@xzxzxz a) sól: – w procesie przygotowania posiłku jest stosowana sól o obniżonej zawartości sodu (sodowo-potasowa), – sól nie jest stosowana po procesie przygotowania posiłku, – przy czym w żywieniu zbiorowym należy uwzględnić, że dzienne spożycie soli powinno wynosić nie więcej niż 5 g,
a szczegółowo odsyłam do treści linkowanego przeze mnie wcześniej rozporządzenia
Wyliczalam to strone wczesniej, ale jak rozumiem, nalezy brac do obiadu 1,5 g na glowe, czyli 30 % dziennej racji , bo tle procent ma stanowic obiad w dziennej dawce dostarczanych kalorii i substancji odżywczych. To na obiad dla 100 osob na wszysktkie elementy 0,5 szkl. soli...
W naszej pierwszej klasie dzieci sobie radzą- a raczej rodzice.. Dużo dzieci dostaje na drugie śniadanie kanapkę.... KINDER. Czyli słodki baton. I po kilku dniach rozmawiałam z mama która uległa namowom syna " bo dzieci mamo takie kanapeczki przynoszą". I kupiła mu na drugi dzień taka. Aaaa jak można coś takiego dawać dziecku do szkoły? @-)
Tak, czekałam na mojego syna i się doczekałam- mamo a dzieci przynoszą batony, czy ja tez mógłbym czasami? Nie. Drugie śniadanie to nie baton. Daje Ci synu kanapkę, owoc i mogę dać daktyla raz na jakiś czas. A słodycze będziesz jadł w domu.
Ale nie mogę zdzierżyć tego KOMPOTU CODZIENNEGO do obiadu w przedszkolu.
Ja naprawdę nie mogę uwierzyć w to ze ludzie rozpaczają nad brakiem chipsów w sklepiku. A jeszcze bardziej nie rozumiem czemu ludzie nie chcą prowadzić sklepików jeśli nie mogą sprzedawać tam gowna. Za przeproszeniem. Można przecież zrobić tak pyszne kanapki ze dzieci bedą w kolejce się ustawiać. I zamiast całych owocow - porcje sałatek owocowych w plastikowych pojemniczkach.
Socjalizm jest ustrojem bohatersko zwalczającym problemy nieznane w innych ustrojach. --- W rzeczy samej; gdyby w sklepikach można było legalnie sprzedawać marichuanen i in. narkotyki, to nie byłoby problemu dilerów.
Ale chodzi o to samo. Czy chcemy, by dziecko mogło decydować o zakupie pączka lub kokainy? Moralność nie jest zawieszona w próżni. Jeśli coś jest zakazane, to nawet jeśli zakaz jest obchodzony, jest traktowane jako coś złego. I taki jest sens zakazów. Niekiedy jest tak, że przyzwolenie społeczne/zwyczaj jest silniejszy (patrz prohibicja lub aktualnie: zmieniający się stosunek do marihuany) i wtedy zakaz ma więcej negatywnych skutków (np. alkohol/narkotyki z nielegalnego źródła mogą być zanieczyszczone, rozwój przestępczości) niż pozytywnych skutków w postaci oddziaływania na zachowania jednostek.
I w takim kluczu należałoby oceniać tego typu zakazy.
U nas zlikwidowali sklepik szkolny. Nie wiem jak z obiadami, bo moi nie chodzą.
A propos "zdrowego" żywienia. Gdy M. był, w kasach 1-3, nauczycielka zabroniła przynosić chipsy, po tym jak jedno dziecko przyniosło i otwierając torbę rozsypalo na podłogę a inne dzieci rzucily się na kolana i jadły co złapały z podłogi. ( Normalnie zwabione zapachem, jak pieski). #:-S Ciekawe jaki syf jest w tych chipsach, ze tak wciąga...
Co to ma wspólnego z moralnością ? Jak kupię komuś pączka czy bułkę lub upiekę jak mam czas to jestem niemoralna ? Tak samo jakbym ćpała i pozwalała ćpać dzieciom ? Weź Anawim nie wypisuj głupot.
