Jeszcze mi się przypomniało jak @malawiju kiedyś pisała o mówieniu fragmentów "Zdrowaś Maryjo" w sytuacji, kiedy się ktoś do niej odezwie podczas odmawiania różańca. Strasznie mnie to śmieszyło, do czasu gdy sama na uprzejme "Czy mogę się pani przesunąć" w autobusie zamiast "ależ bardzo proszę" rzekłam: "Pan z Tobą".
Po porodzie poszlam do gina po zaswiadczenie, bylam z jedna corka, no I rozmawiamy, "byla juz pani w szpitalu sprawdzic jak ciaza?" "ale ja juz urodzilam!!!" gin badajac mnie wzrokiem "a no tak"
Kiedyś na dworcu zachodnim w W-wie czekałam na pociąg. Poszłam do baru kupić herbatę. Bar - to dużo powiedziene, to była budka z małym okienkiem. Ścianki budki zabudowane tak, ze nie widać co w środku. Widzę przez ten mały otwór, że jest tam osoba w białym fartuchu, z burzą kręconych włosów. Więc zaczynam: Proszę Pani... Słyszę, że osoba coś mi niegrzecznie odburknęła, ale dała to, co chciałam. Cóż, może ma zły dzień. Odeszłam na bok. Do okienka podszedł jakiś mężczyzna i też zaczął: Proszę Pani... Znów osoba była zła o coś zaczęła już ostro mamrotać. Patrzę i widzę, ze ten biały fartuch ma kilkudniowy zarost. Z racji tego, że niewiele było widać przez nisko umieszczone okienko i bujne loki, wszyscy zwracali się faceta jako do kobiety.
Odnośnie "proszę pani": stoimy sobie kiedyś we trzy na stoisku z materiałami, wydawanymi przez naszą wspólnotę. Trzy dziewoje. Ładnie się uśmiechamy. A za nami nasz kolega te materiały w paczkach i torbach porządkuje i ustawia, bo ma akurat taką zachciankę. Podchodzą ludziska i co mówią? "PROSZĘ PANA!...". I żeby to było raz, ale ciągle wołali jego. Od tej pory dla żartu wołamy do niego "panie kierowniku"
Wychodząc z kuchni zgasiłam za sobą światło i za sekundę weszłam odnieść talerzyk, zapaliłam światło i pytam zdziwionego męża( który pozostał w ciemnej kuchni) "nie ciemno ci" ? Chodze na autopilocie normalnie.
Stoje sobie z boku stoiska z miesem. Pan obok kupuje wedliny jakies. Stoje zamyslona, dzieci do mnie nie gadaja nic, mysli plyna gdzies daleko. Pani ekspedienta podaje Panu salami, a ja na to: dziekuje, dziekuje.
I nagle pstryk: co ja gadam w ogole? To nie moje salami .
Po umyciu zębów łyknęłam resztkę płynu z niezakręconej butelki wypłukałam porzadnie zęby wyplułam i..... Myślę o kurde ile much ( owocówek) miałam miedzy zębami! I po chwili mnie olśniło że to w tej resztce płynu potopiły sie. Oczywiście potem szorowałam jeszcze raz porządnie jak nigdy.
Do teraz leje z samej siebie że myślałam że mi między zębami tyle much siedziało. Musiałabym chyba jeździć na jakimś motorze ścigaczu , wyjątkowo uśmiechnięta.
Wyciągam wątek, bo mi się ostatnio przypomniała śmieszna sytuacja, w której uczestniczyłam. Najpierw muszę zaznaczyć, że jestem osobą o nieco dziecinnej urodzie, w dodatku niewysoką. Gdy przyznaję się do mojego prawdziwego wieku, zwykle spotykam się ze zdziwieniem. W styczniu tego roku odwiedził nas ksiądz po kolędzie. Jesteśmy od niedawna w parafii, więc nas nie znał. Ponieważ spóźnił się znacznie, zdążyła wpaść do nas znajoma, która miała być dopiero po wizycie księdza. Usiedliśmy wszyscy w pokoju - mój mąż, obok ja, a obok mnie znajoma z naszym ponad rocznym wówczas synkiem na kolanach. Ksiądz zagląda do dokumentów i mówi: "tu mieszka... M." (nasz synek). Potem podnosi wzrok, patrzy w moją stronę i pyta: "...a ty? Też tu mieszkasz?".
