Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Dzień, w którym mój syn ze mnie zrezygnował

24

Komentarz

  • Zrobie comingouta. My nosimy wode (w chorobie). Bo nie chcemy ich na korytarzu po 21:00. Jak zdrowe to sie maja napic przed spaniem.
    Nazywamy to "czas dla rodziców". Ale czasem przeginaja. A my się gotujemy w srodku i na zewnątrz.
  • Lubię spędzać czas z moimi dziećmi. Ale lubię tez miec swój wentyl.

    Bardzo lubię angazowac chłopców w prace domowe. I taki 3 latek, to juz kumaty jest na tyle, ze potrafi duzo w domu zrobić. 

    I bardzo pomocny moze byc, odkurzy nie perfekt, ale się przyucza, ciasto na placki zamiesza, zetrze jak rozleje itp.
    Ceduje w miarę potrzeb, a wydaje mi się nie raz, ze i tak za malo robią.

    Mając 3 i 6 latka, jestem super spokojna przy narodzinach tego, na którego czekamy. Kanapkę zrobią, gaz wyłącza, jak zapomnę (6 latek), picia sobie naleja, przebiora się i zalatwia w toalecie. Przetrwają! Nawet jak przysne przy noworodku. 

    Podziękowali 2wiesia madzikg
  • mamlu powiedział(a):
    Czy to trochę też nie jest tak że dzisiejsza "tendencja" do posiadania jednego, góra dwojki dzieci sprzyja takim zachowaniom, jak opisane w tym artykule? 
    Chyba, łatwiej popaść w taką skrajność wyręczania dziecka we wszystkim, jeśli ono jest jedno. 
    Oczywiście. Jak w rodzinie jedno dziecko, to łatwo z niego zrobić króla.
  • Czytam i uczę się i myślę jak wprowadzić w życie. Podoba mi się co pisze Katarzyna. Czy muszę dorobić jeszcze 4-5 dzieci by to umieć?
    Jal i kiedy można zacząć uczyć cierpliwości? Kiedy się kończy etap niemowlę, wszytko na żądanie? Fran ma dwa skończone i jak go uczyć czekać? Tłumaczę że za chwilę bo teraz karmię lub usypiam Michałka a on jak zdarta płyta powtarza prośbę aż ją spelnie. Nie umiem ignorować bo to jojczenie straszliwie mnie drażni.
    Podziękowali 1Hope
  • Tola powiedział(a):
    Tylko co kiedy stawiam granicę, nie ulegam zachciankom, obietnic dotrzymuję, a jak któraś córka chce teraz, to teraz i mimo że ja nie ulegam, odstawia megafocha. Fochy i wydawane przy nich dźwięki doprowadzają mnie do szału :)
    Wtedy oświadczam że nienawidzę fochów i ze one odraczaja do nieskonczonosci moment w ktorym bede decydowac o ich potrzebach....
    Podziękowali 1madzikg
  • Moja najmłodsza już od prawie dwóch lat zadziwia przedszkole swoim wladaniem nożem.
    Na konkursy kulinarne była wysyłana przez przedszkole w delegację :)
  • Ja w tym wszystkim widzę coś jeszcze. Ludzie zaczęli podchodzić do własnych dzieci jak do jakiegoś drogocennego i kruchego bibelotu, który można stłuc jednym niezręcznym ruchem. I żyją wiecznej obawie, że to dziecko skrzywdzą, podkopią jego poczucie bezpieczeństwa i własnej wartości.

    Myślę, że to przez te sączone dzień po dniu porady różnych ekspertów od rodzicielstwa, przypisywanie rodzicom winy za wszelkie problemy dorosłych już dzieci, szukanie wszędzie traum z dzieciństwa. Przestaliśmy od dzieci wymagać a zaczęliśmy im usługiwać ze strachu, że je skrzywdzimy, że poczują się nie dość kochane, nierozumiane i odrzucone. Tak to widzę.

