mój ulubiony, nocny, jak mnie któryś potomek po raz n-ty budzi, to "Oto jestem, przecież mnie wołałeś". Wtedy cała złość ze zmęczenia opada. Zmęczenie nie znika, ale jakoś robi się "do przeżycia"
A ja myślałam, że już wszystkie dzieci mamy i za stara na więcej jestem Jednak nie.Lada tydzień kolejne się narodzi, daj Boże ,oby szczęśliwie. Teraz to już nic nie planuję... A zaraz po ślubie bardzo planowaliśmy i długo,długo nic.Jak juz myślałam,że pewnie nic z tego,nie będzie nam dane się cieszyć potomstwem,to się dzieci jedno po drugim zaczęły rodzić.
Ostatnio tak się zanastawiam nad moim życiem. Bóg mi tak pobłogosławił, że nocne wybudzenia na mnie nie działają. Mogę spać 24-5 z kilkoma pobudkami i nic. Wieczorem z reguły idę na trening lub fitnes, więc dodatkowo jestem przed snem zmęczona. Wczoraj poszłam spać 00:45 a dziś wstałam 5:45.
Cięzko mi się pracowało w ciązy (moja praca wymagała niezłej gimnastyki) Teraz dla mnie najgorsze jest prowadzenie dzieci do przedszkola 8.30-12.30. Nie chce mi się jak nie wiem rano. Wolałabym mieć leniwy, spokojny dzien bez całej tej nerwówki. Z różnych względów przedszkole jest potrzebne (muszę pracować czasem a niania dla 3ga mega drogo wychodzi).
To co dla mnie jest najtrudniejsze to problem z realizowaniem swoich planów/marzeń/pracy (biurowa, robię głównie z domu) - bo takie "zwykłe zycie" pożera mi czas. Z drugiej strony bez planów i marzeń (i głównie codziennego ruchu), dopada mnie depresja i lezę i płaczę. Więc lepiej dla wszystkich, jak się wymęczę porządnie. Tez marna ze mnie gospodyni - może gdyby gotowanie sprawiało mi radość, to byłoby mi łatwiej w zyciu.
@Haku, modlitwa, modlitwa konkretna. Bierzesz, to, co masz zaplanowane na dany dzień i mówisz: Panie Jezu, ja chcę to, i to, to. A czego Ty chcesz dziś dla mnie? Czym się mam zająć, żebym wypełniła Twoją wolę, a nie swoją. Ważna jest ta perspektywa nadprzyrodzona. Czy uświęciło mnie dzisiejsze (czyli - zbliżyło mnie do Pana Boga, zbliżyło moją rodzinę) przedpołudnie, wieczór noc
Ważne jest to, co zrobimy, ale ważniejszy - ten "zysk nadprzyrodzony". I ważne, że uświęcają nas nie tylko rzeczy trudne (dam radę, wytrzymam), ale każde, godziwe zajęcie, które poświęcimy Pany Bogu (choćby aktem strzelistym na początek dnia). Miły czas z własnymi dziećmi, wyjście na chór i karate i tysiąc takich innych drobnostek.
Jeśli na modlitwie właśnie pokażę, co bym chciała, to część rzeczy sama "odpada" z listy "muszę dziś", (a czasem "muszę w ogóle")
(Jest to ważne szczególnie dla osób, które cierpią na "drugą twarz lenistwa", czyli aktywizm. Znaczy się, ja, np.)
@mamababcia , dziś dziękujemy ks. Damianowi . To jest kawałek moich zapisków z ostatniego "Dnia skupienia" w Krk. Akurat córka była uprzejma zasnąć w foteliku, i dała posłuchać - "się okazało", że cały ds był mówiony "dla mnie". Wszystko, co ksiądz powiedział, trafiało mnie prosto w serce . W takim natężeniu nie zdarza mi się to często. k.
Totalne wymęczenie jest zabójcze. Trzeba uważać, żeby w szpitalu nie wylądować!
Jeśli jest lżejszy nieco kaliber to, na totalne wymęczenie mam taki akt strzelisty: "Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Chcę - bądź oczyszczony!"
