy w teraźniejszości, a nie w marzeniach. Z papieżem Franciszkiem i biskupami, którzy aprobują funkcje świeckich w prezbiterium i nie tylko. Ich posługi dotyczy wątek.
Mąż przy ołtarzu to dobra rzecz, kiedy synów pociąga. My uznaliśmy, że jak tylko najmłodszy się ogarnie w kościele (czasem tracę nadzieję) i nie trzeba będzie go nosić i wychodzić nierzadko na zewnątrz, to mąż wróci na ołtarz, żeby nauczyć służby naszego prawie 6-latka. Tak zaczynał służbę nasz teraz 13-latek. Właśnie jako 6-latek u boku taty. piękna rzecz.
A dlaczego nie dla dobrego samopoczucia? Dlaczego nie dla hobby? Czy wszystko w tym życiu musi być środkiem do innego celu?
Ten tzw. egoizm, czyli po prostu miłość własna jest konieczna dla normalnego funkcjonowania relacji, dla wzajemności. Nie da się kochać kogoś, kto niczego nie potrzebuje, niczego nie pragnie i w ogóle do niczego mu nie jesteśmy potrzebni. Jak kochać kogoś, kto nie chce być, potocznie mówiąc, szczęśliwy?
Od poniedziałku do piątku mąż wychodzi o 8, wraca o 18. W soboty i niedziele jest zajęty na studiach, dodatkowo ma egzaminy. I tak przez pięć lat. Można? Można. Tylko po co? I do tego twierdzi, że dobrze zajmuje się rodziną. A kiedy?
Może i ma z tego przyjemność, ale czy rodzina ma przyjemność. Jeśli jednak żona się zgadza...
Lepiej myśleć wcześniej, myśleć również o przyszłości swoich dzieci, żeby mądrze wybrały zawód i nie musiały studiować do emerytury.
Mam niekiedy wrażenie, że ludzie, którzy ciągle uciekają z domu, po prostu źle się w nim czują. Żeby nie było nieporozumień, chodzi mi tutaj o ludzi, którzy normalnie są stale zajęci poza domem, więc i tak mnóstwo czasu spędzają na zewnątrz. Wtedy walczy się o każdą chwilę spędzaną razem, a oni wolą gdzieś biegać w jakichś rzekomo niezwykle ważnych sprawach.
A ten artykuł jest tylko o studiujacych szafarzach czy można to zacne grono zaniebujach aktywne spędzanie czasu rodzinnie poszerzyc o inne jeszcze grupy?
Miałam taką animatorkę z Ruchu Światło - Życie. Kiedy się dowiedziałąm ile aktywnosci w Kosciele się podejmuje, to realnie dla rodziny czasu nie było, zwłąszcza ze jeszcze dzieci do szkoły muzycznej chodziły, a ona praca zawodowa, wszystkie wieczory w tygodniu zajete a w weekend studia. Dzieci z problemami, dla mnie to była taka ucieczka z domu. Tyle że tam mąż doprowadził ją do porządku.
W zasadzie przy tym papieżu Nie jest zbyt trudno być bardziej ogarniętym katolikiem
czyżby?
Ten papież gdzie indziej rozkłada akcenty, ale wg mnie wcale nie jest tak łatwo. To naprawdę nie jest trudne być bardzo pobożnym i robić wszystko pod linijkę - w gruncie rzeczy, można to wręcz sprowadzić do kwestii organizacyjnych i rutynowych. Dużo trudniej wyciągnąć rękę do wroga, dużo trudniej z serca przebaczyć, poświęcić swój czas/plan/dumę/wygodnictwo/egoizm, by pochylić się nad potrzebującym, szczególnie takim potrzebującym, który naszą pomocą wzgardzi, dużo trudniej służyć i uniżać się. Prawo jest potrzebne, ale miłosierdzie jest dużo trudniejsze niż wypełnianie prawa. Dla mnie postawa Franciszka jest wielkim wyzwaniem i inspiracją.
Komentarz
Niemniej wobec ogromnej potrzeby zaangażowania szerszego niż tylko w rodzinie, trzeba szukać równowagi. Może jak u Lejeune'ów
Dla mnie barometrem są dzieci. Jeśli wspierają aktywność, same w niej uczestniczą i cieszą się wspólnym czasem, to jest ok.
To doswiadczenie moje, mojego rodzeństwa i mam wrażenie (nadzieję?), że również moich dzieci.
gdzie dorosle dzieci tychze katolickich rodzicow
nie odeszły z Koscioła
ale są jeszcze bardziej katoliccy od Papiezy
Jak zostanę szafarzem, to Wam wtedy pokażę.
Mam już dzieci i żonę, lecz zostanę diakonem.
To dlaczego nie zostałeś po prostu kapłanem, zakonnikiem? A... bo chciałoby się i żonkę mieć, i dzieci, a równocześnie po prezbiterium hulać. I to pachnie, i to nęci. A potem 50 lat małżeństwa. Msza Święta w intencji, a mąż kręci się po prezbiterium zamiast siedzieć z żoną, dziećmi i wnuczętami w ławce.
ale z pozycji mezow i ojcow nie zmieni sie biegu historii Koscioła
no chyba ze swoich synow na sile beda wychowywac na duchownych
i tak pojawia sie kolejni wywrotowcy
A jeśli zaangażowanie w sprawy Kościoła wypływa z serca, to i przykład dany dzieciom zaprocentuje w przyszłości. Jeśli ktoś to robi "dla sportu", dla lepszego samopoczucia, to już gorzej.
Ten tzw. egoizm, czyli po prostu miłość własna jest konieczna dla normalnego funkcjonowania relacji, dla wzajemności. Nie da się kochać kogoś, kto niczego nie potrzebuje, niczego nie pragnie i w ogóle do niczego mu nie jesteśmy potrzebni. Jak kochać kogoś, kto nie chce być, potocznie mówiąc, szczęśliwy?
W soboty i niedziele jest zajęty na studiach, dodatkowo ma egzaminy. I tak przez pięć lat. Można? Można. Tylko po co?
I do tego twierdzi, że dobrze zajmuje się rodziną. A kiedy?
Może i ma z tego przyjemność, ale czy rodzina ma przyjemność. Jeśli jednak żona się zgadza...
Lepiej myśleć wcześniej, myśleć również o przyszłości swoich dzieci, żeby mądrze wybrały zawód i nie musiały studiować do emerytury.
To się dowiedziałam, że niemądrze z chłopem wybraliśmy
to jakby wracamy do poczatku dyskusji
Ty tak o forum?
Ten papież gdzie indziej rozkłada akcenty, ale wg mnie wcale nie jest tak łatwo.
To naprawdę nie jest trudne być bardzo pobożnym i robić wszystko pod linijkę - w gruncie rzeczy, można to wręcz sprowadzić do kwestii organizacyjnych i rutynowych. Dużo trudniej wyciągnąć rękę do wroga, dużo trudniej z serca przebaczyć, poświęcić swój czas/plan/dumę/wygodnictwo/egoizm, by pochylić się nad potrzebującym, szczególnie takim potrzebującym, który naszą pomocą wzgardzi, dużo trudniej służyć i uniżać się. Prawo jest potrzebne, ale miłosierdzie jest dużo trudniejsze niż wypełnianie prawa.
Dla mnie postawa Franciszka jest wielkim wyzwaniem i inspiracją.