    Uderzyło mnie to, co napisała ostatnio @AB w wątku o rodzinie zaprzyjaźnionej. Że nawet dzieci z rodzin dysfunkcyjnych zawsze chcą wracać do swojego domu, do swojej mamy. Dużo o tym myślałam. Przywiązanie dziecka do rodziców jest widać czymś naturalnym, o co nie musimy jakoś specjalnie zabiegać. Tekst z tego bloga to dla mnie przykład sytuacji, w której matka niemal umizguje się do dziecka z lęku, że może zostać przez nie odrzucona. Przez co? Przez to, że obiecała przyjść do niego za minutę a przyszła za kwadrans? Jak współcześni rodzice mają stawiać dziecku granice jeśli są do tego stopnia zalęknieni! 


  • Ale dotrzymywanie słowa przez rodzica to jednak ważna rzecz, bo dziecko właśnie od rodzica się uczy. Granice granicami, ale jeśli rodzic daje przekaz, że nic się w sumie nie dzieje, gdy słowa w małej sprawie nie dotrzymamy, to dziecko potem postępuje podobnie.

    I nie chodzi mi o stawianie dziecka na piedestale. chodzi mi o zwykłe dotrzymywanie słowa w sprawach ważnych dla dziecka. Ono się uczy, że słowa nie trzeba dotrzymywać, jeśli rodzic go nie dotrzymuje.
    Podziękowali 2kasha agnieszkamama
  • Chyba mówimy o innym tekście...
  • Bagata powiedział(a):
    Chyba mówimy o innym tekście...
    Chyba nie. Po prostu mamy chyba inne zdanie na temat dotrzymywania słowa.
  • No nie wiem. Ja uważam, że dotrzymywanie słowa jest ważne a Ty?

    W tekście nie ma nic o tym, że syn przestał ufać słowom matki czy że nauczył się, że słowa nie trzeba dotrzymywać. Jest o tym, że zauważył, że matka "zrzędzi" przy wieczornym przynoszeniu wody, więc odpuścił proszenie jej o to.  
    Podziękowali 1Hope
  • Ja w tym co napisałam odniosłam się do Twych słów 
    ,,Przez to, że obiecała do niego przyjść za minutę, a przyszła za kwadrans?".

    Po przeczytaniu tego odniosłam wrażenie, ze drobną obietnicę,  daną zwłaszcza dziecku, można spokojnie według Ciebie zlekcewazyc. Nie zgadzam się z tym i jeśli Ty również się  nie zgadzasz, to się cieszę. 

    Podziękowali 1malagala
  • a mnie w tym tekscie uderza jedna rzecz. Jak ktoś przy zdrowych zmysłach może sie męczyć dwa lata zamiast nie zarządzić ze wodę do pokoju zabieram jak idziemy do góry a buziaki dajemy sobie po czytaniu bajki. Tak by chyba było prościej i dwa lata spokojnych wieczorow można zyskać....
    Podziękowali 3asiao MAFJa uJa
  • andora powiedział(a):
    a mnie w tym tekscie uderza jedna rzecz. Jak ktoś przy zdrowych zmysłach może sie męczyć dwa lata zamiast nie zarządzić ze wodę do pokoju zabieram jak idziemy do góry a buziaki dajemy sobie po czytaniu bajki. Tak by chyba było prościej i dwa lata spokojnych wieczorow można zyskać....
    Zgadzam sięw całej rozciągłości. 
    Podziękowali 1malagala
  • edytowano luty 2017
    @andora - nie doceniasz problemu. Zapewniam Cię, że zabrana zawczasu woda okaże się nieodpowiednia (za ciepła, za zimna, w niewłaściwym naczyniu, gazowana, niegazowana - w każdym razie, nie taka, jakiej dziecko akurat pożąda), a ustalony buziak będzie niewystarczający. 
    Nie wiem jak Twoje, ale moje dzieci wszystkie tego próbowały. Takie wieczorne podchody. Sposób sposobem, ale potrzebna jest przede wszystkim stanowczość. A tej się współcześni rodzice czemuś bardzo boją.
  • Nie lubię wirtualnej domorosłej psychoanalizy, ale pokuszę się o hipotezę, że ona robiła to specjalnie. Codzienna prośba syna o dodatkowe przytulenie dawała jej poczucie, że jest dla niego ważna. Jak widać to jej a nie dziecku był ten rytuał niezbędny.
  • Boją się, bo: ze wszystkich stron padają przestrogi, że rodzic nie taki jak trzeba, sam nie poradzi, trzeba mu pomocy we wszystkim i doradzać mu trzeba koniecznie na każdym kroku. W sumie to nie tylko doradzać, ale prowadzić za rączkę. I jeszcze jego osobista mama i tata też będą na każdym kroku patrzeć i dogadywać, że nie tak, że owak, że ma słuchać psychologów i innych mądrych, książki czytać etc. I po takim ataku ze wszystkich stron trzeba czasu, by stanąć w pionie i wszystkim powiedzieć, że koniec z radami.
    Podziękowali 1mamaw
  • A to nie jest już trochę przegięcie z tą "obietnicą", autorka pisze:

