Nie spodobalo mi sie co @beatak napisala o metodzie “jak Kuba Bogu, tak Bog Kubie” bo mnie by meczyly takie gierki, udawanie , wysilanie sie na jakas poze. Te energie ktora mialabym wydatkowac na jakies sztucznosci to wole uzyc na 1.zastanowienie sie,szybka analize sytuacji i rozwiazanie lub 2.jak brak pomyslu to na jakiekolwiek dzialanie odwracajace na chwile uwage i po ogarnieciu mysli powrot do pkt 1
pisze o takim dzialaniu impulsywnym,gdy emocje sie kotluja u obu stron
dopisze jeszcze, ze skojarzylo mi sie, ze skoro mamy nasladowac Maryje,to Ona z pewnoscia takiego przykladu by nie dala
Na szczęście nie musi Ci się podobać . Ja odpowiedziałam na pytanie osoby, która nie wiedziała co robić, gdy rozmowy i łagodne metody nie działają. Wskazałem metodę, którą zastosowałam 2 razy i wiecej nie musiałam .
Szczerze mówiąc, to u mnie najbardziej działają rozmowy i wyjaśnianie, na spokojnie. Ale to teraz, gdy dzieci są bardziej świadome.
@beatak mi sie nie musi podobac a Ty nie musisz sie tlumaczyc
moze reaguje alergicznie bo wypowiedzi przypominaja ton mojej mamy, taki nauczycielski (choc akurat miala inny zawod) a nie wspominam dobrze takich metod ja doszlam do tego, ze wiecej zdzialam dobrocia,szczeroscia i tym podobnymi metodami ale gotowe recepty sa tylko w zarysie wiadomo ile sie trzeba czasem nameczyc,aby dopasowac do wlasnej sytuacji
Nie jak Kuba Bogu, tylko konsekwencja. W rodzinie wszyscy dajemy cos od siebie, w miarę możliwości wiecej lub mniej. Jeśli ktoś (dziecko) próbuje tylko brać musi poznać konsekwencje takiego działania. Np starAmy się wstawac na czas i sie nie spóźniać. Po to by nie spóźniać się do szkoły/ pracy, ale też po to, by nie spóźnić się do kina, czy koleżanki na urodziny.
Nie jak Kuba Bogu, tylko konsekwencja. W rodzinie wszyscy dajemy cos od siebie, w miarę możliwości wiecej lub mniej. Jeśli ktoś (dziecko) próbuje tylko brać musi poznać konsekwencje takiego działania. Np starAmy się wstawac na czas i sie nie spóźniać. Po to by nie spóźniać się do szkoły/ pracy, ale też po to, by nie spóźnić się do kina, czy koleżanki na urodziny.
wyraznie bylo powiedziane,ze ta zagrywka polega na oddawaniu pieknym za nadobne konsekwencja? ale w jakim znaczeniu? konsekwencja jako poniesienie konsekwencji zlego zachowania? czy jakas moja konsekwencja jako rodzica? jesli to pierwsze to sie nie zgadzam jesli drugie to nie rozumiem
Małgorzata, tak myślę. Nie chodzi o to , że
rodzic zakłada, że "wyprodukuje" idealnego człowieka do życia. Bo nie
zmusimy kogoś, by się czymś fascynował. Ale jednak - codzienność domowa
to codzienność. Jeśli ja robię w domu dziesiątki rzeczy każdego dnia,
czy mi się chce czy nie chce (i się nie wgłębiałam nigdy w idiotyzmy,
czy mycie naczyń, podłóg lubię i czy mnie to uszlachetnia, tylko wstaję i
zasuwam), to na zasadzie dostajecie i też musicie coś dać będę wymagać
od każdego dziecka pracy w domu. Podobnie z różnymi rzeczami, jak
czytanie, jak pewne zajęcia i jednak rozwijanie swoich zdolności. Czy
chcą czy nie chcą. Oni nie muszą tego chcieć robić kiedyś w przyszłości,
oni nie muszą tego kochać (zresztą bardzo mnie bawi opowiadanie np.
