Gdyby nie dodatkowe zajęcia to czas byłby zmarnowany. Dlaczego? Ponieważ znam siebie i swoją rodzine. Dzięki stałym zobowiązaniom jesteśmy wszyscy bardziej zdyscyplinowani. Ponadto warto pokierować dziećmi widząc ich talent i iść w konkretnym kierunku. Czasami dzieci chcą więcej i nie studzimy ich zapału jeśli dana aktywność jest dobra i pożyteczna. @Tola to dowożenie to jedyny minus jaki znajduje, ale nie biadole na każdym kroku z tego powodu. Tylko mówię tutaj jak jest.
Starsze mają muzyczną. Do tego w szkole judo i gimnastyka. Najstarsza ma rysunek, bo bardzo chce i sama się zaprowadza, młodsza ma lekcje szycia, bo bardzo chce, ale niestety się sama nie zaprowadza. Maluchy nie mają zajęć dodatkowych. ja za to mam dwa razy w tygodniu judo i przed południem też się usportawiam. Wychodzi na to, że najwiecej zajęć dodatkowych mam ja
Ha, ha, nieźle @Predikata tak najwięcej dodatkowych zajęć w sumie mam ja żeby nie zwariować
Ja tam za uszy nikogo nie ciągnę, za każdym CHCENIEM dziecka nie biegnę. Czasami coś tam proponuję, jak jest super, czasami łaskawie się zgadzam i wówczas nie ma dziamdolenia Generalnie u mnie dzieci o takich zainteresowaniach, które możemy z nimi sami rozwijać, taki plus. Czas rodzinny, domowy jest nie do przecenienia
Ja w ogóle nie bardzo rozumiem w czym problem. Jak ktoś ma ochotę i widzi w tym sens, to zapisuje dziecko i wozi. Jak nie to nie. Przecież nikt nikogo nie zmusza.
Jedni są domatorami, innych ciągle gdzieś gna. Niektórzy lubią poleżeć do góry brzuchem i pogapić się w telewizję, dla innych to męka i nuda. Po co czyjś tryb życia wartościować?
Unas jedna na plastykę- bo bardzo lubi, druga - taniec i na dodatkowy rozszerzony niemiecki w szkole. Trzeci nic i marnuje czas na telefonie. Czwartego chyba zapiszemy na piłkę bo jest obok- inaczej rozniesie dom z nadmiaru energii.
Najstarsza ma: matematykę, zajęcia teatralne i swietlicowe w poniedziałek. We wtorek szachy i warsztaty szycia. Środa- basen, zajęcia świetlicowe i wokalne. Czwartek siatkówka. Piątek- pianino, angielski, balet. Co 2 tygodnie klub planszówek, raz w miesiącu zajęcia muzealne, raz w miesiącu w skansenie. Ma 10 lat.
Młodsza ma podobnie, poza teatrem i siatkówką, bo nie chciała. Trzecia, sześciolatka, ma matematykę, świetlicę, basen, wokalne, angielski i balet. Czterolatka matematykę, angielski, balet. Dwulatek angielski.
Mamy ED. Matematyka i angielski są u nas w domu. Pani z basenu przyjeżdża pod dom, zabiera dzieci i odstawia po lekcji. Warsztaty z szycia są po południu, 20 minut autem od domu, za to naprzeciwko fajnego basenu - one do maszyn, a ja do wody. Muzealne i skansenowe są bardzo fajne, mamy piją kawę a dzieci się edukują. Reszta zajęć 300m od domu, same chodzą - mąż tylko z baletu maluchy (4 i 6) odbiera, bo zaprowadzają starszaki. Generalnie gdyby to wymagało ode mnie wysiłku, to bym się mocno zastanawiała . A tak - same wychodzą, same wracają.
Czytam ten wątek i właśnie zaczęłam odczuwać presję. Żadne znane mu dzieci nie chodzą na tyle zajęć co Wasze. A moje osobiste raz w tygodniu na tenisa.
No i z wiekiem mysle tez, ze ciezko tyle tych dodatkowych zajęć ogarnąć. Na czas podstawówki Ok, ale od gimnazjum dzieci maja tyle nauki, ze sobie nawet nie wyobrażam znalezc czasu na to wszystko + odpoczynek.
Moich starszych z ED zapisaliśmy na samoobronę, żebyśmy czuli się pewniej, jak wieczorami sami jeżdżą po Warszawie. Dla mnie zmorą są późne godziny ciekawych zajęć dla starszych, 2x w tyg. kończą o godz. 20, a i tak chodzą z młodszymi wiekowo dziećmi. Wtedy trzeba po nich jechać (tata).
