@Ida nie zgadzam się zupełnie z tym że wychowanie polega na rozmowach. Wychowanie to przede wszystkim bycie obok dziecka. I stawianie dziecku wymagań. Indoktrynacja to też nie wychowanie. Wychowaniem do religii jest wspólna modlitwa, pójście na mszę św albo nabożeństwo a wtedy dopiero rodzą się w dzieciach pytania. Wychowanie to słuchanie tego o co dzieci pytają i opowiadanie na pytania zgodnie ze swoim swiatopogladem a przede wszystkim wlasny przykład. Dzieci uczą się przez przykład nie przez rozmowy. Rozmowy w sensie odpowiadania na pytania zadane przez dziecko są tylko dopełnieniem.
Tak, ja się zgadzam z tym co piszesz. To są jakby podstawy.
I to bycie obok dziecka, obecność rodziców jest kluczowa wg mnie.
Ja pisałam, że wychowanie to też rozmowy.
Msza czy modlitwa - wiadomo, trzeba samemu dać przykład.
Ale uważam, że bardzo dużo można nauczyć przez rozmawianie właśnie.
Bo to jest objaśnianie rzeczywistości.
Zauważ, że w szkołach uczą przez mówienie.
Obecnie w szkołach jest cholerna indoktrynacja, na "zachodzie" przynajmniej...
Oni zmieniają dzieciakom myślenie przez gadanie właśnie.
Trzeba to potem odkręcać, objaśniać rzeczywistość na nowo... po katolicku.
My z synem rozmawiamy. "Mamo, a co na to przykazania?"
I serio nie może ojciec odpowiedzieć dziecku na to pytanie ?
Może.
Ja teraz mówię ogólnie o tym , że jakby ..."warto rozmawiać", że to działa.
Tata też może, jak najbardziej. Jeśli się zna...
Akurat u nas ja bardziej biegam w sprawach religii, słucham kazań, umiem odpowiedzieć synowi co mówią o tym księża, a nie co ja sama wymyśliłam.
Bardzo tego pilnuję, żeby np. samej nie interpretować Biblii, tylko opieram się o to co usłyszałam w kazaniach czy przeczytałam w tekstach pisanych przez księży.
U nas jest o tyle specyficzna sytuacja, bo ja praktycznie muszę całą wiedzę religijną przekazać synowi sama, w sensie, że otoczenie jest skrajnie ateistyczne i jestem sama na placu boju. Bez prawdziwej katechezy, bez kazań w naszym języku... bez towarzystwa katolickich rodzin... Pustynia taka.
Ja się nie czepiam ale co tu objaśniać w przykazaniach. Tam jest jasna informacja , po męsku
Jakby to tworzyła kobieta to wiesz ile by odnośników było do jednego punktu.
No tak na szybko dla przykładu:
Pytanie syna jak był dużo młodszy: "Mama, a dlaczego nie wolno zażywać narkotyków? Jest coś o nich w przykazaniach?"
Siadam i objaśniam: "Synku. Jest przykazanie nie zabijaj. Ono dotyczy też własnej osoby. Dotyczy też dbania, a raczej nie dbania o zdrowie. Dotyczy szkodzenia sobie, lub innym tak, że chorują ..."
My przy modlitwie wieczornej czesto powtarzamy przykazania, prawdy wiary, i inne takie i nikt nie pyta co to przykazania. Poza tym ja z mężem często rozmawiam o różnych sprawach przy dzieciach i szczesciem nawet na zachodzie żadne moje dziecko nie zarazilo się lewactwem przez mówienie w szkołach. Myślę że łatwość prania mózgów na zachodzie też wynika z braku ojca i w ogóle rodziców obok dziecka. Z braku więzi i uderzeniem w rodzinę w takiej Szwecji np. Gdyby rodzina była autonomiczna to nie byłoby to takie łatwe.
Nie objaśniam natury kobiecej bo nie wiem co to jest. Oczekuję od dzieci logiki i koncentracji na celu a nie na przeszkodach. Czasem uczę kopnięcia na udo (jest szybkie, łatwe i rozwiązuje wiele problemów bez większego uszczerbku na zdrowiu) a czasem pieczenia ciast, jak dzieci mi znajdą przepis. Jak tłumaczyłam te kopnięcia to mąż też tłumaczył, jak nie mogłam dokończyć ciasta to mąż z córką kończył. Jakaś diagnoza będzie?
Mój syn też nie pyta co to przykazania, tylko co na to mówią nasze przykazania (w naszej religii), np. jak zdarzy się jakaś sytuacja, co do której ma wątpliwości czy jest moralna, czy nie.
