Tak, ja mam takie wrażenie. Ale o ile długofalowa skuteczność konkretnych metod podejścia do dzieci może i jest wątpliwa, o tyle pewne błędy wychowawcze ewidentnie skutkują bardzo niepożądanymi zachowaniami u dzieci. Jak ktoś chce się męczyć przez kilka lat z rozwydrzonym bachorem w być może uzasadnionej nadziei, że w przyszłości i tak wyrośnie z niego porządny człowiek, to OK. Ja nie.
u nas normalne jemy sztućcami, większość umie, jak należy, a Wojtkowi nie leży, ręce ma jak ludź, a sztućce trzyma jak paralityk. Niewychowany, o niech na wyjeździe sie nauczy!
A nie macie wrażenia, że wychowanie jest procesem cokolwiek losowym, ale w miarę stabilnym? Dzieciaki zwykle naśladują rodziców i są mniej lub bardziej tacy jak oni, a niekiedy trafi się odmieniec in plus (ze złych rodziców dobry dzieciak) i in minus (z dobrych rodziców zły dzieciak)? W takim ujęciu zbytnie przejmowanie się tym, czy się jest zbyt konsekwentnym, czy zbyt mało konsekwentnym są bez większego znaczenia. I tak będziemy w stanie to ocenić dopiero ex post [już to chyba kiedyś pisałem...].
Każde dziecko jest inne, każdy rodzic jest inny, to daje taką gamę interakcji, że nie idzie zbytnio planować, dobierać metody, kontrolować te wszystkie czynniki.
Ja jeszcze nie mam nastolatków w domu, ale to tak pod rozwagę tym, którzy się zamartwiają co z tych złamasów wyrośnie. No nie wiadomo, pewnie to co z nas wyrosło, chyba, że będziemy mieli pecha (lub szczęście, jak kto tam ocenia własną kondycję )
@Anawim mam wrażenie jedynie takie ,że na ile się dziecku pozwoli tyle ono zrobi. Jasne,każde potrafi być inne i dlatego trzeba dobierać różne metody wychowania w zależności od dziecka. A konsekwencja po prostu daje dziecku poczucie bezpieczeństwa. To coś jak znaki drogowe. Nie wyobrażam sobie puścić malucha na żywioł wrażeń i emocji,których zwyczajnie nie ogarnia i z którymi nie wie co zrobić. Trzeba pomóc,ukierunkować. Pozwalać na coraz większą samodzielność ale jednak nawet w wieku nastoletnim,kontrolować. Nastolatków swoich i nieswoich mam okazje obserwować w różnych sytuacjach. To ciągle są dzieciaki, które potrzebują przewodnika,autorytetu. Jeśli rodzic się z tej roli wymiksuje,znajdą sobie go sami. Trafią różnie-czasem wspaniale,czasem tragicznie.
Ale W. jedzie dajmy na to na kolonie i wychowawca widzi, o W. nie umie sie posługiwać sztućcami, mama nie nauczyła. No nie nauczyła, choć uczy, uczy i uczy. Nie każde nie wychowała jest równoważne z niewychowywała.
Nie wyobrażam sobie puścić malucha na żywioł wrażeń i emocji,których zwyczajnie nie ogarnia i z którymi nie wie co zrobić. Trzeba pomóc,ukierunkować.
Nastolatków swoich i nieswoich mam okazje obserwować w różnych sytuacjach. To ciągle są dzieciaki, które potrzebują przewodnika,autorytetu. Jeśli rodzic się z tej roli wymiksuje,znajdą sobie go sami.
Madrze piszesz. Nastolatki wzrostem i budowa ciala przypominaja doroslych ale w srodku czesto sa dziecmi, zagubionymi w tym wszystkim, co sie w nich dzieje. Rodzic jest czesto tym najgorszym, tym Murzynem do bicia ale to taki pozór, bo nas kochaja, tylko cwicza sobie na nas jak byc odrebna jednostka....
Ale W. jedzie dajmy na to na kolonie i wychowawca widzi, o W. nie umie sie posługiwać sztućcami, mama nie nauczyła. No nie nauczyła, choć uczy, uczy i uczy. Nie każde nie wychowała jest równoważne z niewychowywała.
