Ale wy piszecie o radach czy o ocenach bo już się pogubiłam.
Ja nie mam problemu z pytaniem o radę młodszego czy mniej doświadczonego bo możliwe, że jego inne doświadczenia, inny ogląd świata może mnie natchnąć. Czasami mam za dużo rozkmin i spojrzenie kogoś obok kto bierze życie takim jakie jest, daje inne spojrzenie na wątpliwości i rozwiązanie problemu. Jak ktoś ma coś mądrego do powiedzenia to jakie znaczenie ma ilość dzieci. Taki jeden Niemiec to powiedział i sobie to zapamiętałam i lepiej mi z moimi wątpliwościami, bo wątpliwości, poszukiwanie rady, wsparcia nie są objawem słabości. "Cały kłopot polega na tym, że głupcy są pewni siebie, a mądrzy pełni wątpliwości.
"
A w szczególności zgadzam się z tym zdaniem, zwłaszcza po wypowiedziach wszystkowiedzących matek (również z tego forum).
Oraz rozumiem postawę oczekiwania, że matka wielodzietna powinna mieć postawę przepraszajäcą, że śmie chodzić z prostą podniesioną głową. Już to kiedyś pisałam To dość silny obraz zakorzeniony w mysleniu , że matka wielo to powinna być pełna kompleksów, wątpliwości oraz zaniedbana i zdziwiona skad ma tyle dzieci. I jak ten obraz nie mieści się w ramy to jest wkurwiający
Bardziej wk......ce jest dla mnie przypisywanie komuś złych intencji i projektowanie swoich chyba jednak jakichś kompleksów, w sytuacji, gdy ktoś śmie mieć inne zdanie na jakikolwiek temat niż tzw. gospodarze forum.
@kasha nie wiem do którego pokolenia rodziców się odnioslas w poprzednim wpisie, mogę tylko wypowiedzieć się na przykładzie swoich doświadczeń. Mam 24 lata, i takie surowe wychowanie funkcjonowalo u moich dziadków, ale już ja i większość moich znajomych była właśnie wychowywana w atmosferze miłości i zrozumienia.
ała,dotarło do mnie jakim już jestem wapniakiem. Racja pokolenie Twoich dziadków,to pokolenie moich rodziców I faktycznie wciąż bazuję na doświadczeniach mojego pokolenia,mój błąd.
@Hope - ja też zapraszam w okolice Warszawy, to będzie okazja, żeby się i z @mamlu spotkać. Ona mi patrzy na bardzo fajne dziewczę @kasha - piszesz: Dodam jeszcze,że przy wielodzietności sprawienie ,żeby każde dziecko w
rodzinie czuło się ważne, kochane, zaopiekowane i potrzebne,jawi mi się
jako szczególna trudność. Chętnie się dowiem,jakie właśnie wielodzietni mają na to sposoby. Myślę, że za dużo poradników się naczytałaś i teraz bez sensu kombinujesz. Najlepszy sposób by dziecko czuło się kochane i zaopiekowane, to kochać je i się nim opiekować. Nie bardzo rozumiem, dlaczego miałoby być trudniej kochać siedmioro dzieci niż jedno. A w rodzinie wielodzietnej każde dziecko jest kochane i opiekowane nie tylko przez matkę i ojca, ale też przez liczne rodzeństwo. To, że się od dziecka różnych rzeczy wymaga nie oznacza, że się je mniej kocha. A może nawet wręcz przeciwnie. Co to za miłość, która polega jedynie na spełnianiu zachcianek i ustępowaniu na każdym kroku, żeby się dziecku przypodobać i nie narazić się na jego gniew? Bez refleksji nad tym, kogo się w ten sposób wychowa i jak sobie ten ktoś poradzi w przyszłym dorosłym życiu. Bardzo kocham moje dzieci i to z mądrej miłości do nich od maleńkości staram się uczyć ich pracowitości i wymagam od nich odpowiedzialności oraz zwracam ich uwagę na potrzeby innych ludzi. Nie jest łatwo mierzyć się z dziecięcymi buntami na rodzicielskie wymagania, ale rolą rodzica nie jest tylko głaskać, przytulać, spełniać zachcianki, czy w inny sposób umilać dziecku życie. Trzeba patrzeć nieco dalej niż tylko na doraźną satysfakcję młodego człowieka.
