Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Mamy niepracujące kilka lat - a powrót do pracy

1246789

Komentarz

  • No włoskie do następnego macierzyńskiego
  • *właśnie.... Mialo być
  • W związku z tym, co piszecie m.in. w związku z moją wypowiedzią chciałabym dodać, że nie siedzę i nie płaczę (i nie jestem ofiarą). Mówiąc, że pracy nie ma dla mnie chciałam powiedzieć, że nie ma jej w związku z moim wykształceniem oraz predyspozycjami. Wiem, że trzeba szukać wszędzie, co też czynię i nie załamuję rąk. Jakoś tak w tym wątku wyszłam na - po poznańsku mówiąc - "memeję", ale tak przecież nie jest. Także tego ... wyjaśniam ;))
  • @Bea pisz co te 6-7 latki u CIebie robią, ciekawa jestem
  • @Bea, jestem pełna podziwu. I zgadzam się w większości.
    Moje od lutego mają więcej obowiązków. I będą miały jeszcze więcej, bo rosną.
    Obiadów nie gotują, ale kanapki do szkoły/pracy robi 9latek. Z własnej inicjatywy.
    Mnie udało sie wrócić do macierzystej firmy. Boski plan jak nic, bo po ludzku wydawało mi się to niemożliwe. A gdybym nie miała możliwości wrócić, jedlibyśmy trawę.
    Też miałam ogromnego stracha. Nieprzespane noce, zamartwianie się na zapas- niepotrzebnie. Pan Bóg ułożył wszystko lepiej, niż sobie wymarzyłam.

  • Nieźle, szacun Bea. Jak patrzę jak moja prawie 7 latka próbuje ziemniaka obrać ..
  • U mnie dzieci też wdrożone do obowiązków domowych. Gotować może nie umieją, ale myją podłogi, odkurzają, opróżniają zmywarkę, robią śniadania i kolacje. I są bardzo samodzielne w kwestii lekcji. Ale to wynika z mojego dopilnowania ich w klasie I podstawówki. Dlatego nie muszę aż tak dużo robić, gdy wracam z pracy, choć oczywiście, zarządzanie i wymyślanie wszelkich działań należy ode mnie.

    Mój mąż kiedyś, gdy zaczynał życie zawodowe bardzo się stresował, co będzie, gdy go zwolnią. Bardzo się obawiał, co my wtedy zrobimy, jak to będzie, itp. Nie ukrywam, że moja decyzja podjęcia pracy była spowodowana też poczuciem współodpowiedzialności za stan naszych finansów i tego, że chciałam, by nasze dzieci widywały nas i spędzały czas zarówno ze mną, jak i z mężem. Wykończony tata faktycznie nie ma już czasu i ochoty na spędzanie czasu z dzieckiem. Przez to, że ja pracuję, mój mąż może pracować mniej, niż by musiał będąc jedynym żywicielem rodziny. PO pracy oboje spędzamy czas z dziećmi, oboje z nimi rozmawiamy i nie ukrywam, że mamy jednak większe poczucie bezpieczeństwa w kwestii finansów - jeśli mój mąż straci pracę, nie pozostaniemy tak zupełnie na lodzie i na odwrót.

  • pewnie, po co te dzieci, po co maz, po co rodzina..?
    najlepiej byc samotnym pindolem,
    Choc wtedy tez nic nie ma sensu, wiec to bez sensu..
    ech, jak zyc?
  • Agnieszko, a mój mąż jednak pracuje odrobinę mniej, tzn. nie bierze fuch, które musiałby brać, gdybym ja nie pracowała.
  • dla jednych bez sensu bo kasy nie ma
    dla innych bez sensu bo kasa jest
  • to bylo do wczesniejszego wpisu.
  • rodzina, rodzina, rodzina ach rodzina
    rodzina nie cieszy, nie cieszy gdy jest
    lecz kiedy jej nima samotnys jak pies

    Mimo moich lęków i innych takich, nie zamienilabym rodziny na zadne pieniadze i komforty zyciowe. Ty tez nie, wiem, ale wpadlas w taki dramatyczny ton, ze powstrzymac sie przed skomentowaniem tego nie bylam w stanie ;)
  • @Bea a czy 14-miesięczne dziecko miało u Ciebie jakieś obowiązki? ;;)
  • edytowano wrzesień 2015
    bo ja się po Twoim wpisie zastanawiam...

    e: czy czegoś nie wprowadzić
  • jej, mnie do dzisiaj przerastają obowiązki domowe
    zrobiliśmy z Mężem listę, wyszedł nam pełen etat dbania o dom
    a jest dziecko (jedno), praca i moje studia...
    dlatego tak kombinuję, czy 14 miesięcy to już...?
  • Uwielbiam ziemniaki obierać. Zawsze zgłaszałam się na wyjazdach na dyżury do kuchni gdzie obierało się hurtowe ilości.
  • @malagala, nasz 2 latek tez juz od jakiegos czasu jest sztuccowym ;).

