Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Wpadki i gafy w poczekalni

24

Komentarz

  • A kiedyś w Lidlu pan mnie poprosił o złotówkę a ja mu dałam dziesiątkę różańca taką małą.
    Wzrok miał taki, że trudno opisać.

    Chyba zmęczona jestem.
  • Jeszcze mi się przypomniało jak @malawiju kiedyś pisała o mówieniu fragmentów "Zdrowaś Maryjo" w sytuacji, kiedy się ktoś do niej odezwie podczas odmawiania różańca.
    Strasznie mnie to śmieszyło, do czasu gdy sama na uprzejme "Czy mogę się pani przesunąć" w autobusie zamiast "ależ bardzo proszę" rzekłam: "Pan z Tobą".

  • @Haku jesteś moim fanem!
    ---------

    @ola_g GAFA THE BEST!!!

    =))
  • Po porodzie poszlam do gina po zaswiadczenie, bylam z jedna corka, no I rozmawiamy,
    "byla juz pani w szpitalu sprawdzic jak ciaza?"
    "ale ja juz urodzilam!!!"
    gin badajac mnie wzrokiem "a no tak"
  • Kiedyś na dworcu zachodnim w W-wie czekałam na pociąg. Poszłam do baru kupić herbatę. Bar - to dużo powiedziene, to była budka z małym okienkiem. Ścianki budki zabudowane tak, ze nie widać co w środku. Widzę przez ten mały otwór, że jest tam osoba w białym fartuchu, z burzą kręconych włosów. Więc zaczynam: Proszę Pani... Słyszę, że osoba coś mi niegrzecznie odburknęła, ale dała to, co chciałam. Cóż, może ma zły dzień. Odeszłam na bok. Do okienka podszedł jakiś mężczyzna i też zaczął: Proszę Pani... Znów osoba była zła o coś zaczęła już ostro mamrotać. Patrzę i widzę, ze ten biały fartuch ma kilkudniowy zarost. Z racji tego, że niewiele było widać przez nisko umieszczone okienko i bujne loki, wszyscy zwracali się faceta jako do kobiety.
  • Odnośnie "proszę pani": stoimy sobie kiedyś we trzy na stoisku z materiałami, wydawanymi przez naszą wspólnotę. Trzy dziewoje. Ładnie się uśmiechamy. A za nami nasz kolega te materiały w paczkach i torbach porządkuje i ustawia, bo ma akurat taką zachciankę. Podchodzą ludziska i co mówią? "PROSZĘ PANA!...". I żeby to było raz, ale ciągle wołali jego. Od tej pory dla żartu wołamy do niego "panie kierowniku" :)
  • Wychodząc z kuchni zgasiłam za sobą światło i za sekundę weszłam odnieść talerzyk, zapaliłam światło  i pytam zdziwionego męża( który pozostał w ciemnej kuchni)   "nie ciemno ci" ? Chodze na autopilocie normalnie.
  • Stoje sobie z boku stoiska z miesem.
    Pan obok kupuje wedliny jakies.
    Stoje zamyslona, dzieci do mnie nie gadaja nic, mysli plyna gdzies daleko.
    Pani ekspedienta podaje Panu salami, a ja na to: dziekuje, dziekuje.

    I nagle pstryk: co ja gadam w ogole? To nie moje salami :).
  • edytowano wrzesień 2014
    Po umyciu zębów łyknęłam resztkę płynu z niezakręconej butelki wypłukałam porzadnie zęby wyplułam i..... Myślę o kurde ile much ( owocówek) miałam miedzy zębami!
    I po chwili mnie olśniło że to w tej resztce płynu potopiły sie. Oczywiście potem szorowałam jeszcze raz porządnie jak nigdy.