To bardzo źle myślisz i do tego niewiele rozumiesz. Skąd wzięłaś wizję wychowania bez granic i miłość polegającą jedynie na spełnianiu zachcianek -nie wiem.Bo ja niczego takiego nie napisałam. Znam funkcjonowanie rodzin wielodzietnych z bardzo bliska (wielodzietność dla mnie zaczyna się od 5 dzieci). Fakt, rodziny specyficzne choć nie patologia,wręcz przeciwnie tzw. "inteligencja". I najwyraźniej cię zaskoczę ale wiele dzieci z tych rodzin,a przede wszystkim te starsze z rodzeństwa właśnie nie czuły się ani kochane,ani zaopiekowane. Przyczyna była ta sama - przy młodszym rodzeństwie z automatu stawały się tymi od których się wymaga opieki nad rodzeństwem,domem i rezygnowania ze swoich potrzeb,przy jednoczesnym pobłażaniu maluchom.Rodzice owszem zapewniali wikt i opierunek ale czasu czy bliskości już nie,bo realizowali głównie swoje potrzeby życiowo-rozwojowo-duchowe.
Taką specyfikę rodziny wielodzietnej znam i stąd rozdzielenie miłości na wszystkie dzieci tak,żeby te starsze nie czuły się jak służba do opieki nad domem i młodszym rodzeństwem,w rodzinie wielodzietnej wydaje mi się po prostu trudne. Stąd moje pytanie, bo wydaje mi się ,że piszą tu osoby ,którym się to udaje.
Wiesz, kasha, zalezy czy pytasz o odczucia doroslych juz ludzi, czy nastolatkow. Nastolatek ma zawsze najgorzej i ma zle warunki do zycia - czy jest pierwszy, piaty, bogaty, biedny, zaopiekowany czy nie. Bylby juz hohoho jak daleko, ale musi tu sterczec i znosic starych. Nie neguje istnienia rodzin zaniedbujacych, ale widzialam nieraz gimbusow zwalajacych wine za swoje zle wyniki i samopoczucie na dom rodzinny. A im bardziej wspolczujacy sluchacz, tym bardziej sie rozkrecaja. Mam ochote czasem w dupe kopnac takiego delikwenta, co to ma trzy paly, bo maly brat mu przeszkadza sie uczyc.
Opieki nad rodzenstwem nie wymagam, chyba ze na dziesiec minut, bo mali nie sa dziecmi starszakow, tylko moimi - wiem, ze w wielu tutejszych rodzinach panuje podobna zasada.
Co do pan oburzonych, ze sie lekcewazy ich doswiadczenie: to nie jest gorsze doswiadczenie, tylko inne. Ja np nie bede udzielac rad w temacie rywalizujacej dwojki rodzenstwa, albo nie bede podpowiadac sposobow na integracje siedmioletniego jedynaka z jego malutkim rodzenstwem. Bo sie na tym nie znam. Bo nasz ekosystem domowy jest zupelnie inny.
@kasha jakie Wy pierdy wnioskujecie Przeciez całe życie byłam otwarta
I nadal jestem
Że o co ci chodzi???? Może jednak nie pij wina jak piszesz albo nie pisz jak pijesz. No chyba, że chciałaś do mnie po linii partyjnej-per wy towarzyszko. Ale sens pozostałej wypowiedzi wciąż jest dla mnie tajemnicą.
(uwaga cytat ) Turlająca emota. A nawet tłum wielodzietnych emotek.
Aga85 generalnie jest wiele rzeczy, których można się nauczyć z różnych źródeł, a Ty piszesz akurat o asystencie rodziny... Osobiście nie znam nikogo, kto ma takowego, ale np. moja siostra zrobiła kiedyś studia pracownika socjalnego. Ma wiele talentów, ale z pewnością wszelkie porady dotyczące logistyki w dużej rodzinie były by tylko teorią. Zresztą nawet - jeśli chodzi o osoby naprawdę bezradne i nie radzace sobie w życiu, to przecież sama instrukcja, dobra rada nic nie da! Ktoś może np świetnie gotować i warto podpatrzyć jego techniki przepisy itp. Ale jak przygotować właściwą ilość dla powiedzmy 7 osobowej rodziny z osobnikami w roznym wieku i o różnych preferencjach, tak żeby każdy się najadl i to ze smakiem wcale nie musi wiedzieć lepiej.
