Zdecydowanie, pomysł jest z klimatu duchowości njuejdżowej cokolwiek.
Co ciekawe, przy nie odcinaniu pępowiny, zwykle odpada ona bardzo szybko, bo już 3-4 doby po porodzie. W tym czasie łożysko konserwuje się specjalną solą, żeby się nie psuło w temperaturze pokojowej. W istocie pielęgnacja dziecka z przytwierdzonym łożyskiem i samego łożyska (które wygląda jak pół kilo wątróbki + błony wokół) jest nieco kłopotliwsza niż pielęgnacja samego dziecka.
Pomysł wydawał mi się zawsze absurdalny, bo kompletnie nie widzę racjonalnego uzasadnienia dla takiego postępowania. Miałam też przekonanie, że wszystkie ssaki odgryzają łożysko od dziecka i, w większości, je konsumują. Jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałam jakiś czas temu o małpach (nie pamiętam gatunku), które nie odpępniają swoich dzieci tylko noszą noworodka razem z łożyskiem aż pępowina uschnie...
Nooo, ja mam tu takie znajome. Może poród lotusowy to nie, ale przechowywanie łożyska w zamrażarce, a wcześnej robienie sobie koktalju owocowego z jego dodatkiem (znaczy się z kawałkiem łożyska) jako sposób na wzmocnienie sił po porodzie...Ale to oczywiście przy porodzie domowym.
Co kto lubi
Ja jakoś do mojego łożyska przywiązana nie byłam. Znaczy się, byłam, przez całą ciążę , ale po porodzie już nie tak bardzo. Obejrzeliśmy,położna coś tam mojemu mężowi tłumaczyła, jak rozpoznać, że łożysko jest całe, a potem się z nim pożegnaliśmy bez sentymentu.
No, ale znam osoby, które swoje łożysko przechowywują w zamrażarce, żeby je potem zakopać w miejscu, gdzie będą coś sadzić w swoim ogródku.
Aha,i jedna internetowa znajoma zrobiła sobie filety z łożyska na grillu.Serio! :shocked:
jakbym mieszkała na wsi, to pewnie bym gdzieś zakopała i użyźniła ogródek
ale moja mała zamrażarka zbyt cenna jest, więc nawet gdybym chciała, to bym nie chciała.
Aha, i jeszcze mi się przypomniało, co robią moje hiszpańskie znajome rodzące w domu. Wysyłają swoje łozysko kurierem-chłodnią do dziewczyny, która owo łożysko... kapsułkuje.
Tzn. suszy je, mieli i przerabia na proszek, a potemten proszek pakuje do kapsułek i odsyła właścicielce łożyska, a ta sobie zażywa jak witaminki
No, na łożysku, trzeba drzewko zasadzić z dedykacją dla dziecka, co to od kompletu od tego łożyska było. Tylko trzeba mieć gdzie to drzewko posadzić... Jak ojcowizny brak, to trzeba w zamrażarce trzymać aż do czasu dopracowania się stosownych włości...
Dziwnie mi się robi jak was czytam. Właściwie nie odróżniam już chyba wyobraźni od rzeczywistości. Chyba lepiej pójdę spać, a jutro się okaże, że tego wątku tak naprawdę nie ma..........
[cite] Cart&Pud:[/cite]A czy to nie podpada pod kanibalizm przypadkiem?:cool:
posadzenie drzewa?
a tak na serio, to te znajome hiszp.,co sobie koktajle z łożyska robią albo kotlety, no, wierzące to nie są. znaczy się czesto wierzą w bliżej nieokreślone coś, albo w Pachamame, i lubią new ageowe klimaty, wysyłanie pozytywnych wibracji itp.
Chociaż z łożyskiem,to nie wiemvna ile chodzi o duchową część, chyba po prostu jest tak, że stweirdziły, że jak zwierzęta zjadają, to to jest naturalne. Niektóre twierdzą, że po naturalnym domowym porodzie poczuły ochotę na łożysko.
Nie oceniam tego,przestępstwem to nie jest I tu w Hiszp. jest to najmniejszy problem.
A posadzenie drzewa nałożysku nie jest głupie - ponoć pięknie rosną
[cite] Anka:[/cite]A jak się karmi i w ogóle nosi takie dziecko, z ciagnacym się za nie łożyskiem?
karmisz na leżąco, i ogólnie nie za bardzo oddalasz się od łóżka przez kilka dni, no bo jak. A łożysko spoczywa obok, w metalowej miseczce, spokojnie sobie wysychając
A w ogóle to Wam opowiem anegdotkę. Jedna moja tutejsza znajoma, szkoląca się na doulę, opowiadała mi ze śmiechem,jak to jej inna znajoma,która zdecydowała się na poród lotosowy, zadzwoniła do niej z paniką 2 lub 3 dni od porodu. Plany mieli ambitne, zgodnie z założeniem owego typu porodu, czekać cierpliwie aż pępowina sama odpadnie. Jednakowoż, po dwóch dniach upierdliwego plątania się w nią i przekładania miski z łożyskiem to tu, to tam, stwierdzili, że to nie dla nich.I postanowili jednak dziecko odpępnić cięciem. Wzięli noyczki, wszystko zdezynfekowali, i... ciaaaaaach. I... nic.