singla jak lub gotować raz w tygodniu, jak lubi zmywać naczynia, prać i
sprzątać). Oni to po prostu mają robić. Ponieważ ich kocham, więc muszą
umieć jak wyjdą z domu robić wszystko co się w domu robi. Moje
doświadczenie jest też takie, że wszystko, czego się nauczyłam w okresie
szkolnym, będąc w domu rodziców, wszystko mi się mocno w życiu
przydało. I dzięki temu nie byłam sierotką, która czeka aż pomoc
przyjdzie, bo ja nie mam pracy, bo ja nic nie potrafię, bo jestem taaaka
biedna, a inni mają i to niesprawiedliwie. I to wbijam dzieciom do
głów. Muszą potrafić robić różne rzeczy, muszą starać się być
operatywne. Bo wszystko się potem może przydać. Bardzo duże wrażenie
zrobiła na mnie książka Rosy. Ona właśnie wszystko prosto opisuje. Nie
ma lęku rodzica, że duże dziecko, że rodzic nie powinien, nie ma
zupełnie poddawania się tej presji, jaką teraz poddaje się rodziców. A
ta presja pochodzi od bezdzietnych albo super mało dzietnych (mających w
młodym wieku dzieci) na dodatek. Po prostu - jeśli dziecko jest na
utrzymaniu rodzica, to się stosuje do tego, co rodzice ustalają.
Normalna hierarchia wynikająca z wielkiej mądrości i miłości rodziców.
Rosa i jej mąż nie poddawali się otoczeniu, żyli tak, jak oboje uważali
za właściwe mając przed oczami Prawo Boże. I ona zawsze im mówiła, że
mają się uczyć, mają robić różne rzeczy, bo bezrobocie w Hiszpanii jest
duże i nie dla każdego praca jest obecnie, a w przyszłości będzie
jeszcze gorzej. Rodzic ma być silny, a nie słaby. A że to wysiłek
ogromny, to inna sprawa.
Motywację mam zupełnie inną ale finalnie chodzi mi o dokładnie taki sam efekt.
Mi zależy na tym,żeby moje dzieci miały wysokie poczucie własnej wartości.
A tego,bez żadnych umiejętności,osiągnąć się nie da.
A bez wypracowanej (bo to trzeba jednak wypracować),przynajmniej minimalnej samodyscypliny też wiele osiągnąć się nie da.
To jest konieczność ponadczasowa-jeśli chcesz przetrwać,musisz się nauczyć podstawowych umiejętności obowiązujących w twojej kulturze.
Jeśli do tego chcesz osiągnąć coś więcej-musisz też się bardziej wysilić i nauczyć
wyraznie bylo powiedziane,ze ta zagrywka polega na oddawaniu pieknym za nadobne konsekwencja? ale w jakim znaczeniu? konsekwencja jako poniesienie konsekwencji zlego zachowania? czy jakas moja konsekwencja jako rodzica? jesli to pierwsze to sie nie zgadzam jesli drugie to nie rozumiem
@In Spe to jest bardzo proste :każda akcja wywołuje reakcję.
A dzieci często tego nie rozumieją,zapominają o tym.
I dlatego czasem trzeba im to uświadomić/przypomnieć.
Bo koledzy/koleżanki,nauczyciele,szef w pracy nie będą zastawiali się,
szybko analizowali sytuacji i szukali rozwiązania ,
ani też odwracali uwagi ,
tylko od razu zareagują dokładnie tak: jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie.
Rolą rodzica jest przygotowanie dziecka do życia również poza rodziną.
Oczywiście adekwatnie do wieku,bo inaczej rozmawia się z kilkulatkiem,
Prayboy - troche poplatales - jeden 90-minutowy cykl obejmuje zarowno faze plytka, jak i gleboka. Wedle naukowcow do wyspania sie potrzeba jest przecietnie pieciu takich cykli. Czyli okolo 7.5 godziny snu. Tutaj masz to lopatologicznie https://michalpasterski.pl/2008/09/wstawanie-a-fazy-snu/
no nie wiem,u mnie działaco1.5 swoją drogąjakieśnewageowe linki zapodajeszfuj
@Kasha, ale poczucie wartości to też dla mnie oczywistość. Nie chcę wychować dzieci na niewolników, zgarbionych, niepewnych siebie, tylko na ludzi, którzy będą szli z podniesioną głową.