@kasha czlowiek ma tendencje do racjonalizacji. Jak sie czułam, ze nie kochali, a bylo nas pięcioro, to pewnie bylo za dużo. Jak nie kochali, a byłam druga i ostatnia, to widocznie za mało nas bylo. W ocenie własnego domu rodzinnego łatwo wylać dziecko z kąpielą
pare rodzin wielo znalam calkiem blisko i dzieci byly dopieszczone i kochane, chociaż czasem tlumaczyly jakies trudności tym, ze bylo ich dużo. Ale kochane i zaspokojone emocjonalnie były, to bylo widac i czuć, chociaż czasem sami zainteresowani nie zdawali sobie z tego sprawy.
@kasha czlowiek ma tendencje do racjonalizacji. Jak sie czułam, ze nie kochali, a bylo nas pięcioro, to pewnie bylo za dużo. Jak nie kochali, a byłam druga i ostatnia, to widocznie za mało nas bylo. W ocenie własnego domu rodzinnego łatwo wylać dziecko z kąpielą
pare rodzin wielo znalam calkiem blisko i dzieci byly dopieszczone i kochane, chociaż czasem tlumaczyly jakies trudności tym, ze bylo ich dużo. Ale kochane i zaspokojone emocjonalnie były, to bylo widac i czuć, chociaż czasem sami zainteresowani nie zdawali sobie z tego sprawy.
Mi nie chodzi o to że ktoś się tłumaczy, że nie może tego czy tamtego,bo ma dużo rodzeństwa ale o przykłady takich zasad jak ta o której napisała Marcelina,że starsze rodzeństwo pomaga a nie zastępuje rodzica. W środowisku o którym pisałam starsze rodzeństwo przejmowało rolę rodziców. Taki był,ze tak powiem "trend".Że niby taka kolej rzeczy i tym starszym na zdrowie to wyjdzie.Tylko jakoś nie bardzo to się w życiu dorosłym sprawdziło.
@kasha - to, co opisujesz jest jakimś pomieszaniem ról. Rodzice powinni pozostać rodzicami, a dzieci dziećmi. Ani sprowadzanie rodzica do poziomu dziecka (bycie kumplem dla dziecka), ani "awansowanie" dziecka do pełnienia obowiązków rodzica, nie jest prawidłowe. I nie ważne, czy mówimy o rodzinie wielo- czy małodzietnej.
Pracuje z dziećmi bogatych rodziców ( tych których stac na wakacje i ferie w 4* hotelach). Najczęściej jest dwoje dzieci, jedno w wieku 10-12 lat drugie 2-4 lata.I to stsstarsze jest na gminie wykorzystywane jako nianka! Rodzice idą na narty starsze zostaje z młodszym na cały dzień, wieczorem rodzice do klubu ,dzieci razem. Ajak coś się stanie maluchowi to starszy dostaje opieprz. Przy rodzinach więcej dzietnych nigdy nie spotkałam się z takim zachowaniem rodziców.
@uJa - interesująca obserwacja. Ja się w podobnie skonstruowanych rodzinach raczej spotykam z wychowywaniem zupełnie niezależnie dwójki jedynaków, co bardzo sporadycznie miewają ze sobą kontakt. 8 lat starsze rodzeństwo raczej znani mi rodzice traktują, jak zupełnie niezdolne do zajęcia się maluchem nawet przez chwilę. Normalnie - nie dotykaj, bo mu krzywdę zrobisz!