    Do teraz leje z samej siebie że myślałam że mi między zębami tyle much siedziało. Musiałabym chyba jeździć na jakimś motorze ścigaczu , wyjątkowo uśmiechnięta.
  • U mnie często jak u @joanna91

    trzymam coś w ręce i szukam tego po całej chałupie

    Syn wychodzi na trening, krzyczy paaaaa, narka
    nie mija pięć minut a ja lecę na górę żeby Mu coś tam pokazać i ................
    jeszcze pytam męża, gdzie Młody bo.........w pokoju go nie ma :))
  • U nas mistrzem slabego kontaktu z rzeczywistoscia jest maz. Ostatnio trzyma M. na rekach i sie pyta: a gdzie jest M.? (Chodzilo o jedno i to samo M. ;) )
  • Moja przyjaciółka zadzwoniła kiedyś z komórki do kolegi i poprosiła żeby oddzwonił bo nie może znaleźć komórki.
  • Wyciągam wątek, bo mi się ostatnio przypomniała śmieszna sytuacja, w której uczestniczyłam. Najpierw muszę zaznaczyć, że jestem osobą o nieco dziecinnej urodzie, w dodatku niewysoką. Gdy przyznaję się do mojego prawdziwego wieku, zwykle spotykam się ze zdziwieniem. W styczniu tego roku odwiedził nas ksiądz po kolędzie. Jesteśmy od niedawna w parafii, więc nas nie znał. Ponieważ spóźnił się znacznie, zdążyła wpaść do nas znajoma, która miała być dopiero po wizycie księdza. Usiedliśmy wszyscy w pokoju - mój mąż, obok ja, a obok mnie znajoma z naszym ponad rocznym wówczas synkiem na kolanach. Ksiądz zagląda do dokumentów i mówi: "tu mieszka... M." (nasz synek). Potem podnosi wzrok, patrzy w moją stronę i pyta: "...a ty? Też tu mieszkasz?".
  • Było dawno, ale zabawnie...
    W domu była nas piątka i telefon (jeszcze stacjonarny) odbieraliśmy na przemian. Głosy wszystkich w miarę cienkie, podobne. Zdarzyło się, że odwiedziła nas na kilka dni babcia.
    Dzwoni telefon, odbiera babcia i słyszy standardowe: "Czy mogę rozmawiać z mamą? "Z moją to już raczej nie..."