Zajęć mają sporo: córka 12l. ok. 16 godz. tyg. inni 10-11 godz. (14l. , 9l. 7 l.). Ja mogę wtedy odetchnąć, a oni od siebie odpocząć w nieco innym towarzystwie. Najmłodsza 3,5 roku- ma tylko logopedę 1 godz. tyg.
Młodsi chodzą razem- syn 9l. i córka 7l.- razem na balet, razem na piłkę nożną, architekturki, angielski 45min., uniwerek dziecięcy, druk 3D, wszystko pieszo lub dojazd tramwajem 20 min. Dodatkowo jakieś wspólne zajęcia ED, muzealne i Pracownie w Stu Pociechach u dominikanów - to już dalej, ale wożę.
Starszy 14l. ma za mało moim zdaniem- sport 4 x w tyg., fizyka, matematyka, niemiecki 1 godz. (w 2 sem. będzie ang.), czasem polski (tu on nie chce, ale ja nakłaniam), ministranci. Trudno mi znaleźć ciekawe i niedrogie zajęcia, żeby jeszcze on chciał chodzić.
Córka 12l. chodziłaby na wszystko, ale wtedy brakło by jej czasu na naukę- ma rysunek 2x i taniec 2x, samoobronę 1x, ang. 1 godz., rosyjski 1 godz., polski, czasem idzie na chemię, filozofię, warsztaty opowiadania, lekcje w muzeach, zoouniwerek 1x na miesiąc- dużo ma zajęć w ED i w Pałacu Młodzieży- tam jest tanio, jeździ wszędzie sama do godz. 19.
A po co mają chodzić? Mnie trochę zaczęła uwierać praca na etat, bo tak serio to nie mam czasu dla rodziny. Przedtem dużo rzeczy robilysmy razem z dziewczynkami. Od gotowania i pieczenia do szycia i muzykowania. Nawet prace stolarskie mój mąż robił. Ogródek też był. Jedynym ograniczeniem były maluchy, które już urosły. Gdybym była w domu to salej miałabym czas na to. Chyba poszukam pracy na pół etatu.
Ja wlasnie z powodu chęcią pobicia z sobą jako rodzina zrezygnowałam z sobotnich zajęć, chociaz była presja na nas, ze dzieci powinny. Jakoś cenniejszy jest dla mnie czas wspólny, jako rodzina, nawet jesli byłoby to smucie sie w pidzamach do południa.
To samo w tygodniu, wolimy razem zjeść obiad i pogadać ze sobą w spokoju, nie stresując sie następnym terminem. Ale co kto woli...
Ale czy ja piszę @Elunia o Tobie i Twoich dzieciach? Każdy ma prawo do wlasnych wyborów. I wychowania dzieci po swojemu. Ja się odnoszę do presji tytulowej. Moje w zeszłym roku chodziły na ceramikę obok szkoły. W tym roku nie poszły bo to slabe jest. Tzn piekne rzeczy robiły, ale nie jest to warte warsztatów dwa razy w tygodniu. Poza tym ja sobie cenię że wszystkiego co potrafię nauczyłam się sama. I chcę żeby moje dziewczyny też mogły uczyć się same. Bo to daje satysfakcję. Pływać też się sama nauczyłam w okolicach siódmej klasy. Bez instruktora.
No nie oszukujmy sie, ale tego czasu jest mniej, albo nie ma go wcale. Sama chodziłam do szkoły muzycznej w porywach i cztery razy w tygodniu i w czasie obiadowym nie było mnie po prostu w domu.
Moja córcia chodzi na zajęcia dodatkowe, ale w szkole, więc dowożenie odpada. 2 × gimnastyka artystyczna , basen, hiszpański i szachy. (Basen i szachy są obowiązkowe). Bardzo mi się podoba, że wszyscy dostrzegają potrzebę sportu, a nie tylko nauka i dobre stopnie!
U nas i kupa czasu na gotowanie, samodzielną naukę i zabawę, i na pobycie razem. Taki plus ED i zajęć 5 minut piechotą od domu. Matematykę robi nam moja koleżanka, matematyczka z wykształcenia, bo bardzo chcę żeby dzieci miały solidne podstawy myślenia matematycznego. Raz w tygodniu na 1.5h w domu. Bardzo sobie chwalę, dzieci zresztą same wybierają zajęcia dodatkowe, co kto chce. O instrument męczyły rok, że chcą chodzić. Kupiliśmy pianino, chodzą i ćwiczą. Gdyby nie ED, to pewnie chodziłyby maks 2x w tygodniu na coś. A tak, proszę bardzo, chcecie to jazda.
