Znowu artykuł z dupy. Ani Marta ani Karola ani franio nie istnieją.
istnieją. znam identyczną historię z kręgu rodzinnego.
Myślę, że większość artykułów tego typu to bajkopisarstwo, pisanie na zamówienie. Niestety tacy ludzie są, te ich wydumane problemy... U mnie w pracy też kolezanka musiała brać wolne, bo jej partner miał problem sam ogarnąć kota podczas wizyty u weterynarza.
I słusznie... Chciałam wziąć kota i wymagano, żebym zadeklarowała, że nie będzie wychodził na dwór i zabezpieczę balkon, żeby to uniemożliwić. Przecież to nienormalne jest... Ja rozumiem, w dużym mieście, ale u nas kot w okolicy ma koci raj.
@Kajla My braliśmy kota ze schroniska. Mieszkamy na wsi, w otoczeniu pól. Potrzebowaliśmy kota, który będzie skutecznie eliminował gryzonie, które robiły szkody w ogrodzie. Było jasne, że kot nie będzie siedział w domu, nikt nie miał problemu z celem brania zwierzęcia.
Nie wyobrażam sobie zamknięcia zwierzaka w domu, bez możliwości wyjścia na zewnątrz. Ten zwierz będzie cierpiał. Ja sama po tygodniu w domu mam ochotę chodzić po ścianach, co dopiero kot.
W mojej okolicy jest masa kotów, wszystkie wychodzące i ptaki mają się świetnie. Dobrze odżywiony kot ma ptaki głęboko w puszce, jedyne co zostaje z instynktu to potrzeba obsikiwania drzwi sąsiadów nieposiadających kotów. Mamy za to sokoła, który atakuje ptaki dokarmiane w karmnikach.
Nie wyobrażam sobie zamknięcia zwierzaka w domu, bez możliwości wyjścia na zewnątrz. Ten zwierz będzie cierpiał. Ja sama po tygodniu w domu mam ochotę chodzić po ścianach, co dopiero kot.
A podobno to lewacy uczłowieczają zwierzęta.
Każda istota potrzebuje dostępu do słońca, powietrza, natury. Czy to człowiek, czy zwierzę. Nie jest to w najmniejszym stopniu związane z uczłowieczeniem.
Jeżeli mieszka się w mieszkaniu w bloku, to tak czy inaczej nie wypuszcza się go na spacery, tylko jest kwestia zabezpieczania okien tak, żeby się nie zaklinował oraz balkonów tak, żeby nie wypadł - i to jest zrozumiałe. Natomiast w domku czy też domu na wsi warunki są całkiem inne. U nas przykładowo w lecie drzwi czy na taras, czy też wejściowe są praktycznie cały czas otwarte - i co wg. poglądów różnych miejskich fundacji generalnie nie mamy szans na kota a i psa nie bardzo. Mieliśmy psy w bloku, ostatni był tej samej rasy, co obecnie wychowujący się od szczeniaka na wsi. I naprawdę widać, że to mieszkanie w bloku ograniczało jego rozwój, mimo naszych starań. Tu pies ma tyle bodźców, naturalnych zajęć, ma gdzie wylądować energię itp. W bloku masz zwierzaka dla swojej przyjemności, bądźmy szczerzy.
@Kajla My braliśmy kota ze schroniska. Mieszkamy na wsi, w otoczeniu pól. Potrzebowaliśmy kota, który będzie skutecznie eliminował gryzonie, które robiły szkody w ogrodzie. Było jasne, że kot nie będzie siedział w domu, nikt nie miał problemu z celem brania zwierzęcia.
No ok, nie ma przecież prawnego zakazu wypuszczania kotów. Co nie znaczy że nie ma powodów by jednak tego nie robić.
U mnie już jest, w okolicy, gdzie mieszka moja córka. Wolno biegający kot, to mandat do 500 €; przyuważony kot z ptaszkiem w pysku - grzywna do 50 tysięcy €. A teraz wytłumacz 10 l. biegającemu dotąd swobodnie mruczkowi, że jest zakaz wychodzenia na dwór.
Cóż, ja mam trzy psy + jest pies sąsiada. A działka to nie 4 m do siatki wokół domu... A do wybiegania mam dzieci, które biora psy na smyczach do biegania po lesie.
A co do wychodzenia w mieście z psem bez smyczy - kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Warszawie i mieliśmy psy, to praktycznie bez smyczy spacery odbywały się wyłacznie w środku nocy, żeby nie było sytuacji, ze ktoś poczuje się zagrożony i będa z tego jakieś nieprzyjemności dla wszystkich. Dojazd na Pole Mokotowskie z jednego z osiedli na obrzeżach Warszawy tez raczej był słabo wykonalny. Obecnie przepisy + zainwestowanie róznych terenów, które jeszcze kilka lat temu byly stosunkowo dzikie jest takie, ze faktycznie, zeby wybiegać psa nalezałoby albo biegac z nim na smyczy, albo jezdzic gdzieś specjalnie, niby powstaja gdzieniegdzie ogrodzone miejsca dla psów, ale to nie sa hektary, tylko co najwyzej kilkaset m2. W lesie, parku czy na terenach zielonych na osiedlach przecież nie mozna puszczać psów luzem? Oczywiscie sa rasy psów, które w takich warunkach świetnie sie odnajduja, bo do szczęścia potrzebują właściciela i nie za duzo ruchu, ale dla innych taka opcja bedzie znacznie gorsza niz nawet ten ogród przy domu na przedmieściu. Nawet nauka czystosci przy szczeniakach na wsi (mozliwosc natychmiastowej reakcji i wyprowadzenia psa, jesli daje sygnały, ze potrzeba) i w miescie to jest niebo i ziemia. Mieszkajac w mieście zawsze uważalam, ze pies w mieszkaniu moze dobrze funkcjonowac (psy mielismy od zawsze, czyli już moi rodzice), ale teraz widzę, ze w domu z ogrodem na wsi moze funkcjonować znacznie lepiej. Przy kolejnych ograniczeniach, które pojawiaja sie w miescie chyba teraz na psa w bloku bym się nie zdecydowała.