Jest młody, ma prawo nie wiedzieć.
A ja się cieszę, że on pyta o takie sprawy. Widać, że mu zależy by żyć zgodnie z nauczaniem naszego Kościoła.
I uważam, że Pan Bóg dał łaskę, że się w porę nawróciliśmy, a my tę łaskę wykorzystaliśmy wychowując w wierze nasze dziecko. I jestem dumna z tego
Poza tym ja z mężem często rozmawiam o różnych sprawach przy dzieciach i szczesciem nawet na zachodzie żadne moje dziecko nie zarazilo się lewactwem przez mówienie w szkołach.
My też tak robimy. Właśnie to jest wychowanie przez rozmowy.
Myślę że łatwość prania mózgów na zachodzie też wynika z braku ojca i w ogóle rodziców obok dziecka. Z braku więzi i uderzeniem w rodzinę w takiej Szwecji np. Gdyby rodzina była autonomiczna to nie byłoby to takie łatwe.
Tak, zapewne. Chociaż tu gdzie ja mieszkam ojcowie bardzo się angażują w zajmowanie się dziećmi. Całkowicie na równi z kobietami. Nawet jeśli już nie żyją razem jak rodzina, to dziecko jest tydzień u mamy i tydzień u taty...
Niemniej jednak bardzo duży wpływ na wychowanie i poglądy dzieci mają instytucje - dzieci nieraz trafiają do nich w wieku 9 m-cy, czy 1,5 roku ...
Mamy na ogół spieszą się do pracy po urodzeniu dziecka.
Dzieci mają bardzo duże zaufanie do tego, co mówi się np. w szkołach - od małego przywykły do tego, że są wychowywane w instytucjach.
Ida,ja nie rozkminiam tego aż tak, po prostu wychowuję te moje dzieci najlepiej jak potrafię. Mam m.in. czterech synów i każdy z nich jest inny, a do każdego trzeba dotrzeć. Chcę ich wychować na ludzi, to najważniejsze. Jak będą dobrymi ludźmi, to i żony będą potrafili kochać.
No właśnie. Wychować po prostu na dobrych ludzi.
Mam jeszcze takie przemyślenia:
Wielu z nas narzeka na kryzys męskości.
No faktycznie, ten kryzys bardzo daje się zauważyć.
Ale w związku z tym, że niektórzy faceci odpuszczają sobie wychowywanie synów (albo w ogóle są nieobecni), to uważam, że dobrze by było, gdyby kobiety tym bardziej się postarały i zaangażowały się w kształtowanie wartościowych synów.
Wiem, nakłada się na te kobiety i nakłada obowiązków...
Ale ktoś wreszcie musi przerwać ten negatywny trend.
Faceci tego nie zrobią (mówię o tych niezaangażowanych). Są zbyt egoistyczni i ktoś ich też źle wychował.
Jeżeli my, kobiety nie wychowamy dobrze naszych dzieci, to one będą kiepsko żyły i to zło nigdy się nie zatrzyma.
Kobiety są silne i są oddane. I uważam, że to one mogą odwrócić ten negatywny trend.
Coś tam kobieta może ale od spinania półdupkow to obawiam się ze niewiele choć chciałabym wierzyć w to co piszesz ida. Generalnie jednakże ten ojciec jeśli jest to on i tak to dziecko wychowuje. Czy to się komus (jemu, jej, synowi, córce) podoba czy nie. I wychowuje je do wzorca ze jest ok jak żona rwie włosy z głowy i nosem się podpiera a on z kanapy ze smartfonem prosi o piwo skoro i tak jest w kuchni, albo do innego.. owszem można pogadać jak to powinno być , z reszta o tym sobie tez dziecko w książkach poczyta i prasie. Ono może nawet widzieć niewłaściwość tych zachowań mężczyzny ale jednak taki wzorzec wynosi.. na start.. generalnie to z tych umoralniających pogadanek niewiele wyniknie.. a to co matka ma zrobić - tak mówię tez do siebie- to często się mniej starać niż bardziej.. czasami się tak łatwo mówi, tym którzy maja idealne porozumienie w małżeństwie i podział ról w wychowaniu, do tych którzy maja mniej tego szczęścia.. ale jednak dążymy do idealow.. mojego męża sytuacja zmusiła do ubierania, przewijania itp.. bo choć i przy córkach czasem to robił to jednak przy trojaczkach wymigać się nie mógł już zupełnie pomimo pomocy babć i innych dobrych ludzi oraz mojemu zaangażowaniu w te ważne czynności .. i np.do tej pory Ubiera ich rano codziennie..