Jak sobie pomyślę, że to, co mnie nęka jest obróbką dłuta Rzeźbiarza, który NAPRAWDĘ wie, jak ostatecznie rzeźba ma wyglądać, to też jest "na głowę" trochę lepiej.
Ale równolegle warto popatrzeć, czy od "ludzkiej strony" da się coś polepszyć. np. Codzienna rutyna - plan dnia, z przerwami na lekturę/ słuchanie muzyki/ 10 min. na duolinguo kłopot z zakupami - tygodniowe menu i zakupy on-line zaplanowane wyjścia z dzieckiem - do koleżanki/ muzeum/ 2 razy wokół bloku itp. Przygotowane 2-3 płyty z dobrymi bajkami, jak mamy już total dość.
(uwaga, to, że wiem, że pomaga, nie znaczy,że to robię)
dużo siły, @zoja. Masz możliwość choć na pół godziny wyjść codziennie gdzieś bez dziecka?
@kowalka - Najbardziej to by mi się przydało zaprowadzanie i odbieranie dzieci z przedszkola on-line, bo najbardziej to mnie chyba dobija to ubieranie, dopinanie, i zgrywanie w czasie 3 dzieci..
nad zakupami on-line też można pomyśleć, a poza tym robię mw to o czym piszesz i nawet łykam witaminę d i e i zdrowo się odżywiam a i tak czuję się przeciążona i wymęczona.. no nic... tak sobie tylko chciałam się wypisać:-)
@zoja, lekko wywrotowo zapytam - a muszą zawsze do przedszkola chodzić? Zróbcie sobie np. domowe środy i wtedy zaplanuj coś wspólnego, co Cię nie wykończy. wtedy w pon.myślisz- tylko jeszcze dzień i już środa. A we czw.-tylko dzień i już weekend. k.
A wypisuj się na zdrowie! Mnie pomaga pomarudzenie z kimś w podobnej sytuacji, ale w realu, 1:1. Potem poprawiamy korony i ruszamy do królestw .
Jak mawia znajomy ksiądz "Rzeczami mamy się zajmować, a nie zamartwiać." Ja bym najgorsze, krótkie i ciemne dni spędzała w domu i okolicach, na myśl o ubieraniu drobnych dzieci w przegrzanych pomieszczeniach ogarnia mnie słabość .
@zoja, a muszą do tego przedszkola chodzić? Moje nie chodzą. Śpimy sobie rano, wolno płynie czas. Szkolniaki na ed, dzieci się bawią, ja często kawę piję i po prostu czuwam. Polecam.
To odprowadzanie i przyprowadzanie to rzeczywiscie meczenstwo Ja dopiero w tym roku odprowadzam do przedszkola i musze ciągnąc z sobą 3 latke Musimy zdazyc na 8.30 ale jak widze, ze dzieci sa przemeczone i kiepsko im idzie wstawanie to 5 latka zostaje w domu
Tylko jak rano się nie odprowadzi do przedszkpla, to cały dzień z dźiećmi, trudno coś załatwić, pracować itd. Dzieci się nudzą... Zresztą odbieranie jest fajne
Jestem na dnie, jak Ty rok temu... Staram się doceniać to dno, pamiętając ze kiedyś minie. Staram się pamiętać ze każdy dzień przemija bezpowrotnie. Ze takie zycie, było i jest moim marzeniem. Ale jednoczesnie czuje że to oszukiwanie samej siebie. Ze czas mija a ja mecze siebie i innych. Nie potrafię się nie stresowac, odpoczywać, cieszyć tym stanem. Od 4 lat jestem 24h/7dni z dziećmi i nimi sie zajmuje. Jedyna przerwa była jak w szpitalu rodzilam kolejne. Boję się że mój syn uciek ie z tego domu uważając je za piekiełko a nie rodzinny raj. A ja chciałam ED, bez przedszkola... On też przedszkola nie chce... Tak czy inaczej za dużo ze sobą chyba jesteśmy. (Może też powinnam zostawić sobie to do edycji za rok)
@kowalka - jak nie idą do przedszkola, to przecież i tak musimy gdzieś się z domu ruszyć, żeby nie zwariować. Dużo łatwiej mi jest, jak są w przedszkolu.