Ja tez obserwuje to, co @Katarzyna. Puls ogromna niepewnosc matek jak postepowac i z 2 latkiem i z 10,zeby jeden i drugi traum nie mieli. Czesto te panie sa zjadane przez wyrzuty sumienia, ze czegos nie dopatrza, cos zle zrobia,komus za malo poswiecaja czasu. Rozmawiajac z nimi dopiero zobaczylam, ze dzieki kilkorgu dzieci 'po sobie' ominelo mnie naprawde duzo stresu i podobnych do cytowanych dylematow. Nielatwo sie rozmawia, bo sa b.niepewne swojej roli. K.
Druga opcja jest taka że ten maluch to pupilek mamusi i tatusia cały dzien się nim zajmuja i bawią, chodzą razem go usypiac, biorą na spacerki a starsze caly dzień siedzi w przechowalni dzieci albo samo na stoku ewentualnie z instruktorem. Tak jakby nowe dziecko nieki a starszym się juz nie zajmowali. Bylo nam tak żal tych dzieci a za 6 tygodni ferii i wakacji to na prawdę niei byly jednostki.
To oni sami sobie nie są zostawiaji tylko odprowadzani do przechowalni lub wieczorem na bajke z przykazaniemze ma malego pilniwac bo jak mu sie cos stanie to ddopiero zobaczy co będzie. I ten większy rzeczywiście patrzy na malucha. Nieraz odciazalysmy te dzieci i jak rodzie wpadali i widzieli ze starszy akurat cos sobie rysuje a maluch bawi się to starszy dostawal ochrzan ze nie patrzy na brata/ siostre.
Antagonizmu to jest najmniej przy czworgu, moim zdaniem. Bo jest dwoje srodkowych. Piecioro tez ok. Albo po prostu od temperamentu zalezy. Nasi sie zasadniczo lubia, czasem sie popstrykaja, ale na takim zwyklym poziomie, i troche sie ludze, ze nasza filozofia stada ma na to jakis wplyw.
Ja najbardziej się dogadywalam z bratem młodszym ode mnie 10 lat.Potem jak wyszłam za mąż przyjaźń dalej trwała.Siostra była 14 lat młodsza i kiedyś słaby kontakt był.Brat zginął tragicznie a rodzice zmarli to teraz moja prawdziwa przyjaciółka.
Ja mam brata rok starszego, nie lubilismy się w dzieciństwie i teraz tez nie mamy najlepszych relacji. Dlatego zawsze mnie zadziwialo to przekonanie otoczenia, że się świetnie dogadujemy ze względu na małą różnicę
Tak myślę i myślę nad tym wątkiem. I stwierdzam, że ludzie pewnie mieszają dwie różne sprawy. (1) Wychowanie w poczuciu bycia kochanym, ważnym, potrzebnym itd. (2) Zaspokojenie potrzeb edukacyjnych, zdrowotnych, rehabilitacyjnych itd. Pierwsza rzecz wg mnie nie stanowi większego problemu w rodzinie dużej, a wręcz może być lepiej zaspokajana. Bardziej zależy od kompetencji i charakteru rodziców. Druga może być sporym wyzwaniem, zwłaszcza, jeśli dzieci należą do chorowitych, z problemami np. alergicznymi lub neurologicznymi, wymagających długotrwałych terapii i rehabilitacji. Piszę to jako mama piątki tego typu osobników.
Komentarz
Racja pokolenie Twoich dziadków,to pokolenie moich rodziców
I faktycznie wciąż bazuję na doświadczeniach mojego pokolenia,mój błąd.
To bardzo źle myślisz i do tego niewiele rozumiesz.
Skąd wzięłaś wizję wychowania bez granic i miłość polegającą jedynie na spełnianiu zachcianek -nie wiem.Bo ja niczego takiego nie napisałam.
Znam funkcjonowanie rodzin wielodzietnych z bardzo bliska (wielodzietność dla mnie zaczyna się od 5 dzieci).
Fakt, rodziny specyficzne choć nie patologia,wręcz przeciwnie tzw. "inteligencja".
I najwyraźniej cię zaskoczę ale wiele dzieci z tych rodzin,a przede wszystkim te starsze z rodzeństwa właśnie nie czuły się ani kochane,ani zaopiekowane.
