Właśnie w tym filmie pokazane jest jak można odbudować więź w relacji małżeńskiej.
Wydaje się nam nieraz, że ta druga strona musi się zmienić, że to przecież ona chce rozwodu (jak w tym filmie), to ona ma może kogoś innego, to ona jest nieodpowiedzialna, niewierna, itd.
Prawda jest taka, że my możemy zmienić tylko własne postępowanie (z pomocą Bożą). I nie uświadamiamy sobie, że to my nieraz przyczyniamy się do niewłaściwych zachowań drugiej osoby, że zachowujemy się w sposób raniący czy zniechęcający drugą osobę do pracy nad sobą.
Ale zmiana naszego postępowania często powoduje zmianę w osobie drugiej - wyrażanie miłości może spowodować, że druga strona zechce odpowiedzieć na nią.
Zachęcam do obejrzenia filmu, może to będzie większą zachętą do podjęcia wyzwania i wytrwania w projekcie.
Bohater filmu wchodzi w to 40-to dniowe zadanie bez entuzjazmu i bez nadziei na zmianę, a jednak szybko zaczyna rozumieć, że to on potrzebuje przemiany, a nie (tylko) jego żona, że to on nie umiał kochać, że praca nad sobą może zaowocować pogłębieniem własnej miłości do współmałżonka, że miłość objawia się nieraz przez drobne rzeczy. No i zaczyna myśleć bardziej o żonie niż o sobie i swoich zranionych uczuciach.
polecam bardzo film, są tam pokazane dwie ważne rzeczy które trzeba uwzględnić, podejmując to wyzwanie - mąż początkowo wypełnia te "zadania" olewająco i bez wkładania serca, najmniejszym kosztem odbebniając je i to potęguje jego frustrację - tu jest dla mnie juz wskazówka, żeby się na maksa, naprawdę na maksa postarać - żona dłuuuuuugo nie reaguje lub wręcz robi się jeszcze bardziej wroga, podejrzewając, że on nią manipuluje -a więc nie chodzi o wywołanie reakcji "ach jaki jesteś wspaniały/a i jak sie dla mnie starasz" tylko autentyczną wewnętrzną przemianę siebie
Ja sie tak nie bawie! Moj maz, nic nie wiedzac o akcji radzi sobie lepiej niz ja. Cierpliwosc to jego znak firmowy, wiec pierwszy dzien przeszedl wzorowo (ja raz pysknelam, poki mi sie przypomnialo, ze jest akcja ), dzis rano poszedl specjalnie dla mnie do piekarni po chleb (musial wstac wczesniej z lozka, a to duzy bol dla niego), wieczorem idzie z dzieckiem kolezanki (zostala akurat bez meza z chorym drugim dzieckiem) do przedszkola lampiony robic na sw. Marcina. A ja ciagle jeszcze zastanawiam sie, co dzisiaj zrobic...
E: a film uwazam za gniot jakich malo. Tylko dla ludzi o silnych nerwach (mozna w przyplywie emocji komputer wyrzucic przez okno ).
Z tym, że ja jestem na pierwszym dniu, bo uważam, że każde wyzwanie dziś jest na jutro (do niektórych trzeba będzie się jakoś przygotować, a u nas spontaniczne akcje są ciężkie do przeprowadzenia).
My film oglądaliśmy razem. Też średnio mi się podobał, może miałam za duże oczekiwania. Ale chyba i tak warto było, są gorsze, na które jednak szkoda czasu
Wrocilam wczesniej, zeby bylo milo i nic nie wymyslilam co moglabym milego dla niego zrobic.... same banaly mi do glowy szly i na koniec tylko wrocilam wczesniej. I sie pokłóciliśmy. Jak sie komuś dzień sfajtoli to co wtedy? Od nowa?
Nie wiem, Nika, ale powołam się znów na film (tak, tak, wiem, że formalnie jest on b. słaby ale potraktujmy go jako instrukcję do "wyzwania"). Otóż tam mąż brnie dalej dzień po dniu, mimo, że "cudowny sposób" nie działa - nie udaje się mu długo zrobić czegoś z sensem i sercem a efekt jest odwrotny od zamierzonego.
