Dorosłe życie nie składa się wyłącznie z miłosnej relacji z żoną. To także relacje ze szkołą, uczelnią, pracodawcą, kontrahentami, urzędami, służbami mundurowymi. Wszędzie w nich występują kary jako środek dyscyplinujący.
Pisze on: "Kary nakładane są przez sprawiedliwy i miłosierny wyrok Boży dla oczyszczenia dusz, dla obrony świętości moralnego i dla przywrócenia chwale Bożej pełnego jej blasku. (...) Przez kary rozbłyska w całym świecie świętość i jasność chwały Boga. Z istnienia zaś i z ciężkości kar poznajemy głupotę i złość grzechu oraz jego przykre następstwa."
Jeżeli odrzucamy stosowanie przez Boga kar, to odrzucamy z automatu nauczanie o czyśćcu.
Świat jest też pełen niesprawiedliwości.... Co nie znaczy, że trzeba dzieci do tego przyzwyczajać w relacji z rodzicem.
Kara w kontekście społecznym jest chyba dość mało "wychowawcza". Sama kara więzienia bez resocjalizacji jest bezskuteczna, zarówno jako profilaktyka, jak i "leczenie"
Moim zdaniem bez wyjścia ze świata "kar i nagród" trudno być wolnym człowiekiem i używanie przez świat kar jest dla mnie raczej argumentem, żeby ich nie stosować... Co nie zawsze wychodzi
@Maciek_bs nauczanie o czyścu wzięło się chyba z fragmentów o próbowaniu złota w ogniu. Czysciec chyba nie jest karą, co niezbędnym etapem oczyszczenia dla tych, którzy wybrali Boga na Ziemi, ale nie zdążyli tu zostać oczyszczeni z doczesnych przywiązań itp...
Z Objawienia Bożego wiemy, że następstwem grzechów są kary, nałożone przez boską świętość i sprawiedliwość. Muszą one być poniesione albo na tym świecie przez cierpienia, nędze i utrapienia tego życia, a zwłaszcza przez śmierć, albo też w przyszłym życiu przez ogień i męki, czyli kary czyśćcowe.
Często spotykam się z osobami, które twierdzą, że nie stosują kar. W rzeczywistości jednak zamiast słowo "kara" używają "konsekwencje". Przykład: dziecko jest zabierane z placu zabaw, bo się tam źle zachowywało. Matka twierdzi, że to konsekwencja, tymczasem to zwykła kara dla dziecka. Konsekwencją jest zniszczona czyjaś zabawka, płaczące inne dziecko itp. Zabranie dziecka z placu jest reakcją rodzica na zachowanie dziecka, które uważa za niewłaściwe.
To jest chyba clue, Ci którzy nie stosują kar, stosują "konsekwencje", które w zasadzie tez są kara... Przy dzieciach w sumie nie da się inaczej. Dzieci nie są dorosłymi i trochę inaczej odbierają rzeczywistość i inaczej się zachowują. Jeśli moje dziecko bije inne na placu zabaw, to zabieram je, oczywiście tłumacze co i dlaczego, wcześniej uprzedzam, zeby mialo szanse skorygowac zachowanie. Ale ostatecznie, jeśli nie skutkuje zabieram, bywa że wtedy dziecko czuje się skrzywdzone i drze się w nieboglosy. Jeden nazwie to kara, inny konsekwencja....
@Beta ale bardzo dużo zachowań krzywdzących inne osoby pozostaje kompletnie bez kary, wśród dorosłych.
No i warto sobie zadać pytanie, jaka motywacja działa na mnie lepiej: nie jeżdżę szybko,bo kocham innych i dbam o nich, i w dodatku nie pozjadałem wszystkich rozumów, czy nie jeżdżę szybko, bo mandat.
@Beta ale bardzo dużo zachowań krzywdzących inne osoby pozostaje kompletnie bez kary, wśród dorosłych.
No i warto sobie zadać pytanie, jaka motywacja działa na mnie lepiej: nie jeżdżę szybko,bo kocham innych i dbam o nich, i w dodatku nie pozjadałem wszystkich rozumów, czy nie jeżdżę szybko, bo mandat.