Przyczyna była ta sama - przy młodszym rodzeństwie z automatu stawały się tymi od których się wymaga opieki nad rodzeństwem,domem i rezygnowania ze swoich potrzeb,przy jednoczesnym pobłażaniu maluchom.Rodzice owszem zapewniali wikt i opierunek ale czasu czy bliskości już nie,bo realizowali głównie swoje potrzeby życiowo-rozwojowo-duchowe.
Taką specyfikę rodziny wielodzietnej znam i stąd rozdzielenie miłości na wszystkie dzieci tak,żeby te starsze nie czuły się jak służba do opieki nad domem i młodszym rodzeństwem,w rodzinie wielodzietnej wydaje mi się po prostu trudne.
Stąd moje pytanie, bo wydaje mi się ,że piszą tu osoby ,którym się to udaje.
Nie neguje istnienia rodzin zaniedbujacych, ale widzialam nieraz gimbusow zwalajacych wine za swoje zle wyniki i samopoczucie na dom rodzinny. A im bardziej wspolczujacy sluchacz, tym bardziej sie rozkrecaja. Mam ochote czasem w dupe kopnac takiego delikwenta, co to ma trzy paly, bo maly brat mu przeszkadza sie uczyc.
Opieki nad rodzenstwem nie wymagam, chyba ze na dziesiec minut, bo mali nie sa dziecmi starszakow, tylko moimi - wiem, ze w wielu tutejszych rodzinach panuje podobna zasada.
Co do pan oburzonych, ze sie lekcewazy ich doswiadczenie: to nie jest gorsze doswiadczenie, tylko inne. Ja np nie bede udzielac rad w temacie rywalizujacej dwojki rodzenstwa, albo nie bede podpowiadac sposobow na integracje siedmioletniego jedynaka z jego malutkim rodzenstwem. Bo sie na tym nie znam. Bo nasz ekosystem domowy jest zupelnie inny.
Może jednak nie pij wina jak piszesz albo nie pisz jak pijesz.
No chyba, że chciałaś do mnie po linii partyjnej-per wy towarzyszko.
Ale sens pozostałej wypowiedzi wciąż jest dla mnie tajemnicą.
(uwaga cytat ) Turlająca emota. A nawet tłum wielodzietnych emotek.
@kasha czlowiek ma tendencje do racjonalizacji. Jak sie czułam, ze nie kochali, a bylo nas pięcioro, to pewnie bylo za dużo. Jak nie kochali, a byłam druga i ostatnia, to widocznie za mało nas bylo. W ocenie własnego domu rodzinnego łatwo wylać dziecko z kąpielą
pare rodzin wielo znalam calkiem blisko i dzieci byly dopieszczone i kochane, chociaż czasem tlumaczyly jakies trudności tym, ze bylo ich dużo. Ale kochane i zaspokojone emocjonalnie były, to bylo widac i czuć, chociaż czasem sami zainteresowani nie zdawali sobie z tego sprawy.
W środowisku o którym pisałam starsze rodzeństwo przejmowało rolę rodziców.
Taki był,ze tak powiem "trend".Że niby taka kolej rzeczy i tym starszym na zdrowie to wyjdzie.Tylko jakoś nie bardzo to się w życiu dorosłym sprawdziło.
Przy rodzinach więcej dzietnych nigdy nie spotkałam się z takim zachowaniem rodziców.
Nielatwo sie rozmawia, bo sa b.niepewne swojej roli.
K.
Dlatego zawsze mnie zadziwialo to przekonanie otoczenia, że się świetnie dogadujemy ze względu na małą różnicę
(1) Wychowanie w poczuciu bycia kochanym, ważnym, potrzebnym itd.
(2) Zaspokojenie potrzeb edukacyjnych, zdrowotnych, rehabilitacyjnych itd.
Pierwsza rzecz wg mnie nie stanowi większego problemu w rodzinie dużej, a wręcz może być lepiej zaspokajana. Bardziej zależy od kompetencji i charakteru rodziców. Druga może być sporym wyzwaniem, zwłaszcza, jeśli dzieci należą do chorowitych, z problemami np. alergicznymi lub neurologicznymi, wymagających długotrwałych terapii i rehabilitacji. Piszę to jako mama piątki tego typu osobników.