Zatem- moim zdaniem - nie zaczynać od nowa, tylko walczyć dalej. Bo to nie są tricki z Cosmo "jak omotać faceta i sprawić by jadł ci z ręki" tylko wypalanie swojego egoizmu dzień o dniu. Porażki są nieuniknione.
@Nika, według mnie po prostu idziemy dalej i nadal pracujemy nad tym co się nie udało i nad nowym "zadaniem". Może gdzieś po drodze zdarzy się, że coś nie wyjdzie, ale praca nad sobą przecież się nie kasuje tak łatwo
Ja myślałam, że nie jestem złośliwa (nie teraz akurat) a jednak kilka razy ugryzłam się w język
Na dziś nie mam kompletnie pomysłu i myślę sobie, że to fatalnie, że właśnie nie mam. pewnie jako narzeczona miałabym tysiąc!
Chyba wykąpię dziś za niego dzieci I nie wyślę w tym czasie na spacer z psem!
Myślałam o muffinkach, ciastkach, ale takie coś go nie ucieszy (za to dzieci bardzo)
Piwo go nie ucieszy. Golonka też nie.
Nawet gdybym potajemnie pojechała z samochodem na jakieś konieczne zabiegi w warsztacie też nie byłby zadowolony.
Mnie tam juz jest trudno, bo sie na tyle boję odrzucenia, ze w tak trudnych okresach jak teraz nie stac mnie bylo na nic procz realizacji zawartości dni 1-3 i siedzenia w skorupie z w miare przyjaznym usmiechem na twarzy
Komentarz
Czy to sie liczy? Moj maz wstaje przed piata, wychodzi z domu o 6°° i wraca po 20°°.
:-B
Zostaja zaledwie, powiedzmy, trzy godziny by stosowac zasady.
Mega awantura albo mega raj. :x
Liczy się, liczy. I tak jak Iśka napisała: telefon. A może sms, mail?
odpisz mi na priv plissss
tylko materiał do gazety obrobię, bo DZIŚ mam termin i na dwa okna pracuję :P
polecam bardzo film, są tam pokazane dwie ważne rzeczy które trzeba uwzględnić, podejmując to wyzwanie
- mąż początkowo wypełnia te "zadania" olewająco i bez wkładania serca, najmniejszym kosztem odbebniając je i to potęguje jego frustrację - tu jest dla mnie juz wskazówka, żeby się na maksa, naprawdę na maksa postarać
- żona dłuuuuuugo nie reaguje lub wręcz robi się jeszcze bardziej wroga, podejrzewając, że on nią manipuluje -a więc nie chodzi o wywołanie reakcji "ach jaki jesteś wspaniały/a i jak sie dla mnie starasz" tylko autentyczną wewnętrzną przemianę siebie
Cierpliwosc to jego znak firmowy, wiec pierwszy dzien przeszedl wzorowo (ja raz pysknelam, poki mi sie przypomnialo, ze jest akcja ), dzis rano poszedl specjalnie dla mnie do piekarni po chleb (musial wstac wczesniej z lozka, a to duzy bol dla niego), wieczorem idzie z dzieckiem kolezanki (zostala akurat bez meza z chorym drugim dzieckiem) do przedszkola lampiony robic na sw. Marcina. A ja ciagle jeszcze zastanawiam sie, co dzisiaj zrobic...
E: a film uwazam za gniot jakich malo. Tylko dla ludzi o silnych nerwach (mozna w przyplywie emocji komputer wyrzucic przez okno ).
Otóż tam mąż brnie dalej dzień po dniu, mimo, że "cudowny sposób" nie działa - nie udaje się mu długo zrobić czegoś z sensem i sercem a efekt jest odwrotny od zamierzonego.
Zatem- moim zdaniem - nie zaczynać od nowa, tylko walczyć dalej. Bo to nie są tricki z Cosmo "jak omotać faceta i sprawić by jadł ci z ręki" tylko wypalanie swojego egoizmu dzień o dniu. Porażki są nieuniknione.
Mijamy się bardzo w tym tygodniu, nie ma kiedy wyzwań realizować.
O tak...
Upadam co chwila...