Hmmm, moi synowie nie mają siostry, więc przyszłość przed nimi brutalna. Jakoś niekoniecznie widzę potrzebę tłumaczenia im swoich emocji i swojego świata, bo oni tego nie są w stanie pojąć.
U nas mój świat tłumaczy im w dwóch zdaniach ojciec, wskazując, że jeśli babę rozumieją to znaczy, że są już po drugiej stronie.
Ale widzą u ojca, że żona to Ktoś,zawsze. Myślę, że to jest clou. Gadki matki o świecie jej uczuć do synka... Nie czuję tego.
Tak , jak wspominałam widziałam w życiu wielu mężczyzn, którzy zmarnowali swoje życie, ale przede wszystkim zmarnowali i zniszczyli swoje rodziny. Kobiety w tych związkach bardzo cierpiały, dzieci doznały traumy.
Ja śmiało opowiadam takie historie synowi, jako antyprzykłady.
Pokazuję mu do czego prowadzi np. popijanie alkoholu coraz więcej i więcej, do czego doprowadza przemoc (nawet ta słowna - jak można w ten sposób znerwicować drugą osobę), pokazuję jak bardzo krzywdzące są np. nadmierne wymagania, albo niewierność - jak rani i jak może wszystko popsuć.
Opowiadam mu o tym z punktu widzenia kobiety - jak ona się tym przejmuje, jak ona to przeżywa, co ją potrafi zranić , a co ją ucieszy.
I mówię mu o tym co kobieta czuje , kiedy mężczyzna nie okazuje jej szacunku, albo na nią pohukuje, albo jak nie docenia jej pracy w domu i przy dzieciach - pracy, której niby nie widać a ona jest bardzo potrzebna.
Mówię mu też jak bardzo potrzebne jest komplementowanie wyglądu kobiety, czy dostrzeganie jej wkładu pracy, wtedy, kiedy ona nie zarabia, tylko wychowuje dzieci.
I wiele innych rzeczy... nie pamiętam teraz...
Uważam, że to jest ważne,
I tak samo ważne jest , żeby tata wprowadził córkę w specyfikę świata męskiego, zaznajomił ją z męskim rozumowaniem, itd.
To akurat wiem na pewno - wychowałam się bez ojca i zawsze w świecie męskim byłam jak dziecko we mgle. To mąż mnie wszystkiego nauczył, właśnie przez rozmowy, on mi przybliżył to ich rozumowanie i ich postrzeganie świata, ich zainteresowania.
Dla mnie to był kosmos.
Do dziś świat mężczyzn jest dla mnie fascynujący i arcyciekawy, właśnie dlatego, że nie miałam z nim do czynienia w dzieciństwie.
A tutaj jeszcze kolejna śmieszna i ciekawa konferencja o. Szustaka, właśnie dotykająca tematu różnic między nią a nim
O to to. Po co synowi wkładać w głowę obraz kobiety jako wiecznie cierpiacej przez mężczyznę, to nie pojmuję. I mamy przewrazliwionych mięczaków co boją się coś zrobić, działać, zawalczyć- bo mamusia będzie smutna. I smutna kobieta jawi im się jako najgorsza klęska świata...
Inną , bardzo istotna kwestia. Po co synowi znajomość stanu psychicznego matki ?? Skoro On ma mieć żonę?? I to żona ma się dać poznać mężowi. Matka ma rozmawiać z własnym ojcem syna , czyli mąż - żona. A tu jest jakieś wiązanie z synem poprzez opisywanie swoich stanów. A jak spotka kompletnie inaczej psychicznie skonstruowaną kobietę, przeciwieństwo matki , to co ??
Dzięki za to podsumowanie! Najlepszym co matka może zrobić dla wychowania syna jest bycie w szczęśliwym małżeństwie z jego ojcem.
No. Głupie to byłoby uczucie gdyby mąż uważał, że powinnam reagować jak jego matka bo ja i ona jesteśmy kobietami, co za wspólny mianownik, 3miliardowy! A jakby mu do głowy wdrażała swoją wersję kobiecości to by się pewno nie ożenił bo drugiej takiej nie ma.
Ida,ja nie rozkminiam tego aż tak, po prostu wychowuję te moje dzieci najlepiej jak potrafię. Mam m.in. czterech synów i każdy z nich jest inny, a do każdego trzeba dotrzeć. Chcę ich wychować na ludzi, to najważniejsze. Jak będą dobrymi ludźmi, to i żony będą potrafili kochać.
