Nigdy nie widzialam zadnego swojego dziecka uczacego sie w domu. Zadania na przerwach ponoc robia. Nie wnikam. Dom to dom.
Zaszokowaly nas dobre oceny najstarszego w SM - harmonia na 2 stopniu jest trudna. Nic nie robi a ma 5. Moje dzieci, nie jakos wybitne, swietnie ogarniaja bez nauki w domu po dwie szkoly. Dlatego maja czas na wszystko.
Nie zyjemy szkola. przepraszam za styl- karmie
Często zaznaczasz, że Twoje dzieci nie są wybitne, po czym podajesz dowody na to, że właśnie są. Chodziłam do szkoły muzycznej II stopnia. Nauka przychodziła mi z dużą łatwością, nigdy nie miałam z niczym problemów, wiele pamiętałam z lekcji, ale sama obecność na wszystkich zajęciach plus codzienne ćwiczenie na instrumencie plus prace domowe typu wypracowania czy zadania z harmonii bardzo szczelnie wypełniały mój czas. Nigdy nie powiedziałabym, że miałam wtedy "czas na wszystko". Albo to były inne czasy, inne szkoły, inne wymagania, albo jednak Twoje dzieci SĄ wybitne.
Robią tyle, ile instynktownie wyczuwamy jako sensowne. Najstarszy muzyczna drugi stopień ( nie był na pierwszym, a gdyby był to już by nie grał, jestem pewna). Do tego basen, heligonka (i koncertowanie w sezonie) z fundacją Golców. Chodzi do szkoły, ale mega świetnej bez dupogodzin "uczenia się" w domu. Druga - klub narciarski 3xtydz, basen i dodatkowa matma dla frajdy (homeschoolerka). Trzeci - basen i klub narciarski (szkolniak w tej samej świetnej szkółce). Przedszkolaczki mają wszystko czego potrzebują w cudnym leśnym przedszkolu, na basen jeżdżą rekreacyjnie raz na dwa tygodnie z tatą. Jest intensywnie, ale bez zarzynania. Ferie witam jednak z radością, poluzujemy trochę szeleczki (tylko najstarszy kolęduje intensywnie, ale na własne życzenie).
Ale moi nie maja samych 6 i 5 a my nie przywiazujemy wagi do ocen. Sa zdolni ale bez przesady. Zwyczajne lobuzy. Raczej ogarnieci i tyle. Wszystkie ewentualne doly bez naszej wiedzy nadrabiaja. To tylko szkola. Moze slaba, nie wiem.
W różnych wątkach czytałam, ze wiele waszych dzieci chodzi do szkoł muzycznych. Zastanawiam się czy to były pomysły dzieci czy raczej wyszło to od was, rodziców? Pytam bo mimo ze uwielbiamy muzykę i chodzimy od czasu do czasu różne koncerty, to nigdy nikogo w rodzinie nie interesowała nas nauka gry na żadnym instrumencie. Sama nie czuje presji by dzieci miały umiec na czyms grać, zapisałabym je na zajęcia muzyczne tylko gdyby były do tego naprawdę chętne. Tu na forum mam wrażenie szkola muzyczna jest jest bardzo popularna, stad moje pytanie czy to dzieci chciały do niej uczęszczać czy to wy uważacie, ze powinny umieć grać na skrzypcach czy pianinie?
U nas są zajęcia sportowe i taneczne, dzieci to lubią a ja mam poczucie ze ważne jest rozwijanie zamiłowania do sportu i ruchu. Do tego angielski, basen, zajęcia z rysunku dla najmłodszego.
Gdy dziecko wzrasta wsrod instrumentow nawet nie wpadnie na to, ze mogloby nie grac na jakims. Serio. Piecioro gra. Kolejne sie szykuja. W domu fortepian, organy, smyczki wszelkie. Tak samo ze sportem- gdy rodzice sa wysportowani to i dzieci pewnie beda. U nas sie sprawdza. Trzeba pokazac dzieciom ze istnieje cudowny swiat poza elektronika.
Nie musza robic wszystkiego swietnie, ale nie wyobrazam sobie, by nie umialy dobrze plywac.
U nas w szkole był kiedyś wykład jak muzyka wpływa na rozwój dzieci. To jest coś nie-do-zastapienia. Nawet nie chodzi o to, żeby dziecko w przyszłości było muzykiem ale chodzi o rozwój mózgu podczas nauki grania Niestety u nas instrumenty nie przeszły ..mamy tylko chor szkolny i zespół dziecięcy w domu kultury.