Moja siostra uczyła w angielskiej szkole i bardzo mi sie ten system tam podobał. Lekcje były prowadzone na bardzo wysokim, specjalistycznym poziomie. Jak była muzyka, to rzeczywiście uczyli sie grać na instrumentach (w DE tylko śpiewu z nut uczą), jak była plastyka, to wypalali nawet naczynia z gliny, rzeźbili, francuski prowadził native speaker itd, a wcale to nie była jakas wypasiona szkoła. Chyba w tym kierunku powinno to iść, zeby szkoły rzeczywiście uczyły, a nie udawały, ze uczą.
Matematykę robią wszyscy, jest 30.minut rozgrzewki matematycznej (jakieś Karty Grabowskiego i inne takie), 30 minut tematu, 30 minut jakiejś gry matematyczno- logicznej. Mi bardzo zależało na solidnej bazie do myślenia matematycznego, bo same zadania to rzecz wtórna, o to umiem dzieciom wytłumaczyć. Natomiast piękno i precyzja matematyki wymagają kogoś, kto to rzeczywiście kocha, a nie robi z rozsądku
Co do basenu, ja pilnuję żeby o 9.40 w środę dzieci zapakowane, ubrane i tak dalej stały w drzwiach. Przebierają się same, 6, 8 i 10 lat, to naprawdę ciężko oczekiwać że ktoś je będzie ubierał. Suszenie włosów w domu, bo z basenu wsiadają do auta i jadą z powrotem, więc problem nie istnieje. W domu same się ogarniają.
Ale ich nie ma na podwórku, bo wszyscy na zajęciach dodatkowych
Nie. Wszyscy "muszą się uczyc". Rozpadł się starszy zespół teatralny, bo muszą się uczyć. Z młodszej grupy odeszły 4 osoby, bo muszą się uczyć (rozmowa z rodzicami, dzieci 3-5klasa SP). Siatkówka to samo, co chwila ktoś się wykrusza, bo... brawo, musi się uczyć. To samo na zajęciach wokalnych- o ironio, prowadzi je dyrygent całkiem niezłego chóru na bardzo dobrym poziomie. W tym roku jest 8 dzieci, z czego 3 moich <span></span>
Nigdy nie widzialam zadnego swojego dziecka uczacego sie w domu. Zadania na przerwach ponoc robia. Nie wnikam. Dom to dom.
Zaszokowaly nas dobre oceny najstarszego w SM - harmonia na 2 stopniu jest trudna. Nic nie robi a ma 5. Moje dzieci, nie jakos wybitne, swietnie ogarniaja bez nauki w domu po dwie szkoly. Dlatego maja czas na wszystko.
Zmuszam do nauki pływania. Muszą umieć jako tako pływać. Dwa leniwe, ale bardzo uzdolnione muzycznie egzemplarze mają przymusową muzykę. Jednak nie jest to szkoła muzyczna, ale 45 minut z nauczycielem, który do nas przychodzi raz w tygodniu. Reszta wg preferencji i raczej niedużo. Moje dzieci mają i tak dużo obowiązków, bo uczą się równolegle materiału z polskiej szkoły, żeby nie zostać w tyle za polskimi rówieśnikami.
Czytam ten wątek i właśnie zaczęłam odczuwać presję. Żadne znane mu dzieci nie chodzą na tyle zajęć co Wasze. A moje osobiste raz w tygodniu na tenisa.
Opisywane tu dzieci, które mają tyle zajęć dodatkowych, są chyba w ogromnej większości w ED, a to jest zupełnie inna sytuacja. My też rozważaliśmy takie dwie opcje: ED plus dużo różnych aktywności albo fajna szkoła i odpuszczenie sobie zajęć dodatkowych.
Komentarz
Wszyscy judo i scratch oraz skauci Europy
Średni malarstwo
Córka pianino
Maluchy nie mają zajęć dodatkowych.
ja za to mam dwa razy w tygodniu judo i przed południem też się usportawiam. Wychodzi na to, że najwiecej zajęć dodatkowych mam ja
tak najwięcej dodatkowych zajęć w sumie mam ja
żeby nie zwariować
Ja tam za uszy nikogo nie ciągnę, za każdym CHCENIEM dziecka nie biegnę.
Czasami coś tam proponuję, jak jest super, czasami łaskawie się zgadzam i wówczas nie ma dziamdolenia
Generalnie u mnie dzieci o takich zainteresowaniach, które możemy z nimi sami rozwijać, taki plus.
Czas rodzinny, domowy jest nie do przecenienia
Jedni są domatorami, innych ciągle gdzieś gna. Niektórzy lubią poleżeć do góry brzuchem i pogapić się w telewizję, dla innych to męka i nuda. Po co czyjś tryb życia wartościować?