    Jak starszy gania i zanosi wszystko na stol, to co mlodszy bedzie stal jak picza i sie gapil, niechze tez pobiega ;).
  • Dzieci nie musza gotować i wręcz nie powinny wcielać się w role dorosłych, ale moim zdaniem należy je tak wychowywać, żeby były w stanie ogarnąć rzeczy wokół siebie:
    a) lekcje w szkole, pakowanie się, dbanie o przybory, książki, itp
    b) higienę osobistą (same w pewnym momencie powinny sobie umieć dobrze umyć zęby, itp. bez konieczności poprawek ze strony rodziców)
    c) swój pokój, zabawki, itp (tego można już uczyć naprawdę małych dzieci).
  • Moje córki gotują całkiem, całkiem, a Duża piecze lepiej niż ja - lubia to, co raz częściej słyszę też od Wojtaka - dziesięciolatka, by i jego więcej w kuchni angażować, bo chce nauczyć się gotować, do tej pory raczej funkcje podkuchennego pełnił. ;)
  • hm, to chyba J. coś przeczuwa, bo nie chce zacząć chodzić (chociaż chodzi przy meblach od kilku miesięcy)...
  • Nie wychowałam się na wsi, ale u mnie zawsze było normalne to, że dzieci pracują w domu. Nie pamiętam nigdy, by było to dla nas obciążąjące za bardzo. Gotowałyśmy wcześnie, sprzątałyśmy, pracowałyśmy na działce i w ogrodzie etc. I widzę po domach (przez lata ucząc się pracowałam u ludzi), że dzieci, które nie robiły tego w domu są potem jak kaleki. Nie tylko nie potrafią nic ugotować, najprostszego, ale nawet przygrzanie czegoś to dla nich problem - np. naleśniki kładą na zimną patelnię i wylany olej. Pokrojenie cebuli czy chleba jest problemem, bo nie potrafią trzymać dobrze noża i wychodzi im to koślawo. Uważam, że robi się krzywdę dziecku nie ucząc go wszystkich prac domowych.
  • Elunia, trochę nie rozumiem Twego wytłuszczenia i szczerze mówiąc niezbyt miłego tonu. Pisząc ,,dzieci nie muszą gotować'' miałam na myśli naprawdę małe dzieci, a nie nastolatki. ,,Wcielanie w role dorosłych'' ja rozumiem jako obciążanie dzieci obowiązkami, które są dla nich trudne ze względu na odpowiedzialność, które się z tymi obowiązkami mogą łączyć i dziecko najzwyczajniej stresować, np. zostawianie 8-latki z roczniakiem, którym ta ma się zająć gdy mama jedzie na zakupy.

    Dzieci obowiązki mieć muszą, moje mają ich sporo, ale powinny być ,,nadawane'' zgodnie z wiekiem tych dzieci i ich realnymi możliwościami. Sama w domu robiłam bardzo dużo jako dziecko i tego samego uczę moich dzieci, by właśnie nie wyrosły na ,,niemoty'', których faktycznie coraz więcej.
  • A gdzie tu ktoś pisze o pracy ponad siły i moźliwości?
  • Myślę, że Bea zna możliwości swoich dzieci.
    Ja wychodząc z domu nie umiałam ani ugotować, ani pozmywac, ani nastawić :D
  • edytowano wrzesień 2015
    Ja tam mialam starsze rodzenstwo i wyszlam z domu w podobnym stylu jak @MartynaN.

    Dlatego uwazam, jak AniaD. pisala, ze dzieci nalezy nauczyc w domu oprzadzania siebie i otoczenia. Wychodzac z domu mlody czlowiek musi umiec: wyprac, ugotowac i posprzatac (to akurat najlatwiejsze).

    U mnie byl nacisk, na mnie, jako, ze lubilam sie uczyc, to mialam sie uczyc i luuuuz poza tym nic.

    A ze pozniej zamrozone pierogi na patelnie wrzucalam, bez rozmrozenia i na I roku studiow zywilam sie kanapkami, kawa i papierosami, to juz uwazam za niemoctwo zupelne.

    Gotowac nauczylam sie na II roku studiow, od kolezanek :).

    Z domu tego nie wynioslam.

    Jak dziecko, rwie sie do pomocy w kuchni, bo ewidentnie dzieci bardziej interesuje kuchnia niz sprzatanie, to trzeba pozwalac, chociaz robienie obiadu przeciaga sie w czasie.