Malagala, ale to są jednak maluchy i trochę na innym poziomie funkcjonują. My ich dopiero uczyny, że nie wolno np krzywdzić innych, choć bywa to zabawne, albo że niewolno wyrywać komuś zabawki, nawet kiedy bardzo by się chciało nią pobawić.
To aby dziecko/młodzież/dorosły poniosło konsekwencje swoich zachowań, wymaga od jego otoczenia i wiedzy i samodyscypliny. Ale jest, wydaje mi się, skuteczniejsze. Z mojej młodzieży są tacy, którzy tak boją się konsekwencji swoich występków, że mówią mi że jestem okrutny, że ich nie karzę, jak przyzwoity ojciec powinien. Słyszałem też, że jak dziecko jest niekarane, to traci poczucie bezpieczeństwa.
Sam z natury bardzo nienawidziłem kar. Nadal uważam, że często naruszają godność osoby ludzkiej. Dlatego bardziej karcę, tłumaczę, a nawet i zrzędzę. Oraz jestem pamiętliwy dopóki widzę tą głupią dumę u delikwenta.
A co do dorosłych też stosuję konsekwencję. Pomaga mi w tym modlitwa: "Panie zanurz tego człowieka w Miłosierdziu Swoim..." Bo uwalnia mnie od złości do niego. Bo uniemożliwia mu manipulowanie mną. Ja osobiście uważam że taka metoda jest głęboko powiązana z chrześcijaństwem. Chyba dlatego tylu było męczenników, bo niedawali się zmanipulować ówczesnym cwaniakom, którzy karami i straszeniem starali się ich podporządkować
Z Objawienia Bożego wiemy, że następstwem grzechów są kary, nałożone przez boską świętość i sprawiedliwość. Muszą one być poniesione albo na tym świecie przez cierpienia, nędze i utrapienia tego życia, a zwłaszcza przez śmierć, albo też w przyszłym życiu przez ogień i męki, czyli kary czyśćcowe.
Z tym ze między karą czyśccową, karą wychowawczą jest ogromna różnica. Kara czyśccowa oczyszcza nas z tego co było byśmy byli gotowi do spotkania z Bogiem. A kara wychowawcza ma wzmocnić przekaz, żeby ktoś nie powtarzał tego czynu z lęku przed kolejna karą.
I kary czysccowej można nie przyjąć tylko zdecydować się na piekło.
Mam na stanie inteligentnego nastolatka, który jednak pewnych oczywistości nie jest w stanie pojąć, przewidzieć skutków. Nie będzie posłuszny, bo przecież wie lepiej. Póki konsekwencje mogą dotknąć tylko jego, to niech się potyka. Natomiast gdy jego zachowanie szkodzi lub może zaszkodzić innym, to kara wymusza właściwe działanie. Jest lepsza niż długa gadanina, z której i tak nic nie wyniknie, bo jest odporny na argumenty, bo ma swoją "mądrość".
Z Objawienia Bożego wiemy, że następstwem grzechów są kary, nałożone przez boską świętość i sprawiedliwość. Muszą one być poniesione albo na tym świecie przez cierpienia, nędze i utrapienia tego życia, a zwłaszcza przez śmierć, albo też w przyszłym życiu przez ogień i męki, czyli kary czyśćcowe.
Z tym ze między karą czyśccową, karą wychowawczą jest ogromna różnica. Kara czyśccowa oczyszcza nas z tego co było byśmy byli gotowi do spotkania z Bogiem. A kara wychowawcza ma wzmocnić przekaz, żeby ktoś nie powtarzał tego czynu z lęku przed kolejna karą.
I kary czysccowej można nie przyjąć tylko zdecydować się na piekło.
Kara/ konsekwencja jest po to, by dziecko zmieniło swoje zachowanie, to dosc powszechne zjawisko. Jeśli spóźniasz się do pracy i dostaniesz ochrzan od szefa, albo obetna Ci premie to starasz się tak postępować, by drugi raz tak się nie stało. Jeśli spóźnisz się na autobus, będziesz stał i marzł, jeśli jesteś leniwy i nie pracujesz, jesteś biedny itd. Modyfikujemy nasze zachowania dla pewnych gratyfikacji i uniknięcia nieprzyjemnych konsekwencji. Podobnie u dzieci, tylko na innym poziomie.
