Wiecie jak to jest na forach, duzo debat, klotni, spierania sie...
Wiem ze wiele osob uwaza ze to takie bicie piany, ze to nie ma sensu, ze kazdy napisze co mysli, ale nikt nie zmieni zdania.
Ja uwazam inaczej, uwazam ze jest sens dyskutowac - tyle ze nie nalezy tego robic emocjonalnie, z wycieczkami osobistymi.
Ja przez ostatni tydzien szarpalam sobie nerwy biorac udzial w dyskusji (na innym forum, zagranicznym) o selekcji embrionow. naprawde ostro mi adrenalina skakala, az sie zaczelam martwic czy nie zaszkodze dzidziusiowi w brzuszku.
rozmawialam glownie z ludzmi niewierzacymi, cynikami, bylo tez pare osob watpiacych, bylo kilka zajmujacych stanowisko "ZA", choc w rzeczywistosci nie mieli pojecia jak wyglada caly proces.
W dyskusji nie moglam sie odwolac do Boga, rozmawiajac z takimi ludzmi. Musialo sie to odbyc na plaszczyznie czysto rozumowej i logicznej. i nawet mi sie to podobalo, bo to pokazuje, ze jesli udalo mi sie ich choc troche przekonac, to znaczy ze istnieje prawo naturalne (czyt. Boze) dostepne czlowiekowi rozumowo. Nie wiem czy dobrze to tlumacze...ze ludzie niewiezracy moga dochodzic do Boga rowniez (choc nie tylko) rozumem (co zreszta glosi Kosciol)
Po tygodniu debatowania (niezle ich bombardowalam merytorycznie, bo mnie akurat rozne tematy bioetyczne bardzo interesuja i jakas tam wiedze mam), osoba ktora zalozyla watek mam wrazenie ze odeszla od pomyslu zrobienia owej selekcji (ktora rozwazala zeby jej dzieci nie odziedziczyly jakiegos tam okropnego genu ktory ona ma). inna osoba ktora na poczatku debaty mowila ze poddalaby sie zabiegowi in vitro i owej selekcji bez wahania, zeby "ratowac" zdrowie swojego dziecka, na koniec stwierdzila, ze majac te wiedze ktora jej w debacie przekazalam ja i kilka innych osob, zmienila zdanie.
To byl dla mnie trudny tydzien, po nocach nie spalam myslac jak im to wytlumaczyc, prosilam Boga zeby mnie oswiecil i pomogl ubrac mysli w slowa, i do paru osob to dotarlo.
co wiecej, prosza zebym otworzyla watek o naprotechnologii (tutaj nikt o tym nie slyszal) i beda tez oswiecac innych.
bardzo sie ciesze i bede dzialac dalej :bigsmile:
tutaj na wielodzietnych tez wiele kopii zostalo polamanych w klotniach, ale mysle ze to ma sens. jesli tylko osoba z ktora rozmawiamy jest choc minimalnie otwarta, cos do niej dotrze. jak nie od razu, to pozniej...
(inna sprawa ze czesc osob na tamtym forum sie na mnie obrazila za pisanie zbyt wprost, za prawde krotko mowiac, no ale to ich problem
)
a jakie sa Wasze doswiadczenia i zdanie na ten temat?
Komentarz
Pustynna - czasami też zastanawiam się, czy nie tracę czasu pisząc na forum lub gdzie indziej. I odpowiedź zawsze jest jedna - NIE.
Nie, ponieważ to też jest dawanie świadectwa.
Podziwiam Cię za to, co zrobiłaś na wspomnianym forum. Myślę, że to nie przypadek. I choć to znowu wielkie słowa - Bóg jest w stanie wyprowadzić wielkie dobro z tego, co zrobiłaś, nie wątpię ani przez moment! Może nigdy sie o tym nie dowiemy, kto i kiedy przeczyta nasze wpisy i który z nich wywoła jakiś skutek - ale Bóg wie. To wystarczy.
Człowiek sieje, Pan Bóg zbiera.
Róbmy swoje.