Było dawno, ale zabawnie... W domu była nas piątka i telefon (jeszcze stacjonarny) odbieraliśmy na przemian. Głosy wszystkich w miarę cienkie, podobne. Zdarzyło się, że odwiedziła nas na kilka dni babcia. Dzwoni telefon, odbiera babcia i słyszy standardowe: "Czy mogę rozmawiać z mamą? "Z moją to już raczej nie..."
Tytułem wstępu siostra mojej mamy umarła 4 lata temu. Jej mąż do teraz płacze jak się o niej mówi. Wuj ma fizjonomię podobną do mojego teścia. Na weselu mojej siostry, moja przyjaciółka opowiedziała nam że podeszła do wuja myśląc że to mój teść i zagadała- a gdzie żona bo coś jej nie wiedzę! Moja i siostry ( innej nie tej co ślub brała) była oczywista, śmiech przez łzy na to Baśka - przyjaciółka zaczęła nas uspokajać że nie wyszło tak źle bo ona wybrnęła z tego. Po tym jak ktoś z rodziny jej wyjaśnił kim jest ów jegomość stwierdziła. A tak pana pytam bo tak się rozglądam a ja samotna i pan samotny ...
W prezencie ślubnym dostaliśmy od kolegi dużą (28 cm średnicy), tytanową patelnię.z Pewnego razu wyjeżdżaliśmy spóźnieni na weekendowe rekolekcje. Wszystko miało zacząć się 11.00, ale my o 12.00 jeszcze w domu, więc trzeba coś dzieciom podgrzać, żeby nie marudziły po drodze. Na patelnię trafiły jakieś ziemniaki i trochę mięsa, każdy dostał po małej porcji, w pośpiechu nawet coś zostawiliśmy. Wracamy następnego dnia ok. 16.00, a na patelni węgielki. Przez cały czas palił się gaz pod patelnią. O dziwo, patelnia dała się zwyczajnie umyć i służy nam dalej.
Świeżynka, z dziś. Synek pod szkołą: mamoooooooo nie mam piórnika. Mówię, że jadę zaraz po zakupy, kupię mu długopis i kredki i przywiozę. Zaprowadziłam dziewczynki do sal, w sklepie kupiłam co trzeba i znowu pod szkołę. Pukam do klasy, mówię Pani o co chodzi, a ja rozglądam się za moim. Pytam panią, czy młody gdzieś wyszedł, a pani- nieeeeee, siedzi tutaj, pokazuje ławkę obok mnie. Upssss. Na dodatek dyrektorka była na wizytacji. Nic dziwnego, że pani miała minę średnio zadowoloną. Wniosek, muszę wstawać jeszcze wcześniej i kawę wypić, bo nieprzytomna jestem.
Ja codziennie mam kilka powodów do radości ) Ale będę litościwa... Trzy lata temu wprowadzałam się do nowego SWOJEGO mieszkania. Zamarzyło mi się wygodne wyrko. Jak byłam w salonie meblowym (oglądając meble), to zapoznałam się z bogatą ofertą materacy do łóżka... Po kilku dniach zadzwoniłam do sklepu i zamówiłam wymarzony materac. Wymiary nietypowe, ale co tam poczekałam i po miesiącu był. Ładny, zafoliowany. Postawiłam w kacie i czekał... Z kasą bywa różnie ale po 2 miesiącach stolarz wykonał mi łóżko jak marzenie.Wymiar nietypowy. Jęczał, marudził ale zrobił. Łóżko ustawione w sypialni. Przynosimy materac. Przez 10 minut przekonywałam Pana, że zrobił za mały mebel :-O Wymierzyliśmy... Materac litościwie wymieniono mi w zaprzyjaźnionym sklepie.