@Skatarzyna mi się zdaje, że tu nie chodzi o "mama nie nauczyła" ale "szkoda, że mnie w domu tego nie nauczyli,uniknąłbym wielu gaf". Nie chodzi o to jak otoczenie widzi sytuację ale ile sam zainteresowany traci ,bo miał zbyt pobłażliwych i odpuszczających rodziców. I chodzi o takiego zainteresowanego, który umiałby używać sztućców ,gdyby tylko rodzice nie machali ręką-ach tam, kiedyś się sam nauczy.
A przy okazji tylko sztućce mu nie pasują czy prawidłowe trzymanie długopisu/kredki/ołówka też jest trudne?
To jest nadzieja ,że umie,tylko tak mu po prostu wygodniej,a w domu się czuje bezpiecznie i luźno. Wstydu mamie na tych koloniach nie narobi,bo pewnie będzie się starał wypaść lepiej niż w domu i trzymał będzie zgodnie z kanonem. O ile oczywiście nie okaże się, że wszyscy tak trzymają łyżki jak on w domu
Nie wyobrażam sobie puścić malucha na żywioł wrażeń i emocji,których zwyczajnie nie ogarnia i z którymi nie wie co zrobić. Trzeba pomóc,ukierunkować.
Nastolatków swoich i nieswoich mam okazje obserwować w różnych sytuacjach. To ciągle są dzieciaki, które potrzebują przewodnika,autorytetu. Jeśli rodzic się z tej roli wymiksuje,znajdą sobie go sami.
Madrze piszesz. Nastolatki wzrostem i budowa ciala przypominaja doroslych ale w srodku czesto sa dziecmi, zagubionymi w tym wszystkim, co sie w nich dzieje. Rodzic jest czesto tym najgorszym, tym Murzynem do bicia ale to taki pozór, bo nas kochaja, tylko cwicza sobie na nas jak byc odrebna jednostka....
Ponoć najmocniej się rani tych ,których się kocha Moi zaczynają wstępować "na wyższy level". Potrafią czasem przyznać, że mieliśmy rację.I choć to wciąż jedynie przebłyski,mam nadzieję,że nie zgłupieli tak totalnie i coś tam w tych głowinach zostało z wieloletnich nauk
@kasha, ale on się stara, a i tak słabo to wygląda.
@Skatarzyna on ma DOPIERO 12 lat No czasem tak bywa.Moi smarowali tony szlaczków,pierwsze literki w zeszytach w 3 linie pisali przepięknie, a teraz bazgrzą jak kuraki. Jak piszą powoli jest ok. jak piszą szybko -ciut nie pismo lekarskie. No i już,bywa i tak.
Juz po. Było cale 5 osób. W tym jeden tatuś co sie nie za często zdarza. Wyszło ok, ale liczyłam na wieksza dyskusje. a jakoś sie chyba krepowali rodzice.
Też to odkryłam i doskonale się sprawdza Polecam popodoglądać Cesara Millana.
A ja zdecydowanie odradzam podglądanie tego sadysty A zwłaszcza naśladowanie go, gdy chodzi o żywe istoty.
sadysty??? A z której strony? Tyle cierpliwości ile ten facet ma,w szczególności do ludzi,którzy z upodobaniem wracają do starych nawyków i krzywdzą tym samym zwierzęta,życzę każdemu. Zwierzaki mają swoją "mowę" ,swoje zwyczaje ,które są dla nich jasne i czytelne i trzeba to uszanować i dogadać się z psem po psiemu. I on moim zdaniem robi to doskonale. A mali ludzie potrzebują tego samego co psy. Pewności, że jest ktoś kto poprowadzi dobrą drogą. Przynależności do grupy. I co najważniejsze : jasnych,prostych,krótkich komunikatów,żeby wiedzieć co i jak.
Gdy miałam bardzo małe dwie pierwsze córki i zachwycałam się wywodami psychologów, jak to należy wychowywać dzieci, wtedy siostra zakonna, wieloletnia doświadczona wychowawczyni powiedziała mi: "konsekwencja w wychowaniu jest najważniejsza". Od tamtej pory trzymałam się tego cały czas i teraz radzę tak innym.