Mówi się adopcja zwierzaków i w sumie ja to rozumiem. W końcu to tez członek rodziny. Mi jak umarł pies ostatnio to byłam przez cały dzień smutna potem, mimo ze nie mieszkał ze mną w domu, ale był ze mną prawie całe moje życie.
@Turturek Skoro się tak przyjęło, ze nazywa się to adopcją to nie robiłabym problemu z tym. Są według mnie ważniejsze sprawy niż to czy ktoś adoptuje czy przygarnia psa. Jeśli go kocha, daje on mu szczęście to niech i będzie jego dzieckiem, poki ten człowiek mnie nie krzywdzi. A rodzinę tez można uznać za szersze zjawisko, za dom. Co kto lubi. Dla mnie moj pies był moja rodzina, nie dlatego ze go uczłowieczałam, ale dlatego ze byłam do niego przyzwyczajona.
Skoro się tak przyjęło, ze nazywa się to adopcją to nie robiłabym problemu z tym. Są według mnie ważniejsze sprawy niż to czy ktoś adoptuje czy przygarnia psa.
Mylisz dwie rzeczy. Oczywiście, że dobro zwierzaka jest bardzo ważne, ale poprawne definicje są niezbędne dla istnienia nauki. Jeżeli jak proponują neomarksiści definicje można sobie zmieniać, to można zmieniać wszystko. Płeć, wiek, kolor skóry, wagę, historię, geografię i wiele innych. Nie ma wtedy nic stałego na czym można by oprzeć dalsze definiowanie świata. Stąd potem wychodzą twierdzenia, że aborcja ratuje życie, że w parach jednopłciowych rodzi się więcej dzieci niż w dwupłciowych, albo że zwierzę ma równe prawa z człowiekiem.
No muszę sie tu z @Kajla zgodzić. „Duchowa adopcja” to związek, który nie powinien zmieniać znaczenia żadnego z słów. Co innego, gdybyśmy mówili „adopcja duchowa”
A drugi link jest sprzeczny z linkiem który ja podałem, zatem jak pisałem PWN nie potrafi się zdecydować na spójna definicję i nie, istnienie żywego języka nie usprawiedliwia niespójnych definicji. Do tego żywego języka trzeba używać z sensem.
gdy taki twór językowy jak adopcja dzieci poczętych i księży już nie przeszkadza
Duchowa adopcja dzieci poczętych nie przeszkadza. Sama natomiast adopcja dzieci poczętych jest błędna i nielogiczna, chyba że ktoś spisuje odpowiedni akt prawny uznający takie dziecko za swoje. Jedyna sytuacja jaka mi przychodzi do głowy mogąca być powodem faktycznej adopcji dziecka poczętego jest przysposobienie go przez mężczyznę śmiertelnie chorego nie mogącego czekać na poród dziecka.
Grzebanie w definicjach to nie tylko nic nie znaczące zabawy, ale coś co daleko idące skutki. Redefiniuje bowiem naszą rzeczywistość. Adopcja zwierzaka jest elementem do zrównania praw ludzkich ze zwierzęcymi co jest totalnym absurdem, ale znajduje coraz wielu zwolenników.
Grzebanie w definicjach to nie tylko nic nie znaczące zabawy, ale coś co daleko idące skutki. Redefiniuje bowiem naszą rzeczywistość. Adopcja zwierzaka jest elementem do zrównania praw ludzkich ze zwierzęcymi co jest totalnym absurdem, ale znajduje coraz wielu zwolenników.
Może po prostu wystarczy zauważyć, że zwierzę nie jest rzeczą, co znajduje zresztą odpowiednie odzwierciedlenie w polskim prawie.
Art. 1. 1. Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest
rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę (Dz. U. 2022 r.
poz. 572).
Komentarz
Się wzruszyłem
znam identyczną historię z kręgu rodzinnego.
A teraz wytłumacz 10 l. biegającemu dotąd swobodnie mruczkowi, że jest zakaz wychodzenia na dwór.
A do wybiegania mam dzieci, które biora psy na smyczach do biegania po lesie.
Oczywiscie sa rasy psów, które w takich warunkach świetnie sie odnajduja, bo do szczęścia potrzebują właściciela i nie za duzo ruchu, ale dla innych taka opcja bedzie znacznie gorsza niz nawet ten ogród przy domu na przedmieściu.
Nawet nauka czystosci przy szczeniakach na wsi (mozliwosc natychmiastowej reakcji i wyprowadzenia psa, jesli daje sygnały, ze potrzeba) i w miescie to jest niebo i ziemia.
Mieszkajac w mieście zawsze uważalam, ze pies w mieszkaniu moze dobrze funkcjonowac (psy mielismy od zawsze, czyli już moi rodzice), ale teraz widzę, ze w domu z ogrodem na wsi moze funkcjonować znacznie lepiej. Przy kolejnych ograniczeniach, które pojawiaja sie w miescie chyba teraz na psa w bloku bym się nie zdecydowała.
„Duchowa adopcja” to związek, który nie powinien zmieniać znaczenia żadnego z słów. Co innego, gdybyśmy mówili „adopcja duchowa”
Art. 1. 1. Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę (Dz. U. 2022 r. poz. 572).