Mysle, ze tak naprawde przepisu moze i sa ok. - w koncu nie ma przymusu jedzenia obiadow szkolnych i kupowania w sklepikach, tylko wymaga to troche inwencji od rodzica. Ale goły przepis to co innego, a jego realizacja to drugie. Teraz sa realne problemy, bo kuchnie nie sa dostosowane np. do pieczenia miesa tak, zeby mimo malej ilosci soli było smacznie, kucharki nieprzeszkolone, w niektorych punktach za mało personelu - a wiadomo - wiecej personelu to wieksze koszty. Ktos zamiast gotowac siedzi i przelicza stare dania na nowe przepisy i wychodzi mu taka niedosolona zupa, zamiast nauczyc sie tak gotowac, zeby to jednak bylo smaczne (na jakims ministerialnym szkoleniu np.). A kwestia braku cukru i zastepowania go miodem dalej wydaje mi sie absurdalna. Przeciez miód po obróbce termicznej to wlasciwie to prawie to samo co cukier.... A wszelkei wypieki, slodzone tym miodem herbaty itp. sa gorace. Juz nie chce mi sie wracac do tekstu, ale czy miód miał jakies ograniczenia ilościowe?
A ja mam wrażenie, że PO-wskiemu rządowi wcale nie leży na sercu zdrowie polskich dzieci tylko to po prostu przewrotna odpowiedź na zarzuty, że w Polsce są niedożywione dzieci i coś konkretnego po za wege-szczawiem i mirabelkami z nasypu jeść powinny.
Szkolenia ministerialne z gotowania... Co ta państwowa edukacja robi z umysłem...
Już dawno temu pisał Konstanty Ildefons: "Hej, tam w Warszawie jest pan minister siwy i taki miły, przez okno rzuca spojrzenia bystre, bo chce, by dla ciebie były zimą sopelki, śniegi i lody: wszystkie zimowe wygody.
Jeżeli tedy sanki usłyszycz i dzwonki ich tajemnicze, wiedz: to minister w skupionej ciszy nacisnął taki guziczek, że gwiazdki dzwonią i gwiazdki lśnią nad miastem i nad wsią"
U nas zlikwidowali sklepik, da się żyć - ja w podstawówce nie miałam sklepiku - po drodze do szkoły jest budka z drożdżówkami i pieczywem, czasem sobie kupują. Można dziecku też kupić normalnie w sklepie i zapakować do plecaka. W liceum był sklepik z kanapkami z serem szynką lub jajkiem, uczniowie w nim pracowali. W podstawówce moich dzieci te wędrówki do sklepiku to był rodzaj atrakcji - w końcu dziś zakupy to jedna z rozrywek. Co do obiadów to nie mówili żeby się pogorszyły, nie będzie batonów na deser - i to jest na plus. Wydaje mi się, że szkoła państwowa ma prawo do wymagania pewnych zasad - co do stroju, zachowania, jedzenia - nie czuję się ograniczona obywatelsko. Szkoła jest od nauki a nie żywienia. I nie ma zakazu przynoszenia swojego jedzenia. Ja tu nie widzę problemu.
Szkoła jest od nauki a nie żywienia. I nie ma zakazu przynoszenia swojego jedzenia. Ja tu nie widzę problemu.
Oczywiście. Moje dzieci też nie dostawały codziennie kieszonkowego na przekąski, jedzenie na ogół i tak biorą z domu. Chodzi o odgórną manipulację i pseudotroskę o zdrowie naszych dzieci. I na pewno ktoś sobie za kolejny głupi projekt wziął pieniądze.
Odgórnie zakaz dystrybucji słodyczy i czipsów w szkole uważam za słuszny natomiast to z solą smażeniem w stołówkach itp to prostowanie banana trochę. Co do cukru w kompocie to wiem, że można spożywać codziennie herbatę nasyconą cukrem do oporu (6 łyżeczek sypałam) i być w gronie najchudszych dzieci. Tyle, że to był jedyny cukier tego dnia. Nie wiem od czego tyją dzieci otyłe - u nas w szkole same chude. Na podwórku jest ze dwoje pulchniejszych ale w granicach jeszcze. Ale u nas pod blokiem piłka się toczy do zmroku, dzieciaki krążą na rowerach. Problem leży gdzieś indziej niż w szkole i może w jakiś środowiskach bardziej nie wiem - duże miasta np.?
Nie wiem, u nas na wsi dużo grubych dzieci. Nowe przepisy jak dla mnie, to kolejne podważanie kompetencji rodziców - moim zadaniem jest nauczyć dzieci wybierać. Umieją wybrać między pączkiem a jabłkiem. Miały pieniądze na koloniach i wiem, na co wydawały. Normalnie w sklepie, gdzie taki wybór był. Pewnie jakby miały w domu przekaz, że pączek to wartościowe jedzenie, kupiłyby pączki.