No właśnie. Wychować po prostu na dobrych ludzi.
Mam jeszcze takie przemyślenia:
Wielu z nas narzeka na kryzys męskości.
No faktycznie, ten kryzys bardzo daje się zauważyć.
Ale w związku z tym, że niektórzy faceci odpuszczają sobie wychowywanie synów (albo w ogóle są nieobecni), to uważam, że dobrze by było, gdyby kobiety tym bardziej się postarały i zaangażowały się w kształtowanie wartościowych synów.
Wiem, nakłada się na te kobiety i nakłada obowiązków...
Ale ktoś wreszcie musi przerwać ten negatywny trend.
Faceci tego nie zrobią (mówię o tych niezaangażowanych). Są zbyt egoistyczni i ktoś ich też źle wychował.
Jeżeli my, kobiety nie wychowamy dobrze naszych dzieci, to one będą kiepsko żyły i to zło nigdy się nie zatrzyma.
Kobiety są silne i są oddane. I uważam, że to one mogą odwrócić ten negatywny trend.
Będzie ostro, uwaga. Jedyne, co "my kobiety" możemy zrobić dla dobrego wychowania naszych dzieci to przestać się wpierdalać w każdą duperelę. Przestać dźwigać na barkach te dzieci, nieudacznych mężów, świat cały. Zacząć żyć - w dobrym małżeństwie gdzie mężczyzna nie "pomaga przy dziecku" tylko je razem z żoną wychowuje. A już jak sobie to podzielą, to ich sprawa.
Trochę więcej mieć w dupie. Smażyć konfitury, jak to mi sprawia przyjemność i jest ważne, a w tym czasie - zamiast pracować nad krnąbrnym charakterem synusia - dać go ojcu. Ubrać szpilki i koronki, i z tymże ojcem iść na randkę, zostawiając synusia pod jakąś w miarę dobrą opieką. Nawet jakby miał zjeść cukier i obejrzeć horror.
Generalnie - oddać syna ojcu, do męskiego świata. I pozwolić, żeby sam odkrywał świat kobiecy, ale że swoją żoną, a nie mamusią. Bo werbalne deklaracje że wychowuje to dla innej kobiety są guzik warte, jak będzie tak splątany i związany (bo mamusia tak się poświęciła jego wychowywaniu...) że nie da rady odejść. Bo mamusia będzie smutna. No i żadna kobieta przecież nie będzie takim ideałem kobiecości jak mamusia, którą on zna na wylot.
@Ida, nie obraz sie, proszę, ale to takie troche podejście od d... strony. Takie rozmyślania jak mam synowi przekazać wizje kobiecości, a jak córce, jak cos tam. Takie rozkimy emocjonalne nad wszystkim. Później rodzą sie z tego wątki o dobroci dla siebie, o jakis kryzysach itd. Wiesz co sobie warto uświadomić? Ze nie mam kontroli nad wszystkim i zycia za swoje dzieci nie przeżyje. To ja mam miec swoje własne życie i wpuszczać do niego dzieci, nie na odwrót, tak troche żyć, jakby tych dzieci nie było. Nie, ze wszystko i zawsze tylko dla i pod dzieci robione. Ja nie musze mowic, dzieci widza, ze tata przynosi mamie kawe do lozka, ze mama i sprząta i nie sprząta jak ma akurat potrzebę pójścia na spacer, albo pogrania na flecie. Co nie oznacza, ze nie rozmawiamy i nie tłumaczymy, ale to tak jakby z boku, to jakieś 0,5 % codziennego przekazu. Uczą sie po prostu biorąc udział w naszym życiu.
Czy ja wiem.jakos jak rozmawiają z koleżanką albo kolega to się po minucie nie wylanczają
Bo z koleżanką i kolegą rozmawiają, a matki głównie "nadają"
Ale ze jego matka? Czy żona jako matka? Nie podoba mi się usprawiedliwianie mężczyzn bo "tacy są" Sa tacy jak im pasuje. a baby "nadają" i nie trzeba ich słuchać ?
No i żadna kobieta przecież nie będzie takim ideałem kobiecości jak mamusia, którą on zna na wylot oj są też matki święte, rozmodlone a reszta kobiet swiata jak nie rozmodlone to znaczy ze rozpustne, ladacznice
Moje dzieciaki ze mną gadają, dziś się zastanawialiśmy ile cukierków urodzinowych kupić i czy warto inwestować tyle żeby na 2 lekcje starczyło, syn powiedział, że taki numer nie przejdzie bo dziewczyny wygadają, że już raz częstował całą klasę. Są tematy ważne i mniej ważne, w końcu to dzieci są.