    Kiedy schodziłam po schodach rzucając szybkie „Dobra!”, miałam pełną świadomość, że prawdopodobieństwo wypełnienia tej obietnicy jest bliskie zero.

    Słowność rozumiem, ale dla mnie to co innego niż obietnica. 

    @MonikaN idylliczny jest dla mnie obraz Twoich, dzieci. Fajnie, że już się same sobą zajmuję. Całkiem miła perspektywa taki większy odstęp między dziećmi. 
    Nie trzeba dwóch na raz karmić i przewijać ;) Muszę to przemyśleć!
    Podziękowali 1Bagata
  • mamlu powiedział(a):
    Czy to trochę też nie jest tak że dzisiejsza "tendencja" do posiadania jednego, góra dwojki dzieci sprzyja takim zachowaniom, jak opisane w tym artykule? 
    Chyba, łatwiej popaść w taką skrajność wyręczania dziecka we wszystkim, jeśli ono jest jedno. 
    Powiedziałabym raczej że obecna tendencja wśród młodych rodziców  do ustępowania dziecku we wszystkim, wynika z tego,że rodzice byli dziećmi właśnie ignorowanymi przez swoich rodziców.
    Bo  niemowlę jak płacze to trenuje płuca albo musi się wypłakać ,bo nie noś na rękach bo się przyzwyczai,bo "dzieci i ryby głosu nie mają",bo po co chwalić ,jak dobrze zrobił to prawidłowo ale za to jak zbroił to pachem po tyłku ,bo chłód emocjonalny w co drugim domu to była norma itd.

    Zresztą ja ten artykuł (przeczytałam artykuł nie streszczenie) odbieram zupełnie inaczej niż większość komentujących.
    Mama przez cały dzień zaganiana ,wieczorem już jest tak zmęczona ,że z niechęcią ogania się od dzieci.I kiedy zdaje sobie sprawę z tego,że jej dzieci poczuły się przez nią odepchnięte, naprawia tę sytuację.Bo jednocześnie dochodzi do wniosku,że jeśli teraz nie naprawi relacji z dziećmi ,to za jakiś czas ,już się tego naprawić nie da.
    Bo skądś się biorą te dzieciaki, które w gimnazjum sięgają po alkohol,dopalacze,narkotyki,które "bawią się" w słoneczko,dają się omamić pedofilom przez internet itd.Czegoś im brakuje,jakiś głód próbują zaspokoić (i nie o głód wiedzy chodzi).
    I tak,ja bym zrobiła to samo co ta mama.Bo nie o tyranizowanie matki tu chodzi,ale o parę chwil,o poczucie bliskości,świadomość,
    że jest na świecie ktoś dla kogo ja-maluch, jestem ważny i potrzebny.
    A ten wieczór to jest jedyny czas w całym dniu,na tę chwilę bliskości,pobycia razem.
    Dzieciństwo mija ani się rodzic spostrzeże,a potem przychodzi zdziwienie-bo to takie spokojne dziecko, nigdy nie mówiło że ma problemy, a tu nagle się okalecza,albo samobójstwo popełnia,i wtedy -gdzie popełniliśmy błąd????
    Zawsze tak myślałam i myślę tak dalej:dzieci rosną szybko,po kilkunastu latach będę miała czasu a czasu na realizowanie swoich potrzeb.
    A co zasieję to wykiełkuje-dam bliskość,poczucie bezpieczeństwa,ciepło i miłość to moje dzieci to samo na stare lata mi oddadzą.