@Haku - no pewnie masz rację.. Zaczynam od marszów ;-)
@ramatha mam podobnie....dlatego decyzja podjęta : niania 2x tyg na 4 h , za rok starsze do szkoły/ przedszkola . Nie daję rady... a tak nastawilismy się na Ed. A najbardziej mnie dobija ta świadomość ( tak jak Ty pisalas) że o tym właśnie Marzyłam i marzę nadal, i pewnie bede kiedyś tęsknić za tym czasem, a jednocześnie czuję się jak w jakims kieracie/potrzasku. Denerwują mnie drobnostki. Nie umiem znaleźć szczęścia tu i teraz i mam wrażenie że tylko szkodzę a nie pomagam. Jak zdarza mi się gdzieś wyjść na kilka godzin, to po powrocie jestem innym człowiekiem. To wszystko takie trudne
Człowiek choć na krótko potrzebuje odmiany. Ja na początku nie wyobrażałam sobie sytuacji, że będę w domu. Nie wiem, czy bym wytrzymała. Dopiero przy trzecim marzyłam o wychowawczym.
Komentarz
np.
http://prowadzmniejezu.pl/blog/143-akty-strzeliste
"Oto jestem, przecież mnie wołałeś".
Wtedy cała złość ze zmęczenia opada.
Zmęczenie nie znika, ale jakoś robi się "do przeżycia"
Jednak nie.Lada tydzień kolejne się narodzi, daj Boże ,oby szczęśliwie.
Teraz to już nic nie planuję...
A zaraz po ślubie bardzo planowaliśmy i długo,długo nic.Jak juz myślałam,że pewnie nic z tego,nie będzie nam dane się cieszyć potomstwem,to się dzieci jedno po drugim zaczęły rodzić.
Cięzko mi się pracowało w ciązy (moja praca wymagała niezłej gimnastyki)
Teraz dla mnie najgorsze jest prowadzenie dzieci do przedszkola 8.30-12.30. Nie chce mi się jak nie wiem rano. Wolałabym mieć leniwy, spokojny dzien bez całej tej nerwówki. Z różnych względów przedszkole jest potrzebne (muszę pracować czasem a niania dla 3ga mega drogo wychodzi).
To co dla mnie jest najtrudniejsze to problem z realizowaniem swoich planów/marzeń/pracy (biurowa, robię głównie z domu) - bo takie "zwykłe zycie" pożera mi czas. Z drugiej strony bez planów i marzeń (i głównie codziennego ruchu), dopada mnie depresja i lezę i płaczę. Więc lepiej dla wszystkich, jak się wymęczę porządnie.
Tez marna ze mnie gospodyni - może gdyby gotowanie sprawiało mi radość, to byłoby mi łatwiej w zyciu.
Bierzesz, to, co masz zaplanowane na dany dzień i mówisz: Panie Jezu, ja chcę to, i to, to. A czego Ty chcesz dziś dla mnie? Czym się mam zająć, żebym wypełniła Twoją wolę, a nie swoją.
Ważna jest ta perspektywa nadprzyrodzona.
Czy uświęciło mnie dzisiejsze (czyli - zbliżyło mnie do Pana Boga, zbliżyło moją rodzinę)
przedpołudnie,
wieczór
noc
Ważne jest to, co zrobimy, ale ważniejszy - ten "zysk nadprzyrodzony".
I ważne, że uświęcają nas nie tylko rzeczy trudne (dam radę, wytrzymam), ale każde, godziwe zajęcie, które poświęcimy Pany Bogu (choćby aktem strzelistym na początek dnia). Miły czas z własnymi dziećmi, wyjście na chór i karate i tysiąc takich innych drobnostek.
Jeśli na modlitwie właśnie pokażę, co bym chciała, to część rzeczy sama "odpada" z listy "muszę dziś", (a czasem "muszę w ogóle")
(Jest to ważne szczególnie dla osób, które cierpią na "drugą twarz lenistwa", czyli aktywizm. Znaczy się, ja, np.)
i stały spowiednik+częsta spowiedź bez ociągania się.