Trochę czytam ten wątek, i dla mnie te perypetie Prayboya, to są trochę bajki z innego świata. Tzn. coś tam sobie przypominam, że potrafiłem być niedobry dla Mamy, nieposłuszny. Ale pamiętam też (i bardzo dobrze pamiętałem wychowując? dzieci), że jak przyjeżdżałem na wakacje do Babci, coś się we mnie odwracało - Babcia niczego ode mnie nie wymagała, a ja starałem się z całych sił by wszystko było dobrze. Czemu ? Myślę, że byłto efekt mojej pewności, że jestem bezwarunkowo kochany, że Babcia mi ufa.
Pewnie to, że nie miałem kłopotów z dziećmi, to także efekt temperamentu, z jakim się urodziły, ale zawsze, od samego ich urodzenia, starałem się zapracować na ich zaufanie, co czasami może być uciążliwe, bo maluśkie dziecko cząsto sprawdza, czy może na nas liczyć, ale opłaca się, bo dziecko, pewne bezpieczeństwa, może cały czas poświęcić na naukę.
Czego i Wam wszystkim życzę.
(oczywiście, Rodzicom jest dużo trudniej, niż Dziadkom kochać bezwarunkowo, przecież musimy je wychować)
A z drugiej strony jaki to niby wielki problem wychowawczy, że towarzystwo ma rano powolny rozruch. No ma, przyjdzie czas to się ogarnie albo i nie. Zazwyczaj się ogarniają.
A zanim się ogarna to matka osiwieje Ja tam problem rozumiem, bo u nas tak wyglądał wrzesień. Po samym poranku czułam sie zajechana, jak po ciężkim dniu. Pośpiech, nerwy, krzyki i płacze. Po co to komu?
@Aga85 Po samym poranku czułam sie zajechana, jak po ciężkim dniu. Pośpiech, nerwy, krzyki i płacze. Po co to komu?
-------------- Tez miewam to samo.
Po co?... Żeby któregoś dnia spojrzeć na to z boku i powiedzieć sobie że warto było. Warto iść na szczyt nawet jak leje cały dzień. Warto machać łopatą bez większego skutku żeby znaleźć po wielu tygodniach skarb Warto
Czasem trzeba długo czekać na owoce a rzadziej są widoczne od razu, ale wtedy bywają pozorne. Kwestia czasu
To miało być pytanie retoryczne Chodziło mi o to, że jeśli pozornie mały problem, ma duży wpływ na wszystkich członków rodziny, to warto dołożyć sil, by go rozwiązać, a nie przeczekac.
Nie wiem jak to jest ale u nas się obywa bez krzyku i nerwów. Ja mam delikatnie mówiąc gdzieś czy moje pociechy się spóźnią. Dla mnie priorytetem jest żebym ja się do pracy nie spóźniła. I o dziwo się nie spóźniamy. Tzn ja się nie spóźniam bo jak moje dziewczyny się wyrobia w ostatniej chwili to się zmienia kolejność rozwozenia i najpierw jedziemy do Karoliny potem do mnie a na końcu do szkoły dziewczyn dokładnie na spóźnienie żeby im wstyd było. Przez kolejne dni pilnują się bardziej. Bo co poniektórym zależy żeby być na czas. I to zwalnia nas z kontrolowania reszty bo akurat tym się wówczas zajmuje Klara, bo jej najbardziej zależy na punktualnosci.
Ja też do pracy się nie spóźniam i to najważniejsze. .. najwyżej gary myję rano i mam pomyte albo leżę z komórką. Staram się już nie wsciekac a na corke tylko w chwilach zastoju mowie słowo SZKOŁA i się dziewczyna ogarnia. Jak coś ode mnie chce to tez słyszy słowo SZKOŁA. Wiedzą już że żeby coś ze mną załatwić rano to musi być zrobione wszystko z listy (napisałam w punktach) i musi być na to czas...
Starsza nie chce się spóźniac i się ani razu nie spóźnila w tym roku - woli iść pieszo lub autobusem kiedy młodsza się grzebie...