Mam taka kolezanke z ogromnym temperamentem, ktora jest glosna i krzykliwa i mocno krytykujaca przywary swojego meza ale dokladnie robi to co on chce, lubi i czego on potrzebuje ..Ewidentnie ja to doprowadza do szału ale nie wiedziec czemu zaspokoaja jego potrzeby egzystencjalne /to tak w temacie samobiczowania/
A tak wogole to niestety ja mam smutna refleksje, ze przyszlosc jest w medycynie estetycznej .. Kobiety ktore nadmiernie o siebie dbaja, uderzaja w najprostrze instykty i najwiecej sobie ugrają w relacji z facetem ..natury sie nie oszuka
Komentarz
Poza tym ja z mężem często rozmawiam o różnych sprawach przy dzieciach i szczesciem nawet na zachodzie żadne moje dziecko nie zarazilo się lewactwem przez mówienie w szkołach. Myślę że łatwość prania mózgów na zachodzie też wynika z braku ojca i w ogóle rodziców obok dziecka. Z braku więzi i uderzeniem w rodzinę w takiej Szwecji np.
Gdyby rodzina była autonomiczna to nie byłoby to takie łatwe.
Jakoś niekoniecznie widzę potrzebę tłumaczenia im swoich emocji i swojego świata, bo oni tego nie są w stanie pojąć.
U nas mój świat tłumaczy im w dwóch zdaniach ojciec, wskazując, że jeśli babę rozumieją to znaczy, że są już po drugiej stronie.
Ale widzą u ojca, że żona to Ktoś,zawsze. Myślę, że to jest clou. Gadki matki o świecie jej uczuć do synka... Nie czuję tego.
Trochę więcej mieć w dupie. Smażyć konfitury, jak to mi sprawia przyjemność i jest ważne, a w tym czasie - zamiast pracować nad krnąbrnym charakterem synusia - dać go ojcu. Ubrać szpilki i koronki, i z tymże ojcem iść na randkę, zostawiając synusia pod jakąś w miarę dobrą opieką. Nawet jakby miał zjeść cukier i obejrzeć horror.
Generalnie - oddać syna ojcu, do męskiego świata. I pozwolić, żeby sam odkrywał świat kobiecy, ale że swoją żoną, a nie mamusią. Bo werbalne deklaracje że wychowuje to dla innej kobiety są guzik warte, jak będzie tak splątany i związany (bo mamusia tak się poświęciła jego wychowywaniu...) że nie da rady odejść. Bo mamusia będzie smutna. No i żadna kobieta przecież nie będzie takim ideałem kobiecości jak mamusia, którą on zna na wylot.
Takie rozmyślania jak mam synowi przekazać wizje kobiecości, a jak córce, jak cos tam. Takie rozkimy emocjonalne nad wszystkim. Później rodzą sie z tego wątki o dobroci dla siebie, o jakis kryzysach itd.
Wiesz co sobie warto uświadomić? Ze nie mam kontroli nad wszystkim i zycia za swoje dzieci nie przeżyje. To ja mam miec swoje własne życie i wpuszczać do niego dzieci, nie na odwrót, tak troche żyć, jakby tych dzieci nie było. Nie, ze wszystko i zawsze tylko dla i pod dzieci robione. Ja nie musze mowic, dzieci widza, ze tata przynosi mamie kawe do lozka, ze mama i sprząta i nie sprząta jak ma akurat potrzebę pójścia na spacer, albo pogrania na flecie.
Co nie oznacza, ze nie rozmawiamy i nie tłumaczymy, ale to tak jakby z boku, to jakieś 0,5 % codziennego przekazu. Uczą sie po prostu biorąc udział w naszym życiu.
Nie podoba mi się usprawiedliwianie mężczyzn bo "tacy są"
Sa tacy jak im pasuje.
a baby "nadają" i nie trzeba ich słuchać ?
oj są też matki święte, rozmodlone a reszta kobiet swiata jak nie rozmodlone to znaczy ze rozpustne, ladacznice
A tak wogole to niestety ja mam smutna refleksje, ze przyszlosc jest w medycynie estetycznej .. Kobiety ktore nadmiernie o siebie dbaja, uderzaja w najprostrze instykty i najwiecej sobie ugrają w relacji z facetem ..natury sie nie oszuka
No nie wiem z tymi kobietami od medycyny estetycznej. Jak patrzę dookoła, to te dopiero się szarpią ze swoimi facetami.