Jedno z moich dzieci, skądinąd dobre i mądre, ma problem z wypełnianiem obowiązków, zwłaszcza, jeśli chodzi o odrabianie zadań domowych i naukę. Zupełny brak cierpliwości, wytrzymuje najwyżej 15 minut bez przerwy. Inaczej jest, gdy czasem uczy się z kimś obcym. Ostatnio kilka razy dziecko miało zadane ok 10 zadań z matematyki i co zrobiło pół zadania, pytało, czy może już się pobawić. Uczy się dość dobrze, ale to dzięki trosce nas dorosłych i wrodzonej bystrości, a nie dzięki własnej odpowiedzialności, bo tę przejawia bardzo rzadko w sprawie nauki. Jest to chłopiec dwunastoletni, w sprawach bytowych, koleżeńskich, domowych itp bardzo zaradny. Tylko w nauce trzeba go prowadzić za rękę. Co mam zrobić, by sam wziął sobie swoją naukę do serca, by dużo się uczył, by głęboko rozumiał, że to teraz jego najważniejsze życiowe zadanie? By dbał o to sam, nie potrzebując pilnowania, z poczuciem obowiązku, złych ocen bojąc się, a dobrych bardzo pragnąc?
Proszę o rady, a także o dużo modlitwy.
Komentarz
Wiem, że są osobniki, na które nic nie działa, nie ma żadnego haka ani marchewki. Jak nie chcą, to nie i już. Zostaje cierpliwość nasza, modlitwa i pomoc oraz, oczywiście, ewentualna diagnoza w kierunku jakiś dysfunkcji. Bo może ten typ tak ma, a może coś niezależnego od niego stoi na przeszkodzie i warto to znaleźć i usunąć lub zanimalizować (wspomniana dezintegracja, dysleksja itp)
Jakby nie patrzeć rozmawiamy tutaj o motywowaniu kogoś do wytężonej pracy w 7,8 godzinie skumulowanego czasu pracy danego dnia. I ten ktoś ma ledwie kilkanaście lat.
Praca umysłowa rządzi się swoimi prawami; efektywność drastycznie spada po pewnym czasie.
To 12 latek, więc nie taki już maluch.
Z moich nauczycielskich doświadczeń wynika, że znakomita większosć sytuacji, w których dziecko "nie chce się uczyć", "nie ma motywacji" spowodowana jest postawą rodzicielską (rodzicowi bardzo zależy, pilnuje, dopilnowuje, nadzoruje, zamęcza tymi lekcjami, straszy, zawodzi, gada godzinami o nieodpowiedzialności dziecka, usprawiedliwia dziecko w szkole z nieodrobionych zadań itp). Najtrudniej jest przekonać rodzica, zeby swoją postawą przekazywało komunikat taki, jak to ujęła @Marcelina - fajnie jest.... ale ja to już umiem, wiem.... i za ciebie tego nie zrobię. To nie ja NIE BĘDĘ umieć, wiedzieć.... trylko ty. To nie ja dostanę jedynkę lub uwagę od nauczyciela.
Ja nie krytykuję w tym momencie rodziców - rozumiem ich bardzo dobrze, bo przecież chcą dla dzieci jak najlepiej, bo nie chcą być uznani za patologię , bo wstyd im, ze dziecko ma możliwosci ale brak chęci, bo ktoś je moze nazwać leniem, bo...bo...bo - co powoduje, ze rodzic zaczyna wątpic we własne kompetencje i wpływ na dziecko. Wstydzi się tego, wyobraźnia pracuje (pójdzie do łopaty...umrze z głodu...będzie nikim...)
Wówczas powinno ponieść "nieszkolne" konsekwencje.
Ale ja nie mam takich doświadczeń. Poważnie. Za każdym razem okazywało się, wcześniej lub później, że ta metoda działa
no ale poczeeeekam... jeszcze im się odechce systemu
@Malena jak ja bym miała zadane 10 zadań z matematyki to serio szlag by mnie na miejscu trafił
Do i ze szkoły 5 min.
Ma czas na hobby,pomoc w domu,lekcji nie odrabia godzinami,chociaż są dni,że mają więcej nauki.Uczy się dobrze,zresztą młodsze też.
W szkole są przerwy,nie wszystkie lekcje i nie całe lekcje zakuwają ,bez przesady.
Ma tam przyjaciół, z którymi lubi być,nie jest ani umączona nauką ani nieszczęśliwa.
Normalne życie jak dla nas.
Wiec bywa też i tak-wcale nie tak czarno i źle.
Trochę, myślę, przesada z tymi całymi godzinami uczenia się.
Co do pomocy dziecku,12-latek juz raczej ma takie nawyki,które ciężko zmieniać.
Taką systematyczność i obowiązkowosc musi się wypracować wcześniej.
Ważne żeby miał jakiś czas,w którym ma zrobić to co zadane,ale miał też czas na luz,odpoczynek,jakiś relaks,zabawę, hobby.