    Mam 2 synow: 5 i 2 lata.

    Mlodszy: sztuccowy, zanosnik brudnego prania, wyciagacz wypranych rzeczy, rozwieszacz prania, wierny asystent prac domowych: wynies, przynies, podaj, rozpakuj, odloz, poloz.Takie ma funkcje pomocowe.

    Starszy: rozwieszanie prania, to nuda, zanoszenie brudow, nie ten lewel.
    Przynoszenie ok, ale wiekszych ilosci, a nie np zmiotka-szufelka.
    Za to: nakrywanie do stolu, pakowanie walizki, znoszenie ciezkich rzeczy, wyrzucanie smieci, opieka nad bratem, prowadzenie wozka, pomoc w kuchni, obieranie-krojenie, robienie ciasta. a juz mega Go kreci jak pozwalam Mu wyciagac produkty z lodowki i przygotowac sniadanie dla Niego i dla brata.

    Nie ma co zabijac w dziecku naturalnych checi. Chca, niech robia, ja sobie inne zajecie znajde jak mnie w czyms wyrecza ;), poczytac lubie!
  • zostawianie 8-latki z roczniakiem
    Znam przypadek zostawania 7-latka z roczniakiem z tego co pamiętam, wyrósł na bardzo odpowiedzialnego i samodzielnego mężczyznę, ale wychowywał się w wielodzietnej rodzinie to to chyba zmienia postać rzeczy :)
    a... jakoś specjalnie na to nie narzekał ;)
  • @agnieszka1011 dla osób, które nie wychowywały się w wielodzietnych rodzinach ani takich nie mają wydaje mi się, że jest wiele rzeczy, które uchodzą dla nich za absurdalne i nieodpowiedzialne.
    Odnosząc się do słów
    matka obciążała go obowiązkami ponad jego wiek a to jest kompletna nieodpowiedzialność matki i jej brak przewidywania
    to myślę, że właśnie wielodzietne matki mają doskonałe wyczucie tego co ich dzieci potrafią i jak są odpowiedzialne. Moim zdaniem to ma znaczenie, jakie dzieci są w przyszłości bo to właśnie po owocach można ocenić jak się dziecko wychowało.

    Moje doświadczenie jest również takie, że matki wielu dzieci pozwalają im na więcej mądrych inicjatyw, przez co dzieci uczą się odpowiedzialności i zaradności.
    Ale może o przykładach już nie będę pisać coby nie bulwersować :D
    I jeszcze:
    Przez to nas wychowała inaczej i pozwalała być dziećmi a ja wyrosłam w przekonaniu, że rodzina wielodzietna, to jednak nic dobrego
    Też wyrosłam w wielodzietnej rodzinie i żyje w przeświadczeniu, że to jedna z najlepszych rzeczy jaka mnie w życiu spotkała (do znudzenia to mogę powtarzać :P).
  • Agnieszka, moja mama też tak miała. Jako najstarsza zajmowała się szóstką rodzeństwa i bardzo tego nie lubiła. Co z tego, że wyrosła na mega pracowitą, odpowiedzialną i obowiązkową dorosłą, skoro nigdy potem nie przepadała za dziećmi, miała pretensje do rodziców i zawsze mówiła, że miała okropne dzieciństwo właśnie przez taką sytuację?

    Jej rodzice nie umieli docenić tego co robiła i traktowali to jak rzecz oczywistą. Dla niej była to duża odpowiedzialność, stres i brak czasu na naukę, którą zajmowała się w nielicznych wolnych chwilach, a bardzo lubiła się uczyć.

    7-latek z roczniakiem to nie jest dla mnie wzór, który chciałabym powielać. Ciekawa jestem, kto byłby winien, gdyby się coś takiemu roczniakowi stało.
  • Aktualnie jest to rzecz oczywiście nie do pomyślenia, z wielu względów. Dawniej norma, z konieczności.

    Znam dokładnie tyle samo dorosłych dzieci niezadowolonych ze swego dzieciństwa, które były jedynakami, najstarszymi z licznej gromady albo jednymi z dwójki. Po prostu - bardzo mało kto miał dzieciństwo idealne. Ale znane akurat mi liczne rodzeństwa były przedmiotem mojej ponurej jedynaczej zazdrości. Teraz są dorośli i nie skarżą się, ani najstarsi ani pozostali.
  • "mało kto miał dzieciństwo idealne. Ale znane akurat mi liczne rodzeństwa były przedmiotem mojej ponurej jedynaczej zazdrości. Teraz są dorośli i nie skarżą się, ani najstarsi ani pozostali."

    Otóź to. Podpisuję się obiema ręcyma.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.