Drodzy forumowicze, pod wpływem wątku AB o problemach z córeczką i szkołą, o indywidualnym nauczaniu zebrałam się na odwagę i założyłam ten wątek.
Uczę języka ang. (,,,). Wielokrotnie jestem załamana stanem wiedzy uczniów, którzy do mnie trafiają. Potem nie śpię po nocach alba mam kaca moralnego, że ktoś nie zdał matury albo dostał dwóję z klasówki.
Czy są jacyś aktywni nauczyciele o pobnych doświadczeniach?
Mój mąż mnie dziś dobił, twierdząc, że to główne zależy od nauczyciela
uważam, że to niesprawiedliwe stawianie sprawy. Mam osobę w klasie maturalnej, która ciągle się zastanawia jak przetłumaczyć"gdzie", "ktora godzina" itp., problem z czasowniekim "być" w czasie teraźniejszym. Proszę o rady, cokolwiek.
Nauczyciele wszystkich przedmiotów- łączmy się:shamed:<br><br>edit:wykasowałam osobiste szczegóły<br>
Komentarz
Tak było np. w przypadku mojego syna. W klasie maturalnej okazało się, że, pomimo klasy z rozszerzoną matematyką, nie czuje się "mocny". Zaczął brać korepetycje u pewnej poleconej nauczycielki. Kiedy do niej zadzwoniłam po jakimś czasie, powiedziała mi, ku mojemu i rozczarowaniu, i zaskoczeniu, że lepiej będzie, jeżeli Michał będzie zdawał matmę podstawową, bo za dużo ma braków. Trudno było mi to zaakceptować, ale tak się stało. Skupił się na maturze rozszerzonej z innych przedmiotów. Zdał dobrze, dostał się na kierunek, na który chciał się dostać, i wszystko jest ok.
Myślę, że jeżeli widzisz, że uczeń w klasie maturalnej zastanawia się, jak powiedzieć "która godzina", to daj sobie spokój, bo tylko nerwy sobie zepsujesz.
To nieprawda, że wszystko zależy od nauczyciela. Jeżeli uczeń nie pracuje i uważa, że sam fakt, że ma dodatkowe lekcje, wystarczy, to trzeba reagować i rozmawiać z rodzicami. Często prywatne lekcje wprowadzają u rodziców fałszywe poczucie, że zrobili, co trzeba, i sprawa załatwiona.
Myślę, że nie ma co się denerwować, tylko wymagać od uczniów więcej pracy i na lekcji, i w domu. A jeśli się lenią, to reagować. A jeśli nadal nie pracują, to zrezygnować ze współpracy (a przynajmniej taką rezygnacją postraszyć :bigsmile:)
a, o i miałam uczennice totalną dyslektyczk, to były 2 lata pracy na ugorze, moje najtrudniejsze doświadczenie. Ale trudne było głównie dlatego, że musiałam ją uczyć wyłącznie pod egzaminy, byle zdała, a że egzaminy durne, to i cała robota dawała mi poczucie bezsensu... Wiedziałam, że gdybym mogła ją uczyć po swojemu, chociaż podstawy by miała... Ale rodzice woleli stopnie niż prawdziwą wiedzę, więc cóż
Najbardziej mnie rozwalają uczniowie, którzy przychodzą i mówią, że oni sobie"tylko z tą gramatyką nie radzą" a dni tygodnia nie znają i podstawowych czasowników(iść, dostać, dać itp.)
eee, że tak peeem: how is that possible?
:shocked:
tak Agnieszko, uczę angielskiego. w zeszłym roku rozstrzał uczniów od 8 do 36 lat Z najmłodszą gry, zabawy i Muzzy in Gondoland, najstraszą miałam przygotować do FCE, ale w trakcie zdała sobie sprawę, że porywa się z motyką na słońce
Z tą dziewczyną było dokładnie tak, że musiałam ją uczyć wszystkich warunkowych, zaprzeszłych i w ogóle wszystkich czasów, a myliła np. find z fight, I z he itd. Cięęężko było. I większość sprawdzianów oblewała :sad: Ale to już ani moja, ani jej wina tak do końca nie była.
dlatego nie załamywałabym się tym u takiej zupełnej jeszcze młodzieży
Mnie się wydaje, że niektórzy po prostu są niewyuczalni
A może się mylę? Może po prostu potrzebują więcej czasu i samozaparcia na opanowanie materiału?