Ja ostatnio używałam jednorazowej maszynki do golenia i się wkurzałam, że tępa głośno to komentując. Okazało się, że nie zdjęłam przezroczystej nakładki na ostrze. "> . Ja tępa!!! Córka miała niezły ubaw!
Chciałam skontaktować się z panią która ma na imię Makarena. No więc dzwonię, pytają z kim chcę rozmawiać. Zastanowiłam się chwilę i odpowiedziałam. Wyszło: eeee Makarena!
To było dawno dawno jeszcze byłam sama...tak byłam kiedyś śpiąca, że nie trafiłam na wersalkę...upadłam obok
Może już pisałam. Znajoma pracowała w dużej bibliotece, gdzie w magazynach grasowały myszy...a pracownice bały się ich, bo wiadomo, że myszy to niebezpieczne drapieżniki są. Dyrektor zaś w tej bibliotece był to pan niewielkiego wzrostu. I kiedyś znajoma była na drabinie, sięgała po książki i nagle usłyszała za plecami jakiś szelest...i Aaaaa...przestraszyła, odwraca się i mówi: A...to pan dyrektor, a myślałam, że to mysz.
To z opowieści mojego taty: gdy pracował w biurze projektów mieli zakładową lekarkę, która była straszną jędzą. Kiedyś weszła do pokoju i krzyknęła: "Dział dokumentacji na jutro mocz do badania!" Następnego dnia zrobili słabą herbatę, nalali do butelki po Ptysiu nakleili kartkę "dział dokumentacji" i zanieśli jędzy. Jej mina ponoć zrekompensowała im całą jej jędzowatość.
Mój mąż stał pod łazienką czekając aż wyjdę żeby dać mu buziaka z zaskoczenia. Nie wiedział że w łazience siedział nasz znajomy Adam. Na szczęście się wyhamował w porę
Komentarz
Wzrok miał taki, że trudno opisać.
Chyba zmęczona jestem.
Strasznie mnie to śmieszyło, do czasu gdy sama na uprzejme "Czy mogę się pani przesunąć" w autobusie zamiast "ależ bardzo proszę" rzekłam: "Pan z Tobą".
---------
@ola_g GAFA THE BEST!!!
)
"byla juz pani w szpitalu sprawdzic jak ciaza?"
"ale ja juz urodzilam!!!"
gin badajac mnie wzrokiem "a no tak"
Pan obok kupuje wedliny jakies.
Stoje zamyslona, dzieci do mnie nie gadaja nic, mysli plyna gdzies daleko.
Pani ekspedienta podaje Panu salami, a ja na to: dziekuje, dziekuje.
I nagle pstryk: co ja gadam w ogole? To nie moje salami .
I po chwili mnie olśniło że to w tej resztce płynu potopiły sie. Oczywiście potem szorowałam jeszcze raz porządnie jak nigdy.
Do teraz leje z samej siebie że myślałam że mi między zębami tyle much siedziało. Musiałabym chyba jeździć na jakimś motorze ścigaczu , wyjątkowo uśmiechnięta.
W domu była nas piątka i telefon (jeszcze stacjonarny) odbieraliśmy na przemian. Głosy wszystkich w miarę cienkie, podobne. Zdarzyło się, że odwiedziła nas na kilka dni babcia.
Dzwoni telefon, odbiera babcia i słyszy standardowe: "Czy mogę rozmawiać z mamą? "Z moją to już raczej nie..."
Na weselu mojej siostry, moja przyjaciółka opowiedziała nam że podeszła do wuja myśląc że to mój teść i zagadała- a gdzie żona bo coś jej nie wiedzę!