Gdy dziecko wzrasta wsrod instrumentow nawet nie wpadnie na to, ze mogloby nie grac na jakims. Serio. Piecioro gra. Kolejne sie szykuja. W domu fortepian, organy, smyczki wszelkie. Tak samo ze sportem- gdy rodzice sa wysportowani to i dzieci pewnie beda. U nas sie sprawdza. Trzeba pokazac dzieciom ze istnieje cudowny swiat poza elektronika.
Nie musza robic wszystkiego swietnie, ale nie wyobrazam sobie, by nie umialy dobrze plywac.
Z tym pływaniem to świetna rzecz. Jakiś czas temu oglądałam program, w którym ekspert (już nie pamiętam od czego) wypowiadał się, że umiejętność pływania to jedna z najważniejszych rzeczy, którą rodzic może dać dziecku.
@Paprotka - nasz najstarszy jest melancholijnym introwertykiem. Gra na instrumencie (w tym przypadku - gitarze) jest dla niego sposobem wentylowania emocji. Schowa się w pokoju, pogra i będzie mu lepiej. Jest to jedna z lepszych naszych decyzji wychowawczych. Przy czym - do muzycznej poszedł dopiero mając 13 lat, od razu na drugi stopień. Wcześniej, przy jego roztargnieniu, docisk byłby za duży. Dlatego brał lekcje prywatnie. Ale muzyka akurat dla niego jest formą terapii, dlatego zalezało nam, żeby miał do niej dostęp. Żadne z nas nie jest wybitnie muzykalne, swoją drogą. A F ma słuch absolutny.
Rozumiem ze gdy cala rodzina sie czyms zajmuje to dziecko moze sobie nie wyobrazac ze mogloby nie brac udzialu. Chodzi mi bardziej o cel, bo pasji i umiejetnosci mozna rozwijac mnostwo i na rozne sposoby, a akurat gra na instrumencie wydaje mi sie umiejetnoscia ktora moze jest fajna, ale niezbyt sie przeklada na codzienne zycie. Wyjatkiem jest oczywiscie sytuacja gdy gra na instrumencie to pasja dziecka ktora chce rozwijac, ale rozumiem ze wielu z was odgornie zarzadzilo, ze dziecko ma na czyms grac, stad pytanie o cel. Tym bardziej ze szkola muzyczna jest czasochlonna i wymaga ogromu pracy. Inne przyklady ktore wymieniacie to wg mnie inna liga i jak najbardziej uwazam, ze sa przydatne - plywanie przydaje sie na wakacjach, jest dobre dla zdrowia, dla wlasnego bezpieczenstwa warto umiec plywac. Jezyki obce - wiadomo, podroze, lepsze perspektywy pracy, mozliwosc czytania ksiazek w obcych jezykach itd. U nas corki chodza do szkoly tanca nie z mysla ze maja byc w tym swietne a w przyszlosci zostac profesjonalnymi tancerkami, tylko dlatego, ze spedzaja tam aktywnie czas, nawiazuja przyjaznie, rozwijaja koordynacje ruchowa i pewnosc siebie itp. Oczywiscie tez wazne jest dla nich ze potrafia tanczyc. Gra na instrumencie tez rozwija, ale na ile przydaje sie w zyciu codziennym? Ogrom czasu i pracy ktory trzeba wlozyc w ukonczenie SM jest oplacalny w przelozeniu na "efekt koncowy"?
Najgorzej jak rodzice wysyłają do szkół muzycznych a dzieci talentu nie mają. Znam takich wielodzietnych. Męczą się te dzieci tylko.
Masz rację. Owszem jak dzieci się garną do muzyki , chcą grać, ćwiczyć godzinami, jak je to granie cieszy, to wszystko w porządku. Gorzej jeśli jest to przymus i fanaberia rodziców.
Moja mama przez większość życia zawodowego uczyła dzieci grać (sama grała też w orkiestrze) , uczy nawet teraz będąc na emeryturze. Rozmawiałyśmy parę dni temu i przyznała mi rację, że zamiast na siłę posyłać dzieci na lekcje muzyki powinno się raczej zapewnić im jak najwięcej sportu.
Muzyka uwrażliwia, a niektóre dzieci, zwłaszcza te nadwrażliwe bardziej potrzebują czegoś, co je ustabilizuje psychicznie. Sport daje siłę, również tą psychiczną.