Dziś piszę to juz po raz kolejny i to na pewno nie jest przypadek.:bigsmile:
Modlitwa jest konieczna, nie ma żadnych watpliwości, jest najważniejsza, ale także trzeba być w tym świecie takim, jaki jest. Nie podlizywać się mu (światu), ale pokazywać, że można inaczej, że jesteśmy, istniejemy, żyjemy. Nie można się "zamknąć" na modlitwie, jakbyśmy już nic więcej do zrobienia nie mieli...
Przez modlitwę Bóg mi daje siłę i światło, by być świadectwem.
calkowicie sie zgadzam! i oczywiscie tez zostalam oskarzona o osadzanie (chociaz na kazdym kroku podkreslalam ze pisze o metodach a nie o ludziach ktorzy ich uzyli). koniec koncow musialam walnac dlugasna tyrada nt. czym sie rozni ocena czynow od oceny ludzi. do niektorych dotarlo do niektorych nie, takie zycie.
@retro:
ale to nie byly przepychanki tylko podawanie rzeczowych argumentow okraszonych duza iloscia logiki.
poza tym jedno nie wyklucza drugiego, ja sie za tych ludzi jednoczesnie modle. i juz
poza tym ich opinia jest czesto rezultatem ogromnej niewiedzy i ufnosci w to, ze skoro dana rzecz robia "lekarze", i efektem jest slodki dzidzius, no to co w tym zlego moze byc?
jak im spokojnie i rzeczowo wyjasnilam dlaczego nie ma w tym nic uroczego, niektorym po prostu szczeki poopadaly.
niestety, tutejszy episkopat jest taki troche uspiony, nie stara sie ludzi uswiadamiac w wielu kwestiach o ktorych w Polsce strasznie sie trabi.
a tak w ogole i przy okazji, jak macie jakies ciekawe linki, w jakims ludzkim "jezyku", nt. naprotechnologii itp.??? z gory bardzo dziekuje
Miałam kiedyś tyle zapału co Ty i tyle dobrych owoców okołointernetowych (Pan Bóg też pomagał)....
Powiem Ci po tych kilku latach, że łatwo stracić umiar, dać sie wchłonąć życiu wirtualnemu i zapomnieć w dużej mierze o ludziach wokól....
Kiedy ktoś mi doradził (ściślej mówiąc katechiści) żebym zaprzestała tego procederu - okazało sie że wokół mnie jest mnóstwo żywych, (nie wirtualnych) ludzi, którzy mnie bardziej potrzebują.
I ze życie to zbyt ważna sprawa żeby je okręcić wokół internetu...
Nie zaniedbuj życia w realu w swoim zapale....
Ono jest ważniejsze.
a z drugiej strony ja sporo osob z tamtego forum znam na zywo, choc nie widzimy sie czesto.
trzeba po prostu starac sie zachowac umiar...
ja tamtej debaty nie zaczelam, zaczela ja dziewczyna ktora miala watpliwosci i prosila o opinie, zeby moc podjac decyzje. tylko dlatego zdecydowalam sie zabrac glos, bo widzialam ze szuka prawdy.
unikam typowych nawalanek, zauwaz ze w ogole nie wzielam udzialu w dyskusji na temat prawa szariatu, i innych bollywodzkich atrakcjach, nawet nie doczytalam tych watkow, po prostu nie mam czasu
ale jak widze ze ktos szuka i nie znajduje informacji ktora ja mam, byloby chyba czyms raczej zlym zachowac to dla siebie?
ale jesli uwazacie ze sie myle, jestem otwarta na inne punkty widzenia :bigsmile:
aha, no i z jakiegos powodu Papiez zachecil chrzescijan do "sensownego" bycia w internecie...
Bo kazda taka przekonana osoba, idzie dalej w swiat, daje swiadectwo i przekonuje innych i nie chodzi tu tylko o npr, o rozne tematy.
no ale chetnie przeczytam inne opinie i poznam dodatkowe "odcienie" :bigsmile:
oczywiscie, i tak wlasnie probowalam to robic.
tzn. napisalam ze sie troche nastresowalam, ale to wewnatrz siebie, zeby dobrze ubrac mysli w slowa, w watku zachowywalam zimna krew i czysta logike.
i zdecydowanie nie wchodze na onety itd.
hm a na czym polega innosc Twojego zdania bo nie moge zalapac? toz ja tez pisze ze rozmawialam z nimi na plaszczyznie naukowej i logicznej
Zauważ że dość dużo czasu nadal poświęcam na znajomości internetowe ale staram sie zachowac odpowiednie proporcje
Podsylaj mi linki, ja tez się chętnie przyłaczę
Co do naprotechnologii, to super sprawa. Są (chociaż rzadko) lekarze, na co dzień zajmujący się zapłodnieniem pozaustrojowym, którzy stosują tę metodę z powodzeniem (poprzedzając nią zabieg in vitro). Jest to rzadkość w świecie ludzi bardzo pazernych.
Szkoda, że naprotechnologia nie jest skierowana do wszystkich. Mam koleżankę leczącą się tą metodą... jednak mogę powiedzieć, że proponowane przez nich metody nigdy nie doprowadzą do tego,że zajdzie w ciążę. Nie wiem tylko czemu dają jej nadzieję... (ma chirurgicznie usunięty jeden jajnik oraz nieodwracalnie niedrożny jajowód przy drugim jajniku). Jedyną szansą jest dla niej adopcja. Napomknęłą, że właśnie w placówkach naprotechnologicznych oswajają z tym tematem.
Czy Pani naprawdę chce usunąć?
I tyle.
To brzmi jak zabiegi poprzedzające morderstwo
Czy teściowa naprawdę taka nie do zniesienia?
Bliska mi osoba ma tylko jeden jajnik i jeden jajowód. Z tym, że jajnik po innej stronie niż jajowód. Mimo to zaszła w ciążę i urodziła zdrowego syna. Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie, jednak, jak widać na tym przykładzie, nie jest to tak całkiem niemożliwe.
Wiem, że tu na forum są też osoby, którym lekarze nie dawali szans na ciąże bez "medycznego wspomagania" a jednak się udało. I to bywa, że kilkakroć się udawało :bigsmile:
Był przypadek w Łodzi pana który dostał kilofem głowę (kilof wszedł tuz nad uchem z jednej strony, wszedł do jamy ustnej i nie przebił policzka z drugiej strony) i przeżył.
Szpital to miejsce, gdzie częstotliwość rzeczy niewytłumaczonych jest ogromna.
Nika6, w in vitro nie musi dochodzić do zabójstwa dziecka. I nie zgadzam się, że to tak brzmi. Co nie zmiania faktu że jestem przeciwko.
No wiesz, przypadek młodego studenta medycyny, dla którego płód jest "organizmem pasożytującym na matce" jest w moim domu poruszany dość często. Siostra przeżywa bardzo podejście swoich kolegów. To nie jest człowiek zdrowy psychicznie.
Ale in vitro jest nie ok
i niestety, tu przed in vitro nie stosuje sie napro tylko leczenie hormonalne na oslep - bez znajomosci cyklu przepisuje sie hormony ktore pacjentka ma brac tak, aby raczej nie zajsc niz zajsc. i mowia, ze jak hormony nie pomoga to za 3 m-ce ma sie zglosic na in vitro.
wiem co mowie, sama jednej dziewczynie pomoglam zmienic sposob brania progesteronu tak aby nie blokowal owulacji.
i wiele osob ktore idzie na in vitro ma blednie diagnozowana nieplodnosc, wysyla sie ich na zabieg bardzo pochopnie. i potem np. po 2 latach maja drugie dziecko niespodzianke, poczete naturalnie.
a co do tego ze in vitro nie musi sie wiazac z zabojstwem embrionu lub jego mrozeniem to wiem, ale to rzadki przypadek :sad:
Ogólnie nawet wczoraj rozmawiałąm z mężem na temat zapatrywania się kościoła na aborcję u kobiet z ciążą pozamaciczną. Wyskoczył mi z opinią "można usunąć jajowód z płodem ale samego płodu nie". Coś takiego przywlókł z pracy. Prawda to? Zapytam zanim sam zapyta