  • Różnie bywa, między K, a J. 4 lata, a pampki u obu, w czerwcubędzie 16 lat, jak ciurkiem pupasy mieniam.
    Podziękowali 2Hope annabe
  • edytowano luty 2017
    @Hope, tak wychodzi samo.

    6,5 
    3,5 prawie, prawie
    I czekamy teraz.

    To.fakt, te różnice duzo robią. Obróbka idzie sama. 

    A to u mnie dzieci na stanie 6,5 roku, a pamperow, na szczęście na 4 lata bym zebrala ;).
    Podziękowali 1Hope
  • Hope powiedział(a):
    A to nie jest już trochę przegięcie z tą "obietnicą", autorka pisze:

    Kiedy schodziłam po schodach rzucając szybkie „Dobra!”, miałam pełną świadomość, że prawdopodobieństwo wypełnienia tej obietnicy jest bliskie zero.

    Słowność rozumiem, ale dla mnie to co innego niż obietnica. 
    Nie sadze, ze przegięcie. Myślę w kategoriach Pisma św., tam bylo o tym, by nasza nowa byla tak tak, nie nie. Każde słowo jest obietnicą. Dziecko tworzy obraz Pana Boga na podstawie doświadczeń z rodzicami - nie wyobrażam sobie, żeby Pan Bóg tylko cos tak powiedział...
    Podziękowali 3beatak kasha Coralgol
  • Nie uważam, że można być niesłownym, ale w takiej sytuacji pisać, że coś się obiecało to moim zdaniem pomyłka. Może dla mnie słowo obiecuję ma wyższą rangę. 

    Dla mnie w ogóle cała sytuacja jest kuriozalna. Tylko nie wiem czy się zrozumiemy, bo ja jestem, któraś tam z kolei :P 

    Mnie to bawi, że wielodzietna matka co wieczór, chodzi przytula wszystkie dzieci, a potem roznosi im wodę. 
    A poczucie bliskości można mieć cały dzień. Chyba najłatwiej jak mama jest w domu :)

    Podziękowali 1asiao
  • Ale ja nie mam perspektywy jak matka z artykułu. Moje dzieci jeszcze za małe. Więc może w moim myśleniu coś się zmieni w temacie.
  • Kto chce buziaka, przychodzi, w syfialniach dzieci wolę nie bywać. 
    Podziękowali 4Hope annabe asiao Joanna36
  • O poczuciu bliskości było a porpos 
    "A ten wieczór to jest jedyny czas w całym dniu,na tę chwilę bliskości, pobycia razem".

    Jak coś obiecuję to też staram się dotrzymać słowa i nie uważam, że dziecku można bezmyślnie przytakiwać. Może się źle gdzieś wyraziłam. 