Czasem nie warto marnować życia na rozczytywanie nutek, szczególnie jeśli dziecko za tym nie przepada. Natomiast zawsze warto się ruszać i budować tężyznę fizyczną, a co za tym idzie - zdrowie, no i lepszy nastrój.
Moja mama mówi, że ma nieraz takich uczniów, którzy nie mają słuchu, ale rodzice nie przyjmują tego co wiadomości, forsują swoje pragnienie, żeby dziecko koniecznie grało, i to w dodatku na skrzypcach, gdzie dobry słuch jest jeszcze ważniejszy, niż w przypadku instrumentów klawiszowych.
Ale żadne dziecko nie myśli w kategorii ze idzie do szkoły muzycznej bo będzie muzykiem.. ja na prawdę w podstawówce nie byłam za świetna z fortepianu a gitarę od siódmej klasy wzięłam by skonczyc ogólnokształcącą muzyczna szkole.. a potem zatrybilo i zostałam gitarzystka.. nie o to chodzi żeby tak było ale widzę ze to jest dobre dla mojego dziecka na pewno i następne tez zamierzamy posłać.. na razie nie mogę zdecydować się żeby na inny instrument któreś posłać. Bo są głośne i nie tak fajne, ale na razie druga tez chce na gitarę..Córkę często ponosi przy ćwiczeniu albo zaganianiu do niego ale jak mówię ze zmieniamy szkole to już Wogole awantura ;-) chodzą tez obydwie(9i6) do mdku na młody torun - to jest coś co obie uwielbiają , coś co daje im wycisk fizyczny, prosta sylwetkę ((2xpoltorej godziny).. mąż narzeka bo starówka u nas dramatyczna do parkowania, ale nie tylko on wozi wiec jakoś się rozkłada ten ciężar..
@Paprotka w życiu codziennym rzeczywiście sie nie przydaje umiejetność grania na flecie poprzecznym Miałam ostatnio okazje, wyszłam i zagrałam. Ale tez mam mieszane uczucia, czy warto było az tyle czasu inwestować. Teraz, jesli jakieś dziecko przejawiałoby talent muzyczny (być moze najmłodszy), to sama bym uczyła. Tak samo sprawa ma sie z językami, nauka programowania, albo wspinaczka. Jednak czegos sie tam w życiu nauczyłam i jak najbardziej byłabym w stanie przekazać dalej dzieciom bez tej całej logistyki dookoła.
Jako dziecko muzyka ja również poszłam do szkoły muzycznej, to było jakby oczywiste.
W szkole 1 stopnia miałam na świadectwach same bardzo dobre.
Nienawidziłam grania. Zimne poty mnie oblewały, jak musiałam rozczytywać nuty. Słuch mam bardzo dobry, biegłość w palcach wyćwiczyłam, ale granie mnie w ogóle nie interesowało, nie cieszyło.
I na szczęście moja mama po 4 latach nauki sama mi zaproponowała, żebym zrezygnowała. Uffff. Co to była za ulga.
W zamian za to włóczyłam się po Krakowie z moją przyjaciółką z rodziny wielodzietnej i razem zapisałyśmy się do harcerstwa, potem jeszcze wciagnełyśmy do drużyny koleżanki z klasy.
Nie nauczyłam się grać, nie wykorzystałam zdolności, ale za to , jak to się dziś mówi "rozwinęłam kompetencje społeczne " No i przede wszystkim byłam szczęśliwsza
Najgorzej jak rodzice wysyłają do szkół muzycznych a dzieci talentu nie mają. Znam takich wielodzietnych. Męczą się te dzieci tylko.
Bo dziecko bez talentu przyjmują w muzycznej natychmiast.
W SM jest po 3-5 kandydatów na miejsce.
Może do szkoły muzycznej nie przyjmą, faktycznie, ale są jeszcze ogniska muzyczne , no i lekcje prywatne... No i tam można nieraz zobaczyć upartych rodziców
Jak słychać grę niektórych przyjmują... Może są miejsca gdzie aż tak wielu chętnych nie ma a szkół całkiem sporo. Tylko w mojej dzielnicy są dwie duże państwowe szkoły muzyczne.
Czytam ten wątek i właśnie zaczęłam odczuwać presję. Żadne znane mu dzieci nie chodzą na tyle zajęć co Wasze. A moje osobiste raz w tygodniu na tenisa.
Najstarszy logopedia, nauka gry na keybordzie , jazda konna (hmm lubi to i jak twierdzi Pani instruktor ma talent - po pierwszej lekcji pytala ile juz jezdzil konno)
Czy zdarzyło się, że któreś z Waszych dzieci nie chciało chodzić na wybrane przez rodziców zajęcia? Co wtedy robiliście?