I konsekwetnie,najpierw kończy obowiązek,potem ma wolne,nie ma zmiłuj się,nie ma opuszczania,musi skończyć zadania. Musi być wymaganie,stanowczość i konsekwencja.
Nie wiem jak to u Was wygląda, czy on przerywa to odrabianie lekcji,ma na to zgodę,idzie robić co innego zamiast tych zadań? Jeśli się to powtarza i nie odczuwa żadnych konsekwenci,to mu się po prostu nie opłaci siedzieć i robić.
Jeśli będzie wiedział,że musi to skończyć a potem ma wolne, to być może postara się to zrobić szybciej,po to żeby robić za chwilę to co lubi.
U nas w-f jest na poziomie,ćwiczą, grają, w zimie narty biegowki czasem.Popoludniami treningi dodatkowe dla chętnych-tenis,siatkówka,piłka nożna. W zimie narty,jadą cała banda na stok z nauczycielem raz albo dwa w tygodniu.Niektore klasy basen.
Poza tym moje lubią łyżwy, jedną uczy się na gitarze,są w zespole regionalnym,plus raz w tygodniu dodatkowy angielski.
Serio mają na to wszystko czas, jak pogoda to jeszcze rower i rolki.Oceny w szkole 4-5,nie uczą się godzinami,ani nie są geniuszami.
Czy ja w innym kraju żyję?
za to jak byłam na rocznej wymianie w Niemczech i tam chodziłam do szkoły to wf był super i z przyjemnością chodziłam.
Podobnie narty-my z mężem nie umiemy jeździć,a dzieci czy na biegowych,czy zjazdowych-nauczyly się w szkole i to tak,że sobie nieźle radzą.Jedna startuje w różnych zawodach, ma jakieś osiągnięcia.
Miały zapewniony sprzęt, dopiero teraz najstarszym muszę narty kupić,bo w szkole,na razie,takich dużych zjazdowek nie mają do wypożyczenia.
Tylko jedno moje dziecko nie lubi w-f na cztery,ma inne zainteresowania po prostu,nie lubi fizycznej aktywności
(po mamusi niestety ...) Woli książki czytać
Ale to nie jest akurat problem w-f w szkole.
Jeszcze sobie myślę, że dzieci są bardzo różne (moje także). Mam dziecko które bez problemu się uczy,np.robi zadania,a mam takie,które woli coś piec ,gotować ze mną, jeszcze inne sport, jeszcze inne coś dlubać,lepic, malować,grać a nie siedzieć w książkach i rozwiązywać zadania.
Każde jednak musi z większą lub mniejsza przyjemnością posiedzieć nad tymi zadaniami mimo tego czy lubi czy nie.
Ale też nie mam oczekiwań,że każde musi polubić, musi z zapałem to robić,samo z siebie,bez przypominania.
Jedno dziecko (w tym samym domu) siada chętnie i się uczy samo,drugie nie.
Trzeba przypomniec,pilnować, mieć na oku,motywować,bo kombinuje jakby szybko od tego zwiać do innych zajęć.
I zostaje to mniej lub bardziej cierpliwie znosić i się z tym pogodzić,że więcej czasu i uwagi od nas potrzebuje
Nie wspomniałam wyraźnie, że synek jest dzieckiem nadpobudliwym. Nie jest to jednak nadpobudliwość w ciężkim stopniu i nie wszystko można wytłumaczyć dysfunkcją. Na szczęście kluczowa dla człowieka jest wola.
Może demotywuję, ale na dobre wyniki syna mówię zawsze, że to świadczy o szkole, a nie o jego zdolnościach.
Wiele umiejętności wymaga trenowania, utrwalania, ćwiczenia, przećwiczenia, sprawdzenia itp.nie tylko dla samych umiejętności czy wiedzy ale choćby i po to, by wyrobić pewien nawyk. Mozemy oczywiscie dyskutować o przeładowanym programie, o wymogach itp - cóż, to są sprawy, na które zwykły nauczyciel nie ma wpływu, bez wzgledu na to, jak sam ocenia zakres tego, czego sam uczy. I raczej nie nauczyciele powinni być krytykowani za wymogi, jakie stawiają uczniom, oni są tylko pośrednikami
Bez wzgledu na to, jaki mamy stosunek do współczesnej szkoły nie można pomijać tego, ze szkoła to nie tylko nauka. Oczywiscie wiem, wiem... szkoła nie uczy niczego dobrego, jest spatologizowana, nie przekazuje istotnych z punktu widzenia danej rodziny wartości, dzieci z dobrych domów obcują z patologią, patologizują się dobre dzieci... itp, itd - jednak dla samego dziecka grupa rówieśnicza jest ważna, bez względu na to, jaka jest jej struktura i budowa tkankowa.
Zawsze, w każdej kwestii czy sytuacji są zwolennicy czy gorący przeciwnicy "czegoś" i nie da się swtorzyć modelu idealnego pod każdym względem i dla każdego jednostki.
A cykliczne grzebanie w oświacie niczemu dobremu nie służy, tak jak wieczne remonty domu