A młodsza wydaje się zmobilizowana jak na swój wiek tylko jej nie idzie
Komentarz
Szczerze mówiąc, to u mnie najbardziej działają rozmowy i wyjaśnianie, na spokojnie. Ale to teraz, gdy dzieci są bardziej świadome.
mi sie nie musi podobac
a Ty nie musisz sie tlumaczyc
moze reaguje alergicznie bo wypowiedzi przypominaja ton mojej mamy, taki nauczycielski (choc akurat miala inny zawod)
a nie wspominam dobrze takich metod
ja doszlam do tego, ze wiecej zdzialam dobrocia,szczeroscia i tym podobnymi metodami
ale gotowe recepty sa tylko w zarysie
wiadomo ile sie trzeba czasem nameczyc,aby dopasowac do wlasnej sytuacji
Np starAmy się wstawac na czas i sie nie spóźniać. Po to by nie spóźniać się do szkoły/ pracy, ale też po to, by nie spóźnić się do kina, czy koleżanki na urodziny.
konsekwencja?
ale w jakim znaczeniu?
konsekwencja jako poniesienie konsekwencji zlego zachowania?
czy jakas moja konsekwencja jako rodzica?
jesli to pierwsze to sie nie zgadzam
jesli drugie to nie rozumiem
swoją drogąjakieśnewageowe linki zapodajeszfuj
i dla mnie te perypetie Prayboya, to są trochę bajki z innego świata.
Tzn. coś tam sobie przypominam, że potrafiłem być niedobry dla Mamy, nieposłuszny.
Ale pamiętam też (i bardzo dobrze pamiętałem wychowując? dzieci), że jak przyjeżdżałem na wakacje do Babci, coś się we mnie odwracało - Babcia niczego ode mnie nie wymagała, a ja starałem się z całych sił by wszystko było dobrze.
Czemu ?
Myślę, że byłto efekt mojej pewności, że jestem bezwarunkowo kochany, że Babcia mi ufa.
Pewnie to, że nie miałem kłopotów z dziećmi, to także efekt temperamentu, z jakim się urodziły,
ale zawsze, od samego ich urodzenia, starałem się zapracować na ich zaufanie, co czasami może być uciążliwe, bo maluśkie dziecko cząsto sprawdza, czy może na nas liczyć,
ale opłaca się, bo dziecko, pewne bezpieczeństwa, może cały czas poświęcić na naukę.
Czego i Wam wszystkim życzę.
(oczywiście, Rodzicom jest dużo trudniej, niż Dziadkom kochać bezwarunkowo, przecież musimy je wychować)
(a spróbujcie zamienić wychować na pomóc ?)
Ja tam problem rozumiem, bo u nas tak wyglądał wrzesień. Po samym poranku czułam sie zajechana, jak po ciężkim dniu. Pośpiech, nerwy, krzyki i płacze. Po co to komu?
--------------
Tez miewam to samo.
Po co?... Żeby któregoś dnia spojrzeć na to z boku i powiedzieć sobie że warto było.
Warto iść na szczyt nawet jak leje cały dzień.
Warto machać łopatą bez większego skutku żeby znaleźć po wielu tygodniach skarb
Warto
Czasem trzeba długo czekać na owoce a rzadziej są widoczne od razu, ale wtedy bywają pozorne. Kwestia czasu
Chodziło mi o to, że jeśli pozornie mały problem, ma duży wpływ na wszystkich członków rodziny, to warto dołożyć sil, by go rozwiązać, a nie przeczekac.
Staram się już nie wsciekac a na corke tylko w chwilach zastoju mowie słowo SZKOŁA i się dziewczyna ogarnia. Jak coś ode mnie chce to tez słyszy słowo SZKOŁA.
Wiedzą już że żeby coś ze mną załatwić rano to musi być zrobione wszystko z listy (napisałam w punktach) i musi być na to czas...
Starsza nie chce się spóźniac i się ani razu nie spóźnila w tym roku - woli iść pieszo lub autobusem kiedy młodsza się grzebie...
A młodsza wydaje się zmobilizowana jak na swój wiek tylko jej nie idzie