Kara/ konsekwencja jest po to, by dziecko zmieniło swoje zachowanie, to dosc powszechne zjawisko. Jeśli spóźniasz się do pracy i dostaniesz ochrzan od szefa, albo obetna Ci premie to starasz się tak postępować, by drugi raz tak się nie stało. Jeśli spóźnisz się na autobus, będziesz stał i marzł, jeśli jesteś leniwy i nie pracujesz, jesteś biedny itd. Modyfikujemy nasze zachowania dla pewnych gratyfikacji i uniknięcia nieprzyjemnych konsekwencji. Podobnie u dzieci, tylko na innym poziomie.
Ja raczej zmieniam swoje zachowania, bo chcę się rozwijać, być lepszym człowiekiem, dążyć do świętości, bardziej kochać. A zewnętrzne motywatory raczej uczą jak unikać konsekwencji nieprzyjemnych, a nie jak zmieniać serce.
Na różnych etapach życia i rozwoju mamy inne motywatory. Czasem bardziej wzniosłe, czasem bardziej przyziemne. Dla małego dziecka, czasem potrzebne są czytelne granice, dążenie do świętości, czy chęć rozwoju osobowości, to jeszcze zupełnie nie ten etap.
Ja raczej zmieniam swoje zachowania, bo chcę się rozwijać, być lepszym człowiekiem, dążyć do świętości, bardziej kochać. A zewnętrzne motywatory raczej uczą jak unikać konsekwencji nieprzyjemnych, a nie jak zmieniać serce.
Ale mówimy o dzieciach. Dziecko nie zawsze przyjmuje, że jakieś zachowanie jest złe. Nie zdarzyło Ci się, że mimo tłumaczenia dziecko pozostaje przy swojej ocenie własnego zachowania? Wtedy akceptujesz jego wybór co do złego zachowania czy zewnętrznie narzucasz mu właściwe zachowanie?
Ja bym rzekła że małe dziecko to mały kłopot, jak jest wyjec przyklejony do mamy to dosyć posłuszny, ale jak zaczyna się usamodzielniać... Robiłam przy Maćku kurs rodzicielstwo pełne spokoju i faktycznie bez kar da się, ale tylko do pewnego momentu, kiedy dziecko zaczyna być dużo bardziej świadome, dużo większego znaczenia zaczynają nabierac rówieśnicy (tak po 7 roku życia u nas mniej więcej w połowie 1 klasy) go wtedy te metody można już do kosza włożyć trzeba szukać innych. W tej chwili mąż zabrał komputer od razu poziom posłuszeństwa wzrosl o 50% mimo że powiedziane jest że komputerów nie będzie , oddane na złom, pogodziły się z tym, mają komórki - nie wiem czy boją się że komórki też pójdą na złom, ale jest lepiej choć niektórzy twierdzą że to nieludzka kara bo komputer to przecież też możliwość rozwijania się
Uważam że bardzo dużo zależy od osobowości/temperamentu rodzica/dziecka. Ja ze swej natury, nie umiem dopilnowywać/karać/straszyć itp. Mógłbym grać takiego czy innego człowieka, którym nie jestem. I tak robiłem kiedyś dla dobra dzieci. Teraz uważam że to był błąd.
Przez pewien czas myślałem, że źle robię wchodząc w zbyt zażyłe/głebokie relacje z dziećmi. Że one to wykorzystują, że jest to dla nich złe. Wymierzałem im kary, ale było mi ich zbyt żal, abym potrafił takie zachowanie konsekwentnie utrzymać. Teraz nie tyle wymierzam im kary, co pozwalam odczuć konsekwencję ich wyborów. Mówię: "Jak głupio robisz, to nie licz na moje wsparcie. Zostajesz sam w swojej głupocie. Chcesz iść sam na dno: idź sam, nikogo z sobą nie zabieraj itd" Bywa że one mi mówią podobnie. Jednak tak mi łatwiej postępować. Widzę że jest to lepsze. I doczekałem się też, że widzę u swojej młodzieży dobrą wolę. Czasem czymś mnie, naprawdę dobrym, zaskoczą.