Moja nie chciała kontynuować rysunku, choć ma talent. Ale 3 godziny na raz było dla niej za dużo i po pierwszym miesiącu ją wypisałam. Ale na początku obiecaliśmy sobie, że jeśli nie da rady, to będzie mogła zrezygnować.
U nas dajemy sobie 1-2 miesiące na poznanie zajęć, często pierwsze są trochę na pokaz i nie wyrobimy sobie zdania, poza tym trzeba sprawdzić logistykę i czy nie za dużo na każdy rok zaplanowaliśmy. Więc tak do końca października grafik się ustala. Potem przyjmuję rozsądne argumenty za rezygnacją. Bywało, że syn przerwał kurs ang. -za przyzwoleniem, ale z zapowiedzią, że następny rok nie będzie miał płatnych lekcji. Córka raz miała 5 różnych zajęć sportowych, niektóre 2 x w tyg. i to było za dużo. Na początku roku podpisujemy umowę o ED, warunkiem jest m.in. chodzenie na zajęcia, pomoc w domu i współpraca z rodzeństwem (strefa ciszy, opieka nad młodszym). W razie spadku motywacji jest na piśmie.
Jeny na dodatkowe jakby nie chcieli to do widzenia.. oczywiście nie na zasadzie dzisiejszego dola bi u najstarszej to wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie ale one raczej z tych co marzą żeby na jeszcze więcej chodzic (balet schole- a ja wredna matka twierdze ze nie ma czasu) niż żebyś z czegoś rezygnować.. chyba ze właśnie jak mówię wraca fa wściekła bo pani coś tam.. ale potem jej przechodzi. :-)
Nigdy nie było z powodu jednorazowego doła , i nie po miesiącu czy dwóch.
U nas był po raz pierwszy, bo kręgosłup nie wyrabiał. Trzymanie deski z kartką na kolanach było za trudne przez 3 godziny pod rząd. Moja mała była na to zwyczajnie za drobna i niska.
Czy zdarzyło się, że któreś z Waszych dzieci nie chciało chodzić na wybrane przez rodziców zajęcia? Co wtedy robiliście?
Ja nie wybieralam. Córka sama chciała plywac. Potem mowi, że więcej nie pójdzie. Nie zmuszalam, mnie zmuszano do plywania. Efekt jest taki, że nie tylko nie umiem plywac, ale do wody powyżej kolan nie wejdę. A najlepiej z dala od wody przebywac. Synowie nauczyli się pływać. I im to wystarczylo, więcej ćwiczyć nie chcieli. Szermierke jeden chciał bardzo, po roku zrezygnował.
Nic nie robie, nie chcą to nie. Na siłę mam ciągnąć? Tym bardziej, że to 50km w jedną stronę do miasta. A
Muzycznie nikt nie jest utalentowany, innych zajęć niż muzyka i sport i nas nie ma.
Teraz rzeczywiście mnóstwo dzieci ma wypełnione całe dni po szkole, pytanie, jaka jest alternatywa. O ile pamietam za moich lat wczesnoszkolnych ktore przypadły na pierwsza polowe lat 90 mało kto z rówieśników chodził regularnie na zajęcia pozalekcyjne. Jesli już to albo na zajęcia wyrównawcze, co było w sumie konieczne dla tych którzy sobie nie radzili w szkole, albo, nieliczni, z bardziej zamożnych rodzin, do klubów sportowych czy na lekcje gry na instrumencie. Ale wtedy było podwórko, wymyślanie zabaw i spędzanie całych popołudni w grupie rówieśników. Raczej nikt nie cierpiał ze nie chodzi po szkole na zajęcia dodatkowe, może nawet wręcz przeciwnie. Dziś pewnie wiele dzieci które nie miałyby zorganizowanego czasu uciekloby po szkole w neta i smartfona.
Moi sami wybierają zajęcia, młodzi chodzą do pałacu młodzieży, jeden ceramika i grafika 3d, druga tance + karate w szkole. No i teraz karate już jej się znudziło. Ma dochodzić do końca semestru i potem zobaczymy. W zeszłym roku chodziła semestr na malarstwo, na nowy rok nie chciala, a teraz marudzi, że znowu chce, wręcz z płaczem. Starsi chodzili wiele lat na Skre- biegali, ale pol roku temu skonczyli, ale to był sport wyczynowy. No i wszyscy są po szkołach sportowych, dopiero LO zwykłe.