Młodsza ma podobnie, poza teatrem i siatkówką, bo nie chciała. Trzecia, sześciolatka, ma matematykę, świetlicę, basen, wokalne, angielski i balet. Czterolatka matematykę, angielski, balet. Dwulatek angielski.
Mamy ED. Matematyka i angielski są u nas w domu. Pani z basenu przyjeżdża pod dom, zabiera dzieci i odstawia po lekcji. Warsztaty z szycia są po południu, 20 minut autem od domu, za to naprzeciwko fajnego basenu - one do maszyn, a ja do wody. Muzealne i skansenowe są bardzo fajne, mamy piją kawę a dzieci się edukują. Reszta zajęć 300m od domu, same chodzą - mąż tylko z baletu maluchy (4 i 6) odbiera, bo zaprowadzają starszaki. Generalnie gdyby to wymagało ode mnie wysiłku, to bym się mocno zastanawiała . A tak - same wychodzą, same wracają.
A moje osobiste raz w tygodniu na tenisa.
Zajęć mają sporo: córka 12l. ok. 16 godz. tyg. inni 10-11 godz. (14l. , 9l. 7 l.). Ja mogę wtedy odetchnąć, a oni od siebie odpocząć w nieco innym towarzystwie. Najmłodsza 3,5 roku- ma tylko logopedę 1 godz. tyg.
Młodsi chodzą razem- syn 9l. i córka 7l.- razem na balet, razem na piłkę nożną, architekturki, angielski 45min., uniwerek dziecięcy, druk 3D, wszystko pieszo lub dojazd tramwajem 20 min. Dodatkowo jakieś wspólne zajęcia ED, muzealne i Pracownie w Stu Pociechach u dominikanów - to już dalej, ale wożę.
Starszy 14l. ma za mało moim zdaniem- sport 4 x w tyg., fizyka, matematyka, niemiecki 1 godz. (w 2 sem. będzie ang.), czasem polski (tu on nie chce, ale ja nakłaniam), ministranci. Trudno mi znaleźć ciekawe i niedrogie zajęcia, żeby jeszcze on chciał chodzić.
Córka 12l. chodziłaby na wszystko, ale wtedy brakło by jej czasu na naukę- ma rysunek 2x i taniec 2x, samoobronę 1x, ang. 1 godz., rosyjski 1 godz., polski, czasem idzie na chemię, filozofię, warsztaty opowiadania, lekcje w muzeach, zoouniwerek 1x na miesiąc- dużo ma zajęć w ED i w Pałacu Młodzieży- tam jest tanio, jeździ wszędzie sama do godz. 19.
Moje w zeszłym roku chodziły na ceramikę obok szkoły. W tym roku nie poszły bo to slabe jest. Tzn piekne rzeczy robiły, ale nie jest to warte warsztatów dwa razy w tygodniu. Poza tym ja sobie cenię że wszystkiego co potrafię nauczyłam się sama. I chcę żeby moje dziewczyny też mogły uczyć się same. Bo to daje satysfakcję.
Pływać też się sama nauczyłam w okolicach siódmej klasy. Bez instruktora.
U nas sytuacja nietypowa.
Bez szkoły
I bez zajęć dodatkowych
2 × gimnastyka artystyczna , basen, hiszpański i szachy. (Basen i szachy są obowiązkowe).
Bardzo mi się podoba, że wszyscy dostrzegają potrzebę sportu, a nie tylko nauka i dobre stopnie!
Chyba w tym kierunku powinno to iść, zeby szkoły rzeczywiście uczyły, a nie udawały, ze uczą.
Co do basenu, ja pilnuję żeby o 9.40 w środę dzieci zapakowane, ubrane i tak dalej stały w drzwiach. Przebierają się same, 6, 8 i 10 lat, to naprawdę ciężko oczekiwać że ktoś je będzie ubierał. Suszenie włosów w domu, bo z basenu wsiadają do auta i jadą z powrotem, więc problem nie istnieje. W domu same się ogarniają.
Zaszokowaly nas dobre oceny najstarszego w SM - harmonia na 2 stopniu jest trudna. Nic nie robi a ma 5. Moje dzieci, nie jakos wybitne, swietnie ogarniaja bez nauki w domu po dwie szkoly. Dlatego maja czas na wszystko.
Nie zyjemy szkola.
przepraszam za styl- karmie
Opisywane tu dzieci, które mają tyle zajęć dodatkowych, są chyba w ogromnej większości w ED, a to jest zupełnie inna sytuacja. My też rozważaliśmy takie dwie opcje: ED plus dużo różnych aktywności albo fajna szkoła i odpuszczenie sobie zajęć dodatkowych.