Cóz, J&B - powiedz mi dlaczego kucharki maja sie szkolic za wlasne pieniądze, jesli to minister narzucił nowa , zdrowa i szczupła linie karmienia dzieci? A słyszeliscie o aferach z barami mlecznymi, ktore dodawały troche przypraw i zabierano im dotacje? Po weekendzie oburzenie na pomysły ministerstwa troszke mi przeszlo, jak sie dowiedzialam, przy okazji przecierania skrzynki pomidorow na zimę, ze wlasciwie to niektórzy dodaja do takiego przecieru cukier. Po co, ja sie pytam ? Dla smaku?
I chyba trzeba rozdzielic dwie rzeczy - czy panstwo w ogóle powinno sie zajmowac odgornie tym, co jedza obywatele w takiej formie (a czy sa np. analogiczne wytyczne dla szpitali, wiezien itp., gdzie obywatel przebywa na koszt państwa?) Wg. mnie nie - do tego rodzice za te obiady płaca ze swojej kieszeni, w przeciwienstwie do obiadów w szpitalu państwowym. Czy ogólne zalecenia sa prawidłowe - tu z czescia bym polemizowała, ale wywalenie chipsów, sztucznych oranżadek i batoników uwazam za słuszne. Tylko takie decyzje powinna podejmowac w danej szkole RR i dyrekcja.
Mamo, obiad w szkole był oooobrzyyydliiiwyyy. Zupa była obrzydliwa - smakowała jak woda z warzywami i mięsem. I drugie danie było obrzydliwe: kasza była obrzydliwa i bez smaku, i był jakiś obrzydliwy gulasz. I tylko surówka była dobra.
reasumując - wszystko właściwie bez soli i niedoprawione - czyli rezygnujemy z obiadów...
@Bea moje jedzą warzywa - właściwie w każdej postaci tak czy inaczej
14.miesięczna Mela uciekła ostatnio z kuchni ściskając czule i wgryzając się w... surową cebulę
sklepiku w tym roku nie ma
a tak za serio - najwięcej, niestety, zależy od sanepidu któremu podlega szkoła
i my postanowiliśmy po naradzie z Misią, że w październiku nie wykupujemy obiadów, za to spróbujemy znów w listopadzie (może panie z kuchni trochę się oswoją z gotowaniem po nowemu)
IMO mogliby w szkołach w ramach zajęć technicznych uczyć się gotowania
jedyne plusy widzę nowych przepisów widzę: 1. w likwidacji automatów ze słodyczami i napojami w szkołach 2. wywaleniu z jadłospisów przedszkolnych słodkich płatków i kupnych syfnych ciasteczek w typie lubisiów
Komentarz
a) sól:
– w procesie przygotowania posiłku jest stosowana sól o obniżonej zawartości sodu (sodowo-potasowa),
– sól nie jest stosowana po procesie przygotowania posiłku,
– przy czym w żywieniu zbiorowym należy uwzględnić, że dzienne spożycie soli powinno wynosić nie więcej niż 5 g,
a szczegółowo odsyłam do treści linkowanego przeze mnie wcześniej rozporządzenia
To na obiad dla 100 osob na wszysktkie elementy 0,5 szkl. soli...
To jest plus. Młodzież uczy się przedsiębiorczości.
I po kilku dniach rozmawiałam z mama która uległa namowom syna " bo dzieci mamo takie kanapeczki przynoszą". I kupiła mu na drugi dzień taka.
Aaaa jak można coś takiego dawać dziecku do szkoły?
@-)
Tak, czekałam na mojego syna i się doczekałam- mamo a dzieci przynoszą batony, czy ja tez mógłbym czasami?
Nie. Drugie śniadanie to nie baton. Daje Ci synu kanapkę, owoc i mogę dać daktyla raz na jakiś czas. A słodycze będziesz jadł w domu.
Ale nie mogę zdzierżyć tego KOMPOTU CODZIENNEGO do obiadu w przedszkolu.
Ja naprawdę nie mogę uwierzyć w to ze ludzie rozpaczają nad brakiem chipsów w sklepiku. A jeszcze bardziej nie rozumiem czemu ludzie nie chcą prowadzić sklepików jeśli nie mogą sprzedawać tam gowna. Za przeproszeniem.
Można przecież zrobić tak pyszne kanapki ze dzieci bedą w kolejce się ustawiać. I zamiast całych owocow - porcje sałatek owocowych w plastikowych pojemniczkach.
Prawda? Ja też. Niesamowite jak wspólny wróg jednoczy.
---
W rzeczy samej; gdyby w sklepikach można było legalnie sprzedawać marichuanen i in. narkotyki, to nie byłoby problemu dilerów.