    Dla mnie po prostu obietnica jest wyżej niż "dobra". Jak dla Ciebie, to to samo, ok! Dla mnie to wyolbrzymienie. 
  • O jeżżżżu... Wam się chce tak rozkminiać ten artykuł przez trzy strony?
    Toż on mądrzejszy przez to nie będzie ;)
  • a tak na marginesie to artykuł jest fatalnie przetłumaczony i to począwszy od tytułu, masakra! :grimace:

    nikt z nikogo nie zrezygnował, tylko się zawiódł, zwątpił, no ale taka drobna różnica, już nie mówiąc o innych kwiatkach

    widać, że ten cały blogojciec się równie zna na wychowaniu co na tłumaczeniu :lol: 
    Podziękowali 2Hope Katarzyna
  • odniosla sukces wychowawczy bo przestal marudzic po polozeniu. :-) nad czym sie tu rozwodzic... moje ciagle probuja.. niestety slabo mi idzie "zawodzenie" ich.
  • edytowano luty 2017
    Bagata powiedział(a):
    Ja w tym wszystkim widzę coś jeszcze. Ludzie zaczęli podchodzić do własnych dzieci jak do jakiegoś drogocennego i kruchego bibelotu, który można stłuc jednym niezręcznym ruchem. I żyją wiecznej obawie, że to dziecko skrzywdzą, podkopią jego poczucie bezpieczeństwa i własnej wartości.

    Myślę, że to przez te sączone dzień po dniu porady różnych ekspertów od rodzicielstwa, przypisywanie rodzicom winy za wszelkie problemy dorosłych już dzieci, szukanie wszędzie traum z dzieciństwa. Przestaliśmy od dzieci wymagać a zaczęliśmy im usługiwać ze strachu, że je skrzywdzimy, że poczują się nie dość kochane, nierozumiane i odrzucone. Tak to widzę.

    Uderzyło mnie to, co napisała ostatnio @AB w wątku o rodzinie zaprzyjaźnionej. Że nawet dzieci z rodzin dysfunkcyjnych zawsze chcą wracać do swojego domu, do swojej mamy. Dużo o tym myślałam. Przywiązanie dziecka do rodziców jest widać czymś naturalnym, o co nie musimy jakoś specjalnie zabiegać. Tekst z tego bloga to dla mnie przykład sytuacji, w której matka niemal umizguje się do dziecka z lęku, że może zostać przez nie odrzucona. Przez co? Przez to, że obiecała przyjść do niego za minutę a przyszła za kwadrans? Jak współcześni rodzice mają stawiać dziecku granice jeśli są do tego stopnia zalęknieni! 


    Ale wiesz czemu tak jest?
    Bo nadzieja umiera ostatnia.Bo każdy, a dziecko w szczególności potrzebuje miłości,choć okruszka,potrzebuje świadomości,że  też ma szansę na to, że są na świecie ludzie dla których jest ważne i potrzebne.Bo jeśli ktoś mnie na ten świat sprowadził ,to znaczy, że mu na mnie zależy.
    Takie "przywiąznie",czyli potrzeba, żeby rodzic odpowiedział na  miłość dziecka do niego jest naturalna,bo to przecież naturalne, że to  rodzic uczy wszystkiego co najważniejsze,kochać też.
    Ale nie można tego traktować jak czegoś co się rodzicowi należy,bo to jest dar.
    Miłość dziecka do rodzica to dar.
    I w zależności od tego co z tym zrobi albo ten dar pomnoży albo zniszczy.
    Albo się wychowa człowieka, który umie kochać i dzielić się tą miłością (troską,współczuciem,zaangażowaniem,rezygnowaniem ze stawiania siebie zawsze i wszędzie na piedestale,ale i umiejętnością mówienia nie gdy coś go niszczy) albo się wychowa kalekę emocjonalną,która będzie się wikłała w niszczące związki (nie tylko damsko-męskie ale i miedzy-ludzkie)


    Ps.Dodam jeszcze,że przy wielodzietności sprawienie ,żeby każde dziecko w rodzinie czuło się ważne, kochane,zaopiekowane  i potrzebne,jawi mi się jako szczególna trudność.
    Chętnie się dowiem,jakie właśnie wielodzietni mają na to sposoby.

    Podziękowali 1Ida
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.