Mam do was prośbę o radę. Zostałam dzisiaj wcześniej wezwana do szkoły po moją córkę (mały wypadek- nauczycielka przez przypadek wsadziła jej palca w oko. Oko było czerwone ale nic z nim się teraz nie dzieje, odzyskało normalny kolor.) Zaobserwowałam kilka sytuacji, które niezbyt mi się spodobały. Dzieci 5 i 6 letnie w czasie przerwy obiadowej biegły same na jadalnie. Na jadalni nikt z tymi dziećmi nie był. Wybiegały do szatni same. Pytałam się czy ktoś z nimi chodzi na te obiady. Jeden z chłopców odpowiedział, że sami sobie tak biegają. Do tej zerówki uczęszcza dwójka moich dzieci. Zastanawiam sie nad rozmową z dyrektorem...Co radzicie?
Komentarz
Swoja droga... W naszym przedszkolu starsze grupy biegly samodzielnie na jadalnie, i rodziców to nie dziwilo. Do wc tez chodzily same i nim ich tam nie pilnowal. I tez nie przypominam sobie by mnie ktos odprowadzal na stolowke w przedszkolu w starszakach czy w 1-3.
Nauczyciel ma obowiązek być z dziećmi. Jest z tego rozliczany. Dzieciom różne pomysły przychodzą do głowy np. karmienie innych czy wymachiwanie sztućcami w czasie posiłku. Chyba żadna z Was nie chciałaby żeby jej dziecko dostało widelcem w oko. Dziwię się trochę temu, co piszecie. Twierdzę, że nie jest miarą samodzielnośći przebiegnięcie z klasy do jadalni z efektownym upadkiem na oba kolana i "zaryciem" głową we framugę drzwi , bo właśnie takie rzeczy też się zdarzają gdy nie ma obecności i czujności nauczyciela. Chodzi mi o poradę, jak rozmawiać z dyrektorem , bo takiej rozmowy jeszcze w swojej karierze nie miałam. Chyba, że najpierw porozmawiać z nauczycielkami....?
- dzieci z zerówki idą na obiad z opiekunem (ich obiad jest wydawany wcześniej, w trakcie normalnych lekcji, żeby mogły zjeść bez pośpiechu)
- dzieci z pierwszej klasy przez pierwszy tydzień są prowadzane do stołówki, potem radzą sobie same
- dzieciom ze świetlicy (te które w trakcie wydawania obiadów przebywają na świetlicy), przypomina się, że idą na obiad (panie mają rozpiskę i wiedzą kto je obiady)
pozostałe radzą sobie same
na stołówce jest dwóch opiekunów/nauczycieli na dyżurze (przerwy obiadowe są dwie), jest też rozpiska które klasy kiedy jedzą
dzieci w szkole biegają, krzyczą i żyją
Chyba, ze dzieciom nie bedzie wolno sie poruszać.
Z tym pytaniem możesz isć do dyrekcji. Ktoś te posiłki dzieciom wydawać musiał.
Niektórzy myślą, że sama obecność nauczyciela zapobiegnie określonym wydarzeniom. I przyznam, ze jestem zaskoczona Twoim podejściem-skoro jak sama piszesz jesteś nauczycielem praktykiem.
Tak jak w domu, tak i w szkole wypadki się zdarzają. Po prostu.
edit: czy wypadek pod okiem dyżurującego nauczyciela ma mniejszą "moc" niż ten sam bez obecności nauczyciela?
Ja bym na Twoim miejscu porozmawiała najpierw z nauczycielkami, a jeśli to nie przyniesie skutku zostaje dyrektor czy poruszenie tematu na radzie rodziców.
Dzieci powinny być pod opieką nauczyciela w trakcie lekcji, na przerwach, w trakcie przemieszczania się po szkole, podczas posiłków, na świetlicy itp.
----
Ja rozumiem, ze takie jest prawo i o ochronę własnego tylka musza sie troszczyć sami nauczyciele. Ale jako rodzic patrzę na to inaczej, tak jak napisałam wyzej. Kwestia perspektywy.
---
A ja bym nie chciała by moje dziecko bylo traktowane jak upośledzone skoro nie jest. Ono nie wymaga specjalnej troski. Jakby bylo chore to byłabym wdzięczna za stala obserwacje.
co do kwestii perspektywy to jako rodzic znasz swoje dziecko i wiesz na ile jest rozsądne, na ile możesz mu pozwolić, rodzic może np. 7 letniemu dziecku pozwolić wracać samemu ze szkoły 2 km., i zakładając, że twoje dziecko akurat jest samodzielne i rozsądne nie możesz założyć, że inne dzieci tak mają, a na pewno nie wie tego nauczyciel po miesiącu nauki, które z dzieci 5 czy 6 letnich takie jest.
BTW. Zadne z moich dzieci nie jest na tyle rozsądne bym dala sobie cos uciąć ;-) Zresztą, one rosną, zmieniaja sie i dzis są takie, a jutro moze im cos do głowy strzelić. ;-) Bo są dziecmi. I chuchanie, dmuchanie, calodobowe Security nic nie da. Nasz syn, jako 5latek, spadl z sofy na moich oczach i przez ponad miesiąc nosil kolnierz na szyi.
No i ostatnio zauwazam, ze czesto dzieci są ostrozniejsze jak nie czuja pilnujących oczu.
Do szatni po skończonych zajęciach odprowadza dzieci nauczyciel, który miał tego dnia z nimi ostatnia lekcję i musowo dyżury na stołówkach. Panie z kuchni są od wydawania posiłków a nie od sprawdzania czy ktoś nie rzuca widelcem.
Pisał ktoś o dzieciach niepełnosprawnych. Czy naprawdę sądzicie, że przy każdym z osobna stoi nauczyciel? Otóż nie, standardowo jest więcej dyżurów, oczywiście jeśli jest taka potrzeba to inny nauczyciel sprawuje dyżur jeden na jeden.
)
)
Ten kto nie widział wybitych zębów i potłuczonej głowy dziecka, bo komuś zachciało się dziko hasać po zatłoczonym korytarzu to może upierać się, że jego dziecko musi biegać.
Ja to widzę inaczej. W szkole są inni ludzie, a przy takim nieważnym bieganiu po zatłoczonym korytarzu łatwo o wypadek.
Ogólnie dla takich 5,6 latków szczególnie to pilnujący ich nauczyciel to chyba dobra rzecz aczkolwiek toleruję odmienne zdania............
----
bo to prawo jest chore. Tylko czy my rozmawiamy z perspektywy nauczyciela czy rodzica?
Zapobiegać i przewidywać.
Znane mi przypadki jak to uczniowie na drugim piętrze kamienicy w klasie pozostali bez nauczyciela i wymyślili że się przewietrzą siadąc na zewnętrznym parapecie zwieszając nogi za zawnątrz. Czy gdyby jedno z nich spadło byłoby to zrozumiałe?
Czym innym jest zapobieganie potknięciom, przewacaniu się, czy poślizgnięciom się a i wtedy obecność nauczyciela jest konieczna aby np zakazać wstawać gdy np dziecko przewróci się uderzy się w głowę, ale nauczyciel ma zapobiegać zachowaniom generującym zagrożenia.
I uwierzcie mnie można mieć super samodzielne i grzeczne dziecko ale szklanka może mu się rozbić i rozciąć rękę a niegrzeczny kolega ukłuć wiedelcem itp. a kucharka jest od gotowania i to nie jej działka.