Po dwóch dniach pępowina była łykowata i twarda jak gałąź drzewa i nie dało jej się przeciąć :fm:
Moja znajoma-doula poradziła i użyć... sekatora :fm:
Ciekawe , że przez tysiące lat kobiety odcinały pępowiny, paliły łożyska ( zwierzaki mięsożerne je odgryzają, zjadają po porodzie ale też spożycie zbyt dużej ilości powoduje rewolucje żołądkowe, odwodnienie samicy no i wbrew oczekiwaniom właściciela zmniejsza się ilość mleka ) a jakoś dzieciom nic złego się z tego powodu nie działo. Ludzie jak nagle chcą być bliżej natury niż zwierzęta to naprawdę jeden pomysł głupszy od drugiego. Zastanawiam się jak w lecie wyglądała by sprawa noszenia śmierdzącego łożyska razem z dzieckiem w asyście stada much?
Milagro, takie życie. Mnie tam tak bardzo nie rusza to, co inne kobiety robią ze swoim łożyskiem. Ale szlag mnie trafia,jak te same osoby mówią o miłości do dziecka, łagodnym porodzie, są skłonne do łażenia z tym łożyskiem przypiętym do dziecka itp., a potem mówią, że kobieta ma prawo do aborcji, bo dziecko musi być chciane. Wrrr... Dlatego napisałam, że wydziwianie z łożykiem to najmniejszy problem.
@Katarzyna, z tego co pamiętam, to orangutany nie odgryzają, ale nic sobie nie dam uciąć. @Haku, za moich czasów babki z DN się jednak tym lotosowym tak nie ekscytowały. Nawet pytanie nie padło. Widać się popyt na usługę zrobił ostatnio.
A tak w ogóle to mam lotosową koleżankę. Tyle, że do końca z tym nieodpępnianiem nie wyszło (dziecko nie chciało oddychać i położna zadecydowała o odcięciu, bo myślała, że łożysko się jeszcze nie urodziło, później się okazało, że koleżanka tyłkiem przysiadła), ale koleżanka i tak zakonserwowała mięcho solą i trzymała przy główce dziecka w miseczce. Po tygodniu uznała, że nastąpiły duchowe narodziny i łożysko zamroziła.
Po tygodniu uznała, że nastąpiły duchowe narodziny i łożysko zamroziła.
Rany....ciekawe gdzie Pan Jezus powiedział o duchowych narodzinach przez uschnięcie łożyska :shocked: ? Zawsze myślałam, że najważniejszy pod tym względem jest chrzest.
Ciekawy wątek, ile to sie można na wielodzietnych dowiedzieć!
Ja tylko z ciekawości zapytam, jeśli można, dlaczego wiara w duchowe narodziny dziecka poprzez łożysko matki i przywiązywanie szczególnej wagi do więzi między dzieckiem a jego łożyskiem to "new age'owanie" a sadzenie dedykowanego dziecku drzewka w ziemi użyźnionej jego własnym łożyskiem to już nie new age?
Komentarz
Co ciekawe, przy nie odcinaniu pępowiny, zwykle odpada ona bardzo szybko, bo już 3-4 doby po porodzie. W tym czasie łożysko konserwuje się specjalną solą, żeby się nie psuło w temperaturze pokojowej. W istocie pielęgnacja dziecka z przytwierdzonym łożyskiem i samego łożyska (które wygląda jak pół kilo wątróbki + błony wokół) jest nieco kłopotliwsza niż pielęgnacja samego dziecka.
Pomysł wydawał mi się zawsze absurdalny, bo kompletnie nie widzę racjonalnego uzasadnienia dla takiego postępowania. Miałam też przekonanie, że wszystkie ssaki odgryzają łożysko od dziecka i, w większości, je konsumują. Jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałam jakiś czas temu o małpach (nie pamiętam gatunku), które nie odpępniają swoich dzieci tylko noszą noworodka razem z łożyskiem aż pępowina uschnie...
Co kto lubi
Ja jakoś do mojego łożyska przywiązana nie byłam. Znaczy się, byłam, przez całą ciążę , ale po porodzie już nie tak bardzo. Obejrzeliśmy,położna coś tam mojemu mężowi tłumaczyła, jak rozpoznać, że łożysko jest całe, a potem się z nim pożegnaliśmy bez sentymentu.