Moja i siostry ( innej nie tej co ślub brała) była oczywista, śmiech przez łzy na to Baśka - przyjaciółka zaczęła nas uspokajać że nie wyszło tak źle bo ona wybrnęła z tego. Po tym jak ktoś z rodziny jej wyjaśnił kim jest ów jegomość stwierdziła. A tak pana pytam bo tak się rozglądam a ja samotna i pan samotny ...
Pewnego razu wyjeżdżaliśmy spóźnieni na weekendowe rekolekcje. Wszystko miało zacząć się 11.00, ale my o 12.00 jeszcze w domu, więc trzeba coś dzieciom podgrzać, żeby nie marudziły po drodze.
Na patelnię trafiły jakieś ziemniaki i trochę mięsa, każdy dostał po małej porcji, w pośpiechu nawet coś zostawiliśmy.
Wracamy następnego dnia ok. 16.00, a na patelni węgielki.
Przez cały czas palił się gaz pod patelnią.
O dziwo, patelnia dała się zwyczajnie umyć i służy nam dalej.
Synek pod szkołą: mamoooooooo nie mam piórnika. Mówię, że jadę zaraz po zakupy, kupię mu długopis i kredki i przywiozę. Zaprowadziłam dziewczynki do sal, w sklepie kupiłam co trzeba i znowu pod szkołę.
Pukam do klasy, mówię Pani o co chodzi, a ja rozglądam się za moim. Pytam panią, czy młody gdzieś wyszedł, a pani- nieeeeee, siedzi tutaj, pokazuje ławkę obok mnie. Upssss. Na dodatek dyrektorka była na wizytacji. Nic dziwnego, że pani miała minę średnio zadowoloną.
Wniosek, muszę wstawać jeszcze wcześniej i kawę wypić, bo nieprzytomna jestem.
Musiałam się dłużej zastanowić.....
Ale będę litościwa...
Trzy lata temu wprowadzałam się do nowego SWOJEGO mieszkania. Zamarzyło mi się wygodne wyrko. Jak byłam w salonie meblowym (oglądając meble), to zapoznałam się z bogatą ofertą materacy do łóżka...
Po kilku dniach zadzwoniłam do sklepu i zamówiłam wymarzony materac. Wymiary nietypowe, ale co tam poczekałam i po miesiącu był. Ładny, zafoliowany. Postawiłam w kacie i czekał...
Z kasą bywa różnie ale po 2 miesiącach stolarz wykonał mi łóżko jak marzenie.Wymiar nietypowy. Jęczał, marudził ale zrobił. Łóżko ustawione w sypialni. Przynosimy materac. Przez 10 minut przekonywałam Pana, że zrobił za mały mebel :-O
Wymierzyliśmy...
Materac litościwie wymieniono mi w zaprzyjaźnionym sklepie.
Wyszło: eeee Makarena!
-Alkohol mi sie skonczyl!
(chodzilo o srodek do dezynfekcji rak, a pan doctor nie jest Polakiem, niemniej jednak smiesznie to wyszlo).
Może już pisałam. Znajoma pracowała w dużej bibliotece, gdzie w magazynach grasowały myszy...a pracownice bały się ich, bo wiadomo, że myszy to niebezpieczne drapieżniki są. Dyrektor zaś w tej bibliotece był to pan niewielkiego wzrostu. I kiedyś znajoma była na drabinie, sięgała po książki i nagle usłyszała za plecami jakiś szelest...i Aaaaa...przestraszyła, odwraca się i mówi: A...to pan dyrektor, a myślałam, że to mysz.
gdy pracował w biurze projektów mieli zakładową lekarkę, która była straszną jędzą. Kiedyś weszła do pokoju i krzyknęła: "Dział dokumentacji na jutro mocz do badania!"
Następnego dnia zrobili słabą herbatę, nalali do butelki po Ptysiu nakleili kartkę "dział dokumentacji" i zanieśli jędzy.
Jej mina ponoć zrekompensowała im całą jej jędzowatość.