Nie znam się za bardzo na trikach wychowawczych, ot tak sobie żyjemy. Zaobserwowałam zjawisko na mieście, że rodzic czegoś zakazuje, wielokrotnie nawet krzyczy a potem dziecko i tak to robi. I się zastanawiam czy jest to opcja sensowna. Czy nie lepiej czasem odpuścić i poluzowaĆ niż nadwyrężać autorytet. Albo chociaż powiedzieć nie podoba mi się to co robisz i sobie zapamiętam złe zachowanie, będzie konsekwencja. Chodzi mi o sprawy typu "absolutnie nie wolno zdejmować co butów do piaskownicy " a dziecko po kilku okrzykach i tak zdejmuje i rodzic się poddaje.
Komentarz
Ale o ile długofalowa skuteczność konkretnych metod podejścia do dzieci może i jest wątpliwa, o tyle pewne błędy wychowawcze ewidentnie skutkują bardzo niepożądanymi zachowaniami u dzieci.
Jak ktoś chce się męczyć przez kilka lat z rozwydrzonym bachorem w być może uzasadnionej nadziei, że w przyszłości i tak wyrośnie z niego porządny człowiek, to OK. Ja nie.
Niewychowany, o niech na wyjeździe sie nauczy!
Uczymy, roczny Józek lepiej się posługuje sztućcami niż 12latek, feler, ale może ten akademik. No.
Jasne,każde potrafi być inne i dlatego trzeba dobierać różne metody wychowania w zależności od dziecka.
A konsekwencja po prostu daje dziecku poczucie bezpieczeństwa.
To coś jak znaki drogowe.
Nie wyobrażam sobie puścić malucha na żywioł wrażeń i emocji,których zwyczajnie nie ogarnia i z którymi nie wie co zrobić.
Trzeba pomóc,ukierunkować.
Pozwalać na coraz większą samodzielność ale jednak nawet w wieku nastoletnim,kontrolować.
Nastolatków swoich i nieswoich mam okazje obserwować w różnych sytuacjach.
To ciągle są dzieciaki, które potrzebują przewodnika,autorytetu.
Jeśli rodzic się z tej roli wymiksuje,znajdą sobie go sami.
Trafią różnie-czasem wspaniale,czasem tragicznie.
No nie nauczyła, choć uczy, uczy i uczy.
Nie każde nie wychowała jest równoważne z niewychowywała.
Nie chodzi o to jak otoczenie widzi sytuację ale ile sam zainteresowany traci ,bo miał zbyt pobłażliwych i odpuszczających rodziców.
I chodzi o takiego zainteresowanego, który umiałby używać sztućców ,gdyby tylko rodzice nie machali ręką-ach tam, kiedyś się sam nauczy.
A przy okazji tylko sztućce mu nie pasują czy prawidłowe trzymanie długopisu/kredki/ołówka też jest trudne?
Wstydu mamie na tych koloniach nie narobi,bo pewnie będzie się starał wypaść lepiej niż w domu i trzymał będzie zgodnie z kanonem.
O ile oczywiście nie okaże się, że wszyscy tak trzymają łyżki jak on w domu
Moi zaczynają wstępować "na wyższy level".
Potrafią czasem przyznać, że mieliśmy rację.I choć to wciąż jedynie przebłyski,mam nadzieję,że nie zgłupieli tak totalnie i coś tam w tych głowinach zostało z wieloletnich nauk
No czasem tak bywa.Moi smarowali tony szlaczków,pierwsze literki w zeszytach w 3 linie
pisali przepięknie, a teraz bazgrzą jak kuraki.
Jak piszą powoli jest ok. jak piszą szybko -ciut nie pismo lekarskie.
No i już,bywa i tak.
Ty w jego wieku umiałaś?
Polecam popodoglądać Cesara Millana.
A z której strony?
Tyle cierpliwości ile ten facet ma,w szczególności do ludzi,którzy z upodobaniem wracają do starych nawyków i krzywdzą tym samym zwierzęta,życzę każdemu.
Zwierzaki mają swoją "mowę" ,swoje zwyczaje ,które są dla nich jasne i czytelne i trzeba to uszanować i dogadać się z psem po psiemu.
I on moim zdaniem robi to doskonale.
A mali ludzie potrzebują tego samego co psy.
Pewności, że jest ktoś kto poprowadzi dobrą drogą.
Przynależności do grupy.
I co najważniejsze : jasnych,prostych,krótkich komunikatów,żeby wiedzieć co i jak.