Komentarz
Często zaznaczasz, że Twoje dzieci nie są wybitne, po czym podajesz dowody na to, że właśnie są.
Chodziłam do szkoły muzycznej II stopnia. Nauka przychodziła mi z dużą łatwością, nigdy nie miałam z niczym problemów, wiele pamiętałam z lekcji, ale sama obecność na wszystkich zajęciach plus codzienne ćwiczenie na instrumencie plus prace domowe typu wypracowania czy zadania z harmonii bardzo szczelnie wypełniały mój czas. Nigdy nie powiedziałabym, że miałam wtedy "czas na wszystko". Albo to były inne czasy, inne szkoły, inne wymagania, albo jednak Twoje dzieci SĄ wybitne.
U nas są zajęcia sportowe i taneczne, dzieci to lubią a ja mam poczucie ze ważne jest rozwijanie zamiłowania do sportu i ruchu. Do tego angielski, basen, zajęcia z rysunku dla najmłodszego.
Tak samo ze sportem- gdy rodzice sa wysportowani to i dzieci pewnie beda. U nas sie sprawdza.
Trzeba pokazac dzieciom ze istnieje cudowny swiat poza elektronika.
Nie musza robic wszystkiego swietnie, ale nie wyobrazam sobie, by nie umialy dobrze plywac.
Niestety u nas instrumenty nie przeszły ..mamy tylko chor szkolny i zespół dziecięcy w domu kultury.
Masz rację.
Owszem jak dzieci się garną do muzyki , chcą grać, ćwiczyć godzinami, jak je to granie cieszy, to wszystko w porządku.
Gorzej jeśli jest to przymus i fanaberia rodziców.
Moja mama przez większość życia zawodowego uczyła dzieci grać (sama grała też w orkiestrze) , uczy nawet teraz będąc na emeryturze.
Rozmawiałyśmy parę dni temu i przyznała mi rację, że zamiast na siłę posyłać dzieci na lekcje muzyki powinno się raczej zapewnić im jak najwięcej sportu.
Muzyka uwrażliwia, a niektóre dzieci, zwłaszcza te nadwrażliwe bardziej potrzebują czegoś, co je ustabilizuje psychicznie.
Sport daje siłę, również tą psychiczną.
Czasem nie warto marnować życia na rozczytywanie nutek, szczególnie jeśli dziecko za tym nie przepada. Natomiast zawsze warto się ruszać i budować tężyznę fizyczną, a co za tym idzie - zdrowie, no i lepszy nastrój.
Moja mama mówi, że ma nieraz takich uczniów, którzy nie mają słuchu, ale rodzice nie przyjmują tego co wiadomości, forsują swoje pragnienie, żeby dziecko koniecznie grało, i to w dodatku na skrzypcach, gdzie dobry słuch jest jeszcze ważniejszy, niż w przypadku instrumentów klawiszowych.
W szkole 1 stopnia miałam na świadectwach same bardzo dobre.
Nienawidziłam grania. Zimne poty mnie oblewały, jak musiałam rozczytywać nuty.
Słuch mam bardzo dobry, biegłość w palcach wyćwiczyłam, ale granie mnie w ogóle nie interesowało, nie cieszyło.
I na szczęście moja mama po 4 latach nauki sama mi zaproponowała, żebym zrezygnowała. Uffff. Co to była za ulga.
W zamian za to włóczyłam się po Krakowie z moją przyjaciółką z rodziny wielodzietnej i razem zapisałyśmy się do harcerstwa, potem jeszcze wciagnełyśmy do drużyny koleżanki z klasy.
Nie nauczyłam się grać, nie wykorzystałam zdolności, ale za to , jak to się dziś mówi "rozwinęłam kompetencje społeczne "
No i przede wszystkim byłam szczęśliwsza
Może do szkoły muzycznej nie przyjmą, faktycznie, ale są jeszcze ogniska muzyczne , no i lekcje prywatne...
No i tam można nieraz zobaczyć upartych rodziców
Synowie nauczyli się pływać. I im to wystarczylo, więcej ćwiczyć nie chcieli.
Szermierke jeden chciał bardzo, po roku zrezygnował.
Nic nie robie, nie chcą to nie. Na siłę mam ciągnąć? Tym bardziej, że to 50km w jedną stronę do miasta. A
Muzycznie nikt nie jest utalentowany, innych zajęć niż muzyka i sport i nas nie ma.