Akurat córka była uprzejma zasnąć w foteliku, i dała posłuchać - "się okazało", że cały ds był mówiony "dla mnie".
Wszystko, co ksiądz powiedział, trafiało mnie prosto w serce .
W takim natężeniu nie zdarza mi się to często.
k.
Jeśli jest lżejszy nieco kaliber to,
na totalne wymęczenie mam taki akt strzelisty:
"Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Chcę - bądź oczyszczony!"
Jak sobie pomyślę, że to, co mnie nęka jest obróbką dłuta Rzeźbiarza, który NAPRAWDĘ wie, jak ostatecznie rzeźba ma wyglądać, to też jest "na głowę" trochę lepiej.
Ale równolegle warto popatrzeć, czy od "ludzkiej strony" da się coś polepszyć.
np.
Codzienna rutyna - plan dnia, z przerwami na lekturę/ słuchanie muzyki/ 10 min. na duolinguo
kłopot z zakupami - tygodniowe menu i zakupy on-line
zaplanowane wyjścia z dzieckiem - do koleżanki/ muzeum/ 2 razy wokół bloku itp.
Przygotowane 2-3 płyty z dobrymi bajkami, jak mamy już total dość.
(uwaga, to, że wiem, że pomaga, nie znaczy,że to robię)
dużo siły, @zoja.
Masz możliwość choć na pół godziny wyjść codziennie gdzieś bez dziecka?
Żeby raz w tygodniu na pewno można by wyjść z domu ale "pod dach".
"Jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, powiedz mu o swoich planach"
Z autopsji dodam, ze moje życie miało wyglądać ZUPEŁNIE INACZEJ niż wygląda.
nad zakupami on-line też można pomyśleć, a poza tym robię mw to o czym piszesz i nawet łykam witaminę d i e i zdrowo się odżywiam a i tak czuję się przeciążona i wymęczona.. no nic... tak sobie tylko chciałam się wypisać:-)
Zróbcie sobie np. domowe środy i wtedy zaplanuj coś wspólnego, co Cię nie wykończy.
wtedy w pon.myślisz- tylko jeszcze dzień i już środa. A we czw.-tylko dzień i już weekend.
k.
Jak mawia znajomy ksiądz "Rzeczami mamy się zajmować, a nie zamartwiać."
Ja bym najgorsze, krótkie i ciemne dni spędzała w domu i okolicach, na myśl o ubieraniu drobnych dzieci w przegrzanych pomieszczeniach ogarnia mnie słabość .
k.
Ja dopiero w tym roku odprowadzam do przedszkola i musze ciągnąc z sobą 3 latke
Musimy zdazyc na 8.30
ale jak widze, ze dzieci sa przemeczone i kiepsko im idzie wstawanie to 5 latka zostaje w domu
Zresztą odbieranie jest fajne
Ale jednoczesnie czuje że to oszukiwanie samej siebie. Ze czas mija a ja mecze siebie i innych. Nie potrafię się nie stresowac, odpoczywać, cieszyć tym stanem. Od 4 lat jestem 24h/7dni z dziećmi i nimi sie zajmuje. Jedyna przerwa była jak w szpitalu rodzilam kolejne.
Boję się że mój syn uciek ie z tego domu uważając je za piekiełko a nie rodzinny raj. A ja chciałam ED, bez przedszkola... On też przedszkola nie chce...
Tak czy inaczej za dużo ze sobą chyba jesteśmy.
(Może też powinnam zostawić sobie to do edycji za rok)
@Haku - no pewnie masz rację.. Zaczynam od marszów ;-)
A najbardziej mnie dobija ta świadomość ( tak jak Ty pisalas) że o tym właśnie Marzyłam i marzę nadal, i pewnie bede kiedyś tęsknić za tym czasem, a jednocześnie czuję się jak w jakims kieracie/potrzasku. Denerwują mnie drobnostki. Nie umiem znaleźć szczęścia tu i teraz i mam wrażenie że tylko szkodzę a nie pomagam. Jak zdarza mi się gdzieś wyjść na kilka godzin, to po powrocie jestem innym człowiekiem.
To wszystko takie trudne