  • edytowano październik 2014
    Tytułem wstępu siostra mojej mamy umarła 4 lata temu. Jej mąż do teraz płacze jak się o niej mówi. Wuj ma fizjonomię podobną do mojego teścia.
    Na weselu mojej siostry, moja przyjaciółka opowiedziała nam że podeszła do wuja myśląc że to mój teść i zagadała- a gdzie żona bo coś jej nie wiedzę!
    Moja i siostry ( innej nie tej co ślub brała) była oczywista, śmiech przez łzy na to Baśka - przyjaciółka zaczęła nas uspokajać że nie wyszło tak źle bo ona wybrnęła z tego. Po tym jak ktoś z rodziny jej wyjaśnił kim jest ów jegomość stwierdziła. A tak pana pytam bo tak się rozglądam a ja samotna i pan samotny ...
  • W prezencie ślubnym dostaliśmy od kolegi dużą (28 cm średnicy), tytanową patelnię.z
    Pewnego razu wyjeżdżaliśmy spóźnieni na weekendowe rekolekcje. Wszystko miało zacząć się 11.00, ale my o 12.00 jeszcze w domu, więc trzeba coś dzieciom podgrzać, żeby nie marudziły po drodze.
    Na patelnię trafiły jakieś ziemniaki i trochę mięsa, każdy dostał po małej porcji, w pośpiechu nawet coś zostawiliśmy.
    Wracamy następnego dnia ok. 16.00, a na patelni węgielki.
    Przez cały czas palił się gaz pod patelnią.
    O dziwo, patelnia dała się zwyczajnie umyć i służy nam dalej.
  • Świeżynka, z dziś.
    Synek pod szkołą: mamoooooooo nie mam piórnika. Mówię, że jadę zaraz po zakupy, kupię mu długopis i kredki i przywiozę. Zaprowadziłam dziewczynki do sal, w sklepie kupiłam co trzeba i znowu pod szkołę.
    Pukam do klasy, mówię Pani o co chodzi, a ja rozglądam się za moim. Pytam panią, czy młody gdzieś wyszedł, a pani- nieeeeee, siedzi tutaj, pokazuje ławkę obok mnie. Upssss. Na dodatek dyrektorka była na wizytacji. Nic dziwnego, że pani miała minę średnio zadowoloną.
    Wniosek, muszę wstawać jeszcze wcześniej i kawę wypić, bo nieprzytomna jestem.
  • @joanna_91 haha mi parametry kojarzą się 90-60-90 =))
  • @joanna_91
    Musiałam się dłużej zastanowić.....
  • edytowano listopad 2014
    Ja codziennie mam kilka powodów do  radości :))
    Ale będę litościwa...
    Trzy lata temu wprowadzałam się do nowego SWOJEGO mieszkania. Zamarzyło mi się wygodne wyrko. Jak byłam w salonie meblowym (oglądając meble), to zapoznałam się z bogatą ofertą materacy do łóżka...
    Po kilku dniach zadzwoniłam do sklepu i zamówiłam wymarzony materac. Wymiary nietypowe, ale co tam poczekałam i po miesiącu był. Ładny, zafoliowany. Postawiłam w kacie i czekał...
    Z kasą bywa różnie ale po 2 miesiącach stolarz wykonał mi łóżko jak marzenie.Wymiar nietypowy. Jęczał, marudził ale zrobił. Łóżko ustawione  w sypialni. Przynosimy materac. Przez 10 minut przekonywałam Pana, że zrobił za mały mebel :-O
    Wymierzyliśmy...
    Materac litościwie wymieniono mi w zaprzyjaźnionym sklepie.
  • edytowano grudzień 2014
    Ja ostatnio używałam jednorazowej maszynki do golenia i się wkurzałam, że tępa głośno to komentując. Okazało się, że nie zdjęłam przezroczystej nakładki na ostrze. :\"> . Ja tępa!!! Córka miała niezły ubaw!
  • Chciałam skontaktować się z panią która ma na imię Makarena. No więc dzwonię, pytają z kim chcę rozmawiać. Zastanowiłam się chwilę i odpowiedziałam.
    Wyszło: eeee Makarena!
  • Czekam z corka do lekarza, pan doctor wychodzi z gabinetu I do pani pielegniarki:
    -Alkohol mi sie skonczyl!

    (chodzilo o srodek do dezynfekcji rak, a pan doctor nie jest Polakiem, niemniej jednak smiesznie to wyszlo).
  • edytowano styczeń 2015
    To było dawno dawno jeszcze byłam sama...tak byłam kiedyś śpiąca, że nie trafiłam na wersalkę...upadłam obok :D


    Może już pisałam. Znajoma pracowała w dużej bibliotece, gdzie w magazynach grasowały myszy...a pracownice bały się ich, bo wiadomo, że myszy to niebezpieczne drapieżniki są. Dyrektor zaś w tej bibliotece był to pan niewielkiego wzrostu. I kiedyś znajoma była na drabinie, sięgała po książki i nagle usłyszała za plecami jakiś szelest...i Aaaaa...przestraszyła, odwraca się i mówi: A...to pan dyrektor, a myślałam, że to mysz.
  • U mnie pacjent chciał kupić "próbkę moczu"... :D
  • Słyszałam o sytuacji, gdy ktoś przyniósł do analizy "mocz na cukier". Mocz nalany na cukier...
  • "nalany" jest brzydko, mówi się nasikany ;)
  • To z opowieści mojego taty:
    gdy pracował w biurze projektów mieli zakładową lekarkę, która była straszną jędzą. Kiedyś weszła do pokoju i krzyknęła: "Dział dokumentacji na jutro mocz do badania!"
    Następnego dnia zrobili słabą herbatę, nalali do butelki po Ptysiu nakleili kartkę "dział dokumentacji" i zanieśli jędzy.
    Jej mina ponoć zrekompensowała im całą jej jędzowatość. :D
  • Mój mąż stał pod łazienką czekając aż wyjdę żeby dać mu buziaka z zaskoczenia. Nie wiedział że w łazience siedział nasz znajomy Adam. Na szczęście się wyhamował w porę :D
  • @Maura nie w Polsce :)
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.