No, ale znam osoby, które swoje łożysko przechowywują w zamrażarce, żeby je potem zakopać w miejscu, gdzie będą coś sadzić w swoim ogródku.
Aha,i jedna internetowa znajoma zrobiła sobie filety z łożyska na grillu.Serio! :shocked:
A jak sądzisz, ile łożysk może mieć w zamrażarce rekordzistka w tym zakresie wśród Twoich znajomych?
ale moja mała zamrażarka zbyt cenna jest, więc nawet gdybym chciała, to bym nie chciała.
Aha, i jeszcze mi się przypomniało, co robią moje hiszpańskie znajome rodzące w domu. Wysyłają swoje łozysko kurierem-chłodnią do dziewczyny, która owo łożysko... kapsułkuje.
Tzn. suszy je, mieli i przerabia na proszek, a potemten proszek pakuje do kapsułek i odsyła właścicielce łożyska, a ta sobie zażywa jak witaminki
:cool::cool:
posadzenie drzewa?
a tak na serio, to te znajome hiszp.,co sobie koktajle z łożyska robią albo kotlety, no, wierzące to nie są. znaczy się czesto wierzą w bliżej nieokreślone coś, albo w Pachamame, i lubią new ageowe klimaty, wysyłanie pozytywnych wibracji itp.
Chociaż z łożyskiem,to nie wiemvna ile chodzi o duchową część, chyba po prostu jest tak, że stweirdziły, że jak zwierzęta zjadają, to to jest naturalne. Niektóre twierdzą, że po naturalnym domowym porodzie poczuły ochotę na łożysko.
Nie oceniam tego,przestępstwem to nie jest I tu w Hiszp. jest to najmniejszy problem.
A posadzenie drzewa nałożysku nie jest głupie - ponoć pięknie rosną
karmisz na leżąco, i ogólnie nie za bardzo oddalasz się od łóżka przez kilka dni, no bo jak. A łożysko spoczywa obok, w metalowej miseczce, spokojnie sobie wysychając
A w ogóle to Wam opowiem anegdotkę. Jedna moja tutejsza znajoma, szkoląca się na doulę, opowiadała mi ze śmiechem,jak to jej inna znajoma,która zdecydowała się na poród lotosowy, zadzwoniła do niej z paniką 2 lub 3 dni od porodu. Plany mieli ambitne, zgodnie z założeniem owego typu porodu, czekać cierpliwie aż pępowina sama odpadnie. Jednakowoż, po dwóch dniach upierdliwego plątania się w nią i przekładania miski z łożyskiem to tu, to tam, stwierdzili, że to nie dla nich.I postanowili jednak dziecko odpępnić cięciem. Wzięli noyczki, wszystko zdezynfekowali, i... ciaaaaaach. I... nic.
Po dwóch dniach pępowina była łykowata i twarda jak gałąź drzewa i nie dało jej się przeciąć :fm:
Moja znajoma-doula poradziła i użyć... sekatora :fm:
No to mieli bardzo łagodne odpępnienie :bm:
Mój mąż pomysł wyśmiał strasznie.
Położnym zmieniły się miny...
...i mam takie niejasne poczucie że właściwie dlatego nas odrzucili
Masz rację. To nawet grzech wierzyć w takie bzdury.
@Haku, za moich czasów babki z DN się jednak tym lotosowym tak nie ekscytowały. Nawet pytanie nie padło. Widać się popyt na usługę zrobił ostatnio.
A tak w ogóle to mam lotosową koleżankę. Tyle, że do końca z tym nieodpępnianiem nie wyszło (dziecko nie chciało oddychać i położna zadecydowała o odcięciu, bo myślała, że łożysko się jeszcze nie urodziło, później się okazało, że koleżanka tyłkiem przysiadła), ale koleżanka i tak zakonserwowała mięcho solą i trzymała przy główce dziecka w miseczce. Po tygodniu uznała, że nastąpiły duchowe narodziny i łożysko zamroziła.
Rany....ciekawe gdzie Pan Jezus powiedział o duchowych narodzinach przez uschnięcie łożyska :shocked: ? Zawsze myślałam, że najważniejszy pod tym względem jest chrzest.
Ja tylko z ciekawości zapytam, jeśli można, dlaczego wiara w duchowe narodziny dziecka poprzez łożysko matki i przywiązywanie szczególnej wagi do więzi między dzieckiem a jego łożyskiem to "new age'owanie" a sadzenie dedykowanego dziecku drzewka w ziemi użyźnionej jego własnym łożyskiem to już nie new age?