Wiem że czasem jest mało dyscypliny u mnie. Podziwiam ludzi zarządzających innymi. Mających takie predyspozycje. Ja taki nie jestem. Źle jest jeżeli udaje się kogoś, kim się nie jest. Źle dla otoczenia i dla takiego zagubionego człowieka. Dzieci dziedziczą cechy po rodzicach. Jakbym swoim pokazywał, że jestem kimś innym niż jestem, to czy nie byłoby to oszustwo? Czy wtedy bym je nie krzywdził? Nie powodowałbym, że wstydzą się tym, kim są?
W ten sposób nie zazdroszczę ludziom tym bardziej stanowczym/ekstrawertycznym. W ten sposób dzieci też nie wpycham w zazdrość typu: inni są lepsi, a uczę korzystać ze swoich cech osobowości. A zazdrość, jak każdy inny grzech, czyni człowieka nieszczęśliwym.
Fragment dzisiejszego czytania zachwala wychowanie siłowe
Dz 5.: (25) Wtem nadszedł ktoś i oznajmił im: Ci ludzie, których wtrąciliście do więzienia, znajdują się w świątyni i nauczają lud. (26) Wtedy dowódca straży poszedł ze sługami i przyprowadził ich, ale bez użycia siły, bo obawiali się ludu, by ich samych nie ukamienował.
Komentarz
https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pawel_vi/konstytucje/indulgentiarum_doctrina_01011967.html
Pisze on: "Kary nakładane są przez sprawiedliwy i miłosierny wyrok Boży dla oczyszczenia dusz, dla obrony świętości moralnego i dla przywrócenia chwale Bożej pełnego jej blasku. (...) Przez kary rozbłyska w całym świecie świętość i jasność chwały Boga. Z istnienia zaś i z ciężkości kar poznajemy głupotę i złość grzechu oraz jego przykre następstwa."
Jeżeli odrzucamy stosowanie przez Boga kar, to odrzucamy z automatu nauczanie o czyśćcu.
Kara w kontekście społecznym jest chyba dość mało "wychowawcza". Sama kara więzienia bez resocjalizacji jest bezskuteczna, zarówno jako profilaktyka, jak i "leczenie"
2. Nie chciałabym żyć w społeczeństwie gdzie każdy mógł bezkarnie krzywdzić drugiego.
Z Objawienia Bożego wiemy, że następstwem grzechów są kary, nałożone przez boską świętość i sprawiedliwość. Muszą one być poniesione albo na tym świecie przez cierpienia, nędze i utrapienia tego życia, a zwłaszcza przez śmierć, albo też w przyszłym życiu przez ogień i męki, czyli kary czyśćcowe.
Przykład: dziecko jest zabierane z placu zabaw, bo się tam źle zachowywało. Matka twierdzi, że to konsekwencja, tymczasem to zwykła kara dla dziecka. Konsekwencją jest zniszczona czyjaś zabawka, płaczące inne dziecko itp. Zabranie dziecka z placu jest reakcją rodzica na zachowanie dziecka, które uważa za niewłaściwe.
Przy dzieciach w sumie nie da się inaczej. Dzieci nie są dorosłymi i trochę inaczej odbierają rzeczywistość i inaczej się zachowują.
Jeśli moje dziecko bije inne na placu zabaw, to zabieram je, oczywiście tłumacze co i dlaczego, wcześniej uprzedzam, zeby mialo szanse skorygowac zachowanie. Ale ostatecznie, jeśli nie skutkuje zabieram, bywa że wtedy dziecko czuje się skrzywdzone i drze się w nieboglosy. Jeden nazwie to kara, inny konsekwencja....
No i warto sobie zadać pytanie, jaka motywacja działa na mnie lepiej: nie jeżdżę szybko,bo kocham innych i dbam o nich, i w dodatku nie pozjadałem wszystkich rozumów, czy nie jeżdżę szybko, bo mandat.
