Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!
Oceniając rozmiary tragedii rosyjskiej przeszłości najczęściej liczymy zamordowanych. Ale przecież, aby zrozumieć wielkość wpływu tych tragedii na psychikę następnych pokoleń, trzeba liczyć nie poległych, a tych, co przeżyli. Ofiary zginęły, natomiast ci, co przeżyli zostali naszymi ojcami a potem dziadkami. Dla nich uratowanie życia oznaczało utratę rodziny, ukochanych, zesłania, rozkułaczanie, wygnanie z ojczyzny, zabijanie dla własnego ratunku, dla idei lub z rozkazu. Byli donosicielami lub zdradzonymi, pozbawionymi dorobku całego życia, katami lub torturowanymi, gwałconymi , okaleczonymi fizycznie i duchowo, zmuszonymi do donosicielstwa, zapitymi od poczucia goryczy, winy i utraconej wiary. Poniżeni, bici i zagłodzeni w łagrach, przeszedłszy niewolę i okupację, inwalidzi powojenni.
Zabitych były dziesiątki milionów, ocalałych setki milionów ! Setki milionów tych, co przeszli przez strach, poniżenie i ból, poczucie nieustającego zagrożenia - dziećmi, które po dorośnięciu przekazały z kolei ten rozpaczliwy strach NAM. Po prostu statystycznie obecnie w Rosji nie ma ani jednej rodziny, która by nie niosła na sobie następstwa najcięższych , bezprecedensowych w swojej wielkości okrucieństw, ciągnących się już od stulecia.
Czy rozumiecie, do jakiego stopnia to życiowe doświadczenie naszych bezpośrednich przodków wpływa na nasze obecne odczuwanie świata? Naszych rodzin, dzieci ? Jeśli nie, to pomyślcie nad tym... mnie było potrzebnych wiele lat, aby zrozumieć dzieje mojej rodziny. Ale za to wreszcie rozumiem, skąd wziął się ten wiecznie mnie prześladujący, pozornie bez przyczyny STRACH. Skąd prawie patologiczna skrytość, nieufność wobec ludzi i niemożność zawarcia bliskich związków. Także nieustanne poczucie winy, które mnie prześladuje od dzieciństwa.
Komentarz
Uwielbienie dla czerwonej władzy, mimo jej okrucieństw? A przypomnijmy sobie sukcesy wyborcze postkomunistów w niemal całym dawnym Soc-Łagrze w latach 90. Nie było już sowieckich dywizji, nie było NKWD. Byli ludzie. Także u nas - te 52% Polaków uważających Jaruzelskiego za bohatera, te miliony głosujących na SLD i Kwaśniewskiego, te tłumy bawiących się w rytm „Ole, Olek!”. Przecie wtedy już wszyscy wiedzieli o zbrodniach komunizmu, prawda?
Kwachu, dawny czerwony minister i aktualny frontmen rodzimej bolszewii, reprezentując państwo polskie słaniał się pijany na grobach ofiar NKWD. Ujawniono to przed wyborami prezydenckimi w 2000 roku. I co, jaki był efekt? A taki, że prawie 10 milionów Polaków zagłosowało na niego, dając mu reelekcję już w I turze (czego nie dokonał żaden inny kandydat na prezydenta w Trzeciej Erpe!). Nurmalnie, dla tych 10 milionów to był swój chłop. Taki zayebisty, taki fajny. Pewnie jakby narzygał na te mogiły w Charkowie, to być może jego poparcie u nadwiślańskiego elektoratu jeszcze by wzrosło (przepraszam, ale szlag mnie trafia, jak to wspominam).
Ruska miłość do podbojów? Tu bym się zgodził, oni często mają taką dumę z mocarstwowości, mówię o prostych ludziach. Ale tak szczerze – czy ten zarzut to moralizatorstwo, czy tylko zazdrość, że im te podboje lepiej wychodziły niż nam? Bo we mnie, przyznaję, jest miłość do dawnych polskich podbojów. Do dawnej polskiej mocarstwowości. W innym wątku wielbię hetmana Żółkiewskiego, któren przecie zdobył Moskwę (co trudno uznać za wojnę obronną). I co, mam teraz przepraszać za pana hetmana Stanisława, czuć się winnym?
A znowuż pogarda dla słabszych, odrobina władzy jako pretekst do pomiatania bliźnimi, jak u owego rosyjskiego konduktora? Wszystko to prawda! Jednakowoż kto pamięta PRL, temu muszą stanąć przed oczami te wszystkie ówczesne królowe życia – te panie ekspedientki, panie salowe, panie recepcjonistki, panie „w okienku”. Panowie dyrektorzy, kierownicy, urzędnicy, kadrowi. Fala w wojsku. Cały ogrom bezinteresownego skurwysyństwa, które człowiek robił człowiekowi. Robił – bo mógł. Bo PRL to nie były tylko spasione mordy ubeków i sekretarzy, i jeszcze te dwie czy trzy sowieckie dywizje na naszych ziemiach. Nie, to była również owa tubylcza socjalistyczna szlachta – ekspedientki, kierownicy etc., co to mieli wtedy swoje 5 minut przewagi nad innymi (rzecz jasna, z całym szacunkiem dla wszystkich ówczesnych poczciwych ekspedientek i całej reszty – bo jednak nie wszystkim te ochłapy władzy uderzały do głowy!).
Wyjaśnianie komunizmu wedle kategorii etnicznych jest samooszukiwaniem się. Ziutek Mackiewicz już przed wojną o tym pisał, wołał wielkim głosem, że bolszewizm to nie naród, tylko bakcyl dżumy, nieuznający granic narodowych, państwowych, nawet religijnych, zagrażający każdemu. Ale mało kto się z nim zgadzał, bo wygodniej było słuchać krzepiących klechd – „Polacy nie byliby zdolni…”, „Nasza wyższość cywilizacyjna sprawia, iż…”. I tym podobne pierdoły. Potem było wielkie zdziwienie, że wprawdzie nie przeszliśmy trzech wieków niewoli mongolskiej, ani tradycji ubóstwiania cara, ale kandydatów na konfidentów, i na klakierów oklaskujących morderców, jest ci u nas pokaźny tłumek. Jak zresztą wszędzie.
Mnie się widzi, że problem komunizmu to nie jest kwestia żadnej tam „rosyjskiej duszy”, ani też duszy polskiej, koreańskiej, chińskiej, bułgarskiej, NRD-owskiej czy jakiej tam. Ten problem to zwyczajnie człowiek. Tyle jesteśmy warci, ile nas sprawdzono. W tej samej nacji byli męczennicy heroicznie idący na swą Golgotę i judasze inkasujący swoje 30 srebrników. A także tłum widzów - ci też byli wszędzie. Pan Jakowlew pisze o Rosjanach, ale jego tekst jest dość uniwersalny. Rany, jakie zadał komunizm różnym narodom, naszemu również, będą się jątrzyły jeszcze w następnych pokoleniach.
Tak to odebrałem.
Widzę, że komuna dokumentnie Ci mózg wyprała. Typowy przedstawiciel homosovieticus.
Owe "niedogodności PRL-u", to była permanentna niewola.
Upodlenie człowieka - w miarę dobrze się mieli jedynie kolaboranci.
Dedykuję - "Ptaszki w klatce".
"Czegóż płaczesz? - staremu mówił czyżyk młody -
Masz teraz lepsze w klatce niż w polu wygody".
"Tyś w niej zrodzon - rzekł stary - przeto ci wybaczę;
Jam był wolny, dziś w klatce - i dlatego płaczę".
Niemiecka okupacja miała to do siebie, że stosunkowo krótko trwała.
Jednak w innym miejscu tak pisał o caracie w II połowie XIX wieku, w tym o wzmiankowanym „najczarniejszym” Aleksandrze III:
„Rezultaty działalności policji politycznej były znikome w porównaniu z jej ogromnymi uprawnieniami. […] W latach 1866-1895 z powodów politycznych stracono zaledwie 44 osoby, a wszystkie były zamachowcami. Za panowania Aleksandra III, czyli w okresie ostrych represji, w związku z przestępstwami politycznymi aresztowano i przesłuchano łącznie około 4000 osób. Jak na wielkość Rosji i ogrom machiny zwalczającej działalność wywrotową są to liczby zupełnie nieznaczne”.
To są słowa tego samego Pipesa. Czy naprawdę da się porównać rządy Aleksandra III i Lenina?"
Ja mam na uwadze jedynie to, że ruscy byli znacznie gorszą zarazą; mordowali nas też przez wieki.
Skali zbrodni niemieckich nie neguję, ale stwierdzam suche fakty.