Moralność nie jest zawieszona w próżni. Jeśli coś jest zakazane, to nawet jeśli zakaz jest obchodzony, jest traktowane jako coś złego. I taki jest sens zakazów. Niekiedy jest tak, że przyzwolenie społeczne/zwyczaj jest silniejszy (patrz prohibicja lub aktualnie: zmieniający się stosunek do marihuany) i wtedy zakaz ma więcej negatywnych skutków (np. alkohol/narkotyki z nielegalnego źródła mogą być zanieczyszczone, rozwój przestępczości) niż pozytywnych skutków w postaci oddziaływania na zachowania jednostek.
I w takim kluczu należałoby oceniać tego typu zakazy.
A propos "zdrowego" żywienia. Gdy M. był, w kasach 1-3, nauczycielka zabroniła przynosić chipsy, po tym jak jedno dziecko przyniosło i otwierając torbę rozsypalo na podłogę a inne dzieci rzucily się na kolana i jadły co złapały z podłogi. ( Normalnie zwabione zapachem, jak pieski). #:-S Ciekawe jaki syf jest w tych chipsach, ze tak wciąga...
Już dawno temu pisał Konstanty Ildefons:
"Hej, tam w Warszawie jest pan minister
siwy i taki miły,
przez okno rzuca spojrzenia bystre,
bo chce, by dla ciebie były
zimą sopelki, śniegi i lody:
wszystkie zimowe wygody.
Jeżeli tedy sanki usłyszycz
i dzwonki ich tajemnicze,
wiedz: to minister w skupionej ciszy
nacisnął taki guziczek,
że gwiazdki dzwonią i gwiazdki lśnią
nad miastem i nad wsią"
Oczywiście. Moje dzieci też nie dostawały codziennie kieszonkowego na przekąski, jedzenie na ogół i tak biorą z domu.
Chodzi o odgórną manipulację i pseudotroskę o zdrowie naszych dzieci. I na pewno ktoś sobie za kolejny głupi projekt wziął pieniądze.
Nowe przepisy jak dla mnie, to kolejne podważanie kompetencji rodziców - moim zadaniem jest nauczyć dzieci wybierać. Umieją wybrać między pączkiem a jabłkiem. Miały pieniądze na koloniach i wiem, na co wydawały. Normalnie w sklepie, gdzie taki wybór był. Pewnie jakby miały w domu przekaz, że pączek to wartościowe jedzenie, kupiłyby pączki.
No właśnie
Po weekendzie oburzenie na pomysły ministerstwa troszke mi przeszlo, jak sie dowiedzialam, przy okazji przecierania skrzynki pomidorow na zimę, ze wlasciwie to niektórzy dodaja do takiego przecieru cukier. Po co, ja sie pytam ? Dla smaku?
Wg. mnie nie - do tego rodzice za te obiady płaca ze swojej kieszeni, w przeciwienstwie do obiadów w szpitalu państwowym.
Czy ogólne zalecenia sa prawidłowe - tu z czescia bym polemizowała, ale wywalenie chipsów, sztucznych oranżadek i batoników uwazam za słuszne. Tylko takie decyzje powinna podejmowac w danej szkole RR i dyrekcja.
Mamo, obiad w szkole był oooobrzyyydliiiwyyy. Zupa była obrzydliwa - smakowała jak woda z warzywami i mięsem. I drugie danie było obrzydliwe: kasza była obrzydliwa i bez smaku, i był jakiś obrzydliwy gulasz. I tylko surówka była dobra.
reasumując - wszystko właściwie bez soli i niedoprawione - czyli rezygnujemy z obiadów...
Nie solimy w domu od lat, zanim stalo sie to modne
moje jedzą warzywa - właściwie w każdej postaci tak czy inaczej
14.miesięczna Mela uciekła ostatnio z kuchni ściskając czule i wgryzając się w... surową cebulę
sklepiku w tym roku nie ma
a tak za serio - najwięcej, niestety, zależy od sanepidu któremu podlega szkoła
i my postanowiliśmy po naradzie z Misią, że w październiku nie wykupujemy obiadów, za to spróbujemy znów w listopadzie (może panie z kuchni trochę się oswoją z gotowaniem po nowemu)
IMO mogliby w szkołach w ramach zajęć technicznych uczyć się gotowania
jedyne plusy widzę nowych przepisów widzę:
1. w likwidacji automatów ze słodyczami i napojami w szkołach
2. wywaleniu z jadłospisów przedszkolnych słodkich płatków i kupnych syfnych ciasteczek w typie lubisiów
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Joanna-Kluzik-Rostkowska-wynegocjowalam-powrot-drozdzowek,wid,17882746,wiadomosc.html?ticaid=115af2