Sam z natury bardzo nienawidziłem kar. Nadal uważam, że często naruszają godność osoby ludzkiej. Dlatego bardziej karcę, tłumaczę, a nawet i zrzędzę. Oraz jestem pamiętliwy dopóki widzę tą głupią dumę u delikwenta.
A co do dorosłych też stosuję konsekwencję. Pomaga mi w tym modlitwa: "Panie zanurz tego człowieka w Miłosierdziu Swoim..." Bo uwalnia mnie od złości do niego. Bo uniemożliwia mu manipulowanie mną. Ja osobiście uważam że taka metoda jest głęboko powiązana z chrześcijaństwem. Chyba dlatego tylu było męczenników, bo niedawali się zmanipulować ówczesnym cwaniakom, którzy karami i straszeniem starali się ich podporządkować
Kara czyśccowa oczyszcza nas z tego co było byśmy byli gotowi do spotkania z Bogiem.
A kara wychowawcza ma wzmocnić przekaz, żeby ktoś nie powtarzał tego czynu z lęku przed kolejna karą.
I kary czysccowej można nie przyjąć tylko zdecydować się na piekło.
Jeśli spóźniasz się do pracy i dostaniesz ochrzan od szefa, albo obetna Ci premie to starasz się tak postępować, by drugi raz tak się nie stało. Jeśli spóźnisz się na autobus, będziesz stał i marzł, jeśli jesteś leniwy i nie pracujesz, jesteś biedny itd.
Modyfikujemy nasze zachowania dla pewnych gratyfikacji i uniknięcia nieprzyjemnych konsekwencji. Podobnie u dzieci, tylko na innym poziomie.
Dla małego dziecka, czasem potrzebne są czytelne granice, dążenie do świętości, czy chęć rozwoju osobowości, to jeszcze zupełnie nie ten etap.
Przez pewien czas myślałem, że źle robię wchodząc w zbyt zażyłe/głebokie relacje z dziećmi. Że one to wykorzystują, że jest to dla nich złe. Wymierzałem im kary, ale było mi ich zbyt żal, abym potrafił takie zachowanie konsekwentnie utrzymać. Teraz nie tyle wymierzam im kary, co pozwalam odczuć konsekwencję ich wyborów. Mówię: "Jak głupio robisz, to nie licz na moje wsparcie. Zostajesz sam w swojej głupocie. Chcesz iść sam na dno: idź sam, nikogo z sobą nie zabieraj itd" Bywa że one mi mówią podobnie. Jednak tak mi łatwiej postępować. Widzę że jest to lepsze. I doczekałem się też, że widzę u swojej młodzieży dobrą wolę. Czasem czymś mnie, naprawdę dobrym, zaskoczą.
Wiem że czasem jest mało dyscypliny u mnie. Podziwiam ludzi zarządzających innymi. Mających takie predyspozycje. Ja taki nie jestem. Źle jest jeżeli udaje się kogoś, kim się nie jest. Źle dla otoczenia i dla takiego zagubionego człowieka. Dzieci dziedziczą cechy po rodzicach. Jakbym swoim pokazywał, że jestem kimś innym niż jestem, to czy nie byłoby to oszustwo? Czy wtedy bym je nie krzywdził? Nie powodowałbym, że wstydzą się tym, kim są?
W ten sposób nie zazdroszczę ludziom tym bardziej stanowczym/ekstrawertycznym. W ten sposób dzieci też nie wpycham w zazdrość typu: inni są lepsi, a uczę korzystać ze swoich cech osobowości. A zazdrość, jak każdy inny grzech, czyni człowieka nieszczęśliwym.
Dz 5.:
(25) Wtem nadszedł ktoś i oznajmił im: Ci ludzie, których wtrąciliście do więzienia, znajdują się w świątyni i nauczają lud. (26) Wtedy dowódca straży poszedł ze sługami i przyprowadził ich, ale bez użycia siły, bo obawiali się ludu, by ich samych nie ukamienował.