Mówię też o sobie. Pewnych rzeczy językowych (języki słowiańskie z odmianą, końcówki itp) uczę się i uczę, i uczę, i od nowa, zapominam, i znów się uczę :sad:
Germańskie łatwiej mi wchodzą do głowy
A mówiąc o innych - może to nie jest najistotniejsze? W końcu w nauczaniu języków liczy się zdolność komunikowania i to jest wspaniałe, ze ktoś stara się, próbuję
na zasadzie, więc try and try and try again
To chyba nie na tym świecie....:cm:
Pytanie do nauczycieli szkolnych- czy nie ma jakiejś drogi ułatwienia takim delikwentom zdania choćby na 2? W sensie: naucz się dokładnie tego a tego, masz tyle czasu, jak zaliczysz, dwóję masz. Bo naprawdę nie wiadomo za co się złapać z taką osobą przez godzinę w tygodniu
:cool:
:bigsmile:
No i jeszcze jedna rada: CHWALIĆ, CHWALIĆ i jeszcze raz CHWALIĆ.
Nawet za mały sukces, nawet za zapamiętanie kilku słówek, nawet za wypełnienie ćwiczeń, nawet za to, że przyszedł...
Ja myślę, że nauczyciel, choćby najlepszy, nie zdziała cudów, jeśli dziecko nie podejmie współpracy. Jak widzisz, że ono się stara, chce â?? to krok po kroczku â?? dacie radę. Ale jak wychodzi z założenia, że nic nie będzie robić, â?žbo nieâ? - to niewiele możesz zdziałać. Oczywiście jest jakaś tam szansa, że pomożesz mu "zachcieć", ale znów! - on musi Ci na to pozwolić.
Ale wiem jakie trudne jest zrozumienie, że od ciebie wszystko nie zależy i że oboje musicie tak samo chcieć dobrych wyników. Ja ciągle staram się tego nauczyć ;/
Co do uczenia w szkole â?? nie mam za dużej praktyki, więc się nie wypowiadam. Ale na pewno jest trudniej â?? zwyczajnie dzieciaki w grupie czują się bardziej anonimowe, bezkarne i usprawiedliwione (â?žoo...dostałam 2..ale Kasia, Basia i Marysia też dostały - luuuuzikâ?) :cool:
Jestem zwolenniczką motywowania do pracy chwaleniem, ale jakieś granice przecież są...:bigsmile:
Może, jak uczeń zacznie gadać bzdury, powinniśmy go chwalić za twórcze, indywidualne podejście do problemu?
Może to wszystko ma związek z moim hasłem reklamowym "Angielski dla leniwców (dojeżdżam;)"? Widać nie wszyscy dochodzą do nawiasu :bk:
Nawiasem mówiąc, poprzedni maturzyści zgłaszali się do mnie: M. - 4 miesiące przed maturą (i odwoływał przeciętnie co drugie spotkanie); X. - tak ze 3. Obaj b.kiepscy. Rzecz jasna, spotkania skończyły się po niedługim czasie
Sorki za narzekanie, ale ulało mi się :shamed:
O to, to właśnie :bk:
:bj:
Kontynuować mogę lekcje, jeśli na celu mają powolne nadrabianie zaległości i pomoc w bieżących zadaniach szkolnych.
Dzięki za wszystkie głosy.
Jeśli są jeszcze jacyś nauczyciele, to zapraszam.
Mile widziane opinie rodziców korzystających z pomocy korepetytorów
Za co cenicie? Czego nie lubicie?
Znał wszystkie regułki na pamięć, ale za nic w świecie nie był w stanie policzyć zadania z mechaniki technicznej. Niestety nie mogłem go puścić za trzecim razem do 2 klasy.
znaczy się, czego uczą mądre książki szkolne odnośnie tego czasownika, chodzi mi zwłaszcza o czas teraź. i przeszły: zdania twierdzące, przeczące i pytające.
Przepraszam, że tak lakonicznie, ale nie chcę Wam zasugerować odpowiedzi, czy jej przekierować na zły tor. Potem będę wyjaśniać o co mi chodzi.
Senkju z góry :cool:
ale co się podaje jako poprawną formę mieć/nie mieć w czasie teraź.? jak oceniają to na spr.?
No mnie tu właśnie do szału doprowadza, że się dzieci uczy, że jedyną dopuszczalną formą jest have got, i jak biedaki napiszą na spr. I don' t have, zdanie skreślone i zero punktów.
Wrrr.
No, wygadałam się. Frustrujące to po prostu jest.
Na pewno wielu nauczycieli dobrze uczy, ale niestety duża grupa strzela tzw.olewkę i stosuje system zero jedynkowy-według klucza-punkt albo nie. I takim sposobem ci, którzy coś umieją, dajmy na 2, 3 mają 1 taka jak lenie i totalnie niekumający.
odmówiłam pracy w szkole m.in. z tego powodu (oprócz głównych powodów rodzinnych), nie chciałam być tylko trybikiem w durnym systemie, prywatne lekcje dają mi możliwość decydowania, czego i jak uczę...
chociaż może gdyby nie dzieci, pracę bym przyjęła, żeby poprawiać system od środka :dw: