Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Robert Leszczyński nie żyje...

124

Komentarz

  • kiedyś poznałam Roberta w klubie, długo rozmawialiśmy, o sztuce, o wierszach, odniosłam wrażenie, że jest jest to bardzo mądry i wrażliwy człowiek (miłe wspomnienia) - tak się składa, że ten dzień to był Wielki Piątek, i tak właśnie go wtedy spędzałam, barbażyńsko i mam nadzieję, że tak jak Bóg okazał miłosierdzie względem mnie tak samo okazał jemu w godzinę śmierci, nie osądzajmy, pomódlmy się +++
  • Przyznam, że nie bardzo rozumiem jaskółczy niepokój przewijający się w niektórych wypowiedziach i chęć zamknięcia ust innym. Nie rozumiem, dlaczego czyjeś publiczne wypowiedzi nie mogłyby podlegać ocenie. Nie zauważyłem też w niczyjej wypowiedzi pewnego orzeczenia o losie Zmarłego po śmierci. W każdym razie przypominam jeszcze dwa grzechy przeciwko Duchowi Świętemu z nauczania Kościoła.
    1. Grzeszyć zuchwale w nadziei Miłosierdzia Bożego.
    Jak pisze X. Adam Martyna, "To pierwszy z grzechów przeciw Duchowi Świętemu, tak jak podają nasze popularne katechizmy. Bywają tacy ludzie, którzy mówią: "Dlaczego mam pokutować w tak młodym wieku? Jak się zestarzeję, to się będę dużo modlił, a Pan Bóg jest miłosierny, to mi na pewno wybaczy". I tak bardzo często dopuszczają się bardzo ciężkich grzechów, w nadziei, że Pan Bóg im wybaczy, bo jest miłosierny.


    Nie wolno jednak zapominać, że Bóg jest także sprawiedliwy, bo za dobre wynagradza, a za złe karze. Żaden dobry uczynek nie pozostaje bez nagrody i żaden zły bez kary.


    Grzeszyć, dlatego, że Bóg jest miłosierny, jest równoznaczne z ubliżaniem Mu i lekceważeniem Jego dobroci".

    "6. Odkładać pokutę aż do śmierci.


    Iluż to się zawiodło i przegrało swoje życie na wieki, bo liczyli na to, że dopóki śmierć jest daleko, to można grzeszyć. "Jak śmierć będzie blisko, to się nawrócę" - mówili sobie. A tymczasem śmierć przyszła niespodziewanie, wcale nie czekała na starość ani chorobę. Pomyślmy, iluż to ludzi wychodzi rano w zdrowiu ze swego domu, by do niego już nigdy nie wrócić. Śmierć przychodzi nagle i niespodziewanie: zawał serca, wylew krwi do mózgu, wypadek... Przyczyn może być mnóstwo. Jakże bardzo oszukują się ci, którzy nawet nie pomyślą o pokucie za swoje grzechy, bo liczą na to, że będą żyć długo... A tymczasem ona przyjdzie jak złodziej, kiedy się jej nikt nie spodziewa i nie ma czasu na nawrócenie w ostatniej chwili.


    Grzechy przeciw Duchowi Świętemu są wyjątkowo niebezpieczne, bo bezpośrednio narażają nas na utratę wiecznego zbawienia. Wszystkie prowadzą do zatwardziałości serca, a więc stanu, w którym człowiek nie jest zdolny żałować za swe grzechy albo z rozpaczy, albo z niewiary i cynizmu. Powinniśmy często prosić Boga, aby nas od tych grzechów zachował".

    Read more: http://www.pch24.pl/grzechy-przeciw-duchowi-swietemu,3028,i.html#ixzz3XFjq2TeC
  • św. Teresa od Dzieciątka Jezus:

    Jest tylko jeden sposób zmuszenia Pana Boga, aby nas wcale nie sądził: stanąć przed Nim z pustymi rękoma.

    ***

    Bóg posiada na pewno wszystkie doskonałości; ale, ośmielam się powiedzieć, ma On równocześnie wielką słabość: jest ślepy! a także nie posiada jednej wiedzy: to jest wyrachowania.

    ***

    Jeżeli największy na świecie grzesznik w chwili śmierci żałuje i umiera w akcie miłości wówczas Pan z jednej strony nie licząc nieprzeliczonych łask, których ten nieszczęśnik nadużył, ani z drugiej strony tych jego zbrodni, widzi jedynie i liczy tylko jego ostatnią modlitwę i przyjmuje go bezzwłocznie, w ramiona swego Miłosierdzia.
  • Zachęcam do przeczytania - uważam, że autorka opowiastki ma trafne rozeznanie.

    Próba Ostateczna

    http://www.fronda.pl/blogi/okrakiem-na-barykadzie/proba-ostateczna,42377.html?page=1&#comments

    Oczywiście: "myśli moje nie są myślami waszymi
    ani wasze drogi moimi drogami" (Iz 55: 8)
    Niemniej słowa: Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego" (Mt 7:21) - ja najbardziej można odnieść do zamieszczonej tutaj opowiastki.
    Nie wejdą, nie dlatego, że Bóg ich odrzuci - to oni odrzucą bezwarunkową Miłość.

    " Służyli bogu, który nie istnieje. Dlatego nie będą tu ze Mną szczęśliwi. Dlatego już nigdy i nigdzie nie będą szczęśliwi. "
  • edytowano kwiecień 2015
    Hołownia o Leszczyńskim

    Szliśmy w milczeniu za trumną. Nie miałem wrażenia, że jest wesoło lub smutno, było jakoś pusto. Coś pękło, gdy chwilę przed opuszczeniem trumny do grobu, głos zabrała mama Roberta. Mówiła głośno, dobitnie, przez łzy: „Wiem, że mój syn miał ostry język. Jeśli kogoś niechcący uraził, przepraszam w jego imieniu, bo on już nie może tego zrobić. On nie był chyba taki najgorszy. To było dobre dziecko! Wychowałam go jak umiałam. Przyjął wszystkie sakramenty, w szpitalu namaścił go mądry ksiądz. Wierzę, że Dobry Bóg się nim teraz opiekuje. Spoczywaj w pokoju, synku, do zobaczenia. A kto może, niech się pomodli za niego“. Widziałem, że wszyscy płaczą. Ateiści, rokendrolowcy, mądrzy redaktorzy i modne damy. Mi wtedy też po raz pierwszy poleciała łza. Jakbyśmy wszyscy dryfując dotąd po oceanie własnych słów, zderzyli się wreszcie z obiektywną prawdą, a wtedy na bok poszły wyuczone gesty, powróciły odruchy.

    Leszcz miał pogrzeb taki, jaki chyba chciał. Piszę „chyba“, bo wcale nie jestem pewien, czy on miał rzeczywiście problem z Bogiem, czy raczej z naszym Kościołem. A coś mi mówi, że gdybym spotkał go parę miesięcy wcześniej i powiedział mu: „Leszczu, jakbyś umarł, to zrobimy Ci taki katolicki pogrzeb, że Warszawa jeszcze czegoś takiego nie widziała!“, on pewnie zgodziłby się na to z uśmiechem, mówiąc: „Dobra, Hołownia, dawaj, robimy!“ i zaczął wyliczać najdziwniejsze postaci, które chciałby by wzięły w tym udział. Bo to był właśnie taki człowiek: nie jakiś zapiekły ideolog, tylko fan intensywności życia we wszystkich jego przejawach, wytrwały kolekcjoner atrakcyjnych koncepcji (stąd moje przypuszczenie, że świetnie odnajdzie się w niebie).

    Wcześniej przez godzinę siedziałem wraz z innymi przed trumną Roberta. Słuchałem piosenek Manaamu i Pink Floydów, poruszających wystąpień Macieja Nowaka i wybitnego malarza z moich rodzinnych stron, Leona Tarasewicza, który przez łzy zdołał powiedzieć tylko jedno, ważne zdanie („jedni żyją długo i byle jak, inni – krótko i konkretnie“).

    Tyle, że jeśli prawdą jest to, w co podobno chciał wierzyć Leszczu – przecież już go wtedy z nami nie było. Byliśmy tylko my. Splatający z naszych emocji piękne wieńce, sami dla siebie. Próbujący sięgać ręką, oczami, ustami, tam gdzie przed chwilą stał człowiek, a teraz jest tylko pustka.

    http://szymonholownia.com/horacy-ty-sie-ucz/
  • Monia i Ty to mowisz?
  • Miał problem z Kościołem?? - Już lepiej jakby ten Hołownia nic nie pisał.
  • Mój kolega napisał:

    Co tracą ci, którzy nawracają się w ostatnim momencie? Wszystkie wcześniejsze momenty.

    Gdy postkomunistyczny klasyk Leszek Miller ukuł powiedzenie, że mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, lecz po tym, jak kończy, nie spodziewał się pewnie, jak będą kończyć jego koledzy – i to tak znaczni, jak Wojciech Jaruzelski czy Józef Oleksy. No bo to jednak trudne do pojęcia, że ktoś, kto – jak generał – całe dorosłe życie deklarował ateizm i nie wszedł do kościoła nawet na pogrzeb własnej matki, przed śmiercią przyjmuje sakramenty i umiera jako wyznawca Chrystusa.

    Wiadomość o tym, podobnie jak o pojednaniu Józefa Oleksego z Bogiem, wywołała komentarze oburzonych z obu stron. Gniewają się ideolodzy ateizmu, którzy nawrócenie swoich autorytetów uznają za skutek manipulacji, gniewają się też katolicy z syndromem brata syna marnotrawnego. No bo jak to tak – mówią ci ostatni. – To człowiek całe życie się stara, biega do kościoła, a tu taki jeden żył, jak mu się podobało, Polskę zdradzał, Kościół szykanował, a w ostatnim momencie się nawraca i idzie do nieba? I to jest sprawiedliwe?


    Tak, to jest sprawiedliwe. Bynajmniej nie dlatego, że „komuchy”, którzy dobrze kończą, zasłużyli na zbawienie. Nie zasłużyli jednak też na nie „dobrzy katolicy”, bo mało kiedy mamy czyste motywacje i gdyby Bóg miał nas potraktować tak, jak na to zasługujemy, nie zostałyby po nas wszystkich nawet plastikowe butelki.

    Więc dlaczego ocalenie „last minute” jest sprawiedliwe? Bo dług już spłacił za nas Jezus Chrystus. Jego Krew wystarcza, żeby zmyć grzech wszystkich ludzi. Człowiek musi tylko tę Krew przyjąć – choćby w ostatnim momencie. Podobnie jak to zrobił łotr na krzyżu i jak zrobili to nasi zmarli niedawno bracia postkomuniści.

    
Tu się objawia to, o czym pisze św. Faustyna, że mianowicie w chwilach dla człowieka ostatecznych „zaczynają niejako się wysilać wnętrzności miłosierdzia Bożego”. To jest przyczyna zdumiewających, po ludzku wręcz gorszących, powrotów do Chrystusa.


    http://gosc.pl/doc/2329347.Dobre-konczenie
  • IdaIda
    edytowano kwiecień 2015
    Gniewają się ideolodzy ateizmu, którzy nawrócenie swoich autorytetów uznają za skutek manipulacji, gniewają się też katolicy z syndromem brata syna marnotrawnego.



    No właśnie. Ci ostatni powinni chyba raczej śpiewać Alleluja z radości, że Pan Bóg odzyskał swoje dziecko. Naprawdę jest się z czego cieszyć, kiedy grzesznik nawraca się przed śmiercią. Przecież to cud.

  • Monia, to zamilknij i módl się! :)
  • @M_Monia

    A kto tutaj mówi o zuchwałym grzeszeniu?
    Aby grzech był zuchwały - musi być popełniony świadomie.
    Nie ma chyba takiej osoby, która POZNAWSZY Jezusa, grzeszyła by zuchwale.
    Ci zaś, którzy Boga nie POZNALI, grzeszą tylko wtedy, gdy świadomie łamią naturalne prawo wpisane w swoje sumienia.
    Wierzymy jednak, że i oni dostaną możliwość opowiedzenia się po stronie Boga-Miłości lub przeciw Niemu. W jakim momencie ludzkiego istnienia to następuje? To wie tylko Bóg.
    Uważam, że bardzo trafnie przedstawiła to Weronika_Hamedrys, w swojej opowiastce:

    http://www.fronda.pl/blogi/okrakiem-na-barykadzie/proba-ostateczna,42377.html?page=1&#comments

    Trafnie też wyraził to Franek: "mało kiedy mamy czyste motywacje i gdyby Bóg miał nas potraktować tak, jak na to zasługujemy, nie zostałyby po nas wszystkich nawet plastikowe butelki."
  • ech, ten brat marnotrawnego siedzi głęboko, nieźle o. Szustak o tym mówił jak był z rekolekcjami u nas :)
  • Nie potrafię zaś przyjąć, również marginalnej, teorii Limbusa, oraz dzielenia zbawienia na różne formy i postacie.To jest toksyczne i szkodliwe. Wprowadza niepokój i zamęt.



    A czy Biblia coś wspomina na temat na temat hierarchii w Raju? Tzn., że jedni, bardziej zasłużeni będą w "lepszych" rejonach nieba niż inni? Spotkałam się z takimi teoriami i nie wiem na podstawie czego zostały zbudowane.

  • Jeden z moich ulubionych fragmentów ze św. Tomasza. Zawsze mam łzy w oczach, jak go czytam. :((

    Ci, co w niebie cieszą się oglądaniem Boga w Jego istocie, nie oglądają Go jednakowo, ale jeden doskonalej od drugiego. Tę różnicę stopni oglądania nie będzie powodować więcej lub mniej doskonała podobizna Boga w tym czy w owym widzu, skoro, jak już wykazaliśmy ogląd ten zgoła nie będzie odbywał się za pomocą jakiejś podobizny; powodować ją będzie to, że myśl jednego będzie miała większą siłę, czyli pojemnosc do oglądania Boga niż myśl drugiego. Tej siły i pojemności widzenia Boga myśl stworzenia nie ma z wyposażenia natury, ale daje ją światło chwały które, jak z powyższych wynika, przebóstwia myśl, t.j. przekształca jakby w sobowtóra Boga. Stąd też myśl im większy będzie mieć przydział światła chwały tym doskonalej będzie widzieć Boga. A komu przypada w udziale większe światło chwały? Temu, kto obfituje w większą miłość Boga, bo gdzie gorętsza miłość, tam i większa [tęsknota, pragnienie], pożądanie; a wiadomo: tęsknota, pożądanie, to sprawia w pożądawcy, że jest sposobny i gotowy na przyjęcie utęsknionego. Tak więc ten będzie doskonalej widział Boga, tym samym ten będzie szczęśliwszy, kto będzie pałał gorętszą miłością.

  • Ci, co w niebie cieszą się oglądaniem Boga w Jego istocie, nie oglądają Go jednakowo, ale jeden doskonalej od drugiego. Tę różnicę stopni oglądania nie będzie powodować więcej lub mniej doskonała podobizna Boga w tym czy w owym widzu, skoro, jak już wykazaliśmy ogląd ten zgoła nie będzie odbywał się za pomocą jakiejś podobizny; powodować ją będzie to, że myśl jednego będzie miała większą siłę, czyli pojemnosc do oglądania Boga niż myśl drugiego. Tej siły i pojemności widzenia Boga myśl stworzenia nie ma z wyposażenia natury, ale daje ją światło chwały które, jak z powyższych wynika, przebóstwia myśl, t.j. przekształca jakby w sobowtóra Boga. Stąd też myśl im większy będzie mieć przydział światła chwały tym doskonalej będzie widzieć Boga. A komu przypada w udziale większe światło chwały? Temu, kto obfituje w większą miłość Boga, bo gdzie gorętsza miłość, tam i większa [tęsknota, pragnienie], pożądanie; a wiadomo: tęsknota, pożądanie, to sprawia w pożądawcy, że jest sposobny i gotowy na przyjęcie utęsknionego. Tak więc ten będzie doskonalej widział Boga, tym samym ten będzie szczęśliwszy, kto będzie pałał gorętszą miłością.



    Ale skąd św. Tomasz wiedział takie rzeczy? Miał objawienie, czy jak? W Biblii tak napisano i on pociągnął tę myśl?
    Ja się zawsze zastanawiam skąd u niektórych ludzi (w tym i świętych) takie autorytarne orzekanie tego jak to będzie w Raju, jaki jest Bóg itd. Na podstawie czego buduje się takie teorie?


  • edytowano kwiecień 2015
    Na to Jezus rzekł do niego: «Szymonie, mam ci coś powiedzieć». On rzekł: «Powiedz, Nauczycielu!»«Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował?» Szymon odpowiedział: «Sądzę, że ten, któremu więcej darował». On mu rzekł: «Słusznie osądziłeś».
    Łk 7,40-43

  • Na to Jezus rzekł do niego: «Szymonie, mam ci coś powiedzieć». On rzekł: «Powiedz, Nauczycielu!»«Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował?» Szymon odpowiedział: «Sądzę, że ten, któremu więcej darował». On mu rzekł: «Słusznie osądziłeś».
    Łk 7,40-43




    Z tego fragmentu wynika, bardzo logiczny zresztą wniosek, że grzesznik, któremu darowano (przebaczono) wiele będzie bardziej miłował, bo czuje większą wdzięczność. To chyba dość oczywiste z psychologicznego punktu widzenia. Natomiast nie ma tu w ogóle mowy o jakiejkolwiek hierarchii w niebie. Przynajmniej ja tego nie widzę.

  • IdaIda
    edytowano kwiecień 2015
    Zastanawiają mnie też wypowiedzi świętych takie jak np. ta:

    Trudno mi zrozumieć, jak może chrześcijanin oddawać się temu obrzydlistwu. Już sama myśl o tym powinna człowieka śmiertelnie przerazić. Duch Święty mówi, że nędznik, który oddaje się rozwiązłości, zasługuje na to, żeby duch piekielny deptał po nim tak, jak stopy ludzkie depczą po śmieciach. „Każda niewiasta, która jest nierządna, jako gnój na drodze podeptana będzie."

    Świętej Brygidzie objawił kiedyś Chrystus, że przygotował dla rozpustników straszne męczarnie i że prawie wszyscy ludzie padli ofiarą tego haniebnego występku.
    (...)
    Dopiero na Sądzie Ostatecznym zobaczymy, ilu ludzi nieczystość wtrąciła w wieczne potępienie.


    Św. Jan Maria Vianney




    Co to znaczy, że "Chrystus przygotował dla rozpustników straszne męczarnie" ?
    Jak mamy to rozumieć?
    Chrystus? Ten Chrystus? Ten, który dałby się poćwiartować za ukochanych grzeszników, Ten, który dźwignął Marię Magdalenę do godności świętej nie powiedziawszy jej ani jednego słowa potępienia, Ten, który podchwycił zaledwie drgnienie poczucia sprawiedliwości w duszy łotra, Ten, który głosił światu Dobrą Nowinę o miłości Boga Ojca do swojego stworzenia ..... Ten Chrystus przygotował grzesznikom "straszne męczarnie"?

    Jak mamy to rozumieć?

    Chrystus, który był Przyjacielem ludzi żyjąc tu na ziemi, który kochał ich nieskończenie - nagle na tamtym świecie przeobraża się w kogoś całkiem innego?

    Dlaczego niektórzy kapłani propagowali taki wizerunek Chrystusa? Czy jest on prawdziwy?

    I skąd proboszcz z Ars wiedział, że "Duch Święty mówi, że nędznik, który oddaje się rozwiązłości, zasługuje na to, żeby duch piekielny deptał po nim tak, jak stopy ludzkie depczą po śmieciach. 'Każda niewiasta, która jest nierządna, jako gnój na drodze podeptana będzie' ?"

    Skąd on wziął takie informacje?


  • Chyba nie chodzi o podział na lepszych i gorszych w niebie. Tylko o to, że niektórzy zrobili w sercu i swoim życiu tyle miejsca dla Boga, że po prostu są w stanie dogłębniej napełnić się jego miłością.

    "I skąd proboszcz z Ars wiedział, że "Duch Święty mówi, że nędznik, który oddaje się rozwiązłości, zasługuje na to, żeby duch piekielny deptał po nim tak, jak stopy ludzkie depczą po śmieciach. 'Każda niewiasta, która jest nierządna, jako gnój na drodze podeptana będzie' ?"

    Skąd on wziął takie informacje?"

    To, że każdy grzech a już zwłaszcza ciężki zasługuje na potępienie to nie są niepotwierdzone fantazje tylko podstawy nauki kościoła. Wszyscy zasługujemy na karę dlatego Chrystus nas musiał odkupić tak drogo.


  • Proponuję każdemu z nas zatroszczyć się o własne zbawienie a nie pieprzenie w jakim stopniu Bóg jest miłosierny a w jakim sprawiedliwy. Na wszelki wypadek chyba lepiej jest postępować moralnie i nie odkładać pokuty aż do śmierci i to samo radzić innym.
    Osobiście nie wierzę że piekło jest puste albo że będzie puste. Choć wcale nie życzę innym piekła.
  • IdaIda
    edytowano kwiecień 2015
    To, że każdy grzech a już zwłaszcza ciężki zasługuje na potępienie to nie są niepotwierdzone fantazje tylko podstawy nauki kościoła. Wszyscy zasługujemy na karę dlatego Chrystus nas musiał odkupić tak drogo.


    Tak, ale mnie bardziej chodzi o takie określenia wypowiadane z pozycji "wiedzącego", że to "Chrystus przygotował męki", lub "Duch Święty mówi", że ktoś tam zasługuje żeby po nim deptać jak po śmieciu. Skąd proboszcz Vianney to niby wiedział?

    Poza tym jakoś nie wydaje mi się, żeby tego typu nauki, a raczej sformułowania potęgowały miłość do Pana Boga. Kto chciałby kochać takiego Boga, który szykuje ludziom (a może właśnie nam?) "straszne męki" na wieki? Wiara w takiego Boga byłaby raczej ze strachu a nie z miłości, tak myślę....

    Przecież księża nauczają, że człowiek wybiera piekło sam a Bóg ze smutkiem patrzy jak jego dziecko tam się pcha i że Bóg nie stworzył piekła, więc jak można użyć sformułowania o tym jakie to Chrystus męki szykuje grzesznikom?
    To raczej odstręcza od wiary a nie przybliża. Poza tym kłóci się z pojęciem miłości wobec grzesznika.


  • Na wszelki wypadek chyba lepiej jest postępować moralnie i nie odkładać pokuty aż do śmierci i to samo radzić innym.
    Osobiście nie wierzę że piekło jest puste albo że będzie puste. Choć wcale nie życzę innym piekła.




    Też nie wierzę, ze jest puste.

    @Odrobinka , czy ktoś w tym wątku radził może odkładanie pokuty aż do śmierci? Albo deklarował, że sam tak robi?
    Chyba, że przeoczyłam ...

  • IdaIda
    edytowano kwiecień 2015
    @Tomasz i Ewa :

    Używał środków pastoralnych na miarę tamtych czasów.


    No chyba, że tak to się da wytłumaczyć ...




    Moim zdaniem rozważania o Miłosierdziu oraz Sprawiedliwości Boga są potrzebne. Jak również o potępieniu.
    Trzeba znać odpowiedzi na pewne zagadnienia, nie można tylko ślepo i bezmyślnie wierzyć w to co ktoś powiedział i już. Troszczyć się tylko o własne zbawienie.
    Chociażby dlatego, że może nam się przydarzyć rozmowa z ateistą i wtedy przemyślana argumentacja jest konieczna. Mnie się to przydarzyło. Rozmowa z ateistką, która nie wierzy w jakiekolwiek życie wieczne i dla której wiara w piekło jest jeszcze bardziej straszna i odrażająca niż wiara w to, że "światło gaśnie i nic już nie ma". Taka osoba potrzebuje słów o Miłości i Miłosierdziu a nie o sprawiedliwym potępieniu. I trzeba mieć na podorędziu takie argumenty, które się przeciwstawi jej wiedzy na temat "strasznych mąk" i przekonaniu, że Bóg wtrąca biednych grzeszników w epicentrum tych mąk.

    Co mam niby takiej ateistce doradzić: troszcz się o własne zbawienie? Przecież mnie wyśmieje, bo ona woli nie wierzyć w Boga niż wierzyć, że jest Ktoś Kto w jej mniemaniu jest okrutny.


    Myślę, że podobnie było z Robertem Leszczyńskim. Nikt mu pewnych rzeczy nie wytłumaczył jak należy, bo ... rozmówcy nie umieli tego zrobić.


  • >>Bóg nie stworzył piekła
    Kto stworzył piekło?
  • edytowano kwiecień 2015
    Pan Bóg to nie św Mikołaj.
    Jego miłosierdzie według tomistów polega na tym że daje sprawiedliwym więcej niż zasługują, i karze niegodziwych mniej niż na to zasługują.
    Nikt nie wie jak będzie w niebie.
    U aniołów np podobno jest pewna hierarchia, może i u zbawionych też tak będzie.
    To są dyskusje o tym ile aniołów zmieści się na szpilce.
    Co do ateistów to mówienie im jedynie o miłości i miłosierdziu Boga z pominięcie sprawiedliwości Bożej która też jest wyrazem miłości i doskonałości Boga jest tylko półprawdą.
    Nie wierzę że da się przekonać ateistów jakimiś argumentami, bo to są głównie argumenty oparte na wierze a te z zasady oni odrzucają.
  • IdaIda
    edytowano kwiecień 2015
    Co do ateistów to mówienie im jedynie o miłości i miłosierdziu Boga z pominięcie sprawiedliwości Bożej która też jest wyrazem miłości i doskonałości Boga jest tylko półprawdą.


    No to jest raczej oczywiste.
    Tylko że będę się upierać przy tym, że ważne jest dociekanie i pogłębianie wiedzy na temat Pana Boga, na ile to tylko możliwe w tym świecie, właśnie po to by nie szerzyć nieprawdy, która odstrasza. I żeby umieć rozmawiać z niewierzącymi, umieć ich przekonać.




    Nie wierzę że da się przekonać ateistów jakimiś argumentami, bo to są głównie argumenty oparte na wierze a te z zasady oni odrzucają.


    Nie wierzę, że to napisałaś. W takim razie ewangelizacja nie ma sensu. Przecież niewierzących przekonuje się nie tylko dobrym przykładem ale również właśnie argumentacją. W ten sposób właśnie zasiewa się ziarno.


    Jestem przekonana, że niektórych ateistów wystarczyłoby po prostu przekonać. Czasem mam wrażenie, że jak kania dżdżu wyczekują kogoś kto to zrobi.
    Tak chyba było z panem Leszczyńskim.

  • A św. Tomasz pisał tak: Należy wystrzegać się chęci prowadzenia innych ku wierze za pomocą dowodów. Z jednej strony przynosi to uszczerbek godności wiary, gdyż jej prawda przewyższa wszelki ludzki rozum, z drugiej strony, tego rodzaju argumenty są najczęściej słabe, dając niewierzącym okazję do kpin, gdyż myślą oni, że nasza wiara opiera się na tego rodzaju uzasadnieniach

    Dziś jest to jeszcze bardziej aktualne.
  • Tak, ale nie chodzi o to, żeby wyszczególniać ateistom dowody.

    Chodzi o aby w ogóle rozmawiać z ateistami, starać się ich przekonać za pomocą cytatów z Ewangelii, powyjaśniać nauczanie Chrystusa i pokazać, że warto.

    Jestem przekonana o tym, że nawrócenia "last minute" takich -przepraszam za określenie - "betonów ateizmu" jak Wojciech Jaruzelski czy Robert Leszczyński oraz katolickie pogrzeby komuchów (jak to ś.p. Józef Oleksy powiedział? -wszystkie komuchy miały katolickie pogrzeby. Ci co jeszcze żyją też będą mieli) to efekt wewnętrznych mikro wahań ich dusz, które im towarzyszyły w życiu, a które powstały na skutek pewnych rozmów, argumentów i dobrych przykładów, których im dostarczali niektórzy katolicy. Szkoda tylko, że tak późno. Może tych ważnych rozmów było w ich życiu za mało, żeby chcieli wcześniej coś zmienić?

  • @Ida nie piszę o tym że nie należy rozmawiać z ateistami o Bogu. Należy z nimi rozmawiać i modlić się o ich nawrócenie. Nie jestem pewna tylko że to słowa nasze ich przekonują.

    Może tych ważnych rozmów było w ich życiu za mało, żeby chcieli wcześniej coś zmienić?
    Z tym bym polemizowała. Wierzę że Pan Bóg daje każdemu wystarczającą łaskę żeby Go odnaleźć.
    W sumie to czuję się za mała żeby myśleć że mogę odmienić czyjeś życie.
  • Wierzę że Pan Bóg daje każdemu wystarczającą łaskę żeby Go odnaleźć.
    W sumie to czuję się za mała żeby myśleć że mogę odmienić czyjeś życie.



    Ja jednak sądzę, że możemy Panu Bogu troszeczkę pomagać lub niestety czasem przeszkadzać - dobrym lub złym przykładem, porządną wiedzą i argumentacją lub też nikła wiedzą czy jej brakiem. Nieraz niewierzący twierdzą, że przykład tzw. ogółu katolików całkiem ich zniechęca i ja ich nieco rozumiem. Nasza religia jest trudna i wymagająca, trzeba być nieźle zmotywowanym, żeby w to wejść.

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.